"Typowa sobota, ale czy na pewno?"


Weekend. Piękne słowo, które zapewne wielu kojarzy się z odpoczynkiem, spaniem do południa, oraz..

- Hikari skończyłaś myć kuchnię? - Zawołała mama ze swojego gabinetu, z którego wnętrza od czasu do czasu dało się słyszeć odgłos spadających przedmiotów, oraz niezbyt elegancie słowa w co najmniej ośmiu językach.

- Prawie! Daj mi pięć minut! - Zawołała dziewczyna, która od kilku minut uparcie zmagała się z brudną kuchenką. - ..Albo 10! Ten płyn chyba jednak nie przynosi pięknego zakończenia!

Właśnie tak. Jeden, tyci, dosłownie maleńki minus każdej soboty. Sprzątanie. Jest to czas podczas którego człowiek, a dokładniej mówiąc dorośli wciągają swoje rodziny w cotygodniowy rytuał znany jako "sobotnie porządki", noszące również nazwę "co tygodniowej męczarni". Dzień ten oczywiście szybko dobiegłby końca, jednak świat ten nie jest taki prosty jak mogłoby się zdawać, gdyż właśnie tego dnia na ludzkość spada klątwa, przez którą człowiek zaczyna interesować się rzeczami na które normalnie nie zwraca najmniejszej uwagi. Spadają na niego niepowstrzymane chęci takie jak przeglądanie znalezionych zeszytów z podstawówki, przeglądy albumów z dzieciństwa lub ciekawskie wydobywanie przedmiotów spod szafy. Jak do tej pory znalazła stary rachunek za prąd, trzy mentosy, i pająka którego nazwała Franek.

- Masakraaa ominie mnie walka z bossem! - Zawołała zdołowana, płacząc nad swoim losem. - I gdzie ten książę w lśniącej zbroi kiedy jest potrzebny?

- A to nie ty śpiewałaś przez pół podstawówki, cytuję:

Nie chcę być jak Kopciuszek (...)
Nie chcę być jak Królewna Śnieżka czekająca
Na przystojnego księcia (...)
Raczej sama się uratuję?

- Mamoo, czepiasz się szczegółów. - Odparła, zerkając na kobietę która właśnie weszła do kuchni. - Nie powinnaś przypadkiem kończyć porządków w biurze?

- Kończę. Przyszłam po coś słodkiego.

- Mhm, tłumacz się, tłumacz..

- Co?

- Nic, nic.

Gdy mama wyszła z kuchni, niechętnie wróciła do szorowania makabrycznej kuchenki. Został jej jeszcze salon, nie wspominając o własnym pokoju który przypomina pobojowisko po nocnych poszukiwaniach zaginionego kawałka czekolady, który magicznym sposobem odnalazł się rano na jej poduszce. Nie dość, że musiała umyć głowę to jeszcze wyprać wszystkie poszewki. Jak to możliwe, że gdy człowiek tylko na sekundę odłoży czekoladę zaraz o niej zapomina i za nic w świecie nie może znaleźć? Świat jest okrutny..

Zdołowana zerknęła za okno, spoglądając na ciężkie, szare chmury i lejący się strumieniami deszcz. Jest środek jesieni i z dnia na dzień coraz bardziej szaro, dołująco i mokro, nie wspominając o coraz krótszych dniach i niekończących się zimnych wieczorach. Dlaczego jesień musi być taka dołująca? Już wyczuwa migrenę i depresję czające się za rogiem, te france nikomu nie odpuszczą. Nie wspominając już o katarze, grypie.. i czymś jeszcze co tam jeszcze było ale już nie pamięta.

Gdy wreszcie udało jej się ogarnąć bałagan w kuchni, z rozbiegu ogarnęła salon i jak na skrzydłach wpadła do swojego pokoju który okazał się być znacznie większą katastrofą niż pamiętała z rana. Po wzięciu głębokiego oddechu podwinęła rękawy, ustawiła głośniki na full i wzięła się do roboty, podśpiewując sobie pod nosem.


