ROZDZIAŁ 67.

REMUS

Remus nie zdążył nawet porządnie zasnąć, gdy usłyszał nad sobą trzepot małych skrzydełek. Zaskoczony szybko otworzył oczy i ujrzał latającą nad jego głową małą sówkę, która w dziobie trzymała list. Usiadł na łóżku i wystawił rękę, by ta mogła odpocząć. Sięgnął do stoliku gdzie został mu kawałek kanapki z kolacji i podał sówce wcześniej biorąc od niej list. Sówka szybko zjadła przysmak i poleciała w stronę otwartego okna, a Remus otworzył list i zaczął czytać.

"Drogi Remusie rozmawiałem z panią Pomfrey i oboje stwierdziliśmy, że nie ma przeszkód byś mógł wrócić już do zajęć. Jak dobrze myślę, dostaniesz ten list przed śniadaniem i spokojnie na nie zdążysz. Jeśli chodzi o naszą wcześniejszą rozmowę, to nie martw się chłopcze, Severus obiecał nie przysparzać Ci zmartwień. W szkole rozniosła się informacja o tym, że pokłóciłeś się z Syriuszem, jeśli wiesz co mam na myśli. Mam nadzieję, że wyjaśnicie sobie wszystko i się pogodzicie. Byliście naprawdę miłymi dla oka... Um... Przyjaciółmi. Trzymam za was kciuki i życzę powrotu do zdrowia. Jeśli chciałbyś porozmawiać, to doskonale wiesz gdzie znajduje się mój gabinet.

Dyrektor Hogwartu - Albus Dumbledore."

Remus położył list na stoliku i wstał przeciągając się. Ucieszył się na wieść, że już teraz może opuścić skrzydło. Wziął swoje rzeczy, w tym także pożyczone od pani Pomfrey książki. Miał już wychodzić, gdy przypomniał sobie o ważnej rzeczy. Wrócił do łóżka i spod poduszki wyciągnął kamyk księżycowy, schował go do kieszeni i ruszył do wyjścia. Postanowił szybko wstąpić do pokoju i zostawić swoje rzeczy mając przy okazji nadzieję, że nie spotka się z Huncwotami. Po drodzę po schodach do Wieży Gryffindoru wpadł na Hamisha. Dosłownie. Uderzyli się głowami.

- Co do ch.... Remus!? - podniósł głos Frater patrząc na szatyna. - Co ty tutaj robisz?
- Ciebie też miło widzieć. - zaśmiał się nerwowo zielonooki. - Idę do pokoju odnieść rzeczy.
- Już wyszedłeś? Słyszałem, że miałeś jakiś wypadek? Czy chorobę? Zdania były podzielone, a jak chciałem Cię odwiedzić to mi Pomfrey nie pozwoliła.
- To... Tak mały wypadek. Już wszystko w porządku. - uśmiechnął się ciepło. - Przepraszam, ale chce zdążyć na śniadanie, a muszę jeszcze wskoczyć do pokoju.
- Rozumiem, w takim razie zobaczymy się później. - Farter był zdecydowanie za bardzo zadowolony, co trochę irytowało Remusa doskonale wiedzącego, że powodem uśmiechu jest jego zerwanie z Blackiem.
- Mhm. - mruknął i ruszył na górę, ale po kroku zatrzymał się i odwrócił. - Hamish!
- Tak? - zapytał chłopak zatrzymując się i odwracając.
- Widziałeś dziś Jamesa albo Petera?
- Razem z Blackiem niedawno poszli na śniadanie.
- Uff, dzięki i... do zobaczenia.

