Łamacz obietnic.
Zgodził się. Oikawa zgodził się na ostatnie spotkanie z Ushijimą. Zwykła rozmowa następnego dnia, przy kawie. Bez najmniejszego kontaktu fizycznego.
Bardzo się stresował. Iwaizumi uszanował jego decyzję i zgodził się na to wszystko, ale pojechał razem z Tooru. Całą drogę trzymał go za rękę, mimo że prowadził samochód. Wspierał go jak potrafił. Przecież był jego najbliższym przyjacielem. Bardzo go kochał. Był gotowy zrobić dla niego wszystko. Nawet zabić na jego życzenie. Bo tak mocno kochał tego idiotę.
Był wieczór. Zatrzymali się obok wielkiego wieżowca, gdzie swój apartament miał Ushjima. Hajime wyłączył silnik auta i wyjął klucze ze stacyjki. Mocniej ścisnął dłoń szatyna i spojrzał na niego łagodnie.
- Nadal uważam, że to zły pomysł, Bakakawa. - mruknął cicho. - Wolałbym abyś nigdzie nie szedł.
- W razie co, wiesz gdzie mnie szukać... Jeżeli nie wyjdę po piętnastu minutach, przyjdź po mnie. - Oikawa uśmiechnął się jak aniołek i ucałował dłoń Iwy.
Bo Iwa był jak taki jego anioł, co go przed złem chronił. Czy to w szkole, w kinie, w pracy, po prostu od zawsze, nigdy nie pozwalał, aby działa mu się krzywda. Zawsze bardzo dbał o Tooru. Kupował jedzenie, i dokarmiał. Kazał robić częste drzemki, sprawdzał miękkość poduszek, w przypadkach mocnych koszmarów przytulał i robił gorące kakao o trzeciej w nocy, aby spało mu się lepiej. Anioł stróż? Skarb. Najcenniejszy na świecie. Nie chodziło o korzyści, a o troskę. Oikawa wiedział, ile jest wart dla tego faceta.
- Dzwoń, cholera. - burknął cały w nerwach. - Zapierdolę go, jeżeli położył na tobie swoje brudne łapy. - przyciągnął Tooru do siebie, zarzucając mu rękę na kark i ciągnąc go w agresywny sposób.
Oikawa uśmiechnął się i od razu wtulił w gorący tors Iwy. Objął go dłońmi za plecy i zamknął oczy. Ten facet zdecydowanie był jak ze snów. Może nie był delikatny i nie potrafił dobrze wyrażać uczuć, ale... Miał masę innych zalet. Troszczył się.
- Wiem, Iwa-chan. Niczym narazie się nie przejmuj. Wszystko będzie dobrze. Wiem, jaki jest Ushijima i wiem do jakiego stopnia można mu zaufać. Nie zrobi mi krzywdy, a ja wrócę za piętnaście minut.
- To chyba ja powinienem uspokajać ciebie, Bakakawa. - zaśmiał się cicho i mocniej zacisnął dłonie na plecach przyjaciela.
- Nawet nie wiesz ile robisz samą swoją obecnością, Iwa-chan. Dziękuję, że się mną opiekujesz.
- Zamknij się, bo to brzmi jak pożegnanie.
- Ah! Przepraszam, Iwa-chan! - zaśmiał się.
- Idiota... - pocałował go czule w skroń, przymykając przy tym oczy. - Idź. Szybciej będziemy mieć to za sobą. - puścił go i odsunął się.
- Zaraz wracam, Iwa-chan. - poprawił okulary na swoim nosie, po czym kiwnął głową do Iwy, jakby chcąc dać mu znak, że jest gotowy.
- Idź już, kupo. - machnął na niego ręką i westchnął cicho pod nosem, czując coraz to większe zdenerwowanie.
Oboje się denerwowali.
Oikawa nie dał oo sobie tego poznać.
Tooru wysiadł z auta, delikatnie zatrzaskując drzwi. Ominął niewielki murek przy parkingu, który otaczał bujną roślinność, i pokierował się prosto do schodków. W mgnieniu oka stanął przed wielkimi, szklanymi drzwiami, a już po chwili zniknął w środku monumentalnego budynku.
Iwaizumi spojrzał na zegarek. Zaczął odliczanie. Modlił się, aby Oikawie nic się nie stało. Aby Ushijima nie położył na nim swoich łap. Aby znów go nie uwiódł. Aby nie rozpalił tego uczucia na nowo. Wiedział, że Tooru wtedy by uległ.
I już nigdy więcej by go nie zostawił.
Oikawa w tym czasie dotarł pod drzwi. Pod drzwi mieszkania Ushijimy. Jego dłoń spoczywała na dzwonku, ale nie mógł go nacisnąć. Nie potrafił. Bał się. Wiedział, że jeżeli tam wejdzie, to tylko w jednym celu.
Zakończyć to wszystko.
Zakończyć ich romans.
Cudowny.
Bolesny.
Chory.
Przyjemny.
Zapomnieć o Ushijimie raz na zawsze.
