ROZDZIAŁ 64.
REMUS
Remus od wczoraj siedział w skrzydle szpitalnym. Starał się dotrzymywać obietnicy danej pani Pomfrey, że będzie siedział już dwa dni, albo dzień przed pełnią w skrzydle, a on starał się nie łamać danego komuś słowa. Zdążył przeczytać już dwie książki i napisać wszystkie zadane prace. Był poranek, dzień pełni i Remus paskudnie się czuł. Nie widział dodatkowo przyjaciół od wczorajszego poranka i to mu nie pomagało. Nie wiedział czy ma się zacząć martwić, co w sumie zrobił już wczoraj po kolacji, gdy Syriusz nie odwiedził go, czy zwyczajnie zapomnieć o tym i skupić się.... No właśnie na czym? Z tych rozmyślań o własnej nudzie wyrwało go otwieranie drzwi. Uśmiechnął się szeroko widząc jego przyjaciółkę Lily niosącą czekoladę i dwa kubki.
- Herbata i czekolada dla najlepszego pacjenta. - skomentowała siadając na krześle obok jego łóżka i podając mu jeden kubek. - Pani Pomfrey pozwoliła mi kilka minut z Tobą posiedzieć. Nie mogę się tylko spóźnić na zajęcia.
- Powoli. Za szybko mówisz. - zaśmiał się Remus. - Czy to gorzka czekolada?
- Owszem. Twoja ulubiona. - uśmiechnęła się i podała mu tabliczkę. - Masz pozwolenie od pani Pomfrey na kilka kawałków.
- Nawet jakbym nie miał, to nic by mnie nie powstrzymało. - stwierdził i urwał sobie kawałek odrazu wrzucając go do buzi.
- Jak się czujesz? - zapytała.
- Nie jest tragicznie, ale bywało lepiej. - stwierdził. - Widziałaś może dzisiaj Syriusza?
- Pytasz o to czy widziałam ich klęczących przed stołem nauczycieli, a dokładnie przed McGonagall na posadzce? - zaśmiała się widząc przerażoną minę Remusa.
- Co... Co oni znowu wymyślili? - jęknął przejeżdżając sobie dłonią po twarzy.
- Peter przyznał się, że to oni zrobili na śniadaniu ten żart puchonom i ślizgonom. - wyjaśniła.
- I za to klęczeli przed McGonagall? - zapytał zdezorientowany.
- Nie! - zaśmiała się rudowłosa. - McGonagall dała im szlaban, ale im chyba nie pasuje termin na dzisiejszy wieczór i błagają ją od rana na zmianę.
- Dzisiaj? - zapytał cicho rozumiejąc już wszystko.
- Mhm dzisiaj. Chcą chyba iść na ten wieczór organizowany przez Marlene i Dorcas z jakimiś grami.
- Ta słyszałem coś o tym wczoraj. - wyjaśnił. - I co, udało im się przekonać McGonagall?
- Z tego co mi wiadomo to nie. Uparła się, że mają dzisiaj szlaban i tyle. Swoją drogą czy ty nie brałeś udziału w tym dowcipie?
- No... - zaczął upijając łyk herbaty. - W pewnym sensie tak, ale nie pomagałem jakoś szczególnie. Zostałem w to wmieszany.
- Wiedziałam! - udała oburzenie i uderzyła go lekko w ramię.
- No przepraszam! - zaśmiał się.
Siedzieli w ciszy popijając herbatę i jedząc czekoladę. Remus był wdzięczny Lily za to że z nim postanowiła spędzić poranek. Dzięki niej nie czuł się na tyle samotny, choć z tyłu głowy miał myśl, że wolałby gdyby odwiedził go Syriusz, ale rozumiał, że ma za zadanie nakłonić McGonagall do zmiany decyzji.
- Muszę już iść, bo spóźnię się na zajęcia. Przyjdę w przerwie na obiad dobrze? - zapytała.
- Nie mogę się już doczekać. - odezwał się z uśmiechem.
- Trzymaj się Remus. - powiedziała i ruszyła do wyjścia.
Remus kiwnął jej głową. W drzwiach minęła się z panią Pomfrey. Szatyn spojrzał na kobietę, a ta ciepło się uśmiechnęła. Podała mu eliksir, by zmniejszyć ból, a później stwierdziła, że da mu jeszcze jeden, by choć na trochę poszedł spać. Tak też po kilkunastu minutach już odpłynął i obudził się dopiero szturchany przez kogoś w ramię. Leniwie otworzył oczy i zauważył przed sobą rude włosy.