Ruszył do pokoju. Jak się okazało faktycznie był pusty. Wchodząc do środka i widząc łóżko i rzeczy Syriusza miał ochotę się rozpłakąć, ale jakoś się powstrzymał. Położył rzeczy na swoje niezaścielone łóżko, co go zdziwiło, gdyż on zawsze tego pilnował i zaraz po przebudzeniu poprawiał pościel. Nie przejął się tym jednak bardzo pakując do torby potrzebne na dzisiaj książki, a do tego pergaminy z przepisami na eliksiry, o których rozmawiał z panią Pomfeey. Wyszedł z pokoju i szybkim krokiem skierował się do Wielkiej Sali. Zatrzymał się pezy wejściu widząc leżącego na posadzce Syriusza z krwawiącym nosem i stojącą nad nim Lily, która krzyczała. Słyszał ich wymianę zdań. Słyszał co do słowa, a łzy same zaczeły znajdować ujście, gdy przysłuchiwał się słowom Syriusza. Z każdym jego serce biło coraz szybciej i wiedział, że nie powinien odczuwać współczucia wobec Blacka. Powinien oddać się w ręce swojego żalu i smutku, ale nie mógł. "Zaufał mi, a ja go zdradziłem." te słowa Blacka były ostatnim co słyszał po czym z drżącymi dłońmi pobiegł w tylko sobie znanym kierunku. Zatrzymał się dopiero przy jednej ze cieplarni. Zauważył panią Sprout idąc w stronę zamku i podbiegł do niej.

- Pani profesor! - krzyknął zatrzymując kobietę w miejscu.
- Pan Lupin? - zdziwiła się widząc gryfona.
- Pani profesor czy mogę wziąć składniki potrzebne mi do eliksiru. Mam pozwolenie na jego warzenie od pani Pomfrey i profesora Slughorna.
- A możesz poczekać na zajęcia? Teraz chciałbym zjeść późne śniadanie. - wyjaśniła kobieta.
- Bardzo mi zależy. To tylko chwila.
- Jesteś dobrym i odpowiedzialnym uczniem. Idź znajdź je sobie sam, tylko później opisz co takiego wziąłeś i zostaw spis gdzieś na widoku. - wyjaśniła.
- Dziękuję pani profesor! - uśmiechnął się smutno i ruszył do cieplarni.

Chodził po pomieszczeniu już od kilku minut szukając jednego składnika, który podobno tutaj miał być. Nie mógł się jednak skupić na poszukiwaniach, bo ciągle jego myśli krążyły wokół osoby i słów Syriusza. Mimo że tak bardzo chciał, to i tak nie mógł pozbyć się go z głowy. Uporczywie ciągle tam siedział i nie chciał sobie iść.

- Różowy kwiatek. - powtórzył czytając swój dopisek obok dziwnej nazwy składnika.

Rozejrzał się i w końcu podszedł do jednej z półek, na której zauważył poszukiwaną roślinkę. Jeszcze raz spojrzał na notatki po czym wziął doniczkę z rośliną i odwrócił się chcąc iść z nią prosto do zamku. Drżące ręce spowodowały, że doniczka wyślizgnęła mu się i spadła prosto na ziemię. Doniczka rozbiła się, a ziemia rozsypała po bokach. Załamamy, bynajmniej nie z powodu kwiatka, wypuścił notatki z ręki i upadł na kolana tuż przed rośliną i spojrzał na nią. Tak doskonale go teraz odzwierciedlała. Mała, krucha, tak bardzo osamotniona, a mimo to była jednym ze składników nie tylko elksirów leczniczych, ale także wywaru żywej śmierci. Delikatna roślinka zmieniała się w coś śmiercionośnego, zupełnie jak Remus przez swoją przypadłość. Załamany spojrzał na swoje drżące dłonie. "Dłonie bestii" pomyślał. Później przypomniał sobie o dowcipie Syriusza i samym szarookim chłopaku. Zamknął oczy, a w ich kącikach pojawiły się znowu łzy. Załkał cicho, gdy nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Wzdrygnął się i odwrócił chcąc wiedzieć kto oprócz niego jest w cieplarni. Spojrzał prosto na twarz uśmiechającej się ciepło Lily. Patrzył chwilę na nią, a później znowu się rozpłakał i pozwolił przytulić przez dziewczynę.

- Hej Rem... - zaczęła lekko bujając go na boki. - Juz dobrze. Jestem tu.
- Co tu robisz? - zapytał ochrypniętym z emocji głosem.

Dziewczyna pomogła podnieść się chłopakowi a później zaklęciem naprawiła doniczkę i wsypała do niej ziemię razem z roślinką, którą później podniosła.

