ROZDZIAŁ 70.

REMUS

Szatyn nie pamiętał jak znalazł się w skrzydle. Chyba dostał się tu z pomocą Syriusza, ale wspomnienia z wczorajeszego wieczora były zbyt mgliste. Od samego rana ból był tak nieznośny, że pani Pomfrey co chwilę podawała mu jakieś eliksiry, które działały tylko moment. Jednak to nie ból był najgorszy, a przytłaczające myśli chłopaka, które jak zwykle dotyczyły Syriusza. Remus od wczoraj nie mógł uporządkować sobie w głowie. Czy on naprawdę chciał pocałować Blacka? Czy po tym wszystkim był w stanie mu wybaczyć to co się stało? Podczas gdy głowa krzyczała "nie da się tego wybaczyć!", serce szeptało "dalej go kochasz". To niszczyło zielonookiego. Nie mógł mu wybaczyć, ale przez to ich relacja była dziwna i zdecydowanie osobliwa. Szatyn zamknął oczy głośno wzdychając. Zaraz miał udać się do Wrzeszczącej Chaty i tam spotkać swoich przyjaciół. Postanowił wyciszyć myśli o brunecie, wszystko z czasem rozwiąże się samo, a przynajmniej miał taką nadzieję. Jedna jednak myśl za nic nie chciała być wyciszona i zapomniana. Remus czuł to całym sobą... ciałem, duszą i sercem.

  - Tęsknie za nim.

Był sam, a myśl znalazła ujście w tych kilku słowach. Szatyn zwyczajnie tęsknił za szarookim, za jego dotykiem, pocałunkami, uśmiechem, a czasem za rumieńcami, z którymi wyglądał tak uroczo. Chwycił wisiorek spoczywający na jego szyi i uporczywie go trzymając zamknął oczy oddając się w objęcia Morfeusza. Nim jednak porządnie odpłynął do sennych wizji, ktoś zaczął trząść jego ramieniem. Otworzył oczy, by zaspanym spojrzeniem zauważyć zmartwioną i smutno się uśmiechającą panią Pomfrey.

  - Musimy iść.

Pokiwał głową i wstał z łóżka. Razem z pielęgniarką, po około godzinie marszu wszedł do opuszczonego domku. Usiadł na podniszczonym łóżku i po kilku słowach, pożegnał się z panią Pomfrey. Przed przybyciem Huncwotów postanowił jeszcze przebrać się w stare ubrania, by podczas przemiany nie zniszczyć swoich. Podobnie postąpił z wisiorkiem. Odkąd dostał go od szarookiego, podczas przemian, postanowił chować go, by nie ucierpiał. Po zrobieniu już wszystkiego, planował położyć się, ale w drodze do łóżka upadł, czując niewyobrażalny ból w całym ciele. "To już!?" pomyślał zaskoczony. Dodatkowo jego przyjaciół jeszcze nie było i bał się, że przyjdą, gdy on będzie już przemieniony. Nie dane mu jednak było dalsze myślenie, bo po raz kolejny poczuł niemiłosierny ból, a jego krzyki i jęki przerwały panującą w Chacie ciszę. Jego świadomość ciemność, a on sam zaczął przekształcać się w bestię. W tym momencie do tunelu wchodzili jego przyjaciele, nie wiedząc, że dzisiejszego wieczora pełnia postanowiła ich zaskoczyć.

SYRIUSZ

Od samego rana Huncwoci byli zestresowani i zdenerwowani, Remus ostatecznie zgodził się, by towarzyszyli mu w przemianie, jednak myślami ciągle wracali do wybryku Syriusza. A sam Black? No cóż, on nie mógł się na niczym skupić, trzymany kubek w ręce, roztrzaskał się, gdy pomyślał o tym co niecały miesiąc temu zrobił. Wiedział, że Remus nie jest w stanie mu wybaczyć, a on dalej go o to błaga. Dodatkowo wspomnienia z wczorajszego wieczora dawały mu jakąś złudną nadzieję, że być może ich relację można odbudować. Cały dzień spędził na myśleniu o zielonookim, leżąc na łóżku na zmianę z odwiedzinami łazienki, by zapalić. W tym samym czasie James i Peter siedzieli nad notatkami powtarzając do kolejnych egzaminów.

  - Łapo gotowy na egzamin z Astronomii? - zaśmiał się James.

Okularnik właśnie skończył czytać notatki Lupina i postanowił odezwać się do Syriusza, który siedział teraz przy oknie i obserwował błonia Hogwartu.

