Przedstawienie (Cz.1)


Mikołaj właśnie wszedł mi do pokoju i prosił, by wam to przekazać =^.^=

WESOŁYCH MIKOŁAJEK! :D

..mikołajków? ;-;

mam syndrom "Misia", nie chce MI SIE sprawdzać XD 

UWAGA: PODOBNIE JAK W POPRZEDNICH ROZDZIAŁACH PROSIMY PRZYMYKAĆ OKO NA BŁĘDY KTÓRE ZNAJDUJĄ SIĘ TU W 100%. W IMIENIU PERSONELU DZIĘKUJEMY ZA WYROZUMIAŁOŚĆ I ZAPRASZAMY DO ROZDZIAŁU KTÓRY MAM NADZIEJĘ SIĘ SPODOBA 

*****************************************************

(Hikari)

- Zabiję, ukatrupię, uduszę, powieszę, zakopię, utopię, otruję.. - To jedyne słowa, jakie potrafiły przejść mi przez gardło podczas zakładania sukienki uszytej przez Rozalię. Wiedziałam. PO PROSTU WIEDZIAŁAM, ŻE COŚ WISI W POWIETRZU! Niestety, zignorowałam to myśląc, że nawet jeśli ta sprawa mnie dotyczy to jakoś dam radę się z tego wymigać! Dlaczego po raz kolejny zignorowałam tak oczywiste oznaki spisku?! Wszystko przez to, że Armin bez przerwy mnie dekoncentrował! 

- Grrr.. wszystko jego wina! Obyś spadł ze sceny! 

Po umordowaniu się z sukienką, założeniu butów i upewnieniu się, że podczas tej szamotaniny nie zatarłam makijażu na bliźnie, odsunęłam się by móc obejrzeć w lustrze końcowy efekt.

- Że też jeszcze nie pękło... - Tak wkurzona nie byłam już od dawna. Niestety, przysługa to przysługa, a niepisane zasady jasno mówią, że trzeba się z nich wywiązywać. No i, że gdy ktoś stawia to się nie odmawia. Zasady to zasady!

- Ech, ta fryzura w ogóle ci nie pasuje! Stwierdziła Roza, wchodząc do pomieszczenia z prysznicami w którym się obecnie znajdowałam. - Na całe szczęście wzięłam od mamy perukę z teatru, powinna dodać ci nieco utraconego uroku. - Podała, a raczej wepchnęła mi do rąk blond perukę której z lekka kręcone, blond loki sięgały na oko gdzieś do pasa. Wyglądała jak u typowej księżniczki, choć musiałam przyznać, że była nadzwyczaj realistyczna. Raczej nie była to rzecz kupiona na pierwszym lepszym bazarze. 

- Ogoliłaś Amber czy jak? 

- No już, zakładaj! Chcę zobaczyć końcowy efekt! 

- Chwila. - Odparłam, mając po dziurki w nosie tego jej zachowania rodem z taniej komedii. 

Chcąc nie chcąc w końcu założyłam perukę, którą następnie rozczesałam szczotką. Tak jak na początku szacowałam, pasma włosów sięgały równo do pasa, a grzywka opadała na czoło całkowicie zakrywając pojedyncze, czarne pasemka których nie dało się spiąć. W przeciwieństwie do mojej poprzedniej fryzury, peruka świetnie komponowała się ze zdobioną przez złote akcenty, beżowo-czerwoną sukienką. Co do stroju musiałam przyznać, iż Roza faktycznie zna się na rzeczy. Sukienka była z lekka rozkloszowana, nie wyzywająca, ani też nie za nudna jak to bywa w niektórych sklepach z kostiumami. Miała długie, koronkowe rękawy znacznie rozszerzające się ku końcom, które osobiście nawet mi się podobały o czym na pewno jej nie poinformuję ze względu na honor. Jednak nie posłuchała mnie, gdy mówiłam o mniejszym wcięciu w dekolcie. Franca. 

- WSPANIALE! - Krzyknęła rozanielona dziewczyna. - Wyglądasz BA-JECZ-NIE! Zupełnie nie do poznania! Muszę to uwiecznić na zdjęciu!!

- Weź zluzuj, jarasz się jak Rzym za Nerona. 

- Dziewczyny gotoooo... - Alexy wszedł do środka, po czym momentalnie zamilknął zawieszając na nas zaskoczone spojrzenie. - WOW! Roza, działasz cuda! 

