11. Przyjaźń?
Przez mijające dni, zbliżyłam się do Bartolomeo, który zaczął pracować. Często wyjaśniał mi co robił w dalszej kolejności w taki sposób, żebym spokojnie zrozumiała. Był przy tym bardzo cierpliwy i życzliwy. Wiele razy żartowaliśmy – w trakcie – choć nastało to dopiero wtedy, kiedy przywykłam do jego aroganckiej postawy. Z początku było mi ciężko dostosować się do sytuacji braku Meridian i coraz rzadszych spotkań z przyjaciółkami. W tym do zachowania Bartolomeo, lecz wystarczyły kolejne dwa tygodnie, bym sobie z tym poradziła. Zapewne właśnie dzięki wspieraniu się o Lionela, który pozwalał mi na więcej niż powinien.
Chichocząc przechadzałam się po ulicy pod rękę z Bartolomeo. Okazywało się, że mężczyzna był całkiem przyjemny, gdy zaczął rozmawiać na jakiś konkretny temat. Wielokrotnie żartował, sprawiając że czułam się dużo lepiej. Potrafił o wiele więcej! Używał magii, aby poprawić mi humor i odwrócić moją uwagę od przykrości.
- To co? Przekonałem cię do siebie, panno Sliver?
- Może?
Bartolomeo zaśmiał się głośno, szczerze rozbawiony moją odpowiedzią. Zwłaszcza, że żadnej jednoznacznej pomocy nie otrzymał.
- To boli!
- Bardzo dobrze, że boli – parsknęłam, szczerząc się do mężczyzny ubranego w elegancki garnitur. – Jeśli chcesz mogę poprosić Lionela, żebyś mógł poczuć ten fizyczny ból. Nie, Lionel?
Kamerdyner szedł za nami, przyglądając się mojej dłoni oplatającej ramię jego przyjaciela. Wpatrywał się z takim uporem, że aż nie słyszał niczego. Zaś intensywność tego spojrzenia, niemal bolała, przez co miałam dziwną ochotę zabrać rękę.
Nie bardzo rozumiałam dlaczego się tak działo, dlatego zmarszczyłam brwi. Bartolomeo również się obejrzał nie słysząc żadnej odpowiedzi.
- Lionel? – spytałam, zatrzymując się.
- Hm? Och, przepraszam – Lionel uśmiechnął się w moją stronę. – Coś się stało?
- Nic ci nie jest?
- Nie, moja pani.
- Zamyślił się – parsknął Bartolomeo, ciągnąc mnie do stoiska z ręcznie robioną biżuterią. – Zostawmy go, bo jeszcze nas oskarży o nie wiadomo co.
- Haha! Słusznie.
Przyjrzałam się biżuterii. Była doprawdy urocza. Nie tak krzykliwa, czy wyzywająca, jak ta arystokracji, a zwyczajnie urocza. Wręcz idealna, dokładnie taka, jaką z przyjemnością bym nosiła. Szczególnie jedna rzecz zwróciła moją uwagę. Bransoletka wykonana ze srebrnego sznureczka, na który naplecione zostały czerwone kamyczki i szare kosteczki. Ciężko było powiedzieć czym one były, jednak to nie było ważne. Zagryzłam wargę, przyglądając się nieprzerwanie bransoletce. Wiedziałam, że nie mogłabym jej nosić, ale tak bardzo mi się podobała...
Męska dłoń uniosła zauważony przeze mnie przedmiot, na co jęknęłam, błyskawicznie podnosząc wzrok. Lionel przyglądał się z bliska biżuterii, następnie zapytał kobietę za stoiskiem o cenę. Ta z uśmiechem odpowiedziała mu, znacząco zerkając w moją stronę. Zaraz potem odwróciła ode mnie uwagę, odpowiadając na pytanie Bartolomeo.
W tym samym momencie Lionel zapłacił, wciskając mi bransoletkę w dłoń. Bez słowa przyglądał się mojej ręce zaciskającej się na przedmiocie i wytrzymywał moje zaskoczone spojrzenie.
