Pechowy dzień.


(Wybaczcie za tą przerwę (sprawy rodzinne) na przyszłość obiecuję poprawę T-T)

Z dedykacją dla wszystkich którzy czekali na nowy rozdział =^.^= mam nadzieję że się spodoba XD

(Hikari)

Do moich uszu dobiegł trzask pięści uderzonej w szkolne szafki, po którym stojący naprzeciw mnie Kastiel z furią w oczach skierował się do piwnicy trącając po drodze kilku przypadkowych uczniów. Tak, dobrze się wam wydaje, była to moja wina. Od dwóch dni moim zadaniem jest prowokowanie tego dekla, podczas gdy Debra niczym postać z bajki pojawia się by go pocieszyć i niczym szatan kusić propozycją odejścia ze szkoły.

Wzięłam głęboki oddech, czego szybko pożałowałam gdy do moich płuc trafił ostry zapach perfum blondyny która akurat wraz z koleżaneczkami przechodziła obok mnie. Kilkukrotnie zakaszlałam, zastanawiając się czy nie skoczyć do gabinetu pielęgniarki z racji zatrucia trującym gazem.

- Ty! - Wrzasnęła Amber, która dopiero teraz zdawała się mnie zauważyć. Cała trójca stanęła naprzeciwko mnie, a sądząc po ich minach raczej nie planowały zaprosić mnie na wspólną herbatkę w centrum handlowym.

- Ja. Sorry, ale nie mam dla was czasu więc.. - Już miałam je wyminąć, gdy Scharlotte stanęła mi na drodze ze srogim spojrzeniem. - Ok?.. Czego chce ode mnie nasz cudowny tercet idiotyczny?

- Sama jesteś ten cały!.. No.. ten.. sama dobrze wiesz co! - Zawołała Lee, jednak Amber momentalnie ją uciszyła.

- Myślisz, że nie mam o niczym pojęcia? - Zapytała blondyna, mierząc mnie srogim spojrzeniem. - Dobrze wiem co planujesz i wiedz, że ci się to nie uda!

- Ok, wiem że mi się to nie uda, mogę już iść? - Odparłam znudzona, jednak te nie ruszyły się nawet na krok. No po prostu świetnie. Normalnie już bym je "grzecznie i kulturalnie" wyminęła, jednak zaraz mamy W-F a nie mam zamiaru brudzić sobie rąk tym kolorowym tynkiem który nakładają sobie na twarz. To coś chyba przez tydzień by nie zeszło! ..A może powinnam zapytać Wiolettę czy ma przy sobie jakiś specjalny rozpuszczalnik?

- Słuchaj uważnie bezguście. - Blondyna skazała na mnie, a wyglądała przy tym jakby zaraz miała władować mi palec w oko. - Trzymaj się z dala od Kastiela, bo jeśli on stąd odejdzie wraz ze swoją zeszmaciałą byłą skończą się twoje spokojne dni w tej szkole, zrozumiano?

- Radzę ci, zabierz mi te swoje tanie tipsy sprzed oczu. - Warknęłam, robiąc krok w przód zmuszając je tym samym do powolnego wycofania. - I lepiej uważaj, bo to na ciebie może spaść siedem nieszczęść jeśli tylko stracę cierpliwość.

Przepchnęłam się obok Lee, która stanowiła najsłabszy punkt całej tej trójki po czym zarzuciłam sobie torbę na ramię kierując w stronę sali gimnastycznej gdzie już za parę chwil miał zacząć się W-F.

Gdy już dotarłam na miejsce, nikogo jeszcze nie było a wszystkie szatnie były puste. Wrzuciłam torbę do pierwszej lepszej szafki, wcześniej wyciągając z niej mój nowy tymczasowy strój na W-F, czyli czarne spodenki do kolan i zakupioną ostatnio sportową bluzę bez rękawów na zamek, której największą zaleta był.. kaptur. Tak, właśnie! Sklepom chwała, teraz sprzedają wszystko!

Szybko założyłam sportowe spodenki, jednak nim założyłam bluzę obejrzałam się do tyłu, zerkając na odbijające się w lustrze plecy i widniejący na nich tatuaż kruka. Uśmiechnęłam się nikle, po czym dokończyłam przebieranie w chwili, gdy do szatni weszły pierwsze dziewczyny. Wychodząc minęłam w drzwiach Sofi, która rzuciła mi krótkie, pozbawione wyrazu spojrzenie. Od razu widać, że ta sytuacja powoli zaczyna ją przerastać.