- Nie dobijaj mnie.. - Westchnęłam, przyglądając się jego przebraniu mnicha. - A ty co? Paradujesz w worku po ziemniakach? 

- Odezwał się Kopciuszek. 

- Jeszcze słowo... - Zagroziłam, czym w ogóle się nie przejął.

Gdy w końcu łaskawie dali mi spokój i zostawili samą, podeszłam do lustra by ostatni raz ocenić swój wygląd.  Postanowiłam nieco zmienić swoje nastawienie, dlatego zamiast myśleć o przedstawieniu i sztuce, moje myśli powędrowały w stronę eventów i odbywających się na nich cosplayów które same w sobie są przecież mega! 

Jakby tego było mało, wbrew pozorom to właśnie komentarz Alexego ostatecznie poprawił mi humor. "Kopciuszek" to beznadziejna bajka, podczas której książę ciągle gada dziewczynie o tym, jaki to jest w niej zakochany itp. itd. a twarzy to już nie zapamiętał, tylko kazał wszystkim laskom w królestwie przymierzać buta! Tsa, zaiste piękna bajka. Skoro twarzy nie zapamiętał, ciekawe na co się gapił przez cały wieczór, bo na pewno nie w oczy. 

Jak mówiłam, bajka beznadziejna. ALE!  To nie zmienia faktu, że ją lubię. A właściwie, jej wersję śpiewaną przez japoński Vocaloid. 

Tylko jak to leciało? Że też akurat teraz zostawiłam telefon w torbie! 

(...)

Szukam nieznanej mi twarzy 

Wtem słyszę szept: 

"Przeszyj go ostrzem na którego rękojeści zaciskasz dłoń

i pozbaw go wszystkiego."

(...)

Co tam dalej było?..

(...)

Musze stąd czym prędzej iść 

Moje ciało całe drży 

Widzę, jak spoglądasz na zegar. 

Czas zdjąć pantofelki, 

Chciałabym móc wyznać co czuję

Moje palce nieświadomie wędrują do twojej szyi.

(...)

Potem chyba książę coś śpiewał. Aj tam, kto by to pamiętał.

(...)

Proszę, nie pozwól by wybiła północ

Pochylam się ku tobie mimo woli 

I choć krzyczę "Nie rob tego!" , moja ręka nie słucha 

Żegnając cię na wieki.

Księżniczko, której perfumami zapach prochu 

Twe oczy przeszyły mą zamarzniętą maskę na wskroś. 

Czułem, jakby pękał lód.

Nie pamiętałam, co było dalej. Jednak, tak oto Kopciuszek zabija księcia w którym była zakochana. Później tego żałuje, jednak nie może cofnąć czasu i tak oto traci swoją jedyną miłość. Koniec bajki. Ta opcja Kopciuszka jakoś bardziej mi pasuje, taką laskę mogę grać. 

- Hikari, zaraz wychodzimy na scenę!

Słysząc wzywający mnie głos, wzięłam głęboki oddech i wyszłam z pomieszczenia. Gdy weszłam do szatni, powitały mnie spojrzenia dziewczyn które wyglądały, jakby na pierwszy rzut oka zupełnie mnie nie poznały. Nie pierwszy już raz z resztą, co było nawet zabawne. 

- Czego? - Zapytałam, sprowadzając wszystkie laski z powrotem na ziemię. 

- W-wybacz, wyglądasz zupełnie inaczej. - Jako pierwsza ogarnęła się Melania, ubrana w czerwoną, wiktoriańską sukienkę z dużą ilością koronek. - Na pewno wiesz co i jak? 

- Zawsze mogę improwizować. Wystarczy, że na końcu wszyscy się pozabijamy, nic trudnego. 

- Hikari...

- No, dziewczyny! Już czas! - Alexy zajrzał do szatni, a jego ekscytacja zdążyła osiągnąć apogeum. Powoli zaczęliśmy opuszczać pomieszczenie, by za niecałą minutę zrobić z siebie kretynów przed całą szkołą. 

Wspaniale.

*****************

(Narrator aka. Autorka)

Sala gimnastyczna była zapełniona po brzegi, a rodzice z niecierpliwością (i aparatami w  rękach) wyczekiwali występu swoich dzieci. Wszystkich ciekawiło co takiego pokażą uczniowie, gdy w ty samym czasie za kurtyną nerwy dosłownie zżerały aktorów od środka. A przynajmniej niektórych. 

