Rozdział 13

Wchodzimy do jadalni i kierujemy się w stronę pięknie zastawionego stołu przy którym siedzą nasi bliscy, jego brat z dziewczyną i moja rodzinka, ubrani są zwyczajnie, a mimo to wszystko wygląda uroczyście, nawet mój mały braciszek siedzi spokojnie i z uśmiechem odpowiada na zadawane pytania przez Stefana i Caroline. Przesuwam wzrokiem po jadalni i stwierdzam, że jest przepięknie, a gdy dostrzegam ogromne półmiski pysznie wyglądającego i pachnącego jedzenia na moje usta wypływa szeroki uśmiech, tym bardziej, że nad wejściem do jadalni wisi czarna tabliczka ze złotym napisem 

"Pani Anna, bohaterka naszej dzielnicy. Dziękujemy, że pani jest"

- Ale ja nic nie zrobiłam - szepcze zawstydzona 

- Ależ co babcia wygaduje, jest babcia naszym strażnikiem 

- Jaka babcia? Czemu ty tak nazywasz panią Annę? - zapytał Stefan 

- Bo mi pozwoliła - odparł Damon z szerokim uśmiechem 

- A my?

- Co wy braciszku?

- Ja wraz z Caroline też chcemy tak nazywać panią Annę, prawda kochanie?

- Oczywiście, że chcemy, czy możemy? - zapytała blondynka patrząc na kobietę z nadzieją 

- Tak moje drogie dzieci - odparła z uśmiechem 

- Możecie tak ją nazywać, pozwalam wam - oznajmił dobrodusznie mój braciszek, po jego słowach wszyscy spojrzeliśmy na niego pytająco 

- Chwileczkę, czyli to znaczy, że potrzebujemy twojego pozwolenia by tak się zwracać do pani Anny? - zapytał zdziwiony Stefan 

- Właśnie tak - odparł patrząc mu w oczy 

- A to niby dlaczego?

- Bo to jest moja babcia i Eleny 

- Synku, nie wolno tak mówić bez pozwolenia pani Anny, oni zapytali i dostali pozwolenie, ty też musisz zapytać 

- Tato, ja i Elena nie musimy 

- Ale tak nie wypada 

- W naszym wypadku wypada, już od roku powinniśmy się zwracać tak do naszej sąsiadki, tato 

Czuje jak babcia zamiera, a my wszyscy razem z nią 

- Czemu tak uważasz synku? - zapytał tata zduszonym głosem 

- Bo to twoja mama, a nasza babcia i nie mówcie, że coś mi się pomyliło, bo na własne uszy słyszałem jak rozmawia o tym z Eleną, a co jak co, ale słuch mam jeszcze dobry - oznajmia stanowczo, a ja wraz z Damonem mimowolnie się śmiejemy, nawet babci unoszą się kąciki ust ku górze 

- Ej, on nawet gada jak babcia - śmieje się, lecz zaraz milknę, bo mój brat znowu zabiera głos patrzy po wszystkich, po czym wypala kolejną rewelacje, po której robi mi się słabo 

- A wiecie, że Elena chciała jutro wyjechać z naszego miasteczka? Planowała ucieczkę, bo się zakochała w Damonie, ale spoko, babcia jej to odradziła, jakbyście mi nie wierzyli to wszystko mam nagrane na mój nowiutki telefon - kończy i robi niewinną minkę, a ja mam ochotę go zamordować, mimo że to mój brat i mimo, że ma dopiero pięć lat. W tej chwili jestem pewna, że każdy sąd mnie uniewinni 

- Co tak patrzycie. Mówiłam wam, że kupno telefonu Jeremiemu to zły pomysł, więc teraz nie miejcie pretensji do dziecka - nie zręczną sytuacje przerywa moja ciocia 

- No tak, ale on miał go używać do dzwonienia i do grania czasami, a nie do nagrywania ludzi tym bardziej bez ich wiedzy - oznajmia mama 

- W takim razie, trzeba było mu pożyczać swój, a nie wydawać nie potrzebnie tyle pieniędzy - odpowiada ciocia, ale ja z nerw coraz słabiej cokolwiek słyszę 

- Przestańcie się sprzeczać. Dzięki szczerości mojego syna wreszcie wiem kto jest moją mamą, 40 lat na to czekałem by wreszcie się do niej przytulic i poczuć matczyny zapach, powinniśmy mu podziękować, a nie na niego krzyczeć. Ty Eleno też powinnaś podziękować bratu 

- Niby za co, tato? Za to, że mnie skompromitował w oczach wszystkich, a najbardziej Damona, to nie tak mialo być. Wielkie dzięki braciszku! - krzyczę i ledwo powstrzymuje łzy wstydu 

- Ja tylko chciałem ci ułatwić, byś już więcej nie płakała. Przepraszam, nie chciałem cię zranić - mówi cichutko, a w oczkach pojawiają mu się łezki, a ja czuje się podle, bo właśnie zrozumiałam, że przesadziłam 

- Nie, to ja cię przepraszam, poniosło mnie, mam nadzieję, że mi wybaczysz, braciszku 

