ღ ELEVEN ღ
Miałem stopniowo zabijać to uczucie do Ciebie, a nie jeszcze bardziej je pogłębiać. Z dnia na dzień czuje się coraz gorzej. Nawet jeśli tego nie widać to w środku pochłania mnie czerń. Jestem zagubiony, proszę złap mnie za rękę i wyprowadź z tej otchłani. Nie chce Cię zranić, ale powoli mam ochotę się poddać. Przez te myśli nie mogę spać, przez ból iść przez to życie.
Wszędzie mam te blizny. Chciałbym o nich zapomnieć, ale codziennie na nie patrzę. Niektóre sytuacje zmuszają do nowych. Pragnę wziąć te leki i zapaść w upragniony sen. Tylko tym razem już na wieki.
Bez przerwy błądzę. Idę przez korytarz, który ma mnóstwo drzwi. Jednak wszystkie są zamknięte. Kluczem jesteś Ty. Nie jestem w stanie wyrzucić z siebie tego uczucia. To jest chore. Jakim cudem dalej się ze mną zadajesz?
Jestem bezwartościowy.
Jestem obrzydliwy.
Jestem zakochany.
Jestem zagubiony.
Jestem obolały.
Jestem chory.
𝚡
Podnoszę się i przelatuje wzrokiem po pokoju. Ziewam i wstaje z wygodnego materaca. Ubieram się szybko i schodzę na dół. Moim oczom od razu ukazuje się trójka chłopaków przy stole. Widząc przygotowane śniadanie od razu mam odruch wymiotny. Od jakiegoś czasu nie mam nawet ochoty patrzeć na jedzenie. Żyje na jednym posiłku dziennie. Po prostu wszystko staje mi w gardle.
Przysiadam się do nich i biorę dla siebie kubek z herbatą. Nie zawsze jemy razem, aczkolwiek się zdarza. Zwłaszcza jeśli wstaniemy o podobnej porze. Przynajmniej możemy na spokojnie porozmawiać.
Znów jestem na przeciw Ciebie. Pragnę zatapiać się w Twoich pięknych tęczówkach, aczkolwiek wiem, że może wydać się to dziwne, zwłaszcza kiedy przy owej czynności twarz robi się czerwona.
Ciągle się zamartwiam. Próbuję się wyrwać, ale to wszystko ciągnie mnie z powrotem. Nie mogę złapać oddechu, a na sercu pojawia się coraz więcej ran.
Ile jeszcze muszę cierpieć?
Ile razy upaść?
Ile wylać łez?
Ile tracić nadzieję?
Po raz kolejny krwawię i choć wiem, że mogę na Ciebie liczyć, nie potrafię. Zaplątałem się w linę, która krępuje moje ruchy. Nie pozwala zawołać o pomoc. Moje wady są dla Ciebie niczym. Uwielbiasz mnie takim jakim jestem. Jednak ja nie potrafię tego zaakceptować. Dlatego się obwiniam. Wmawiam, że i Ty mnie za to nienawidzisz.
Dusi mnie ten świat. Czuje jak ten ciężar mnie oplata. Nie wiem jak uwolnić. Męczę się coraz bardziej. Potrzebuje pomocy, ale boje się zapytać.
Jednak dalej wierze, że będziesz przy mnie.
Nawet na łożu śmierci.
Tak jak zawsze pocieszysz.
Złączysz nasze dłonie i powiesz, że będzie dobrze.
I wiem, że to Cię rani.
Jednak nie panuje nad sobą.
Wybacz mi.
Postaram się naprawić.
— Szymek? — słyszę Pawła. — Żyjesz?
— Tak, tak. Zamyśliłem się — wymuszam uśmiech.
— Idziesz ze mną i Kamilem na kręgle?
— Nie, źle się czuje. Następnym razem.
— Ty Yoshi? — zwraca się w jego stronę.
Chłopak podnosi wzrok i lustruje młodszego od siebie. Następnie patrzy na mnie i uśmiecha się lekko.
— Zostanę w domu, dzięki za propozycje.