- Cześć Lily. - uśmiechnął się siadając na łóżku.
- Trochę pospałeś co? - zaśmiała się dziewczyna. - Jak się czujesz?
Oprócz pękającej głowy, bólu wszystkich mięśni i ogólnego złego samopoczucia?
- Dobrze. - odpowiedział po chwili.
- Na pewno? - zapytała patrząc na niego spod przymrużonych powiek.
- Tak Lily. Widziałaś Syriusza? - zapytał.
- Ostatnio męczył z Potterem i Pettigrew profesor McGonagall. - wyjaśniła. - W końcu Cię odwiedzi.
- Ta. - powiedział smutno. - Gotowa na wieczór organizowany przez Dorę i Marle?
- A na to można być gotowym? - zaśmiała się. - Szkoda, że ciebie nie będzie.
- Nadrobimy innym razem. - uśmiechnął się ciepło.
- Muszę się zbierać. Pogadałabym dłużej, ale nie chciałam Cię budzić.
- I tak to zrobiłaś.
- To prawda, ale później niż planowałam. - wyjaśniła. - Jutro Cię odwiedzę.
Remus nic nie odpowiedział. Kiwnął tylko głową i patrzył jak rudowłosa wychodzi z sali. Został sam. Znowu. Sięgnął po podręcznik i różdżkę. Skoro do wieczora ma jeszcze tyle czasu to czemu nie poćwiczyć zaklęć? Plan był dobry. Z wykonaniem, jak okazało się na samym początku, było trudniej. Ręce mu drżały, a ból się nasilił. W końcu poddał się dalszyn próbom i opadł bezradnie na poduszki. Ból nie zmniejszył się, ale to było normalne. Czuł fizycznie i psychicznie, że zbliża się pełnia. Skupił się na równym oddychaniu i myśleniu o pozytywnych rzeczach. Głównie pozytywną rzeczą okazała się postać Syriusza, ale szatyn specjalnie nie zwracał na to uwagi. Na rozmyślaniu czas zleciał mu naprawdę szybko, a może przez gorączke nie odczuł tego tak bardzo? Gdy za oknem już się ściemniało, a on wręcz powstrzymywał się od płaczu z bólu, do salu wróciła Pomfrey i zaczęli się zbierać. To już ten czas. Kolejna przemiana przed nim. Być może w samotności. Postanowił o tym nie myśleć. Skupił się na ubieraniu i słowach Pomfrey, o tym co zwykle mówiła jak prowadziła go do Wrzeszczącej Chaty. O tym, że jeśli przed siódmą nie zjawi się w skrzydle to po niego przyjdzie albo pośle jakiegoś nauczyciela, a także, że ma jej o wszystkim jutro opowiedzieć. Jak przeszła przemiana, co czuł i dlaczego. Remus tylko kiwał głową. W końcu po dłuższym spacerze dotarli do tak bardzo znienawidzonego przez Remusa miejsca. Pani Pomfrey położyła go na łóżku i po upewnieniu się, że z nim, jak na jego stan, w porządku po prostu wyszła. Remus został sam. Może było to z jego strony egoistyczne, ale naprawdę miał nadzieję, że jego przyjaciele dadzą radę przyjść i towarzyszyć mu podczas przemiany. Siedział tam kilkadziesiąt minut, gdy poczuł na sobie i zauważył na ścianie przed nim nikłe promienie księżyca przedzierające się do pokoju przez szczeliny w zagryglowanych oknach. Momentalnie poczuł ból w kościach i z krzykiem upadł na ziemię. Jego ciało wykrzywiało się w nienaturalnych pozach, a on sam już prawie nie kontaktował. Ostatkami sił zauważył postać stojącą w wejściu. Początkowo myślał, że przybył do niego Syriusz, później jednak w przypływie świadomości wyraźnie zobaczył, że był to... Severus Snape. W tym samym momencie natura wilkołaka pokonała jego człowieczeństwo, a sam Remus odpłynął w ciemność. Jedyne o czym wtedy myślał było: "Nie Snape. Nie teraz. Nie tutaj. Uciekaj".