Wtem na "Scenę" wyszła Dyrektorka, momentalnie uciszając wszystkie szepty.

- Jeszcze raz witam wszystkich rodziców, oraz pozostałych gości na Szkolnych Dniach Otwartych! Zaraz będziecie państwo świadkami sztuki wykonanej przez Klasę II Liceum, po której zapraszam wszystkich na poczęstunek oraz Specjalną Niespodziankę dla rodziców naszych uczniów. Nie przedłużając dłużej, oddają głos naszym artystom!

W sali rozległy się brawa, a gdy tylko nieco ucichły, na scenie pojawili się pierwsi aktorzy.

********************

(Scena w Mieście)

Narrator/Fraz: *za sceną* Dawno, dawno temu w odległej Weronie... żyły dwa skłócone ze sobą rody: Kapuleti i Montekowie. Oba równie szanowane, pałające do siebie wzajemną nienawiścią toczyły ze sobą nieustanną walkę, której początku nie pamiętali nawet najstarsi mieszkańcy. Spory te z czasem zawładnęły całym miastem, jednak żaden ze szlachciców nie zaprzątał sobie głowy mieszkańcami którzy z czasem coraz dotkliwiej odczuwali efekty podzielonej szlachty. Wszystko jednak z czasem miało się zmienić, a na oba rody padł cień strachu spowodowany nowym zagrożeniem. 

***

Pan Kapulet/Kim: (wchodzi na scenę w towarzystwie Parysa) Powoli zaczynam mieć tego dość! Ci niewdzięczni ludzi nic tylko bez przerwy narzekają! W ogóle nie patrzą na to, ile dla nich zrobiliśmy! Jakby tego było mało, jeszcze spadł nam na głowy ten bezczelny złodziej! 

Parys/Kentin: Rozumiem cię. Ostatnimi czasy nie spada na waszą rodzinę nic, poza nieszczęściem. Trzeba mieć nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej, zwłaszcza, że ostatnia ofiarą złodzieja byli Montekowie.

Pan Kapulet/Kim: Mądrze prawisz! Drugiej równie mądrej osoby ze świecą szukać, zwłaszcza w tym całym motłochu. 

Parys/Kentin: Twe słowa są mi niezwykle przychylne. A skoro już rozmawiamy, czy przemyślałeś może moją propozycję odnośnie Julii? 

Pan Kapulet/ Kim:  (przestaje krążyć po sali, i zaczyna się poważnie zastanawiać) Sam nie wiem. To, że jesteś przyjacielem rodziny nie znaczy, że tak po prostu oddam ci moją jedyną córkę. Jej zdanie również ma dla mnie znaczenie. 

Hikari: (za sceną) Mhm, jasne! 

Kim/Kentin: *patrzą po sobie zdziwieni, podczas gdy zza sceny słychać szepty innych uczniów*

Pan Kapulet/Kim: (odchrząka) Tak czy owak, na tę chwilę nic z tego. 

Parys/Kentin: A nie moglibyście jej.. sam nie wiem, przekonać? Nie chcę was, ani jej oczywiście do niczego zmuszać, jednak naprawdę mi na niej zależy. 

Pan Kapulet/Kim: Wiem, i dlatego właśnie chcę ci pomóc. Tak się składa, że dziś wieczorem organizujemy bankiet i mam szczerą nadzieję, że się na nim pojawisz. Potowarzyszysz Julii, spędzicie trochę czasu razem, jeśli dobrze ci pójdzie, nie będę miał nic przeciwko waszemu związkowi. 

Parys/Kentin: Bardzo dziękuję, na pewno się pojawię. I mam przeczucie, że ten wieczór będzie bardzo satysfakcjonujący dla nas obu. Nie obawiasz się jednak, że stwarza to idealną okazję dla pewnego osobnika? 

Pan Kapulet/Kim: Uważasz mnie za głupca? Oczywiście, że zdaję sobie sprawę! Dlatego właśnie chcę wykorzystać tę sytuację do pojmania tego bezczelnego szczura i ostatecznie zakończyć ten problem.

Parys/Kentin: Naprawdę? Jeśli to prawda, powinieneś to odpowiednio rozegrać. Jeśli ci się uda, poza zaszczytami zyskasz również w oczach ludu. 

Pan Kapulet/Kim: Myślisz, że o tym nie wiem? 