Moje serce od razu przyśpiesza. Zaciskam szczękę i podnoszę się. Odkładam kubek do zmywarki i wybywam do swojego pokoju ówcześnie dziękując za wspólne śniadanie.
Zatrzaskuje drzwi i rzucam się na łóżko. Wtapiam twarz w poduszkę i próbuje się ogarnąć. Jednak myśli wciąż krążą w okół niskiego bruneta.
Zrobiłeś to specjalnie?
To moje chore urojenia, prawda?
Już nie wiem kim dla Ciebie jestem.
Twoje odruchy są dla mnie coraz to inne.
𝚡
Leżę na łóżku, a w dłoniach trzymam ukulele. Gram cicho i powoli patrząc w sufit. Wzdycham, a do moich uszu dochodzi odgłos pukania. Wzdrygam się lekko i mówię cicho "Proszę". Do pomieszczenia wchodzi Yoshi. Od razu kładzie się obok mnie i prostuje kości. Odkładam instrument i przewracam się na lewy bok, aby spojrzeć na chłopaka.
— Co tam? — pyta.
— Nic, zmęczony trochę jestem.
— Znowu nie spałeś?
— Skąd? — unoszę brwi ku górze.
— Czasem słyszę jak się szwendasz. W razie czego zawsze możesz do mnie wbić.
— Dziękuję.
Uśmiecham się, a wzrok wlepiam w jego tęczówki. Czuje się dziwnie. Przymykam w końcu oczy i wsłuchuje w przyjemną ciszę. Nagle chłopak również się poprawia, jednak dalej leży obok mnie. Otulony przyjemnym ciepłem w końcu zasypiam.
𝚡
— Damian, Damian, Damian, Damian.
Słyszę obok siebie oraz czuje szturchanie w policzek. Otwieram leniwie oczy i spoglądam na postać przed sobą. Mój wzrok powoli się wyostrza. Ukazuje mi się uśmiechnięty Yoshi. Mruczę coś pod nosem nie mając siły się podnieść.
— Zamówiłem nam sushi. Oglądniemy coś?
— Nienawidzę Cię czasem — jęczę pod nosem.
— Też Cię uwielbiam. To ja idę jeszcze po kubki — stwierdza entuzjastycznie.
Wychodzi z pokoju, a ja wzdycham próbując nacieszyć się chwilą, która już za chwile zniknie. Cóż, miałem rację. Chłopak już po kilku minutach wraca. Podnoszę się czując ból kości. Moim oczom ukazuje się wspomniane jedzenie oraz cola. Niższy rzuca we mnie pilotem od telewizora i siada. Chcąc, nie chcąc podnoszę się i opadam obok.
Włączam ekran przed nami i włączam przeglądarkę. Włączam film, który mieliśmy nadrobić. Natomiast Filip kładzie między nami posiłek. Podaje mi pałeczki, a ja biorę je rozrywając. Następnie krzyżuję palce i chwytam jeden kawałek.
Mija trochę czasu, a my leżymy rozwaleni na łóżku patrząc w telewizor. Nasze ramiona się stykają przez co czuje przyjemne ciepło. Moje serce skacze z radości, a ja sam uśmiecham się lekko.
Mogę tak codziennie. Uwielbiam spędzać z Tobą czas. Zwłaszcza kiedy między nami nie ma tej cholernej bariery. Nie boje się, że zrobię coś nie tak. Cieszę się, że Cię mam. Jednak wiem, że nie zasługuje. Mógłbyś być teraz z kimś wartościowym. Po co Ci jestem ja? W niektórych momentach mam ochotę płakać. Czuje bezsilność. Powstrzymuje się, ale i tak wiem, że pocieszyłbyś mnie.
Tylko, że kończą mi się kłamstwa.
Znów zapytałbyś co się stało.
A ja nie wiem.
Po prostu to mnie niszczy.
Nie chce Cię obciążać.
_____
945
Nie chce mi się sprawdzać. Najwyżej poprawie potem
Dziena za przypomnienie >////< ♥️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top