Kilka godzin później ocknął się drżąc z zimna i bólu, chwilę mu zajęło by pojąć co się stało i gdzie się znajduję. Otworzył szeroko oczy. Leżał na podłodze, półnagi przez rozszarpane ubranie. Bolała go głowa jakby ktoś uderzył go albo użył jakiegoś zaklęcia. Wstał ledwie utrzymując się na nogach i wszystko sobie przypomniał.
- Severus. Nie! Co ja zrobiłem. - łzy zaczęły kąpać na stare deski podłogi, a on sam upadł na kolana.
Spojrzał na miejsce gdzie jeszcze wieczorem stał Severus, miał cichą nadzieję, że była to tylko iluzja, głupia wizja jego mózgu tuż przed przemianą. Jego naiwne nadzieję rozwiały się gdy na zakurzonej podłodzę tuż obok wejścia zauważył ślady nie tylko łap wilkołaka, ale przede wszystkich butów. Podszedł powoli i przejechał po nich dłonią.
- Nie był sam? - zapytał się sam siebie widząc dwa różne odciski i ślad jakby ktoś kogoś ciągną w stronę tunelu.
Próbował sobie coś przypomnieć z wieczora, ale w głowie miał pustkę. Z bólu, zimna, przerażenia i stresu nie poczuł kiedy stracił przytomność. Pamiętał tylko dźwięk kroków od strony tunelu. Budząc się nie wiedzieć ile czasu potem, znajdował się na tym samym łóżku cl wieczorem.
- To był sen? - zapytał siebie.
- Co takiego Remusie? - usłyszał znany mu głos, ale jakby z nutą troski.
- Panie dyrektorze? - zapytał cicho otwierając oczy i spoglądając prosto na stojącego obok jego łóżka Albusa Dumbledore'a.
- Co widziałeś? Pamiętasz coś? - zapytał dyrektor.
- Ja... Ja widziałem... Widziałem Snape'a. Ale to nie... Nie możliwe. - znowu zaczął cicho łkać.
Poczuł dłoń na ramieniu. Spojrzał na właściciela ręki. Dyrektor miał zmartwioną minę zmieszaną ze stresem. Wtedy Remus zrozumiał, że to wcale nie był sen, a on naprawdę widział wtedy Severusa.
- Dyrektorze... - zaczął.
- Spokojnie Remusie. Porozmawiamy o tym, ale teraz musisz odpoczywać.
- Ale co ze Snape'em? Skoro on wie, to wszyscy się dowiedzą. - wyjaśnił.
- Rozmawiałem z Severusem wczoraj. Nie powiem Ci teraz dokładnie o czym, na to przyjdzie jeszcze czas, ale mogę Ci zagwarantować, że to zostanie między nami i Severus nie zdradzi towjej tajemnicy. A teraz odpoczywaj. Gdy pani Pomfrey Cię wypuści to przyjdź do mojego gabinetu. - wyjaśnił spokojnie.
- Dobrze dyrektorze. - Remus nie wiedział co o tym wszystkim myśleć.
Widział jak dyrektor odchodzi, a później jak podchodzi do niego pielęgniarka z eliksirami i opatrunkami, pewnie miał nowe rany, których przez ten stres nawet nie czuł. Dał się zająć swoim stanem pani Pomfrey rozmyślając o tym czego się dowiedział. "Jakim cudem był tam Snape? Przecież tylko nauczyciele wiedzą o tajnym przejściu. Tylko nauczyciele... I Huncwoci. Nie to nie możliwe" myślał gorączkowo. Zamknął oczy oddychając ciężko i starając się uspokoić. "Na pewno da się to wyjaśnić." pomyślał, a zaraz po tym zasnął. Najwidoczniej jego ciało było tak wykończone przemianą, że nie dawało rady prawidłowo funkcjonować i musiało się zregenerować.
SYRIUSZ
Syriusz, James i Peter przez całą noc nie zmrużyli oka. No dobra Black i Potter, Pettigrew w pewnym momencie chrapał na siedząco. Szarooki z nerwów wypalił całą paczkę papierosów i rozbił o ścianę wazon z kwiatami. Krzyki i jego płacz minęły po godzinie, a później przeprowadził poważną rozmowę z okularnikiem co teraz powinien zrobić. Wspólnie ustalili, że na początku muszą dowiedzieć się co zrobił Severus i czy wydał ich przed dyrektorem. Kolejnym krokiem będzie konfrontacja z Lupinem. Może to głupie, ale Syriusz już podczas wczorajszej drogi do zamku czuł jak to wszystko się skończy. Nie było innego wyjścia. Gdy słońce oznajmiło im, że jest już rano, a Peter wstał, zebrali się jak najprędzej i razem ruszyli na poszukiwania ślizgona. Nie było to wcale ciężkie, okazało się bowiem, że sam zainteresowany czeka na nich na końcu schodów prowadzących w Wieży Gryffindoru. Syriusz przełknął głośno ślinę i ruszył zaraz za Jamesem i Peterem.