  - Błagam Cię, Rogacz. - prychnął Black. - Te gwiazdy to mi się po nocach śnią. Moja rozdzinka i jej dziwne pomysły.
  - No z tymi imionami macie zabawnie. - odezwał się Peter.
  - Już nawet nie chodzi o same imiona Glizdogon. Od dziecka wpajano mi wiedzę o wszystkim co dotyczy nocnego nieba na zmianę z nauką gry na pianinie czy etykiety. - wytłumaczył dalej wpatrując się w widoki za oknem.
  - Dobra, zbieramy się? - zaproponował po chwili James.
  - Tak, chodźmy. - Syriusz wstał i chwycił torbę z rzeczami. - Weź pelerynę, bo nie przejdziemy gdy jest ciepło i jasno, to wszyscy siedzą na błoniach.
  - Mam ją w kieszeni, podobnie jak mapę. - wyjaśnił James.
  - Lunatyk jest już tam? - zapytał niepewnie Peter.
  - Pewnie tak. - odpowiedział mu James ciągle jednak obserwując Syriusza.

Ruszyli w droge, mając nadzieję, że podczas niej, nie wpadną na żadnego z nauczycieli. Nawet będąc pod peleryną mieli obawy, że zostaną nakryci. Syriusz szedł obok Jamesa, który doskonale wiedział, że jego najlepszego przyjaciela coś gryzie. Gdy weszli do tunelu i zdjęli z siebie materiał, Potter postanowił dowiedzieć się o co chodzi.

  - Wszystko okej Pchlarzu? - zapytał okularnik.
  - Bywało lepiej. - odpowiedział mu cicho.
  - Chodzi o Luniaczka? - kontynuował Potter, a widząc wzrok Blacka, pokiwał głową. - Oczywiście, że chodzi o niego. Co tym razem?
  - Co jeśli on mi nigdy nie wybaczy? - zapytał szarooki. - Co jeśli znajdzie sobie kogoś?
  - Jeśli do tego dojdzie, w co wątpię wiedząc, że Lunatyk do ciebie czuje to samo co ty do niego, tylko jest zagubiony, to wtedy ty także będziesz musiał to zaakceptować i zacząć żyć jak kiedyś. Tytuł Cassanovy Hogwartu dalej zobowiązuje. - zaśmiał się James. - Możesz też walczyć o Lunatyka, ale nie wiem czy po tym co odwaliłeś, jest szansa na całkowite pojednanie i wybaczenie. Czasem lepiej zrezygnować.
  - Ty umiałbyś zrezygnować z Evans? - zapytał Syriusz. - Mamy podobnie Rogacz. Żadny z nas nie może być szczęśliwy?
  - Nie chodziło mi o... - zaczął James.
  - Ej chłopaki! - przerwał im Peter. - Wy też słyszeliście jakby warczenie?
  - Co? - zapytali jednocześnie.
  - Nie słyszę niczego. - odezwał się James przysłuchując odgłosom z chaty.
  - Jak to nic? Może Remusowi coś się stało. - krzyknął Black i wyminął Pottera wchodząc do środka.
  - Nie czekaj! - krzyknął za nim James, ale było już za późno.

Cała trójka weszła do środka. Peter pisnął, gdy zobaczył to co zastali. Remus przemieniony w wilkołaka łupał na nich wściekle, szczerząc kły i warcząc. James i Peter prędko zmienili się w zwierzęta, ale Syriusz być może tylko przez głupią myśl, jak wtedy musiał poczuć się Snape, zapomniał o tym, że dalej jest w swojej ludzkiej postaci. Kolejne momenty działy się jak w zwolnionym tempie. Remus zaszarżował na Syriusza, który wyrwany z letargu szybko pomyślał o swojej psiej wersji. Nim jednak nastąpiła przemiana, poczuł rozrywający ból na swojej klacie, a później mocne pchnięcie do tyłu. Upadł nieprzytomny mając nadzieję, że jest w swojej animagicznej postaci.

JAMES

James przerażony rzucił się w stronę wilkołaka odpychając go, jednak ten zdążył zadrapać Blacka, który upadł na podłogę w swojej psiej postaci. Potter musiał zachować trzeźwe myślenie, wskazał Peterowi Syriusza, a sam zajął się zdenerwowanym wilkołakiem, który rzucał się na wszystko w pomieszczeniu. Peter w postaci szczura szybko znalazł w torbie małą buteleczkę z ekstraktem z dyptamu i z użyciem całej siły wyciągnął ją, by szybko zębami i pazurami odkorkować, później oparty o nią przechylił ją, by ta kapała na ranę Syriusza i powoli zasklepiała ją. Gdy Peter pomagał Blackowi, James pilnował Remusa. Wilkołak zmęczony skakał na drzwi chcąc się wydostać, ale od czasu do czasu był odstraszany od nich przez poroże Pottera. James patrzył też na Syriusza, którego oddech się wyrównał, a rana na brzuchu przestała krwawić, dzięki szybkiemu działaniu Petera. Potter ukradł kiedyś tę buteleczkę dyptamu, podczas szlabanu u Slughorna, lecz do tej pory nie była im potrzebna. Gdyby nie to, Black mógłby się wykrwawić, a tego by sobie nie wybaczyli. Po kilku męczących godzinach, Remus upadł na ziemię i zaczął się zmieniać, James wykorzystał ten czas, by razem z Peterem wynieść stamtąd Syriusza, który zaczął się przebudzać, a po chwili także zmieniać w człowieka. Najwidoczniej jego ciało musiało zareagować, gdy go wynosili. James doskonale wiedział, że nie powinien zostawiać Remusa, ale stan Syriusza mógłby go zbyt przerazić, więc wolał go stamtąd zabrać. Peter trzymając ich rzeczy szedł obok Jamesa, który trzymał już przytomnego Syriusza pod ramię. Droga do ich pokoju była ciężka. Black był słaby przez co uwieszony na ramieniu okularnika zdawał się w całości na jego łaskę. W końcu po długiej wędrówce, ukrywając się pod peleryną, dotarli do pokoju i James delikatnie odłożył szarookiego na łóżko. Sam, podobnie jak Peter, rzucił się na łóżko ciężko wzdychając, by po krótkiej chwili zasnąć.