- Szukałam Cię. Na śniadaniu pani Pomfrey powiedziała mi, że zostałeś wypisany zaraz po moim wyjściu. Nigdzie Cię nie było i dopiero gdy wpadłam na panią Sprout strasząc ją trochę, ta powiedziała, że przestraszyłam ją jak ty wcześniej i tak od niej dowiedziałam się gdzie jesteś. - wyjaśniła. - Jedynie co to nie wiem po co ci ten kwiatek.
- Do eliksiru wiggenowego. - powiedział zapisując na kartce nazwę kwiatka i zpstawiając ją na stole, po czym wziął swoje rzeczy i roślinkę od Lily.
- Gdzie teraz idziesz? - zapytała ruszając za szatynem.
- Do profesora Slughorna. Obiecał mi pomóc z warzeniem. Może jeszcze zdążę przed zajęciami. - powiedział cicho.
- Nigdy nie interesowały Cię eliksiry. Na pewno wszystko okej? - zapytała gdy już szli korytarzami zamku.
- Dostałem kilka książek od pani Pomfrey na temat leczniczej magii i po uzyskaniu od niej zgody i od Slughorna, zdecydowałem się na spróbowanie uwarzenia tego eliksiru. - mówił cicho.
- Nie odpowiedziałeś. Wszystko okej Remus? - zapytała zatrzymując się przy schodach prowadzących do lochów.
- Byłem w Wielkiej Sali. - powiedział po chwili zastanowienia czy na pewno chce o tym mówić. - słyszałem waszą rozmowę.
- To był impuls. Złość mnie wręcz przytłaczała i musiałam mu wyprostować ten nos. - stwierdziła chcąc się wytłumaczyć.
- To ty go tak urządziłaś? - zaśmiał się krótko. - Złamałaś mu pewnie nos. Wiedziałem, że jesteś niebezpieczna, ale nie że aż tak.
- Daj spokój. Ręka dalej mnie boli. Poza tym zasłużył sobie i wiesz, że mam rację.
- Wiem. - powiedział smutno i ruszył w stronę sali Eliksirów.

Remus razem z Lily słuchali każdego polecenia Slughorna. Evans chciała początkowo się tylko przyglądać, ale po namowie Lupina zaczęła razem z nim i profesorem przygotowywać składniki do warzenia. Lily nawet rozśmieszyła Remusa, gdy nie specjalnie wciągnęła nosem sproszkowany róg jednorożca i przez kilka minut kichała pyłkiem przywodzącym na myśl brokat. W końcu udało się jej wykichać cały i teraz trzymała się od niego na bezpieczną odległość. Nie zauważyli nawet ile czasu minęło. Najwidoczniej ten leciał bardzo szybko w miłym towarzystwie. Sam Slughorn przyznał, że takie warzenie eliksirów i dodatkowo z tak mądrymi uczniami to sama przyjemność. Od czasu do czasu podchodził do tablicy i zapisywał temat dzisiejszej lekcji.

- Czy przypadkiem teraz wy nie macie Eliksirów? - zapytał gdy po raz kolejny podszedł do Lily i Remusa.
- Tak, mamy. - odezwała się Lily.
- W takim razie możecie zostać na tym stanowisku i dokończyć warzenie. Dzisiaj mamy zająć się eliksirem dodającym wigoru i myślę, że na spokojnie możecie odpuścić sobie jego warzenie. - wyjaśnił.
- Dziękujemy panie profesorze. - powiedziała Lily uśmiechając się ciepło do nauczyciela.

Gdy ten wrócił do swojego biurka zajmując się swoimi papierami, Lily i Remus zaczęli dodawać kolejne składniki i pilnować, by dobrze się razem połączyły.

- Jesteś gotowy na spotkanie z Syriuszem, Jamesem i Peterem? - zapytała po chwili gdy pierwsi uczniowie z ich roku zaczęli wchodzić do sali.
- Ani trochę. - odszeptał jej.

Do sali wpadły dziewczyny i Marlene z radości, że widzi Remusa nie mogła się powstrzymać od przytulenia go. Później usiadły na swoich miejscach i tylko od czasu do czasu starały się wydobyć jakieś informacje od Remusa o nim i Syriuszu.