(Zadowoleni zchodzą ze sceny)

***

(Pokój Julii)

Julia/Hikari: (Wchodzi na scenę w towarzystwie opiekunki) Grr.. mam dość tego starego skąpca! Co on sobie myśli?! Ma się za jakiegoś króla czy jak?! 

Marta/Iris: Julio, uspokój się proszę, o kim mówisz? 

Julia/Hikari: O sąsiedzie zza płotu. O ojcu, a o kim innym? Sorry tato!

Głos z widowni: Spoko córuś! Jak się gra? 

Hikari: Za wolno moim zdaniem! 

Klementyna: (zza sceny) Hikari, trzymaj się scenariusza! 

Julia/Hikari: No dooobra, zluzuj opaskę. (zwraca się do Marty) On nie widzi nic, poza własnymi pieniędzmi! 

Marta/Iris: On naprawdę stara się dla ciebie jak najlepiej, powinnaś go zrozumieć. 

Julia/Hikari: Ech, nic nie rozumiesz. Możesz zostawić mnie na chwilę samą? 

Marta/Iris: Skoro tego sobie życzysz. Jednak nie na długo, za chwilę zaczynamy przygotowywanie do balu! Ponoć ma się na nim pojawić Parys, i na pewno będzie chciał spędzić z tobą nieco czasu sam na sam! Musisz się odpowiednio wystroić na tak ważną okazję! 

Julia/Hikari: Nie jestem meblem. (patrzy za kulisy, i odchrząka) Nie rozumiem, dlaczego się tak cieszysz. 

Marta/Iris: To żadna tajemnica, że jest tobą zainteresowany! Pomyśl tylko, jest taki przystojny, i w dodatku bogaty! Ciężko będzie znaleźć kogoś równie dobrego. (schodzi ze sceny zostawiając Julię samą)

Julia/Hikari: (krąży po pokoju) Mam tego wszystkiego dosyć! Już ja dobrze znam mojego ojca, na pewno wymyślił to wszystko, żeby zeswatać mnie z tym lalusiowatym szlachcicem. Może ja też mam coś do powiedzenia w tej sprawie? Nie będę za nikogo wchodzić, nie jestem jakąś marionetką! Skąpstwo mojego ojca to jedno, ale nie będzie rządził moim życiem! 

(Schodzi ze sceny)

***

(Scena w Mieście)

Romeo/Armin: (gapi się w stojącą na scenie Rozalinę/Melanię)

Benvolio/Lysander: Romeo, słuchasz mnie?

Merkucjo/Nataniel: Oszalałeś? Przecież widać, że odleciał na drugi koniec globu. Hej, Romeo! (macha mu dłonią przed twarzą)

Głos z widowni: ARMIN! TYTAN ZEŻARŁ ERENA! 

Armin/Nataniel/Lysander: *zaskoczeni patrzą na widownię gdzie Minoru stara się uciszyć Eiko*

Romeo/Armin: Hm? Coś się stało? 

Benvolio/Lysander: Owszem, stało. Nie uważasz, że czas odpuścić?

Merkucjo/Nataniel: Dokładnie. Ona nigdy nie zwróci na ciebie uwagi. 

Romeo/Armin: Przesadzacie. 

Merkucjo/Nataniel: Czyżby? Koniec z tym, potrzebujesz pomocy. A my już dobrze wiemy, jak ci pomóc. 

Romeo/Armin: Mam co do tego złe przeczucia. 

Benvolio/Lysander: Ja podobnie...

Merkucjo/Nataniel: Czy ja was kiedykolwiek zawiodłem? 

Romeo/Armin: Muszę odpowiadać? 

Merkucjo/Nataniel: (wzdycha) po prostu mi zaufajcie, dobrze? No chyba, że wolisz jak ojciec łapać tego całego złodzieja, zamiast spędzić trochę czasu z kolegami.

Romeo/Armin: *Zastanawia się*

Benvolio/Lysander: Chyba nie bierzesz tej propozycji na poważnie. 

Romeo/Armin: A dlaczego nie? 

Merkucjo/Nataniel: Dobrze ci radzę, odpuść sobie. Po co się w to mieszać? 

Romeo/Armin: A właśnie dlaczego by się w to nie mieszać? Ile razy ci mówiłem, że to musi być sprawka kogoś z rodu Cappuletów? 

Benvolio/Lysander: Przyznaj po prostu, że chcesz w ten sposób przypodobać się Rozalinie. 