(time skip)

W całym domu rozległ się dzwonek do drzwi, zagłuszony przez dobywającą się z głośników muzykę. Niczego nie świadoma Hikari kontynuowała układanie książek na półce, gdy do pokoju z buta wparował Aleksy z miejsca potykając się o leżący na podłodze stos poduszek. Dziewczyna ze zdziwieniem przyglądała się jak chłopak ląduje na twarz w stosie rozrzuconych magazynów które chwile temu ułożyła w ładny, kolorowy stosik. Ten to dopiero ma wejście!

(tymczasem, skojarzenia w głowie Hikari):


https://youtu.be/f4hzn0-ARso

- Maja, twój pokój chce mnie zabić! - Zawołał, łapiąc się za rozbity nos. - Co ja mu złego zrobiłem?

- Nie wytarłeś butów? - Zapytała niby obojętnie, wracając do układania książek. - Jakie licho cię tu przywiało? Tylko mi nie mów że brat.

- Co? Nie, skądże znowu! Skąd ci to przyszło do głowy? - Zapytał rozbawiony, rozsiadając się na podłodze którą za chwilę znowu będzie musiała sprzątnąć. - Organizuję małe spotkanie z kilkoma osobami z klasy, pomyślałem że skoro znasz wszystkich powinnaś do nas koniecznie wpaść!

- Czyli imprezka? - Zapytała, wyraźnie zainteresowana. Pomysł wydawał się być naprawdę świetny, zwłaszcza, że nie ma nic lepszego na przerwanie jesiennej monotonii.

- Raczej "kameralna posiadówka". To co, wpadniesz? Będzie zabawnie!

Po usłyszeniu takiej propozycji nie trzeba było jej długo namawiać. Przytaknęła ochoczo głową, zgadzając się na propozycję kolegi. Rozradowany Aleksy momentalnie poderwał się z podłogi i dosłownie porwał ją w ramiona wprawiając ją przy tym w chwilowe osłupienie.

- Nie pożałujesz, będzie super! - Zawołał, wybiegając z pokoju. - Posiadówka zaczyna się o ósmej! - Zawołał z korytarza, po czym wybiegł z hukiem z domu. Hikari nadal z lekka oszołomiona stała przez chwilę w miejscu, gdy do pokoju weszła jej mama.

- Więc.. wnioskuję że zamierzasz wyjść wieczorem, tak? - Zapytała, jednak w jej głosie dało się słyszeć tę charakterystyczną nutę mówiącą: "dlaczego miałabym cię puścić?". Jej Tokijskie nawyki powoli wychodziły na światło dzienne, co nie wróżyło niczego dobrego.

- To tylko małe spotkanie ze znajomymi, w dodatku obok więc nie musisz się martwić że będę się włóczyć nie wiadomo gdzie. Posiedzę tam z kilka minut i wrócę.

- A jak stoi sprawa twoich ocen?

- Żadnych zagrożeń a zachowanie w normie.

- I to ma mnie usatysfakcjonować?

- Pamiętasz gimnazjum?

- . . .

- ?

- Baw się dobrze.

******

Gdy tylko zegar wybił 20:00, Hikari w końcu wybiegła z domu który obecnie chciała omijać najdłużej jak tylko się da. Co jak co, ale sobotnie porządki są męczarnią. Istna męczarnią która trwa zdecydowanie za długo! Żwawym krokiem pobiegła do domu chłopaków, z którego już dało się słyszeć wesołe rozmowy znajomych jej osób ze szkoły. Deszcz lał strumieniami, ale nie chciała brać parasola, w końcu to dosłownie kilka kroków, ale już czuła na plecach to przeszywające spojrzenie matki która zapewne z kuchni obserwowała każdy jej ruch niczym całodobowy monitoring. No cóż, w końcu matki zawsze muszą mieć rację i czepiają się o najmniejszą rzecz, by później z satysfakcją rzec "a nie mówiłam", jak to zwykły często robić gdy coś szło po ich myśli.

- Mogłaś chociaż wziąć kurtkę! - Tak jak przewidywała, od strony okna dało się słyszeć głos mamy.