- Czemu zerwaliście? - zapytała prosto z mostu Dorcas.
- Nieważne. - odpowiedziała jej Lily. - To tylko i wyłącznie ich sprawa.
- Taka tylko ich sprawa, że cała szkoła już wie i gada. - odpowiedziała jej Meadowes.
- Co prawda to prawda. - Remus zaśmiał się smutno. - W końcu Cassanova Hogwartu jest znowu woln...

Urwał, gdy w drzwiach pojawiły się doskonale znane mu osoby. Spojrzenia jego i Syriusza się spotkały.

SYRIUSZ I REMUS

Syriusz naprawdę denerował się tym co zrobi lub jak zareaguje na jego widok Remus. Z drżącymi dłońmi zatrzymał się przy wejściu od sali po czym głośno odetchnął i wszedł do środka. Odrazu wiedział gdzie spojrzeć, by dostrzec jedyną osobe wartą jego uwagi. Remus w tym samym momencie spojrzał na niego i ich wzrok się skrzyżował, a w powietrzu odrazu dało się wyczuć nieznośne napięcie. Wszyscy umilkli przyglądając się tej dwójce, spoglądali raz na Blacka, raz na Lupina nie wiedząc, czego się po nich spodziewać. Syriusz nie mógł uwierzyć, że naprawdę po całym samotnym weekendzie widzi Remusa. Pomyślał, że gdyby byli dalej razem, to taka rozłonka skończyła by się na namiętnych pocałunkach, badaniu wzajemnie swoich ciał, ale jeszcze bardziej przyjemnych rzeczach. Te myśli sprawiły u niego ból w klatce piersiowej. Nie opuszczając wzroku z oczu szatyna powstrzymał się przed zrobieniem grymasu bólu. Remus jednak patrzył na niego tak jakby wiedział, że brunet cierpi. Patrzył na niego podobnie, tylko do cierpienia, u zielonookiego można było dopisać jeszcze pewne pokłady strachu i mocno ukrywanej złości zaraz za widocznym zranieniem. Szatyn pierwszy zerwał ich kontakt wzrokowy i wrócił do eliksiru. Ledwie powstrzymał łzy. Syriusz dalej stał w miejscu i patrzył na szatyna. Dopiero popchnięty przez Jamesa ruszył się i usiadł kilka ławek za Remusem. Przechodząc obok znowu się zatrzymał jednak Remua udawał, że go nie zauważył, a doskonale widział to spięcie mięśni szatyna na plecach. Smutno ostatni raz spojrzał na szatyna i zaszył się na swoim miejscu chowając głowę w ramionach i udając, że spi. Nie uszło to uwadzę Slughorna, który już rozpoczął zajęcia.

- Czyżby pan Black się nie wyspał? - zapytał oburzony zachowaniem ucznia.
- Ostatnio słabo sypiam, prawie wcale. - wyjaśnił nie podnosząc nawet głowy, by uraczyć nauczyciela spojrzeniem.
- Przykro mi, że ma pan problemy ze snem i nieprzespane noce, jednak myślę, że zajecia nie są dobrym miejscem do ich odrabiania. - powiedział stanowczo.

Remus ciągle kątem oka spoglądał na Syriusza, prawie przez to przypalając eliksir za co został zganiony przez Lily. Black w końcu niechętnie podniósł głowę i udawał, że słucha co mądrego ma do powiedzenia ich nauczyciel. Prawda była taka, że wolał się skupić na czymś, a raczej kimś ważniejszym. Patrzył na Lupina i czasem, być może mu się tylko wydawało, że widzi jak ten zerka w jego kierunku. Nie wiedział tylko co czy to przypadkiem bardziej nie raniło jego i tak zmiażdżonego już serca. W końcu doskonale wiedział i usłyszał od samego szatyna co ten o nim myśli.