*******

- Więc, dziś gramy w piłkę nożną! - Oznajmił trener, a po sali momentalnie rozniosło się echo niezadowolenia. Masakra, o co im chodzi? Przecież to znacznie lepsze niż ciągle bieganie w kółko. Zawsze można komuś "przypadkowo" podłożyć nogę i uznać to za wypadek w grze.

Przydzielono dwóch kapitanów, którymi zostali Kentin i Kastiel po czym rozpoczęto przydzielanie do drużyn. Nie musiałam długo czekać na swoją kolej, ponieważ moje nazwisko padło dosyć szybko ze strony Kentina. Cóż, nie dziwię się, w końcu lepiej mieć te potencjalnie niebezpieczne osoby w swojej grupie niż potem się z nimi użerać.

- No, wygląda na to że dziś jesteśmy w przeciwnych drużynach. - Zagadał do mnie Armin, który "z jakiegoś powodu" trafił do drużyny jako przedostatni. - Lepiej uważaj,  jestem mistrzem w Fifa.

- Ojej, a ja za to chodzę kilka dni  tygodniu na treningi.. Co ja biedna mam począć? - Zapytałam sarkastycznie, przyjmując wyzwanie kolegi.

- Przegrany udostępnia pokój na maraton Tekkena.

- Do tego stawia prowiant.

Rozeszliśmy się na swoje strony boiska, czekając aż oficjalnie zaczniemy mecz. W przeciwnej drużynie na bramce stała Sofi, natomiast w naszej Amber co znacznie utrudniało nam sprawę. No nic, życie lubi rzucać nam kłody pod nogi.

(time skip)

Połowa meczu za nami, a wynik wskazywał 10-6 dla nas. No cóż, to było przecież do przewidzenia, w końcu poza Kastielem nie mają tam zbyt wiele sportowców.

W pewnej chwili piłka trafiła do mnie, jednak nie był to najlepszy moment biorąc pod uwagę stojącego naprzeciw mnie Kastiela. Był nieźle wkurzony nie tylko przez wynik, ale chyba i przez sam fakt że w ogóle musi mnie oglądać. No cóż, czemu by go jeszcze nie podrażnić?

Zamiast przekazać piłkę dalej, zatrzymałam ją nogą rzucając rywalowi wyzywające spojrzenie. Nie musiałam długo czekać na jego reakcję, ponieważ już po kilku sekundach starał się odebrać mi piłkę. Muszę przyznać, że musiałam się nieźle natrudzić żeby z nim nie przegrać, jednak w końcu nie ma zabawy, gdy twój przeciwnik jest od ciebie słabszy. Zwinnie wykonywałam triki z piłką, z rozbawieniem przyglądając się chłopakowi który gdy tylko miał szansę na odebranie mi przedmiotu, zawalał sprawę. Wreszcie postanowiłam się nad nim ulitować, i wykonałam wysokie podanie do Kentina który z łatwością nabił nam kolejny punkt.

- Albo masz talent albo nie. - Posłałam chłopakowi słodki uśmieszek, co podziałało na niego jak płachta na byka. Przez chwilę wyglądał jakby chciał mnie uderzyć, jednak ostatecznie odwrócił się plecami wracając na środek boiska. Muszę przyznać, gdy się denerwuje jest na swój sposób uroczy.

Gra toczyła się dalej bez większych niespodzianek, jednak ten spokój nie trwał zbyt długo. Sama do końca nie wiem jak, ani przez kogo lecz w pewnym momencie piłka z dużą siłą trafiła Nataniela w twarz. Wszyscy momentalnie zaprzestali gry, z przestrachem przyglądając się jak z nosa blondyna kapie na podłogę szkarłatna krew. Nauczyciel zarządził przerwę w grze, i kazał jednemu z nas odprowadzić przewodniczącego do pielęgniarki. Jak wiadomo Melania od razu zgłosiła się by mu towarzyszyć, jednak wtedy ich drużyna miałaby dwóch zawodników mniej.

- Ja pójdę. - Odparłam obojętnie, na co mężczyzna przytaknął głową zgadzając się na tę propozycję. - Tylko spróbujcie przegrać przez ten czas a popamiętacie. - Dodałam, zwracając się w stronę swojej drużyny po czym ruszyłam z Natem w stronę gabinetu pielęgniarki.

Przez większość czasu szliśmy w milczeniu. Odkąd wróciłam po chorobowym nie za wiele rozmawialiśmy, a on najwidoczniej nie był w nastroju na tego typu rzeczy więc postanowiłam to uszanować.

- O proszę, czyżby mały wypadek? - Zatrzymaliśmy się, spoglądając na stojącą pod ścianą Debrę. Przyglądała nam się z drwiącym uśmieszkiem, jednak po chwili jej twarz na powrót przysłoniła maska słodkiej dziewczyny. - Mam nadzieję, że to nic poważnego.