Zauważył? Czy aż tak bardzo mi się przygląda?
- To ci pasuje, moja pani – rzucił, po czym odsunął się, dając mi przestrzeń.
Obejrzałam się za mężczyzną, odruchowo wsadzając do kieszeni bransoletkę, tak aby się nie zgubiła. Lionel, jednak na mnie nie patrzył, zerkając na wszystkie strony. Zawsze tak robił, szukając niebezpieczeństwa.
- Popatrz na to, panno Sliver – głos Bartolomeo oderwał mnie od Lionela. – Śliczne, prawda?
- Bardzo – odparłam, przyglądając się pierścionkowi. – Zupełnie, jakbym patrzyła na malutkie słoneczko. Co to?
- Ach, zabarwione szkło – odparła kobieta, lekko się czerwieniąc. – Wraz z mężem wyrabiamy takie cuda po wyprawie nad jeziora czy morze. Tam można znaleźć naprawdę ciekawe przedmioty.
- Do jaskiń też? – spytał ciekawsko Bartolomeo.
- Tak – przytaknęła, uśmiechając się szeroko, ślicznie, pomimo występujących na jej twarzy zmarszczek. – Choć nie tak często. To zbyt niebezpieczne.
- To zrozumiałe! Wezmę ten pierścionek.
Dopiero wtedy ruszyliśmy ponownie w drogę, z powrotem ku pokojowi Bartolomeo. Chcieliśmy się przejść przed pierwszą próbą sprawdzania, czy test na rodzicielstwo działa. Każdy z nas stresował się, obawiając porażki, wobec czego zdecydowaliśmy się zwyczajnie przejść i przewietrzyć.
- Chodźmy przez park – powiedziałam wskazując na prawo.
- Znakomita decyzja!
W ciszy ruszyliśmy w tamtą stronę. Trzymałam lewą dłoń w kieszeni, bawiąc się otrzymaną bransoletką, którą w domu musiałabym ukryć. Niebezpiecznie byłoby ją nosić, gdyż ktoś specjalnie mógłby ją zepsuć, dlatego teraz do woli ją dotykałam. Nie chciałam jej puszczać z jakichś niewiadomych powodów, ściskając ją i upewniając się, że dalej tam była. Czułam, że fizycznie by mnie to bolało, gdybym teraz ją zgubiła. Bo przecież był to prezent.
Prócz tego zmuszałam się nie oglądać za siebie. Musiałam zagryzać wargę, żeby odzyskać panowanie nad sobą i nad tą chwilową pokusą. Ostatnimi czas, patrzyłam w każdej możliwej chwili w kierunku Lionela. Czasami po odesłaniu Sabaa, wolałam żeby mnie przytulił i tylko tak potrafiłam spokojnie zasnąć. Zaczynałam polegać na nim coraz bardziej i bardziej, pomimo chęci odsunięcia się od Lionela. Niebezpiecznie było się tak przyzwyczajać, ale nie potrafiłam też nad sobą panować. Chciałam być blisko niego, tym bardziej, że jemu samemu to nie przeszkadzało.
- Proszę! – Bartolomeo podał mi pierścionek z niepewną miną. – Kupiłem go ze względu na ciebie, panno Sliver – oznajmił, gdy wędrowaliśmy spokojnie przez park. Pozwolił mi milczeć i wpatrywać się w zaskoczeniu na jego wyciągniętą w moją stronę, rękę. – Jest panna dla mnie niczym promień słońca, zapowiadający dobry dzień.
- Och, aż nie wiem co powiedzieć – przyznałam, dziwnym trafem wcale nie pragnąc wziąć tego prezentu.
- Nie musisz nic mówić, panno Sliver – Bartolomeo pokręcił głowę, wsuwając pierścionek na palec wskazujący mojej prawej ręki. – To sama przyjemność, że mogłem pannę poznać i z tobą współpracować. Naprawdę.
- Dziękuję, jest naprawdę śliczny.
- To mnie cieszy!