REMUS

Remus odzyskał pełną świadomość chwilę po wyjściu przyjaciół, nie wiedząc nawet, że tu byli i co się wydarzyło. Przebrał się w swoje ubranie, a później zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Wszystko było rozwalone, jednak nie to przeraziło szatyna. Chwiejnym krokiem podszedł do czerwonej plamy na podłodze. Był pewny, że owa ciecz nie należała do niego, bo poza zadrapaniami nie znalazł na cielie większych obrażeń. Zamknął oczy opadając na kolana i czując piekące oczy. Czy możliwe, że kogoś zranił? Kiedy? Jak? Czy skrzywdził któregoś ze swoich przyjaciół? Tego sobie nigdy nie wybaczy. Te straszne przemyślenia przerwała mu pani Pomfrey, a raczej dźwięk jej kroków, które Remus nauczył się już rozpoznawać. Szybko rzucił koc na krew, akurat gdy pielęgniarka weszła do środka.b

  - Remusie jak się czujesz? - zapytała na przywitanie.
  - Dobrze. Miałem właśnie sam iść do szkoły. Trochę przespałem. - wyjaśnił.
  - Chodźmy. W skrzydle Cię przebadam. Dyrektor poprosił byś jeszcze dzisiaj wyszedł, więc jak wszystko będzie w porządku to Cię puszczę. Masz leżeć w łóżku i się uczyć. - wytłumaczyła pielęgniarka. - Dużo jeszcze przed Tobą egzaminów?
  - Trochę. - odpowiedział i ruszył za kobietą do wyjścia.

Przez droge dowiedział się wymijająco, że nikogo oprócz niego nie ma w skrzydle, jednak nie wiedział jak zareagować na tę wiadomość. Po pewnym czasie leżał już na łóżku czekając aż pani Pomfrey wymówi wszystkie znane tylko sobie formułki.

  - Masz zawroty głowy? - zapytała szykując jakiś eliksir.
  - Lekkie. - odpowiedział.
  - A bóle mięśni? Głowa?
  - Jak zawsze. Boli, ale znośnie.
  - Wymioty?
  - Nie było.
  - Poważniejsze zranienia? - zapytała, ale Remus zawahał się.
  - Brak. - powiedział cicho.
  - Instynkty? Samopoczucie?
  - W normie.
  - Zmysły?
  - Działają wszystkie.
  - Dobrze. Przyjdź do mnie jakby coś się...
  - Tak wiem. - wtrącił Remus i wstał z łóżka. - Przyjdę odrazu jeśli coś będzie źle. Mogę już iść?
  - Możesz. - pokręciła głową, uśmiechając się, po czym podała mu eliksir. - Wypij przed posiłkiem. Na wzmocnienie i koncentrację.
  - Dziękuję. Do widzenia.

Pielęgniarka mruknęła coś w odowiedzi, ale Lupin już jej nie słyszał, obolały lekko się chwiejąc szedł w stronę pokoju mając nadzieję spotkać tam swoich przyjaciół całych i zdrowych. Droga mu się dłużyła, a przy samych drzwiach zawahał się, zanim nacisnął klamkę.

SYRIUSZ

Brunet nie czuł się najlepiej. James i Peter jeszcze spali, gdy poszedł wziąć zimny prysznic. Długo trwało nim przyzwyczaił się do pieczenia skóry. Na torsie miał duży ślad pazurów zaczerwieniony, ale już nie krwawiący. Doskonale pamiętał co wczoraj się zdarzyło. Mimo tego nie żałował, że do tego doszło. Była to pewnego rodzaju kara za jego brak odpowiedzialności. Zamyślony nie zauważył i nie usłyszał, gdy ktoś wszedł do łazienki.