Romeo/Armin: Przez grzeczność nie zaprzeczę. Więc, pomożecie mi? 

Benvolio/Merkucjo: Nie. 

Romeo/Armin: Też mi koledzy. (Schodzi ze sceny)

Benvolio/Lysander: I co teraz? Wiesz jaki jest, gdy się na coś uprze. 

Merkucjo/Nataniel: Spokojnie, w końcu to Romeo. Może znowu się nad czymś zamyśli i zapomni o tym beznadziejnym pomyśle? Trzeba mieć nadzieję! 

Głos z widowni: - I WYBIĆ TYTANÓW! 

(Schodzą ze sceny)

****************

(Scena: Bal u Capuletów)

Romeo/Armin: (Wchodzi na scenę w towarzystwie Merkucja i Benvolia) Nadal nie rozumiem, po co tu ze mną przyszliście. 

Merkucjo/Nataniel: Gdybyś mnie wysłuchał to byś wiedział, że od początku planowaliśmy tu przyjść. Pytanie raczej brzmi, co TY tu robisz. Czyżbyś zmienił zdanie i postanowił pomęczyć trochę Cappuletów? 

Benvolio/Lysander: Mówię ci, że będziemy mieli przez to kłopoty. 

Merkucjo/Nataniel: Daj spokój, za bardzo się tym przejmujesz. 

Narrator/Fraz: Tymczasem wśród gości kroczył dumnie Pan domu wraz ze swoją żoną, spędzając czas w towarzystwie szlachetnych gości. Wśród nich był również Tybald, znany wszystkim awanturnik którego nieprzyjazny wzrok krążył po sali i przepełnionej nimi ludźmi. 

Pan Cappulet/Kim: Tybald, cóż to za zachowanie z twojej strony? Jest bal, czas radości i zabawy! 

Tybald/Kastiel: Jak mam się niby zachowywać, kiedy dobra naszej rodziny są narażone?! Powtarzam ci po raz kolejny, że to musi być sprawka tych parszywych Montekich! 

Pan Cappulet/Kim: Mówię ci po raz kolejny, że masz o tym zapomnieć! Zachowuj się w obecności gości!

Narrator/Fraz: Podczas gdy Pan domu toczył rozmowę z młodzieńcem, Romeo postanowił wykorzystać szansę i niezauważony zbiegł z sali bankietowej chcąc odzyskać skradzione jego rodzinie kosztowności. 

**********

(Scena: Korytarze Posiadłości Cappuletów)

Romeo/Armin: (chodzi po korytarzu rozglądając się dookoła) Na całe szczęście nie ma strażników. Teraz tylko muszę zebrać dowody na to, że to oni są odpowiedzialni za te kradzieże. (gdy rozlega się odgłos kroków, chowa się za kolumną)

Narrator/Fraz: W tym momencie, oczom młodzieńca ukazała się piękna dziewczyna o złotych włosach, której uroda przyćmiewała wszystkie inne dotychczas spotkane przez niego panny. Zapatrzony w nią całkowicie zapomniał o swojej misji, nieświadomie podążając za nią w głąb wrogiej rezydencji. Tymczasem na balu:

******

(Scena: Bal u Capuletów)

Pan Capulet/Kim: (Chodzi po sali, starając się ukryć swój gniew) Gdzie ona jest?! Parys już od dawna na nią czeka!

Pani Capulet/Charlotte: Nie denerwuj się tak! Jest jeszcze młoda, potrzebuje czasu na przygotowania. To dla niej bardzo ważny wieczór. 

Pan Capulet/Kim: Nie będę dłużej czekał. Marto! Idź ponią szybko! 

Marta/Iris: Tak jest panie! (zbiega ze sceny) Niech panienka lepiej się pospieszy!..

********************

(Eiko)

Z niemały rozbawieniem oglądałam kolejne poczynania aktorów, śledząc jednocześnie dalszą część historii która z minuty na minutę stawała się coraz ciekawsza. Osoba odpowiadająca za historię albo była geniuszem, albo w dniu pisania miała naprawdę niezłą fazę. Innymi słowy, warto było tu siedzieć i uwieczniać tą piękną chwilę gdy Romeo w końcu spotkał Hikari. A nie, chwila, Julię! A należy szczególnie podkreślić fakt, że nie jestem fanką teatrów. Jedyne miejsce z fotelami w którym mogę siedzieć posiada ogromny ekran, mrożone napoje i kilka ton prażonej kukurydzy której kawałki nieprzyjemnie wchodzą między zęby a przerażająca ilość soli marszczy usta. Tam mogę siedzieć. 