Nacisnął na klawisz dzwonka, a do jego uszu dotarła stłumiona melodyjka z wnętrza mieszkania. Rozchylił swoje usta, bo naprawdę nie mógł uwierzyć, że to zrobił. Że stawiał czoła tak trudnemu zadaniu.
Zadrżał. Poczuł ten słodki strach. Ale przecież nie po to tu przyszedł. Nie na seks. Miał wysłuchać Ushijimy i pożegnać się z nim. Raz na zawsze.
Drzwi otworzyły się natychmiast. Nie minęła nawet minuta. W progu stanął on. Jak zwykle przystojny. Dumny. Piękny. Zapach jego perfum... Nie. Jego zapach był męski. Ociekał testosteronem. Seksem. Wyglądał niezwykle. Nie miał na sobie białej koszuli, jak zwykle. Ubrany luźno w zwykłą czarną koszulkę, którą mocno opinała jego tors... Zrobił to specjalnie. Chciał sprowokować Oikawę. Uwieść. Doskonale wiedział, że uwielbiał go w tej kreacji.
- Oikawa...
- Cześć, Waka-chan. - szepnął i łapiąc się za ramię, spojrzał w dół.
Ten facet go zawstydzał.
- Proszę, wejdź. - otworzył szerzej drzwi.
Tooru uniósł głowę i niepewnie wkroczył do mieszkania Ushijimy. W progu, jego były kochanek, złapał go za dół pleców i wprowadził w głąb swojego przepełnionego przepychem gniazdka.
Pomógł mu zdjąć płaszcz, który odwiesił do szafy, jak na gentelmena przystało. Pierwszy raz widział Tooru w sweterku. W okularach też. Był naprawdę zaskoczony. Nie mógł oderwać od niego wzroku.
- Pięknie wyglądasz, Oikawa. - stanął przed nim i zlustrował dokładnie całego szatyna.
To słodkie ciało.
Chciał je.
Chciał je dotykać.
Lizać.
Pieścić.
Zdjąć ten cholerny sweterek.
Chciał pieprzyć.
- Nie powinieneś mówić mi takich rzeczy. W końcu się rozstaliśmy. - burknął dość odważnie, obdarzając Ushjime czujnym spojrzeniem.
- Nigdy nie widziałem cię w okularach. Nie wiedziałem, że masz wadę wzroku.
- Cóż... Nigdy nie pytałeś, Waka-chan.
- Prawda. - przyznał z delikatnym uśmiechem.
- Mów czego chcesz. Mamy tylko dziesięć minut. Hajime na mnie czeka. - chciał już stąd wyjść.
Całe mieszkanie przywoływało wspaniałe wspomnienia. Nawet w miejscu, w który stał, kochał się z Wakatoshim.
Nie.
To nie było kochanie się. Przecież nie obdarzał Tooru żadnym uczuciem. Chciał po prostu się wyżyć i ostro go rżnąć. Jak dziwkę.
Przecież był jego dziwką.
Płacił mu za seks.
A teraz chciał z tym skończyć.
I szybko stąd wyjść.
- Oikawa, ja... Nie będę cię prosił, abyś nie odchodził, ale pożegnaj się ze mną należycie.
Należycie.
Znów chciał dziwki na całą noc?
Nie tym razem.
- Co znaczy ,,należycie"? Chcesz znowu mi to zrobić, Waka-chan? - zacisnął dłonie w pięści.
Należycie.
Chciał go szmacić jeszcze raz?
Ten ostatni raz?
Nie. Koniec.
- Zrób to teraz, Tooru. Po swojemu. Ale rozstańmy się w zgodzie. Chcę cię dobrze pamiętać. - spojrzał wyzywająco w jego oczy.
Ich spojrzenia się spotkały. Oba ich ciała zadrżały. Ale serce biło tylko jedno. Tylko jedno w ten sposób.
To było kuszące.
- Ale masz mnie nie dotykać, Waka-chan.
- Nie dotknę, Tooru.
- Masz się nie ruszać.
- Nie poruszę się.
Oikawa wziął głęboki wdech. To było szalone, ale to teraz on stawiał zasady. Teraz to on dominował. Mógł zrobić z nim wszystko. Ale mimo to postanowił zrobić coś bardzo delikatnego.
Niepewnie zbliżył się do Ushijimy. Najpierw jeden krok, potem dwa szybkie, ale malutkie. Ostatni przekroczył ich granice.
Spojrzał w te piękne oczy. Ich spojrzenie go pożerało. Było agresywne. Krzyczało o pożądaniu ciała Tooru. Ale on im nie uległ.
Jego dłonie zacisnęły się na ciemnej koszulce.
Stanął na palcach. Zamknął oczy. I pocałował go. Nie chciał przestawać.
Znowu to poczuł. Poczuł wielką tęsknotę. Poczuł to, jak go kocha. Swoją wierność. Gotowość poświęcenia. Chciał znów być uległy. Chciał znów krzyczeć jego imię. Nieważne, czy z bólu, czy z rozkoszy. Chciał go. Chciał go teraz. Tęsknił.