- Tych kilka kroków mnie nie zabije daj już spokój!

- Oho, słyszę że nasza sąsiadeczka już przyszła! - W drzwiach pojawił się roześmiany Aleksy, naładowany pozytywną energią do tego stopnia że mało nie przygrzał jej drzwiami w twarz.

- Tylko nie siedź tam za długo!

- Mamo, wracaj do swojej herbaty! - Zawołała zażenowana, błagając w duchu by nikt z jej znajomych tego nie słyszał.

- Spokojnie proszę pani, wróci cała i zdrowa! - Odkrzyknął jej Aleksy, zapraszając gestem ręki by weszła do środka.

Jedno musiała przyznać, znacznie milej jest przychodzić do kogoś w gości na legalu, niż wkradać się tu by obudzić wkurzającego kolegę. Wraz z Aleksym weszła do salonu, gdzie znajdowali się Kentin, Lysander, Sofi, Wioletta, Kim i Iris. Wszyscy pogrążeni byli we wzajemnej rozmowie, a na stoliku przed nimi leżały stosy książek, zeszytów oraz ręcznie wykonanych notatek.

- Zaraz, zaraz. Ta twoja "kameralna posiadówka" to..

- Wspólne lekcje! - Zawołał rozweselony, zwracając na siebie uwagę wszystkich wokół. - Nauczyciele co roku o tej porze urządzają nam istne piekło ze sprawdzianami, a im nas więcej tym weselej!

- Poza tym, znacznie lepiej jest uczyć się w grupie. - Uśmiechnęła się Iris, machając jej na przywitanie. Cześć Maja!

- Hej.. - Uśmiechnęła się, zastanawiając jakim cudem się w to wkopała. To po prostu nie fair, wystarczyło żeby Aleksy kilka razy zamrugał tymi swoimi gejowskimi oczami i ona już się zgodziła żeby do nich wpaść? Mogła przecież wyczuć, że coś tu nie gra. Fakt, jest nieco dziwaczny, wkurzający, irytujący, denerwujący.. ok, żeby nie tracić wątku, taki po prostu jest jego urok. Ale jego reakcja na wieść że się zgodziła przecież była zdecydowanie przesadzona!

Ostatecznie usiadła między Wiolettą a Iris, które właśnie starały się rozszyfrować zadania algebraiczne, które w ich wykonaniu przypominały raczej próby rozszyfrowania kodu Enigmy. Sama nie była zbytnio błyskotliwa z matmy, jednak nie była dla niej czarną magią. Wystarczyło jej kilka przykładów, by rozgryźć dane równanie.

- Dziewczyno, jak ty to robisz? - Zapytała Kim, przyglądając się jej notatkom. - Musi ci nieźle iść w szkole.

- E tam, to nic takiego. - Odparła, pokazując koleżankom gdzie popełniły błędy. W sumie, to sama była zdziwiona swoimi umiejętnościami matematycznymi. W końcu większość swojej edukacji przewagarowała, starając się unikać ciągłych prześladowań ze strony innych uczniów. Może jednak nie była tak głupia jak na początku sądziła?

- Czemu nie ma Armina? - Zapytała po pewnym czasie Sofi. - Też powinien nieco z nami powtórzyć.

- Nie ma opcji, ten leń nie wyjdzie z pokoju. - Odparł Aleksy, przeglądając notatki z chemii. - Kupił ostatnio jakąś nową grę i od rana nie wystawił nosa spoza swoich czterech ścian.

- To trochę nie fair, nie uważacie? - Zapytał Kentin, na co wszyscy przytaknęli twierdząco głową całkowicie się z nim zgadzając.

- Więc.. kto po niego idzie?

Odpowiedź na pytanie Wioletty było z góry wiadome. Wszyscy momentalnie wrócili do nauki, szacując swoje szanse powodzenia na mniej niż 0.

- Oj no weźcie, czego się boicie? Przecież was nie zje.

- Kim, widzę że jesteś chętna!