  - Długo jeszcze? - zapytał nagle James opierający się o framugę drzwi.
  - Rogacz! - krzyknął Syriusz zakrywając dłońmi swoje miejsce intymne.
  - Co Pchlarzu? Wstydzisz się? Mnie? Przed Luniaczkiem nie masz tego problemu. - okularnik zaśmiał się z zawstydzenia Syriusza.
  - Remus to mój chłopak... znaczy były chłopak. - jęknął szarooki. - To co innego!
  - Zluzuj jaja. Na twoje wdzięki jestem bierny. Twoje lędźwie zostaw dla Lupina.
  - Zaraz ty stracisz jaja, jak stąd nie wyjdziesz rogaty kutasie. - warknął Syriusz.
  - Oj już się tak nie spinaj, bo Ci stanie. Pośpiesz się, bo my z Glizdogonem jesteśmy głodni.
  - To idźcie sami. Ja muszę jakoś zakryć i opatrzyć ranę. - powiedział szarooki, wychodząc i szybko łapiąc recznik. - Dalej nie masz dość widoków? Wynocha!
  - Dasz sobie radę z tym opatrunkiem? - zapytał rozbawiony okularnik.
  - Dam. A i jeszcze jedno. - powiedział Black. - Nie mów Remusowi co wczoraj się wydarzyło.
  - Czemu?
  - Uwierz. Lepiej żeby nie wiedział, że zostawił mi pamiątkę na ciele. - uśmiechnął się na tę myśl.
  - Uśmiechasz się, bo będziesz miał bliznę? - zaśmiał się James. - Masochista i zbok.
  - I kto tu jest zbokiem Łosiu? To nie ja podziwiam genitalia własnego kumpla. Zaraz sobie pomyślę, że przerzuciłeś się z cycków na fiuty. - odgryzł się Syriusz.
  - O to się nie bój. Twoja pała na mnie nie działa.
  - Też Cię kocham rogata świnio, a teraz wynocha!

James rozbawiony wyszedł z łazienki, a Syriusz zaczął się wycierać. Usłyszał cichą rozmowę Jamesa i Petera, później trzaśnięcie drzwiami i w końcu ciszę. Przeklnął pod nosem przypominając sobie, że nie wziął ze sobą nawet bielizny. Ruszył do pokoju w samym ręczniku na biodrach i odwrócony do drzwi zaczął szukać ubrań. Nie usłyszał jak ktoś wchodzi do pokoju.

SYRIUSZ I REMUS

Remus wszedł do środka zamykając za sobą drzwi, a gdy się odwrócił zauważył widok, przez który jego serce stanęło, a policzki zapiekły. Przy swoim łóżku stał Syriusz odwrócony do niego plecami, w samym ręczniku na biodrach. Nieczego nie świadomy Black zrzucił z siebie okrywający materiał, gdy nagle usłyszał głośne westchnięcie, a później uderzenie o coś i ciche przekleństwo Remusa, który chcąc wycofać się uderzył o leżącą na ziemi miotłe Jamesa. Wtedy Syriusz odwrócił się do szatyna z lekkim uśmieszkiem i iskierkami rozbawienia. Lupin zrobił się jeszcze bardziej czerwony i uporczywie starał się utrzymać spojrzenie na oczach nagiego Blacka. A Syriusz w tym samym czasie zaczerwieniony, bynajmniej nie ze wstydu, a przerażenia, że Remus zauważy ranę, chciał uciec stąd jak najdalej, jednak nieznana mu siła trzymała go w miejscu. Obaj w tym samym momencie przełknęli głośno ślinę. Remus mimo prób nie dał rady i zjechał spojrzeniem niżej. Idealne rysy twarzy, szczupła i wrażliwa na dotyk szyja, wystające obojczyki, okropna rana, sześciopak, podbrzusze. Nim dotarł do wytyczonego celu otworzył szeroko oczy i wrócił do klatki piersiowej bruneta. Szybko ruszył w stronę nagiego chłopaka, a Black cofnął się o krok napotykając przeszkodę w postaci łóżka. Spojrzał przerażony na poważną minę Remusa, gdy ten zatrzymał się przed nim. Szatyn wyciągnął dłoń i przejechał nią po ranir na co Syriusz głośno westchnął, bynajmniej nie z bólu.

  - To... Ja? - zapytał Remus szeptem.
  - To był wypadek. - odpowiedział szybko Syriusz łapiąc drżące dłonie szatyna i całując je.

Na chwilę strach i smutek zastąpiło zaskoczenie, a później zawstydzenie. Remus przeniósł wzrok z rany na oczy Syriusza, próbując coś z mich wyczytać.