Zajęcia do przerwy na obiad minęły mu szybko i mimo prób, nie zdołał porozmawiać z Remusem, który doskonale potrafił go unikać. Nie odpuszczał jednak i dał sobie za punkt honoru przełamać barierę, którą wytworzył sobie Lupin i dotrzeć do niego. Remus natomiast w tym samym czasie zwyczajnie planował każdy krok by przypadkiem nie wpaść na Syriusza. Nie chciał z nim rozmaiwać, nie chciał go widzieć. Wiedział jednak, że to drugie jest niemożliwe, więc skupił się na pierwszym. Szło mu to jak widać narazie całkiem nieźle. Po Transmutacji przyszedł czas na obiad. Remus wszedł do sali u boku Lily. Zagapił się chwilę na swoje miejsce nie zauważając przez to, że trójka Huncwotów, szczególnie jeden, uporczywie na niego spogląda. Potrząsnął lekko głową i otarł kąciki oczu po czym słabo uśmiechnął się do Lily i ruszył z niż razem, planując usiąść obok dziewczyn. Gdy Remus przechodził obok Syriusza, ten już zwyczajnie nie wytrzymał. Wstał z miejsca, a cała sala w jednym momencie umilka i spojrzała w jego kierunku.

- Będziesz mnie unikać i udawać, że mnie nie widzisz? - zapytał Syriusz, a Remus odwrócił się do niego.
- Chodź Rem. - odezwała się Lily wzrokiem mordując przy tym Blacka.
- A myślałeś, że co będę robić? - zapytał Remus robiąc krok w stronę bruneta, czuł że pojedyncze łzy uciekają mu z oczu. - Że jak gdyby nigdy nic pobiegnę i rzucę Ci się na szyję?
- Myślałem... - zaczął Syriusz.
- Właśnie o to chodzi Black. - wtrącił się szorstko Remus. - Ty wcale nie myślisz. Robisz co ci się podoba, ale nie myślisz wcześniej. Owszem chcę Cię unikać. Chcę udawać, że Cię nie widzę i że Cię nie ma. Proszę nie utrudniaj mi tego.

Już nie przejmował się łzami płynącymi po policzkach. Syriusz ledwie powstrzymywał się od podejścia do chłopaka i przytulenia go. Doskonale wiedział, że szatyn go tylko odepchnie.

- Nie zamierzam odpuszczać. Wiesz to Rem. - powiedział prawie szeptem. - Ile razy mam Cię przepraszać, byś mi wybaczył?

Remus spojrzał na niego z mieszaniną zaskoczeni, smutku i złości. Po czym zrobił jeszcze jeden krok w jego stronę, patrząc zapłakanymi oczami w te szare.

- A myślisz, że takie coś da się wybaczyć?

Zapytał i nie czekając na odpowiedź ruszyl szybkim krokiem, który chwilę później zmienił się w bieg w stronę wyjścia. Syriusz przeklnął pod nosem i już chciał ruszyć za chłopakiem, gdy poczuł zatrzymujące go w miejscu ramię Richarda.

- Puść mnie Carter! Ja muszę... muszę za nim biec, muszę z nim porozmawiać... - mówił szeptem tak, że tylko stół gryfonów był w stanie coś usłyszeć.
- Nie sądzisz, że na to jest już trochę za późno? - zapytała Lily podchodząc do bruneta. - Zraniłeś go jak nikt inny, a teraz wymagasz, by Ci wybaczył?
- Co mam zrobić? - zapytał cicho opadając bezwiednie w ramiona Cartera.
- Dać mu czas i wolność Black. On teraz naprawdę nie potrzebuje tego byś go nachodził i mieszał mu w głowie. - wytłumaczyła spokojnie dziewczyna.

Syriusz tylko ledwo co pokiwał głową zgadzając się z rudowłosą. Może powinien ją znienawidzić za to, że mu przyłożyła, ale on nie czuł do niej wrogości, a wręcz przeciwnie. Był jej wdzięczny za to że nie owija w bawełnę i jest szczera. Remus w tym samym czasie wcale nie pobiegł daleko. Już przy najbliższej ławce przy Wielkiej Sali zatrzymał się i usiadł chowając twarz w dłoniach i uspokajając się powoli. Siedział tak dopóki z Wielkiej Sali nie zaczęli wychodzić uczniowie. Wyglądał w tłumie Lily, albo Hamisha. Teraz jak nigdy potrzebował przyjaciela. Pierwszymi zauważonymi osobami było James, Peter, Richard i Syriusz. Ci także go zauważyli, jednak Black uraczył go tylko smutnym spojrzeniem nic nie mówiąc i ruszając na zajęcia. W końcu podeszła do niego Lily i przeczesała jego włosy jakby był dzieckiem, którym faktycznie dalej był.