Wakatoshi, aż za bardzo wziął sobie do serca zakaz poruszania się. Nie odwzajemnił tego pocałunku. Pozwolił Tooru dominować. Błądzić swoimi wargami, po tych jego. Smakować ostatni raz. Napajać się ich dotykiem. Pozwolił mu na wszystko. Ten pierwszy raz poszanował jego słowo w stu procentach. I czuł się z tym świetnie. Oboje się tak czuli.
Oikawa nie chciał odrywać się od tego mężczyzny. Teraz tak dobrze czuł jego zapach. Jego ciepło. Jego dotyk. Jego... Po prostu go czuł. Całego, mimo że łączyły ich tylko usta. Wspólny pocałunek. Wiedział, że jeżeli go zakończy, zakończy wszystko. I zakończył.
Odsunął się od niego powoli, ale tylko troszeczkę. Delikatnie się uśmiechnął i spojrzał w te piękne oczy. Oczy go pożerające.
- Aleś głupi, Waka-chan. - zaśmiał się smutno, nadal będąc blisko ukochanych ust. - Żegnaj, Waka-chan.
I odsunął się. Natychmiast się odwrócił. I ruszył do wyjścia. Pewnie. Agresywnym krokiem. Nacisnął na klamkę, ale nie wyszedł.
Bo Ushijima na to nie pozwolił.
Brutalnie złapał za jego ramię, szybkim ruchem dociskając go do ściany. Przyszpilił nadgarstki Tooru nad jego głową i kontynuował pocałunek. Agresywnie.
Docisnął swoje biodra, do tych słodkich, szczupłych bioderek. Nazanaczonych bliznami jego bliskości. I delikatnie ocierając ich o siebie, rozpoczął namiętne pieszczoty ich męskości.
- Nie odchodź ode mnie, Tooru. - powiedział w jego usta.
I całował dalej.
Teraz było cudownie.
Nie bolało.
Był taki delikatny, a zarazem namiętny.
Chciał go.
Było wspaniale.
Tak. Tak!
Szalał.
- Błagam cię, Tooru... Zostań ze mną. Jesteś wszystkim tym, co mam. - szeptał dalej. - Uzależniłem się od ciebie. - uwodził.
Ale Oikawa podjął decyzję.
I nie miał zamiaru jej zmieniać.
- Z-zostaw... - zaczął się wyrywać. - Przestań, Waka-chan! Przestań!
Nie chciał wracać do przeszłości. Bo Ushijima był przeszłością. Właśnie teraz się nią stał. Rozstał się z nim i nie miał zamiaru do niego wracać.
- Oikawa... - odsunął się od niego, puszczając jego nadgarstki.
I nie zdążył nic powiedzieć, bo przerwała mu rozpacz.
Czysta rozpacz.
- Czy ty zawsze musisz mnie szmacić?!
Rozpacz i łzy.
Oikawa rozpłakał się momentalnie. Zaczął wyć. Bo to wszystko bardzo bolało. Nie potrafił tego znieść. Tego rozstania. I miłości do Wakatoshiego.
Kochał go.
Tak cholernie kochał.
A on krzywdził. Raz za razem.
Odszedł. A on nadal krzywdził. Bezboleśnie. Szmacił.
- Oikawa... - otworzył szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy.
W to co widzi. Oikawa nigdy nie krzyczał. Nigdy nie widział go w takim stanie. Nie widział, aby tak cierpiał. Widok takich łez nie był przyjemny.
Co on z nim zrobił?
- Zawsze musisz traktować mnie jak dziwkę?! - krzyczał dalej, nie mogąc zapanować nad tym bezlitosnym bólem. - Zakochałem się w tobie! Zakochałem się w tobie, a ty mnie krzywdzisz!
Cierpiał.
- Chciałbym cię nienawidzić, ale nie potrafię! Bo kocham cię! Jesteś dla mnie najważniejszy! A ja jestem dla ciebie tylko dziwką! - zaczął wycofywać się w stronę drzwi. - Nie chce mieć z tobą nic wspólnego! Nigdy więcej mnie nie dotykaj!
- Tooru... - szepnął.
Nie wiedział co zrobić. Nie rozumiał nic. Ale jego serce biło tak szybko. Tak... Cieszyło się.
Nie mógł pozwolić mu odejść.
Nie po tym co usłyszał.
W akcie desperacji złapał go za przedramię, jednak szatyn natychmiast się wyrwał. I płakał dalej.
Cierpiał.
- Nigdy!
Oboje cierpieli.
Oikawa złapał za klamkę. Teraz nikt go nie zatrzymał. Wyszedł. Trzasnął drzwiami.
Odszedł.
---
Hejoo! 🤣♥️
Prawdopodobnie zostały dwa, albo jeden rozdział 🤔 muszę zobaczyć jeszcze co i jak tu wcisnę. Zakończę tę książkę prawdopodobnie przed końcem wakacji, więc czekajcie 😏
Jak myślicie, co ten Ushijima zrobi z tyloma nowymi faktami? 🤣♥️
Flo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top