  - Jak? - powiedział zachrypniętym głosem.
  - Nie wiedzieliśmy, że jesteś już przemieniony. - zaczął Syriusz kciukami gładząc przeguby rąk szatyna. - Byłem zaskoczony i nie zdążyłem się przemienieć.
  - Stąd ta krew. - wtrącił Remus prawie szlochając.
  - Na szczęście Rogacz miał dyptam. - kontynuował Syriusz. - Jak widać nic mi nie jest.
  - Skrzywdziłem Cię. - załkał Remus.
  - Nie byłeś sobą. To nic Rem.

Kciukiem starł łzy szatyna, drugą dłoń dalej łącząc z tą zielonookiego. Remus starając się opanować, wstrzymywał na chwilę powietrze, po czym głośno je wypuszczał, wpatrując się ciągle w oczy Blacka.

  - To prawie nie boli. - powiedział Syriusz.
  - Co znaczy prawie!? - krzyknął Remus łapiąc ramiona szarookiego i obserwując ranę przerażonym spojrzeniem. - Co powiedziała pani Pomfrey?
  - Nic. Znaczy... - zaczął Syriusz zawstydzony. - ...nie byłem u niej.
  - Co!? - krzyknął Remus.
  - Nie chciałem byś się dowiedział. To miało zostać między mną, Rogaczem i Glizdogonem.
  - Ty... nie chciałeś mi powiedzieć? - zapytał zaskoczony.
  - Martwiłbyś się, zresztą mamy potwierdzenie. - uśmiechnął się.
  - I masz rację. - zaczął szatyn patrząc mu w oczy. - Martwię się. Mogłem Cię... Mogłem Cię nawet zabić. Gdyby nie dyptam, pewnie byś się wykrwawił. Teraz dodatkowo jesteś oszpecony.
  - Że niby ta blizna? Nie pierwsza i nie ostatnia.
  - Dlaczego tam przyszliście? To przeze mnie teraz cierpisz. Jak mogłem... Nie wybaczyłbym sobie gdybym Cię stracił.
  - Remus... - zaczął Syriusz czując jak jegi serce przyśpiesza na te kilka słów szatyna.
  - To przeze mnie...
  - Remi...
  - Ucierpiałeś przez to, że jestem bes...
  - Lunatyku! - warknął w końcu Syriusz.
  - Co!? - zapytał Remus podnosząc głos.
  - Zamknij się...

Stwierdził i objął jego twarz dłońmi składając pocałunek na ustach zaskoczonego Remusa, który patrzył na to szroko otwartymi oczami, przerażony, nie wiedząc co zrobić i jak zareagować. Przecież nie wybaczył mu! Przecież mieli być przyjaciółmi! Przecież... Remus nie mógł się skupić na trzeźwym myśleniu, mimowolnie oddał pocałunek Blacka, który w odpowiedzi uśmiechnął się. Dopiero gdy tak się całowali, do Remusa coś dotarło. Przecież Syriusz dalej jest nagi. Nagi całuje się z nim jak gdyby nigdy nic. Remus otworzył do tej pory zamknięte oczy i cały czerwony cofnął się szybko zasłaniając sobie dłonią oczy.

  - Umm Łapo? - burknął cicho.
  - Tak? - zapytał jak gdyby nigdy nic.
  - Możesz się ubrać?
  - O cholera!

Krzyknął brunet i czerwony zaczął szukać bokserek, kiedy Remus mimowolnie cicho się z niego śmiał, co nie uszło uwadze bruneta. Ubierając bieliznę spojrzał na Remusa, który patrzył na jego poczynania przez palce. Musiał się z nim trochę podroczyć.

  - Przecież już nie raz widziałeś...
  - Cicho. - wtrącił Remus, tym razem to Syriusz się zaśmiał.
  - Już możesz patrzeć. Nie żebyś tego nie robił cały czas. - skomentował Syriusz zapinając pasek od spodni.
  - Pieprz się. - warknął Remus.
  - To propozycja? - zaśmiał się szarooki.
  - Ugh! - krzyknął Remus. - A ja się martwiłem!

Remus ruszył do wyjścia, podczas gdy Syriusz się zaśmiał. Nim szatyn zdążył wyjść, Black zatrzymał go swoim głosem w miejscu.

  - Tęsniłem za tym.

Remus odwrócił się do niego lekko uśmiechając. Syriusz w tym czasie próbował założyć sobie opatrunek na ranę, ale nie specjalnie mu to wychodziło. Remus westchnął cicho i podszedł do bruneta.

  - Daj to.

Powiedział, zabierając od szarookiego bandaż. Remus powoli i jak najdelikatniej owijał ciało bruneta opatrunkiem, a Syriusz z każdym dotykiem szatyna głośno wypuszczał powietrze.

  - Ja też. - szepnął w pewnym momencie Remus.
  - Co też? - zapytał Black.
  - Tęskniłem. - powiedział jeszcze ciszej.

Gdy skończył opatrywać Syriusza, wycofał się i chciał wyjść, gdy został zatrzymany przez rękę Blacka na jego ramieniu. Odwrócił się, by spojrzeć w szare oczy przepełnione emocjami.