Nataniel jedynie prychnął cicho, po czym przyspieszył kroku nie chcąc jej widzieć na oczy. Chciałam go dogonić, gdy dziewczyna złapała mnie za ramię chcąc zamienić kilka słów.

- Chcesz czegoś? - Zapytałam, strącając jej rękę z ramienia. - Jestem nieco zajęta.

- Oj no weź, nie znajdziesz dla mnie chociaż minutki? Chciałam ci jedynie pogratulować, Kastiel chyba zaczyna się do mnie przekonywać.

- Skąd te przypuszczenia?

- Za każdym razem gdy się widzimy gada tylko o tym jak bardzo cię nienawidzi. Dzięki temu zaczyna zapominać o tym co mu zrobiłam, a co za tym idzie łatwiej będzie go namówić do współpracy.

- Mhm, fajnie. Mogę już iść zanim przewodniczący się wykrwawi?

- Tak tak, już cię nie zatrzymuję. Powodzenia.

Nie czekając dłużej pobiegłam do gabinetu pielęgniarki, w którym zastałam jedynie Nataniela. Siedział na biały łóżku, przykładając do nosa chusteczkę która z każdą chwilą robiła się coraz bardziej czerwona. Zastanawiałam się, gdzie jest teraz pielęgniarka. Czyżby miała przerwę?

- Pokaż to. - Podeszłam do niego, jednak odwrócił głowę zupełnie jakby nie chciał na mnie patrzeć.

- O czym rozmawiałyście? - Zapytał, na co ja wywróciłam oczami czując do czego prowadzi ta rozmowa. - Myślałem że okażesz się mądrzejsza i chociaż ty mnie posłuchasz.

- Nadzieja matką głupich. A im mniej wiesz tym lepiej. - Odparłam, po czym nie zważając na jego sprzeciwy ujęłam dłońmi jego głowę, zmuszając by na mnie spojrzał po czym dokładnie mu się przyjrzałam. - Nie jest źle, na szczęście nie jest złamany.

- ..Co?

- Twój nos. Nie wiem kto w ciebie celował ale albo masz szczęście, albo mocną czaszkę. - Podałam mu czystą chusteczkę, po czym wzięłam się za przygotowanie chłodnego okładu.

- Nie wiedziałem, że znasz się na pierwszej pomocy.

- W moim zawodzie to konieczność. - Zaśmiałam się mimowolnie, wracając do swojego pacjenta. Przyłożyłam mu okłady na kark i okolice czoła, po czym usiadłam obok by w razie czego móc za chwilę je zmienić. - Nie kręci ci się w głowie?

- Spokojnie, wątpię żebym dostał wstrząsu mózgu przez coś takiego. - Teraz to on się zaśmiał, na co żartobliwie trąciłam go łokciem. Człowiek się tu martwi a ten się z tego śmieje. - Ale dzięki, że się martwisz.

- Spoko. W końcu tworzymy sojusz, racja?

Przez chwilę gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Cieszyłam się że znowu możemy normalnie pogadać, jednak łatwo mi było wyczuć, że swoimi pytaniami stara się naprowadzić mnie na temat Debry. O nie panie detektywie, nie ze mną te numery. Zwinnie i naturalnie spychałam naszą rozmowę na poprawne tory, do czasu gdy jego stan się całkowicie ustabilizował a wokół rozległ się dźwięk dzwonka ogłaszającego przerwę.

- No dobra, fajnie było ale chyba powinnaś już iść.

- Hę? A to dlaczego?

- Nadal jesteś w stroju na W-F, a zaraz zaczynamy zajęcia z plastyki. Dzięki że się mną zajęłaś, nie będę cię dużej zatrzymywał.

- No dobra.. A co z tobą, dasz sobie radę?

- Pewnie, przecież nie umieram. - Uśmiechnął się do mnie, co mimowolnie odwzajemniłam. - Poza tym, czuję się już dobrze a w razie czego pielęgniarka zaraz wróci.

No cóż, jakby nie patrzeć miał rację. Jednak gdy tylko dotknęłam klamki drzwi otworzyły się z hukiem uderzając mnie w głowę. Do gabinetu wpadła cała klasa z Aleksym na czele, który jak opętany zaczął przepraszać Nataniela, co jasno dało do zrozumienia kto stał za jego obecnym stanem. Potarłam dłonią obolałą głowę, po czym szybko wycofałam się na korytarz chcąc jak najszybciej wrócić do szatni i przebrać się w swoje normalne ubrania.