- Zapomnij. Sorry Aleksy, ale już prawie udało mi się zrozumieć ten głupi dział i nie mam zamiaru zaprzepaścić swojej szansy na czwórkę.

- Oj no błagam waaas. Maja, proszę cię poratuj w potrzebie!

- Jej, jakież te ułamki wciągające..

- MAJA!! - Zawołali wszyscy, mało nie przyprawiając jej o zawał.

- Oj no dobra. Ludzie, co z wami? - Zapytała, zaskoczona zachowaniem kolegów którzy najwyraźniej obrali ją sobie za swoją ofiarę.

Po otrzymaniu od Aleksego wskazówek które miały doprowadzić ją do pokoju kolegi wbiegła po schodach, i najciszej jak tylko umiała uchyliła drzwi wchodząc do środka. Armin tak jak się spodziewała, siedział przy biurku ze wzrokiem wlepionym w monitor. Z szatańskim uśmiechem zakradła się do niego, i w chwili gdy miała go nastraszyć ten momentalnie odwrócił się niespodziewanie ją łapiąc.

- Serio myślałaś że się na to nabiorę? - Zapytał z szatańskim uśmieszkiem sadzając ją sobie na kolanach. - Nie tym razem koleżanko.

- Puszczaj kretynie! - Zawołała, starając się wyrwać z żelaznego uścisku kolegi. - Bo stracisz zęby!

- Ups, jakoś się już ciebie nie boję. - Zaśmiał się złowieszczo. - Za to należy ci się kara za naruszanie mojego terytorium.

- Że co?! Zaraz, Armin!.. - Nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż chłopak zaczął ją niemiłosiernie łaskotać.

- Przeproś, to przestanę. - Odparł wrednie, nie zważając na jej krzyki protestu.

- Ani mi się śni! - Krzyknęła przez łzy, starając się uderzyć go łokciem jednak przez śmiech nie miała na to wystarczająco siły. - PUŚĆ MNIE KRETYNIE!!!

- Hmm.. nie.

Po pewnym czasie była już wyczerpana na tyle, że nie miała nawet siły się szarpać. Chłopak ze zwycięskim uśmieszkiem w końcu jej odpuścił, jednak niech spodziewa się odwetu, zemsta za te zniewagę będzie krwawa! Jednak puki co odetchnęła z wyraźną ulgą, ciesząc się że te tortury wreszcie dobiegły końca.

- Przeprosisz?

- No niech już ci będzie. Sorry za..

- MIIIŁOŚĆ ROOŚNIE WOOOKÓŁ NAAAAS!.. - Do pokoju niespodziewanie wparował Aleksy, z ogromnym bananem na twarzy. - Jak się miewają moje dwa zakochańce? Roza, wygrałem zakład!!

- Hę? - Oboje spojrzeli na niego jak na wariata, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Wtedy Hikari zorientowała się, że nadal siedzi w objęciach Armina który albo nie wiedział o co chodzi jego bratu, albo z jakiegoś powodu najzwyczajniej miał tę sytuacje gdzieś. Co jak co, ta sytuacja jednak wyglądała trochę nie po jej myśli.

- T-to nie tak jak myślisz! - Zawołała, próbując się wytłumaczyć z zaistniałej sytuacji, jednak nie było jej to dane gdyż chłopak zdążył już wybiec z pokoju. - Cholera..

- Spokojnie, kiedyś się wreszcie znudzi. Wszyscy przecież wiedzą że jesteśmy tylko przy..

Wtem zdanie przerwał mu krzyk dziewczyn z dołu, oraz radosne nawoływanie Aleksego który wyśpiewywał ciąg dalszy piosenki z bajki Disneya.

- Mówiłeś coś? - Odparła, na co chłopak ostatecznie musiał się zgodzić z tym, że chyba się myli. - Rusz się, musimy to jakoś naprostować.

*****

- Czyli jednak fałszywy alarm. - Zaśmiała się Kim, przyglądając zdołowanemu Aleksemu który nieco obrażony siedział na kanapie pochłaniając czekoladowe ciastka Kentina.