  - Czemu nie możemy wrócić do tego co było? - zapytał Syriusz.
  - Łapo ja nie...
  - Tak wiem. Nie jesteś w stanie mi wybaczyć. Nie przeczę. Popełniłem błąd i jestem kutasem prosząc się o wybaczenie. Żałuję tego co się stało Remus. Cholernie żałuję, ale nie zmienię już tego - mówił do zielonookiego.
  - Nie dam rady. - szepnął Remus. - Jeszcze nie. Musisz dać mi czas.
  - Czas. - prychnął Syriusz. - Ciągle to słyszę. Co potem, jeśli nagle stwierdzisz, że już mnie nie kochasz i chcesz być z kimś innym? I nie zaprzeczaj, że mnie nie kochasz, bo po tym pocałunku będę pewny, że kłamiesz.
  - Nie chce zaprzeczać. Wiesz co do Ciebie czuję, ale nie mogę. Po prostu nie mogę. Może lepiej byś o mnie zapomniał i znalazł kogoś innego?
  - Nie chce kogoś innego! - warknął i przybliżył się do szatyna. - Kocham Ciebie i tylko Ciebie.

Syriusz znowu pocałował Remusa. Tym razem jednak szatyn nie odwzajemnił gestu, a odsunął się od bruneta i z cichym "przepraszam" wybiegł z pokoju, a Black nie zamierzał tego tak zostawić. Planował odzyskać Remusa i walczyć o ich związek. Założył szybko koszulę i pobiegł za szatynem. Remus zaraz po zbiegnięciu ze schodów i wpadnięciu jak burza do Pokoju Wspólnego został złapany przez Jamesa i Petera.

  - A ty gdzie? - zapytał się Potter.
  - Ja... - zaczął cały czerwony.
  - Zupełnie przypadkiem, chwilę temu byłem przy drzwiach naszego pokoju i coś usłyszałem.
  - Co takiego słyszałeś? - Remus wstrzymał oddech.
  - "Przecież już nie raz widziałeś" - James zaczął udawać głos Syriusza.
  - "Pieprz się" - dodał Peter udając głos Remusa.
  - "To propozycja" - odpowiedział mu James.
  - To nie tak... - zaczął Remus.
  - A potem nagle cisza i później ten tekst Łapy. "Tęskniłem za tym". - wtrącił James i po chwili razem z Peterem zaśmiał się, a Remus zrobił się cały czerwony.
  - O czym wy tam rozmawialiście? - zapytał Peter.
  - Albo co robiliście? - dodał James.

Remus zawstydzony obserwował jak James i Peter robią dziwne miny przybliżając się do niego. Potter położył sobie dłoń na brodzie i z cichym "hmm" zaczął przyglądać się natarczywie Lupinowi, który przez to jeszcze bardziej się zawstydził. Całej tej zabawnej rozmowie przysłuchiwał się Syriusz ze zmarszczonymi brwiami. Postanowił zainterweniować, więc szybko podszedł do trójki przyjaciół.

  - Nic nie robiliśmy, co by miało was zgorszyć. - powiedział, a Remus wzdrygnął się słysząc jego głos. - Rozmawialiśmy, a to co słyszeliście to tylko część rozmowy i bynaniej nie na takie tematy. Nawet cudzych rozmów nie umiesz podsłuchać Rogaczu.
  - Od kiedy tak tu stoisz? - zapytał cicho Remus.
  - Odkąd uciekłeś z pokoju i musiałem Cię gonić. Porozmawiaj ze mną Remusie.

Powiedział podchodząc do szatyna, który zaczął się cofać, w końcu jednak nie miał gdzie, bo plecami natrafił na ścianę. Wszyscy obecni w Pokoju Wspólnym gryfoni spojrzeli na noch zaciekawieni. Lupin wstrzymał powietrze, patrząc przerażony na szarookiego. Ten uśmiechnął się i jedną rękę oparł o ścianę obok twarzy Remusa. Nachylił się do jego ucha, by szeptem mu coś powiedzieć.

  - Wiesz, że z Ciebie nie zrezygnuje. A ja wiem, że ty też nie chcesz zrezygnować ze mnie.

Black spojrzał w zielone oczy i uniósł kąciki ust. Remus był cały czerwony i czuł na sobie wzrok wszystkich z Pokoju Wspólnego. Wypuścił głośno powietrze i spojrzał w oczy Syriuszowi, chłopak najwidoczniej nie miał problemu z tym, że jest obserwowany przez gryfonów. Westchnął i wpuścił głowę, po czym szybko przeszedł pod ręką Blacka i wybiegł z dormitorium. Syriusz jednak tym razem nie pobiegł za nim. "Stopniowo. Jeszcze będziemy razem Remi" pomyślał i z uśmiechem podszedł do kominka, przy którym siedzieli jego przyjaciele na czele z Jamesem, patrząc na niego zaskoczonymi i rozbawionymi spojrzeniami.