- Nie wiem jak ty, ale ja za chwilę się uduszę. - Szturchnęłam łokciem Minoru, którego wzrok jak się okazało był skierowany nie tam gdzie trzeba. - ..Czy ty oglądasz "Kuce z Bronksu"?! 

- CIIIII! - Uciszyli mnie siedzący dookoła rodzice, a w każdym razie PRÓBOWALI to zrobić. 

- Skup się człowieku, tam się dialog toczy! - Zabrałam mu telefon, a następnie rzuciłam prosto do rąk Hori która to zabunkrowała go szczelnie w swojej zasyfionej torebce. 

- Zwariowałaś?! Jak coś tam wpadnie to już nie wróci! 

- Przecież wiem. - Wzruszyłam ramionami, przybijając piątkę z siedząca obok białowłosą. - A teraz skup się i pomóż przy zdjęciach.

- A niby na co mi to? Wasza dwójka robi sto fotek na minutę, równie dobrze możecie to po prostu nagrać.

- A myślisz, że co robię? - Zapytała Hori, której oczy zdawały się błyszczeć niczym laskom z anime na widok faceta bez koszulki. - Ta sukienka jest boska!! A teraz nam pomóż z łaski swojej!

- Powtórzę pytanie: Niby po co? 

- Zawsze możesz ją później poszantażować fotkami. 

Cała nasza trójka równocześnie odwróciła się do tyłu, w stronę rozbawionego pana Hiroshiego który podobnie jak my nie spuszczał oczu ze sceny. Siedział na swoim miejscu, opierając się rękami o oparcia naszych krzeseł i najwyraźniej od pewnego czasu przysłuchiwał naszej rozmowie. 

- Naprawdę nas pan do tego zachęca? - Zapytał Minoru.

- Ja bym to zrobił na waszym miejscu. Ile razy już szantażowała was zdjęciami?

- Zbyt dużo. - Stwierdziłyśmy równocześnie z Hori, wracając do swoich poprzednich czynności jakimi było stalowanie aktorów. 

- Moja szkoła. - Uśmiechnął się dumnie mężczyzna. - Do dziś pamiętam jej pierwszy szantaż zdjęciami. - Westchnął, zapewne wspominając nie aż tak dawne czasy.

- Kto był ofiarą? - Zapytał Minoru.

- Ja. 

Nasze spojrzenia ponownie spoczęły na ciemnowłosym mężczyźnie. 

- Przyłapała mnie na szmuglowaniu piwa do domu. Postawiła sprawę jasno: milczenie w zamian za 7 kilo czekolady. 

- ..I co pan zrobił? 

- Po niecałym miesiącu opłacałem dentystę. 

- Zagiął się pan? - Hori wyglądała, jakby do końca nie wierzyła w słowa mężczyzny. 

- Wyobrażasz sobie, jakie piekło zgotowałaby mi żona gdyby się dowiedziała? To była naprawdę niska cena w zamian za przetrwanie.

- Ile Hikari miała wtedy lat? - Zapytałam z ciekawości, na co mężczyzna zamyślił się na chwilę. 

- ..Gdzieś około pięciu. 

Szybko zerknęłam na Minoru i Hori, a ich wymowne spojrzenia trafnie sugerowały, że więcej informacji na ten temat nie potrzebujemy. Przynajmniej w tej chwili. 

W końcu Minoru korzystając z namowy pana Hiroshiego sięgnął do kieszeni, jednak szybo przypomniał sobie iż jego telefon spoczywa gdzieś w odmętach torebki białowłosej.

-..podasz?

- Mam zajęte ręce, sam weź. 

- CIIIIII! - Odezwały się ponownie siedzące dookoła nas osoby, co powoli zaczynało mnie irytować. Wolną ręką sięgnęłam po torebkę Hori, i rzuciłam ją na kolana chłopaka który natychmiast wziął się za jej rewizję. 

- ..nosisz ze sobą śrubokręt gwiazdkowy?

- Nigdy nie wiadomo! 

- CIIIIIIIII!!!!

- OJ ZAMKNIJCIE SIĘ! - Krzyknęłam, naprawdę mając już tego dość.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top