Rozdział 2.
~*~
Plan był względnie prosty, czyli po prostu zabić dziewczynę i zabrać jej duszę. Tak więc, uzbrojony w swoją kosę śmierci Grell, mając ze sobą cinematic record niejakiej Weroniki Langweilish, zaczął poszukiwania tej lekko kłopotliwej osoby. Dokładnie rzecz biorąc, to sama dziewczyna nie była kłopotliwa, a bardziej dusza, która nadal tkwiła w jej ciele.
Odnalezienie jej było dziecinnie proste, w końcu dzięki cinematic record mógł sprawdzić jej aktualne położenie. Z jakiegoś dziwnego powodu kilka razy oglądał moment jej „śmierci", a bardziej chwilę, w której powinna umrzeć. Niecodzienną satysfakcję dawało mu patrzenie na obraz leżącej dziewczyny, której pękła czaszka. Z niej wypływał płyn mózgowo-rdzeniowy o słomkowej barwie i mieszał się z jasną krwią tętniczą, a ich mieszanina łączyła się z zabrudzeniami na jezdni, tworząc kałużę.
Co ciekawe, dziewczyna zdołała w pełni wyzdrowieć po czterech miesiącach. Coś nieprawdopodobnego dla człowieka. Każda „normalna" osoba zmarłaby na miejscu. Całe wydarzenie odbyło się bez szumu w mediach tylko dzięki matce dziewczyny, która nie udzielała zgody na kontakt z córką. Wprawdzie Weronika była już pełnoletnia, jednak do czasu odzyskania pełni zdrowia decyzje w jej sprawie podejmowała matka. Dla nielicznych głównie rodziny, którzy dowiedzieli się o przypadku młodej Langweilish, był to cud.
Grell mimowolnie zaśmiał się pod nosem, kiedy to usłyszał. Skrycie ciekawiło go, w jaki sposób ci wszyscy ludzie zareagują na jej śmierć, zupełnie niespodziewaną. Mimo to stwierdził, że okaże trochę „łaski", jak to sam określił, i pozbawi ją życia w sposób względnie humanitarny – przyjdzie do niej w nocy i wyciągnie z niej duszę. Zrobi to bez większego rozlewu krwi. Równie efektywne byłby zagonienie jej w ciemną uliczkę i zabicie, ale wiązałoby się to również z koniecznością wyciągnięcia jej w takowe miejsce.
Ktoś powiedziałby, iż Sutcliff się zestarzał, ewentualnie złagodniał po wielu latach pracy jako shinigami. Sam też nie rozumiał, dlaczego do tej sprawy podchodzi w taki sposób. Może była to mieszanka takich uczuć jak powaga, w końcu to bardzo ważna sprawa, oraz rozbawienia, jakie wywołały u niego tłumaczenia winnej całej tej sytuacji Emmy. Całość podsumował faktem, że dziewczyna przedstawia stereotypową blondynkę, czyli „idiotkę, osobę z wrodzonym upośledzeniem umysłowym spowodowanym barwą włosów". Początkująca shinigami od razu przyznała mu rację, po czym zaczęła się śmiać. To jeszcze bardziej utwierdziło go w swoim stwierdzeniu jakoby Sarah była co najmniej nieinteligentna.
Wybiła godzina dwudziesta pierwsza. Wieża zegarowa Elizabeth Tower, znana szerzej jako Big Ben, zaczęła rozbrzmiewać. To był dla czerwonowłosego shinigami znak, że czas już się zabierać do pracy. Wstał od stolika w kawiarni i wyszedł, uprzednio płacąc za swoją kawę. Od tego momentu żaden człowiek nie mógł go zobaczyć.
Zaczął kierować się w stronę akademika, w którym mieszkała Weronika na czas swoich studiów w Londynie. Do Roehampton University miał dosyć spory kawałek drogi. Postanowił delektować się chwilą względnego spokoju, jaką dawała mu samotność. Specjalnie nadkładał drogi, aby móc przejść przez park, który o tej porze był puściuteńki. Powietrze jak zwykle – ciężkie, wilgotne, a do tego wyjątkowo zimne. Ręce trzymał w kieszeniach swojego czerwonego płaszcza. Czasami rozmyślał na temat jego dawnej właścicielki, która zabił. Zwykle dochodził do wniosku, że taka była naturalna kolej rzeczy – i tak zostałaby zabita lub zamknięta w więzieniu. Momentami jednak czuł małe ukłucie w sercu, gdyż przypominał sobie, że trochę związał się z tą kobietą. Partnerka zbrodni, osoba związana wspólnym sekretem, tańczona razem z nim w tańcu śmierci...
Westchnął. Po chwili przyspieszył kroku, który zmienił się w bieg. Uśmiechnął się zadziornie sam do siebie na myśl o swojej pracy do wykonania. Nim się spostrzegł, biegł po dachach budynków z gracją tak dla niego charakterystyczną. Jego włosy błyszczały w delikatnym świetle księżyca. Mimo dużej wilgotności i zimna – to była piękna noc. Niewiele było takich nocy. One nosiły w sobie pewien dreszczyk emocji, nieporównywalne było zbieranie dusz w takim czasie. Zdawało się bowiem, że one pragnął „wyjść" z ciała, żeby zakosztować tego pięknego światła księżyca. Co ciekawe, taki nastrój nie panował w czasie każdej pełni.
W uszach zdawał się słyszeć swoja ulubioną piosenkę. W kontekście gustu muzycznego był dosyć staroświecki – lubił muzykę klasyczną. W jednym momencie z usłyszał, jak to lubił określać, niesforne skrzypce. Zaraz potem flet, aż w końcu jego ulubiony refren. To właśnie tej piosenki słuchał przed każdym wyruszeniem do pracy w czasie wojen. Ludzie zabijani w rytmie jego ulubionego utworu wyglądali, zdaniem Grella, niesamowicie. Żołnierze padający na twarz pod ostrzałem, odrywanie kończyn przez wybuch min przeciwpiechotnych. Coś cudownego! Właśnie w czasie wojen spełniał się niezwykle dobrze jako shinigami. No bo jak tego nie robić, kiedy jego kara stała się zarazem jego pasją pchającą go do skrajów narkotycznej ekstazy?
Spokojne skrzypce... Uspokajająca harfa... a po chwili znowu energiczny refren.
Skakał po dachach budynku z uczuciem pewnego upojenia. Dawno nie czuł się tak swobodny, radości z takiej prostej rzeczy. Zaśmiał się sam do siebie, początkowy bieg przerodził się w pewnego rodzaju taniec, taniec, który kochał najbardziej – taniec śmierci. To on – shinigami, bóg śmierci – pędził, by przynieść koniec pewnej dziewczynie. Ta świadomość jakoś go niezwykle ekscytowała i zapędzała na skraje szaleństwa...
~*~
Och, jakie to musi być cudowne uczucie – przemierzać przez ulice Londynu w czasie niezwykłej pełni, gdy w sercu wybrzmiewa utwór pasujący do twojej duszy jak żaden inny.
W mediach znajdziesz tą piosenkę, a jest nią, nic innego jak, Dance Macabre skomponowane przez Camille Saint-Saëns. Miód dla uszu, zwłaszcza, kiedy to ty przynosisz śmierć...
fruziapo, 19.02.2021
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top