REMUS

Remus biegiem pognał do jedynego spokojnego miejsca. Przy samym wejściu przestał biec i cicho wszedł do środka biblioteki witając się z panią Pince i ruszył na swoje ulubione miejsce. Przy stoliku siedzieli Lily, Mary i Hamish. Uśmiechnął się do nich i usiadł na wolnym miejscu obok Lily.

  - Cześć Remus. Co ty taki czerwony? Dobrze się czujesz? - zapytał Frater.
  - Mhm. - mruknął Remus zakrywając policzki dłońmi. - Czego się uczycie?
  - Ja Eliksirów, Lily Historii magii, a Mary czegoś o magicznych stworzeniach.
  - Remus chcesz porozmawiać? - zapytała cicho Lily.
  - Później. - odszepnął dziewczynie.

Wziął notatki od Lily i razem z nią zaczął uczyć się do egzaminów. Na tym minęło im kilka godzini dopiero gdy był czas na obiad posprzatali po sobie i po pożegnaniu pani Pince udali się do Wielkiej Sali. Remus jednak zatrzymał Lily przed wejściem i pociągnął ją za sobą. Westchnęła ciężko i ruszyła za chłopakiem. Wyszli na błonia i zaczęli po nich spacerować. Remus nie odzywał się marszcząc brwi i zastanawiając się jak ma to wszystko powiedzieć. Lily odrazu zauważyła, że coś jest nie tak.

  - Dobra mów. - zatrzymała się nad brzegiem jeziora patrząc na szatyna.
  - Chodzi o Syriusza.
  - Zawsze o niego chodzi. Co tym razem odwalił?
  - Pocałował mnie.
  - Oh.
  - Dwa razy.
  - Podwójne oh. - powiedziała zaskoczona Lily. - A ty co na to?
  - Za pierwszym razem? Oddałem pocałunek. Nie mogłem się powstrzymać, to silniejsze ode mnie. Za drugim uciekłem. - wytłumaczył, a Lily po kilku sekundach ciszy wybuchła śmiechem.
  - Uciekłeś? - mówiła przez śmiech.
  - To nie moja wina. Nie wiedziałem co zrobić. - usiadł na dużej skale łapiąc się za głowę. - On mnie wykończy.
  - On o Ciebie walczy. - zaczęła Lily siadając obok. - W swój dziwny sposób.
  - I co ja mam zrobić? - zapytał.
  - A co chcesz? Powiedziałeś, że mu nie wybaczysz, a zarazem odwzajemniasz jego pocałunek. Plączesz sobie i jemu w głowie.
  - Wiem.
  - Zdecyduj. Jeśli chcesz z nim być to idź mu to powiedz i wybacz mu jego głupotę albo nie wybaczaj i pozwól mu odejść.
  - Nie chce by odchodził. - powiedział cicho. - Ale nie umiem mu wybaczyć.
  - Wiem o tym. Czasem nie da się czegoś wybaczyć. - powiedziała smutno lekko łamiącym się głosem.
  - Mówisz o Severusie prawda? Jestem takim idiotą. Użalam się, a to ty przychodzisz teraz gorszy okres. Jak się trzymasz?
  - Snape to przeszłość. Nie wybaczę mu nigdy tego jak mnie nazwał.

Powiedziała, a jej hamulce puściły, doskonale wiedziała, że przy Remusie może pozwolić sobie na słabość. Szatyn przyciągnął ją do siebie i przytulił. Siedzieli tak chwilę, by rudowłosa się uspokoiła.

  - Jeśli coś do niego czujesz, to nawet jak jest tępy i dziecinny, nie odpuszczaj. Poczekaj i zobacz co on wymyśli. Jeśli pokaże, że mu zależy i że jesteś w stanie mu znowu zaufać to...
  - To mu wybaczę. - dokończył cicho za Lily. - Dziękuję za radę.
  - Idziemy do szkoły? Obiad i tak na ominął to może chociaż kolacji nie przegapimy. Poza tym muszę jeszcze pouczyć się do egzaminów.
  - Myślisz, że Syriusz zgodzi się mi pomóc z Astronomii? - zapytał Remus gdy powoli wracali do zamku.
  - Myślę, że tak. Ty, gwiazdy i on? Brzmi jak niezły romans. - zaśmiała się, a Remus prychnął.
  - Wpadłem na niego dzisiaj jak był nagi. - zaśmiał się Remus na co Lily zakrztusiła się powietrzem.
  - Co? - zapytała jak już się opanowała
  - Wchodzę do pokoju, a on z bioder zdejmuje ręcznik nie wiedząc, że jestem obok.
  - To pewnie zadowolony byłeś z widoków. - szepnęła mu gdy wchodzili po schodach Wieży Gryffindoru.
  - Nie narzekałem. - odpowiedział dzieczynie. - Nie moja wina, że ma zgrabny tyłek.
  - Dobra stop. - zaśmiała się. - Zdecydowanie nie chcę tego wiedzieć.