- Chciałeś mnie zabić! - wydarł się Snape do Syriusza, ale James złapał go za ramię.
- Nie tutaj. - syknął i ruszył do najmniej uczeszczanego korytarza w szkole ciągnąc za sobą Severusa.
Zatrzymali się pod jednym z okiem i rozejrzeli czy aby na pewno nikogo wokół nie ma. W końcu okularnik puścił ślizgona i zmierzył go morderczym wzrokiem.
- Co powiedziałeś dyrektorowi? - James zapytał prosto z mostu.
- Jak może trzymać Lupina w zamku? Przecież on jest niebezpieczny! - krzyknął Severus.
- Nie tak jak wy, słudzy tego durnia od czarnej magii! - krzyknął Syriusz. - Gadaj co mu powiedziałeś.
- Prawdę! Wydałem Lupina i to, że widziałem go wtedy w tym pokoju! - warknął ślizgon.
- Coś jeszcze? - dopytywał James, a Severus zrozumiał o co mu chodzi.
- Nie wydałem was. - powiedział cicho. - Uratowałeś mnie przed tą bestią. Możesz uznać to za spłatę długu.
- Ty... - zaczął Peter, ale nie wiedział co chce powiedzieć.
- Nie wydałem was. Jednak powiedziałem dyrektorowi, że jak Lupin kogoś zabije to wydam go przed całą szkołą. - wyjaśnił i ruszył w stronę wielkiej sali. - Nie licz na to, że będę ci wdzięczny Potter.
- Nie liczę. - wyjaśnił okularnik i zatrzymał Severusa za ramię. - Jeśli Remus będzie miał przez ciebie kłopoty to zgotuje Ci piekło.
Severus spojrzał na niego z politowaniem mieszamym ze złością i wyrwał się z jego uchwytu, a później zatrzymał i spojrzał na szarookiego.
- Nie omieszkam wspomnieć Lupinowi kto mi zdradził wskazówki jak dostać się do miejsca przemian. - wyjaśnił i ruszył w sobie tylko zmanym kierunku.
Syriusz zastygł w miejscu a później odsunął się na kolana i błagalnie spojrzał w kierunku gdzie znikł Snape.
- Wszystko przeze mnie. - załkał cicho. - O czym ja do cholery myślałem?
- Nie myślałeś Łapo. - wyjaśnił James. - Teraz musisz się zmierzyć z konsekwencjami i mimo, że jesteś kretynem, a takiego czegoś nie powinienem ci wybaczyć to wiedz, że jestem z Tobą.
- On się załamie. On mnie zabije. - Syriusz mruczał pod nosem cicho kręcąc głową.
- Może jednak Ci wybaczy, gdy dowie się, że tego nie chciałeś? - spytał cicho Peter.
- Cholera ja chciałem tego! Myślałem, że to dobry żart i teraz zapłacę za to! Jeśli go stracę... - Syriusz nie dokończył chowając twarz w dłonie.
- Będziemy z Tobą. - dodał James przytulając Syriusza.
- Pogodzicie się. Zobaczysz. - dodał Peter klepiąc Syriusza po ramieniu.
- Chodź Łapo. Musisz mieć to za sobą. - dodał Potter i wstał podając dłoń szarookiemu i pomagając mu podnieść się na nogi. - Musisz porozmawiać z Remusem.
REMUS
Remus otworzył oczy pędząny dziwnym przeczuciem, a raczej uczuciem, że ktoś jest obok niego. Nie mylił się. Zaskoczony spojrzał na stojącego przed nim Severusa Snape'a. Nerwowo cofnął się pod sam zagłówek łóżka czując, że ten boleśnie wbija mu się w plecy.
- Co ty... Co ty tu... Robisz? - zapytał jąkając się.
- Musimy pogadać. O... Sam wiesz. - wyjaśnił unikając wzroku szatyna.
- Ja... Nie chciałem byś się dowiedział... Czy ja... Czy zrobiłem Ci coś? - zapytał zielonooki.