Zmusiłam usta do uśmiechu, z trudem powstrzymując się od wzdrygnięcia. Bartolomeo miał doprawdy zimne ręce, które nie były tak znowu przyjemne w dotyku. W dodatku pierścionek... jakoś mi nie pasował.
- Powinniśmy się pośpieszyć – parsknął Lionel, stając tuż za mną. – Inaczej zmarnujemy cenny czas i wrócimy za późno.
- Racja! – przytaknęłam – Musimy się pośpieszyć.
- Ach, eksperyment! Całkiem o nim zapomniałem!
Nagle Lionel na mnie wpadł, przez co potknęłam się, ale na szczęście zostałam złapana przez kamerdynera i Bartolomeo. Ale pierścionek, który był trochę większy niż mój palec, zniknął gdzieś w trawie. Z kolei na twarzy Lionela pojawił się uśmiech pełen satysfakcji, który starał się tuszować, gdy przepraszał mnie i Toma za cały ten wypadek.
Jeszcze żeby wyglądał na skruszonego...
********
Wszystko zdawało się działać wyśmienicie, jednak żeby funkcjonowało na większą skalę potrzebni byli magowie. Wielu magów, którzy nauczyliby się formułki i mogli przeprowadzać takie testy. Mimo to sam fakt, że wszystko działało bez zarzutu było sporym sukcesem. Takim, który można było świętować i radować się, że wreszcie byłam bliżej osiągnięcia swojego celu.
Mogliśmy odetchnąć z ulgą i móc odsapnąć od ciężkiej pracy.
- To może zaproponuję pewną rzecz – rzucił Bartolomeo siadając na biurku z zadowoloną miną. – Panno Sliver, czy zechciałabyś zostać moją przyjaciółką?
- Co? – wymsknęło się mężczyźnie. Lionel przyglądał się krytycznie swojemu przyjacielowi.
- No co? Chyba po tym wszystkim możemy do tego dopuścić?
- Tak, możemy – przytaknęłam.
Nie zaszkodzi zaprzyjaźnić się z magiem, z którym przecież tyle się pracowało. Szczególnie, że to mogło prowadzić do dalszych korzyści. Zaś to... cóż było przydatne z wielu różnych powodów. A ja uznająca coś takiego za życiową szansę, nie mogłam tego zaprzepaścić.
- Z przyjemnością zostanę twoją przyjaciółką choć dalej muszę zastanowić się, czy warto ci zaufać – dodałam pośpiesznie z wrednym uśmieszkiem.
- Ach! – Bartolomeo zaśmiał się, odrzucając do tyłu głowę. – Lubię cię coraz bardziej, panno Sliver.
- Schlebiasz mi.
- Bo taki był zamiar.
- Bartolomeo – warknął Lionel, wyraźnie się z tym nie zgadzając. – Przestań żartować.
- Właśnie w ten sposób psujesz zabawę, Lionel – parsknął lekko poirytowany Tom. – Co cię dziś ugryzło, co? Jesteś wyraźnie wkurzony z jakiegoś powodu.
- Wystarczą ci słowa: „Ostatnio doprowadzasz mnie do szału?" – spytał z przerażająco uprzejmym uśmiechem na wargach.
Wzdrygnęłam się na swoim siedzeniu, nie potrafiąc oderwać oczu od mężczyzny. Tej strony Lionela nie znałam i trochę mnie ona przerażała. To było tak, jakbym miała nagle do czynienia z dziką bestią, taką gotową zrobić absolutnie wszystko, byleby osiągnąć to, czego pragnie. Nawet zabić.
- Panuj nad sobą – prychnął Bartolomeo. – Byłem szczery proponując przyjaźń pannie Sliver. I mnie, i jej się to opłaca. Szczególnie, że będziemy ze sobą współpracować również później.
- To się okaże.
- Ha! – Tom chwycił mostek nosa, próbując pozostać spokojny. – Jak ty mnie czasem denerwujesz.
- Ty mnie również.