 Gdy już dotarłam na miejsce zdjęłam kaptur, z niesmakiem przyglądając się wielkiemu guzowi z boku głowy który nabił mi Aleksy. Bolało jak cholera, a gabinet przechodził właśnie najazd, więc nawet nie miałam po co tam wracać.

- Hikari, jesteś tam? - Usłyszałam głos Armina, który szczerze nieco mnie zaskoczył.

- Hę? T-tak, jestem. Daj mi minutkę! - Zawołałam, kończąc się przebierać. Szybko spakowałam swoje rzeczy w chwili, gdy chłopak wszedł do szatni. - Ej, wiesz że to damska szatnia?

- No i? Czego nauczyciele nie wiedzą to ich nie zaboli. Widziałem jak wychodzisz od pielęgniarki, wszystko dobrze?

- Co? Tak, tak, wszystko ok. Chodź już bo spóźnimy się na zajęcia. - Uśmiechnęłam się, po czym chciałam go wyminąć gdy ten w międzyczasie złapał mnie za kaptur jednym ruchem zsuwając go z mojej głowy.

- Też tam byłem, wiesz? - Odparł, po czym wyjął z torby worek z lodem. - Siadaj, ale już.

Słysząc jego nie przyjmujący sprzeciwu ton posłusznie usiadłam na drewnianej ławce, przykładając zimny okład w obolałe miejsce. Amin przysiadł się obok, wyciągając z torby konsolę na której po chwili zaczął nabijać kolejne levele.

- Skąd go wziąłeś? - Zapytałam, czując jak ból powoli ustępuje. - Napadłeś na gabinet pielęgniarki?

- Miała ich sporo w lodówce, nawet nie zauważy że jeden zniknął.

- Dzięki.

- Do usług.

Przez resztę przerwy siedzieliśmy w ciszy, a po upewnieniu się że z moją głową wszystko ok postanowiliśmy wrócić na lekcje. Oczywiście gdy tam dotarliśmy było już kilka minut po dzwonku i wszyscy przyglądali się nam z dziwnymi wyrazami twarzy. Nauczyciel dał nam jedynie upomnienie, po czym wrócił do prowadzenia lekcji dotyczącej martwej natury co nawiasem mówiąc niezbyt mnie interesowało. Zdecydowanie wolę zajęcia praktyczne.

********

(Tu można włączyć muzykę z góry =^.^=)

Po zakończonych zajęciach wraz z Arminem wróciliśmy do domu, wcześniej zahaczając o spożywczak gdzie musiał wywiązać się ze swojego zakładu kupując kilka kilo chipsów i obowiązkowo żelków na które tego dnia miałam nadzwyczajną ochotę. Szliśmy między półkami przeglądając produkty, gdy na jednym z wyższych regałów dostrzegłam swoje najulubieńsze ciastka. Armina zostawiłam gdzieś w poprzednim dziale, a nie chciało mi się na niego czekać więc postanowiłam sama je stamtąd zgarnąć. Stanęłam na palcach, po czym sięgnęłam najwyżej jak umiałam modląc się by cudownie urosnąć ze 3 centymetry. Cudem udało mi się dotknąć pudełka, a gdy udało mi się je chwycić straciłam równowagę strącając z półek kilka pudełek które spadły mi na głowę.

Właśnie wtedy do moich uszu dobiegł śmiech Armina, który AKURAT W TEJ CHWILI musiał się tu pojawić i wszystko widzieć. Zażenowana zebrałam rozrzucone pudełka, które pomógł mi ułożyć jednak nadal nie mógł przestać się śmiać z mojej wpadki co było nieco drażniące.

- Przestaniesz?! Każdemu mogło się zdarzyć!..

- Czemu mnie nie zawołałaś? Przecież jesteś za mała żeby tam dosięgnąć.

- "MAŁA", to jest twoja!.. - Szybko ugryzłam się w język, po czym rzuciłam pudełko ciastek do wózka i poszłam dalej. - ..Ja jestem niska. - Odparłam zażenowana, słysząc za sobą jego cichy zawadiacki śmiech. Cholera, czyli jednak wie co chciałam powiedzieć.

Po zakupach poszliśmy prosto do jego domu, gdzie miał się odbyć dzisiejszy wieczorny maraton którego nie miałam zamiaru przegrać. W międzyczasie planowałam wstąpić do domu by się przebrać, jednak Armin zaproponował że pożyczy mi jakąś soją bluzę które nawiasem mówiąc naprawdę przypadły mi do gustu. Żeby tylko potem nie marudził gdy któraś zaginie w nieznanych okolicznościach.