Weszli do Pokoju Wspólnego w dobrych humorach. Taka rozmowa z przyjacielem naprawdę pitarfi podnieść na duchu. Odrazu skierowali się do kanap obok kominka, gdzie siedzieli ich przyjaciele.

SYRIUSZ

  - Co to było? - zapytał James, gdy Syriusz do nich podszedł.
  - Nie wiem do czego pijesz. - zaśmiał się Syriusz i puścił okularnikowi oczko.
  - Black dzięki za piękne przedstawienie. - zaśmiał się Carter.
  - Co to było? Wróciliście do siebie? - zapytała lekko zdenerwowana Dorcas.
  - Jeszcze nie, ale jestem na dobrej drodze. Nie odpuszczę sobie Remusa tak łatwo.
  - Tego kwiata jest pół świata. - odpowiedział mu Carter.
  - Ale trzy czwarte chuja warte. - odpowiedział mu na co się zaśmiali.
  - Czyli Luniek nie jest chuja warty? Nie żeby miał czego. Syriusz raczej nie ma się czym pochwalić. - wtrącił James.
  - Widziałeś dzisiaj i ci oczy wypaliło zboku. Czaicie, że ten debil wbił mi do łazienki i jak gdyby nigdy nic zaczął rozmowę? - zaśmiał się Syriusz czochrając włosy okularnika.
  - Istnieje takie coś jak klucz. - odpowiedziała mu Marlene.
  - Istnieje takie coś jak prywatność. - odezwał się Syriusz.
  - Black nie zamyka drzwi, bo ma nadzieję, że pod prysznic wbije nagi Lupin i mu obciągnie. - dodał Carter.
  - Richard! Jesteś obrzydliwy! - jęknęła Marlene uderzając go w ramię.
  - Przecież to normalna rzecz! - oburzył się masując ramię i odsuwając od dziewczyny.
  - Normalni ludzie nie gadają o takich sprawach. Zaraz zaczniecie sobie mierzyć własnych "przyjaciół", by stwierdzić kto ma największego. - dodała Alicja przytulana przez Franka.
  - To nie jest taki zły pomysł! - podłapał Carter. - Potter, Black? Wchodzicie?
  - Zapomnij. - odezwał się Syriusz. - Jakby się Remus dowiedział...

Brunet pokręcił głową i znowu wszyscy się zaśmiali. W końcu ruszyli wolno do Wielkiej Sali na obiad. Syriusz miał nadzieję, że Remus usiądzie obok niego i będzie mógł z nim porozmawiać. Jednak przeliczył się, ponieważ chłopak nie zjawił się na obiedzie. Podobnie Lily, więc Syriusz domyślił się, że są gdzieś razem. Nie przejął się jednak tym, wiedząc, że Remus na Evans nigdy nie spojrzał inaczej niż na przyjaciółkę. Po szybkim obiedzie wrócili do Pokoju Wspólnego. Siedzieli i powstarzali przed egzaminami. Black jednak nie mógł się skupić, czekał na Remusa, by z nim porozmawiać, ale szatyna dalej nie było.

SYRIUSZ I REMUS

Remus razem z Lily podeszli do nich cicho i szatyn stojąc tuż za Syriuszem nachylił się do niego trochę i krzyknął "Buu", na co Black, Potter i Carter podskoczyli. Z morderczym wzrokiem spojrzeli na Remusa, który jak gdyby nigdy nic przeszedł obok nich i usiadł na wolnym fotelu, a obok niego, na podłokietniku usiadła Lily.

  - Kiedyś się doigrasz Lupin. - warknął Carter trzymając się za serce.
  - Niby tacy odważni, a zwykłego buu się przestraszyli. - zaśmiał się Remus razem z Lily.
  - Wasze miny były bezbłędne. - odezwała się Marlene, która siedziała naprzeciwko i doskonale widziała Remusa.

Syriusz patrzył na Remusa rozbawiony, a kiedy szatyn złączył ich spojrzenia, to uśmiechnął się. Remus oddał uśmiech i puścił mu oczko, gdy Lily szturchnęła go w ramię.

  - A no tak. - przeczesał nerwowo włosy. - Syriuszu pomógłbyś mi z Astronomią?

Black zareagował momentalnie. Wyprostował się i uśmiechnął szeroko po czym jak wariat zaczął kiwać głową.

  - Kiedy tylko chcesz.
  - To może dzień przed egzaminem?

W odpowiedzi Syriusz jeszcze szerzej się uśmiechnął, jeśli w ogóle było to możliwe. Zapowiadał się bardzo ciekawy tydzień kolejnych egzaminów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top