- To chyba oczywiste, nie sądzicie? - Zapytała Hikari, siadając na oparciu fotela. - Za nic nie umówiłabym się z Arminem.

- I tu się zgadzamy. - Poprał ją kolega, rozsiadając się w fotelu. - Lubię Maję, ale jako koleżankę. I powtarzam to po raz setny by co poniektórzy wreszcie mogli to zrozumieć. - Mówiąc to spojrzał wymownie na Rozalię i Aleksego. - Wszystko jasne?

- Tsa.. - Odparli obojętnie, co nie było ostatecznie zbytnio przekonujące, no ale lepsze to niż nic. - Ale czy na pewno nie..

- ROZA!

- Spokojnie, nie musisz tak krzyczeć, zrozumiałam. - Wzniosła ręce w geście kapitulacji. - Ale zapamiętaj, jeśli będziesz potrzebowała rady..

- ..Co się na pewno nie zdarzy, ale dziękuję ci za twe szczere chęci. - Dokończyła za nią Hikari. - Dobra, późno się zrobiło musze wracać.

- Już? Minęła dopiero 21:00.

- Sorry Kentin ale matka ostatnio jest dziwnie nerwowa. Ale na przyszłość gdy zorganizujecie podobne spotkanie dajcie znać.

- Czekaj, odprowadzę cię. - Zaproponował Armin, tym samym wzmacniając czujność u pewnej dwójki stalkerów których oczy zdawały się przez chwilę zaświecić.

- ..Może lepiej nie. Cześć wszystkim i do zobaczenia! - Zawołała, machając kolegom na pożegnanie po czym wyszła z mieszkania i ruszyła do domu, w którym ku jej zdziwieniu nie paliło się ani jedno światło.

Zaskoczona weszła do środka, zamykając za sobą drzwi na których dostrzegła przyklejoną taśmą kartkę.

"Hikari, wybacz ale zadzwonił mój szef. To nagła sytuacja i muszę wyjść, pewnie nie wrócę zbyt szybko dlatego nie czekaj na mnie i idź spać. Dobranoc. Mama"

Przez chwilę wpatrywała się w kartkę z milczeniem, dopóki odruchowo nie zgniotła jej w ręce. Zdenerwowana wyrzuciła świstek w kąt, po czym wbiegła do pokoju z impetem siadając za biurkiem. Sama nie wie, ile już takich kartek zostawiła jej matka przez całe życie. Za każdym razem gdy je tylko widziała, czuła że musi w coś uderzyć inaczej rozsadzi ją od środka. Dobrze wiedziała, co oznaczają te kartki. Ostatnim razem gdy ją otrzymała, musiała odwiedzać matkę w szpitalu do którego trafiła przez mocne uderzenie  głowę. Kartki od zawsze oznaczają, że dostała "pracę w terenie", co oznacza reportaż z miejsc w których występują zamieszki, lub mają miejsce inne niebezpieczne wydarzenia, o których szefostwo każe jej pisać by utrzymywać się na szczycie.

- Przez cały czas miałaś pretensje do ojca a sama co robisz?! - Krzyknęła, zrzucając z biurka pojemniki z długopisami i ołówki, które rozsypały się po dywanie. - Idiotka.. Mogłaś przecież odmówić!

Czując, że musi rozładować rosnące napięcie zgarnęła wiszącą na oparciu fotela kurtkę, po czym ubrała buty i wyszła z domu. Nie obchodziło ją gdzie idzie, ani co zrobi. Musiała jakoś rozładować emocje, które kotłowały się w jej głowie nie pozwalając dojść do słowa rozsądkowi. Ile razy zostawała sama przez jej pracę? Ile razy musiała się zamartwiać, czytając jej artykuły i oglądając zdjęcia zrobione na miejscu zdarzenia? Ile jeszcze będzie musiała udawać, że wszystko jest w porządku i nie ma się czym zamartwiać?

- Chciałaś wysłać mnie z dala od problemów, a swojego udziału  nich nie dostrzegasz. - Odparła, wkładając ręce do kieszeni starając się uchronić je przed nieprzyjemnym zimnem.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top