Weszliśmy do domu, po czym zdjęliśmy buty chcąc jak najszybciej rozpocząć naszą rozgrywkę gdy w drzwiach kuchni pojawiła się mama chłopaków.

- O, Hikari! Przyszłaś w odwiedziny? - Zapytała, nie kryjąc swojej radości. Ostatnimi czasy spędziłyśmy dosyć sporo czasu, i odkryłyśmy że naprawdę miło nam się ze sobą rozmawia.

- Pani Victoria, dzień dobry! - Przywitałam się z kobietą. - Ja tylko na chwilę, mam nadzieję że nie przeszkadzam.

- Ależ skąd, bardzo się cieszę że przyszłaś. Może zostaniesz na kolacji?

- Jeśli nie będę państwu przeszkadzać to chętnie.

Wymieniłyśmy nawzajem przyjazne uśmiechy, po czym wraz z Arminem weszliśmy do jego pokoju gdzie włączyliśmy telewizor i zagarnęliśmy kontrolery. Rozsiadłam się wygodnie na ciemnym dywanie, po czym całą uwagę skupiłam na mającej się za chwilę rozegrać rozgrywce, jednak i to jakoś nie chciało mi wyjść. Kiedy moim oczom ukazał się wynik 38-0 miałam szczerą nadzieję że to wszystko po prostu mi się śni i zaraz obudzę się w swoim pokoju.

- Coś ci dzisiaj nie idzie. - Zaśmiał się Armin, zajadając chipsy na które straciłam apetyt. - Przy okazji, zapomniałem ci powiedzieć że zachowałaś się naprawdę w porządku pomagając Natanielowi.

- Tsa.. I teraz za to płacę. A Miki mnie przecież ostrzegała!

- Miki? Ten szczur z disneya?

- Nie, znajoma z Japonii.

- A co mówiła?

- "Zapamiętaj Hikari! Każdy dobry uczynek spotka zasłużona kara!". (kto zgadnie z czego to cytat dostanie ciastko =^.^=) No i teraz mam. Z samego rana mało się nie zatrułam trującym gazem, głowa mnie boli, szkic na zajęciach artystycznych nie wyszedł, ciastka się pokruszyły a na dodatek obrywam od ciebie! - Zdołowana oparłam się o oparcie łóżka, wzdychając do sufitu.

- Na ciastka grę i resztę nic ci nie poradzę, ale..

Poczułam jak przyciąga mnie do siebie, po czym całuje w głowę niedaleko miejsca gdzie oberwałam drzwiami. Zaskoczona odsunęłam się jak poparzona, wpadając plecami na ścianę która zdawała się pojawić nie wiadomo skąd.

- Ej, tylko bez takich żartów. - Odparłam, starając się nie zaczerwienić.

- Teraz przynajmniej nie myślisz o bolącej głowie. - Spojrzał na mnie z tym swoim cwanym uśmieszkiem, jednak szybko odsunęłam go od siebie na bezpieczną odległość nie mogąc powstrzymać śmiechu.

- Dobra, wygrałeś. Już nie boli.

- No widzisz? A teraz chodźmy na dół, mama zaraz będzie nakładać kolację. - Podniósł się z podłogi, po czym podał mi rękę by pomóc mi wstać. Skorzystałam z pomocy, jednak gdy już mieliśmy wyjść z pomieszczenia momentalnie się zatrzymał przez co wpadłam na jego plecy. - Zapomniałem, miałem ci pożyczyć bluzę.

- W porę sobie przypomniałeś. - Odparłam z rozbawieniem, przyglądając się jak podchodzi do szafy. Wyciągnął z niej białą bluzę, po czym wyszedł na korytarz bym mogła przebrać się w spokoju. Z uśmiechem zdjęłam swoją szkolną bluzę po czym założyłam na siebie białe ubranie kolegi. Muszę przyznać, że była znacznie wygodniejsza. Poza tym, miała ten charakterystyczny zapach..

- Zaraz, o czym ja myślę? - Zapytałam sama siebie, jednak mimowolnie dotknęłam głowy w miejscu, gdzie niedawno znajdowały się usta chłopaka. - Zawsze musi się ze mną drażnić..

 - Hej, jesteś tam? - Armin zapukał w drzwi pokoju, na co niemal podskoczyłam karcąc się za swoje myśli. Przecież to tylko przyjaciel, nie ma opcji żeby coś z tego było. Poza tym, jest dla mnie jak brat.

- Idę, nie panikuj tak. - Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym wyszłam z pokoju by razem z kolegą zejść na kolację w towarzystwie jego rodziców i Aleksego który pewnie już zaklepał sobie dodatkową porcję o którą będzie potem wykłócał z bratem.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top