- Tak, jeśli i ty wybaczysz mi 

- Już to zrobiłam. Zajmijcie się babcią. Moim zdaniem za bardzo się dziś denerwowała. Ja wychodzę, muszę ochłonąć - oznajmiam, po czym kieruje się do korytarza. Wkładam kurtkę i buty, a następnie opuszczam dom do którego już chyba nigdy nie odwarze się wejść. Ten dzień zaczął się wspaniale, a zakończy byle jak. Plusem jest to, że wreszcie po wielu latach odnalazłam i odzyskałam babcie, a minusem to, że straciłam przyjaciela i miłość, bo po tej konfrontacji spowodowanej przez mojego brata nie dam rady spojrzeć Damonowi w oczy, wstyd nie pozwoli mi na rozmowę z nim, nie teraz, może za jakiś czas, ale na pewno nie dziś 

Sama nie wiem jak i kiedy, ale po kilkunastu minutach znajduje się na jarmarku. Ciocia miała racje, teraz, gdy jest ciemno, jarmark jest jeszcze piękniejszy niż za dnia, wszystko jest rozświetlone blaskiem lampek choinkowych i tych innych którymi ozdobiony jest skwer. Jest dużo osób, rodziny z dzieciakami przy stoiskach z zabawkami i słodyczami, grupki przyjaciół bawiących się w strefie rozrywki, ich śmiech roznosi się echem wraz z wiatrem, którego prawdę mówiąc wcale nie odczuwam. Jestem, a jakby mnie nie było, czuje się jakbym była w jakiejś bańce w której powoli zaczyna brakować tlenu. Co chwila mija mnie jakaś zakochana para wtulona w siebie i szepcząca sobie coś na ucho, ich widok sprawia, że zapadam się jeszcze bardziej. Miałam być tu z Damonem, mieliśmy się wspólnie świetnie bawić, a prawda jest taka, że jestem tu sama i do tego załamana. Obiecałam babci, że zostanę i porozmawiam z Damonem, ale teraz nie mam na to siły, wyjazd chyba jednak będzie dobrym pomysłem, chociaż na kilka dni. Muszę odpocząć i nabrać dystansu, w innym razie nigdy nie zbiorę odwagi na tą rozmowę. 

Rozglądam się po jarmarku i po chwili zauważam stoisko z bombkami, nie myśląc wiele podchodzę do stoiska i oczarowana zaczynam się im przypatrywać 

- Witam, czy mogę w czymś pomóc? - pyta dziewczyna i odwraca się w moją stronę. Przyglądam się jej, bo jestem pewna, że już gdzieś ją widziałam 

- Pani Elena. Od tej walecznej starszej pani i od urodzinowego chłopaka przez którego mój kolega prawie dostał zawału - uśmiecha się szeroko 

- Pani Bonnie, ta milsza z policjantów - przypominam sobie i odwzajemniam uśmiech 

- Tak to ja, we własnej osobie, choć i ja bywam stanowcza 

- Chce mnie pani przekonać, że jest pani służbistką, a to przyjazne zachowanie to tylko pozory? 

- No i teraz bym mogła przytaknąć, no, ale nie cierpię kłamać, na posterunku robią wszystko by mnie wyszkolić na stanowczego glinę, powtarzają, że nie mogę wszystkich traktować tak ulgowo i bym w pracy kierowała się rozumem i zasadami, a nie sercem i uczuciami, ale ja tak nie umiem, nie oceniam ludzi z góry, pozory zwykle potrafią zmylić człowieka, dlatego zawsze wole spokojnie porozmawiać, poznać wersje podejrzanego, a nie od razu go oskarżać

- To bardzo słuszne, też bym tak postępowała jak pani 

- Przestańmy zwracać się do siebie tak oficjalnie, z tego co widzę to jesteśmy w podobnym wieku, po za tym nie jesteśmy na posterunku, czy sądzie, a na publicznym cudnym jarmarku 

- Masz racje, jestem Elena Gilbert i mam 19 lat - przedstawiłam się wyciągając dłoń w jej stronę 

- Bonnie Bennett, lat 21 - odparła wymieniając ze mną uścisk dłoni 

- Jesteś tu sama? Gdzie twój chłopak? - zapytała wracając na swoje miejsce 

- Ja nie mam chłopaka, za to mam babcie 

- Co? Nic nie rozumiem 

- Za ile kończysz prace?

- Za ile chce, a co?

- To zamknij na dziś stoisko 

- Dlaczego?

- Bo zapraszam cię na dobre jedzenie, plotki i jeszcze lepsze grzane wino, ale obowiązkowo z procentami, mam dosyć dzisiejszego dnia, muszę się odciąć, bo inaczej to chyba zwariuje 

- Widzę, że sprawa jest poważna. Daj mi chwile, a ogarnę stoisko, poczekasz?

- Nie 

- Jak to?

- Pomogę ci wszystko ogarnąć, tak będzie zdecydowanie szybciej 

- Dziękuję

- Nie ma za co 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top