- Black już nie powinien ci sprawiać kłopotów. - powiedziała, gdy szli na dalsze zajęcia.
- Co to znaczy? Lily chyba znowu mu nie przywaliłaś, prawda? - zapytał lekko zaniepokojony.
- Nie przywaliłam, chociaż miałam na to ochotę. Powiedziałam, by dał co odetchnąć i że potrzebujesz czasu.
- Zrozumiał? - zapytał szeptem wchodząc do prawie pełnej sali, gdzie Huncwoci już siedzieli na swoich miejscach.
- Zobaczymy. - odpowiedziała i ruszyła z szatynem do jednej z pierwszych ławek.

Lily zgodziła się, by zielonooki na każdej lekcji siedział z nią. Gdzieś w głębi, czuła jednak, że Remus potrzebuje sowich przyjaciół i to bynajmniej nie jej czy nawet Hamisha. Potrzebuje Huncowtów. Z drugiej jednak strony bała się o swojego przyjaciela i nie chciała by ciągle przez nich cierpiał. Reszta zajęć Huncwotom minęła szybko. A na kolacji nie było żadnych kolejnych akcji, które ostatnio ciągle kręciły się wokół osoby Blacka. Syriusz faktycznie odpuścił i mimo patrzenia na szatyna, nie odzywał się do miego ani słowem starając się spełnić radę Lily. Po kolacji udali się do Pokoju Wspólnego, gdzie razem z Carterem i kilkoma innymi uczniami James, Peter i Syriusz gralu w durnia. Remus także udał się tam z Lily. Dzisiaj nie mieli obchodu, z czego Remus niezmiernie się cieszył. Chciał już jak najszybciej wziąć prysznic i położyć się spać. Dlatego po niecałej godzinie rozmów z Lily i Hamishem, pożegnał się i ruszył do pokoju. Wziął szybkie prysznic i już przebrany w piżamę położył się w swoim łóżku. "Nawet moje łóżko pachnie Syriuszem" pomyślał wtulając głowę w poduszki. W tym samym czasie James, Syriusz i Peter skończyli grać i także ruszyli do pokoju. Weszli i spojrzeli na Remusa, a ten odwzajemnił spojrzenie po czym podniósł się do siadu. Była jedna kwestia, która nie dawała mu spokoju.

- Czy wy, James i Peter wiedzieliście? - zapytał cicho.
- O czym? - zapytał James.
- O tym co planował i co zrobił Syri... Black. - wytłumaczył Remus.
- Nie wiedzieli. - odezwał się Syriusz. - Powiedziałem im w ostatniej chwili i gdyby nie szybkość i zawziętość Rogacza, mój żart skończyłby się tragicznie. To on uratował wtedy Snape'a.
- To prawda? - zapytał Remus, a James i Peter pokiwali głowami.
- Jesteś naszym przyjacielem Lunatyku. - odezwał się Pettigrew. - Nie zrobilibyśmy Ci tego.
- Yhy. - burknął cicho Remus patrząc na Syriusza. - Jasne.
- Wiem, że nie chcesz z nami gadać, bo my wspieramy Łapę, ale wiedz Lunio, że dalej jesteśmy drużyną i przede wszystkim przyjaciółmi. - powiedział James.
- Wiem, ja po prostu... Narazie nie mogę... Nie mogę tego zrozumieć... Muszę to przemyśleć. - powiedział i położył się na łóżku.

Rękę wsunął pod poduszkę gdzie schował kamyk księżycowy od Syriusza. Czy to był ten moment by oddać go prawowitemu właścicielowi? Czy Remus właściwie dalej chciał to zrobić? Zacisnął mocniej dłoń ma wisiorku i zamknął oczy. Syriusz, James i Peter szybko przebrali się w piżamy, w przypadku Blacka i Pottera szybko też spalili papierosa i położyli się do łóżek. To dla wszystkich był ciężki dzień, a sztywna i gęsta atmosfera wszystko pogarszała. Syriusz dalej miał cichą nadzieję na to, że wrócą do tego co było kiedyś. Remus nie wiedział co teraz czuje. Bał się swoich emocji i uczuć jak nigdy wcześniej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top