Rozdział 9.

W głębi serca pragnę wierzyć, iż nie jesteś gotowy na zakończenie zbliżające się wielkimi krokami.

~*~

Czerwonowłosy shinigami, choć nie potrafił przyznać się nawet sam przed sobą, bardzo dobrze bawił się w trakcie tego wieczoru. Nie zrobili praktycznie nic, cieszyli się spokojną nocą, wspólną rozmową pijąc przy tym herbatę i jedząc czekoladę. Widać było, iż dziewczynie te trzy godziny naprawdę poprawiły nastrój. Zdołali lepiej się poznać – teraz Grell nie mógł o sobie mówić „nieznajomy typ". Wprawdzie Weronika praktycznie nic nie wiedziała o życiu prywatnym swojego nowego kolegi, jednak obdarzyła go tą swoją ufnością tak charakterystyczną dla małego dziecka.

Zaprzeczał sam przed sobą, iż miło spędził czas. Twierdził, że robi to tylko dlatego, że chcę zdobyć jakieś informacje, które mogą mu się przydać, co też było prawdą. W tych niepozornych godzinach dowiedział się więcej niż w czasie kilkunastodniowej obserwacji.
– Masz może czas w piątek? – zapytała z nutką nadziei w głosie.

Powiedzieć tak? A może powiedzieć nie?
Szybka decyzja. Nie musi się z nią zadawać – to wychodziło poza jego „kompetencje", rozumiane na bardzo szeroki sposób.

– Tak – odpowiedział spokojnie.
– Chciałbyś do mnie wpaść? W sensie... – zaczęła trochę się tłumaczyć – Mojej współlokatorki nie będzie, a też nie mam zbytnich planów...
– Czemu nie. – Wzruszył ramionami i popatrzył się w jej oczy. – Będzie mi bardzo miło. – Nieświadomie obdarzył ją jednym z najczulszych spojrzeń jego limonkowo-zielonych oczu i łagodnym uśmiechem, przez który topniało serce każdej kobiety...


~*~

– Ale jak to zaprosiłaś obcego typa do siebie!? I to na dodatek, teraz kiedy wyjeżdżam na weekend z miasta! – wydarła się blondynka. – Czyś ty do reszty oszalała!?

Weronika zaczęła się głupio śmiać. Kompletnie nie rozumiała złości Ani. Przecież poznała tego gościa – widziała się z nim aż dwa razy.

– Normalnie. A jak inaczej? – Wzruszyła ramionami. – Spytałam się go, a on się zgodził.
Blondynka przyłożyła dłoń do skroni i ciężko westchnęła.
– Ile ty masz lat? – zapytała zawiedziona postawą koleżanki.
– Dwadzieścia. – Popatrzyła się dumnie z dołu na wyższą rówieśniczkę.
– A mimo to nadal zachowujesz się jak dziecko... Ech... Nie mam już do ciebie momentami siły.
– Też cię kocham. – Szatynka uśmiechnęła się bardzo szeroko, ukazując dwa rzędy białych zębów, a po chwili przytuliła się do przyjaciółki. Ona mimowolnie uniosła kąciki swoich ust ku górze.

Nim się obejrzała, już minęła siedemnasta. Za mniej niż godzinę miał przybyć jej nowy znajomy. Do tego czasu zdołała dokładnie posprzątać cały pokój i kupić jakieś przekąski. Nawet nie specjalnie musiała się do tego zmuszać – lekkie podekscytowanie działało na nią napędzająco i nawet jej leniwa natura dawała za wygraną.

Wybiła osiemnasta. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Weronika podbiegła do nich, prawie wywracając się o własne nogi. Popatrzyła się przez wizjer, czy to aby na pewno osoba, na którą czeka. To był on. Przekręciła kluczyk w zamku i otworzyła drzwi.
– Zapraszam do środka – powiedziała, kłaniając się teatralnie. – Czuj się jak u siebie.

Zaśmiał się pod nosem, ale nie z powodu zachowania Weroniki. Spędził tyle czasu w tym pokoju, że co najmniej śmieszne dla niego było to, co teraz powiedziała. Momentami wiedział lepiej, co gdzie leżało niż dwie, często nierozgarnięte, lokatorki.
– Napijesz się czegoś? – zapytała – Mam herbatę czarną i zieloną oraz kawę rozpuszczalną.
– Och! Jakie bogactwo! – zażartował. Studencka bieda na szczęście nie zaglądała do progów dziewczyny. – Skoro proponujesz, to niech będzie zielona herbata – odparł i usiadł przy biurku, pełniącym również funkcję stołu, na którym leżał włączony laptop. Tak samo, jak tamtego dnia i teraz był otwarty ten sam dokument tekstowy z historią Kuby Rozpruwacza i Michelle.

Weronika spostrzegła ukradkowe spojrzenie swojego gościa na komputer.
– Możesz przeczytać, jeśli chcesz, choć nie uważam tego za czegoś wartego większej uwagi – rzuciła beznamiętnie w drodze do łazienki, aby tam napełnić czajnik wodą.

Znał to opowiadanie, jednakże skusił się na ponowne jego przeczytanie. Tak samo, jak tamtym razem i teraz był pod wielkim wrażeniem. Spostrzegł, że Weronika wprowadziła drobne poprawki, ale jak głosiło stare porzekadło: „diabeł tkwi w szczegółach". Miała talent pisarski, lecz nie oszczędziłby jej tylko z tak błahego powodu. Takie umiejętności nie sprawią, że przedłuży sobie życie – i tak ono za długo trwało.

Czy w ogóle w trakcie trwania swojego życia jako shinigami oszczędził czyjeś życie? Nie przypominał sobie. Ludzie są zbyt kruchymi istotami, które posiadają duże pokłady mocy twórczej, a jeszcze więcej mocy destrukcji. Kto wie, do jakich nieszczęść doprowadziło przedłożone życie dziewczyny stojącej zaraz obok? Skoro trzepot motylich skrzydeł mógłby doprowadzić do powstania huraganu, to jakie zniszczenia niosła ze sobą postać człowieka?

Dziewczyna podała mu herbatę w beżowym kubku, na którym narysowane były dwa renifery niosące prezenty. Jego ranty były lekko porysowane, co świadczyło o wielu tysiącach użyciach naczynia.
– Wiesz co? To jest bardzo dobrze napisane opowiadanie. – Pochwalił jej pracę, kiedy przeczytał ostatnie słowa: „I wszystek umarła, bo nikt jej nawet krzyża na mogile nie postawił".
– Naprawdę tak sądzisz?
– Bez dwóch zdań – odparł z suchym profesjonalizmem, o ile można nazwać profesjonalistą przeciętnego czytelnika o trochę wyższych wymaganiach. – Fabuła została świetnie poprowadzona, a postacie to cud miód.

Dziewczyna zaśmiała się na ten komentarz. Grell uśmiechnął się i upił łyka gorącej herbaty. Jej ciepło przyjemnie podrażniło jego przełyk i rozlało się od żołądka, aż po same palce u stóp. Dało mu to, według niego złudne, poczucie bycia w rodzinie lub z kimś bliskim.
Nonsens – pomyślał. – To tylko głupa herbata...

~*~

Och... Powoli zbliżamy się do końca tej krótkiej historii. Aż trochę przykro mi się robi, jak o tym pomyślę...

fruziapo, 16.03.2021

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top