Chrząknęłam z zakłopotaniem, przypominając mężczyznom o swojej obecności. Dziś wolałam nie słuchać takich kłótni, ani tym bardziej kłopotać się z ewentualnym, późniejszym wybieraniem stron, bo do tego także dochodziło.
Lionel spojrzał na mnie. Jego czerwone oczy przesunęły się po mnie dość szybko, jak gdyby sprawdzał, czy wszystko było ze mną dobrze. Po takiej inspekcji jego wzrok zatrzymał się na pustym palcu, na którym uprzednio był pierścionek. Wpatrywał się w to miejsce cały czas z powoli formułującym się zadowoleniem na twarzy. Tak, jakby cieszył się ze swojego sukcesu. Choć mnie dalej było głupio, że go zgubiłam i nawet nie mogłam poszukać. Przez to Bartolomeo zdawał się smutny.
- Proszę o wybaczenie, moja pani.
- Ależ nic nie szkodzi! – zamachałam ręką, wzruszając luźno ramionami. – Zdarza się.
- To może podam coś do picia? Chciałabyś coś, moja pani?
- Z przy...
- Właśnie! Może uczcimy nasz sukces? – wciął się Bartolomeo, pstrykając palcami z entuzjazmem. – Co powiecie na wino? Mam bardzo dobre!
- Naprawdę?! – zawołałam z ekscytacją na twarzy.
- Nie – zgasił mnie Lionel. – Nie mogę pozwolić, żebyś z nim piła, moja pani. Jeśli tak wrócisz do posiadłości, obawiam się, że ja również będę mieć nieprzyjemności. Prócz tego powstaną z tego większe kłopoty, których wolałbym uniknąć dla naszego obopólnego dobra.
Skrzywiłam się, przyznając mężczyźnie rację. Jak zwykle musiałam strzelić w takim momencie, czymś o czym zapomniałam. I wolałam sobie nie przypominać.
- Dlaczego? – jęknął Tom.
Lionel cicho parsknął pod nosem. Wyraźnie poprawił mu się humor, po tym, jak zobaczył, że się z nim niemo zgadzam. Prócz tego zdawał się cieszyć z nieszczęścia swojego przyjaciela. I właśnie w takich przypadkach zastanawiałam się, jak to było możliwe, że ci dwaj się przyjaźnili. W dodatku nie zabijając po drodze.
- Lionel – pociągnęłam za rękaw mężczyzny. – Wy naprawdę jesteście przyjaciółmi? Bo chyba... To wygląda dość dziwnie.
- Hm? – kamerdyner posłał mi przeciągłe spojrzenie. – Raczej tak.
- Ra... cze? – spytałam marszcząc czoło.
- To nie tak, że go nienawidzę, ale też nie tak że go uwielbiam – wyjaśnił Lionel wzruszając nonszalancko ramionami. – Po prostu się znamy.
- No nic! – Bartolomeo klasnął w dłonie, przestając poprawiać swoje ubranie. – Będę musiał napić się sam.
- W takim razie będziemy się zbierać – Lionel pochylił się, by szepnąć mi do ucha. – Lepiej nie być przy nim, kiedy się napije.
- Och.
Tyle było mi trzeba, żeby ruszyć się z miejsca. Nie przepadałam za ludźmi, którzy niekontrolowani się podczas picia. Miałam z nimi dość nieprzyjemne wspomnienia, zwłaszcza z tymi mieszkającymi na ulicy. A także z ojcem...
- Było mi miło, Bartolomeo. Do zobaczenia po zebraniu magów.
- Oczywiście. Skontaktuję się, kiedy zaczniemy działać w terenie.
- Cudownie!
Zamachałam Bartolomeo, wychodząc za Lionelem z pokoju. Przy okazji rozmasowywałam sobie barki, pocierałam twarz i oddychałam ciężko. Byłam zmęczona całym procesem, nawet jeśli rezultat mnie cieszył.
To był naprawdę długi, acz całkiem udany dzień.
Dzień zyskania kolejnego, cennego przyjaciela. Takiego, którego można by było wykorzystać, bo i on chciał zrobić to samo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top