- Nie. W porę pojawił się Potter i mnie... Uratował. - wyjaśnił ślizgon. - Ty jesteś...
- Tak jestem. Jako dziecko zostałem ugryziony, od tamtej pory co pełnie zmieniam się w...
- Wilkołaka. - dokończył Severus cofając się o krok. - Dyrektor jest głupcem trzymając Cię tutaj.
- Wiem. Jednak proszę... Nie mów...
- Nie zdradzę czym jesteś.
- W takim razie po co...
- Po co tu przyszedłem?
- Mhm. - mruknął szatyn.
- Nie chcesz wiedzieć jak dostałem się do ciebie? Jakim cudem znalazłem się w tamtym miejscu?
- Ja...
- Black. - wyjaśnił krótko.
Remus zmrużył oczy i zmarszczył czoło nie za bardzo rozumiejąc co miał na myśli Severus. Chwile zajęło mu przyswojenie tej informacji. Po tym poczuł jak po policzkach zaczynają płynąć mu łzy.
- Nie. - powiedział. - To niemożliwe. On nie mógł... Kłamiesz.
- Po co miałbym kłamać? Tuż po zajęciach zatrzymał mnie i wyjawił jak zaczarować Wierzbę.
- To nie prawda. - upierał się szatyn. - On nie mógł.
- Nie powiedział mi natomiast. - kontynuował Snape. - Co czeka na mnie na końcu korytarza.
- To nie może być prawda! On nie mógłby!
- Właśnie mógłby. To Black, widzi tylko czubek własnego nosa, on i Potter z chęcią zobaczyliby jak rozszarpujesz mnie i byłoby to dla nich zabawne.
- Nie mów tak!
- To prawda Lupin. Właśnie Black pokazał mi prawdę o tobie. Przysięgam, że jeśli skrzywdzisz kogoś to wydam wszystkim kim... Nie... Czym jesteś! - krzyknął i ruszył do wyjścia.
REMUS
Remusa wcięło. Nie był w stanie nic odpowiedzieć, zareagować. Patrzył tylko jak Snape się oddala, a łzy przywołaniają mu obraz. "To niemożliwe. Syriusz nie mógł tego zrobić. Nie mi." myślał rozgorączkowany. Jęknął głośno i powstrzymał się od krzyku. Wszystko zaczęło układać się w całość. Syriusz i jego zachowanie ostatnio. Brak odwiedzin. Szatyn był pewny, że Black przez ten czas to palnował. "Bawiło go to, że Severus się interesuje." pomyślał. Uważał, że brunet wykorzystał okazję, by go zdradzić i wydać wszystko Snape'owi. Remus załamywał się. Popadał coraz bardziej w rozpacz, a wręcz obłęd. Uważał, że Black go zdradził, że zaplanował to już wcześniej i tylko czekał na moment było goz zabić nie używając zaklęcia uśmiercającego. "Udało Ci się Black. Dla Ciebie już jestem martwy." pomyślał zamykając na chwilę oczy, by przestać płakać. W głowie tylko miał myśli, że on tak kochał bruneta, ba, że nadal go tak kocha, a ten najzwyczajniej w świecie go zdradził, wydał go, zabił za życia. Remus czuł, że ręce mu drżą, a szklanka i dzbanek na stole pękają przez samo napięcie szatyna. Nie mógł myśleć, a raczej myślam i to aż za bardzo. Nie mógł się opanować, uspokoić. Żal, złość i obłęd jaki nim owładnął był nie do zniesienia. Łzy już nie płynęły, a tylko prześcieradło rwało się pod wpływem zgiętych do białości w pięści dłoni. Zamknął mocniej powieki błagając, by to się już skończyło, by okazało się tylko jego najgorszym koszmarem, koszmarem z którego zaraz się obudzi. Jednak gdy otworzył oczy ciągle była ta pewność, pewność, że dzieje się to naprawdę. Że Syriusz naprawdę go zdradził, zdradził w tak okrutny sposób. Wtedy jak przez ścianę usłyszał, że drzwi od skrzydła się otwierają. Powoli odwrócił głowę, czując się jak w jakimś chorym transie. Otworzył szeroko oczy patrząc prosto w te szare tęczówki, które dosłownie kilkanaście minut temu tak wielbił, podziwiał, kochał, a teraz mimo tych uczuć, po prostu znienawidził. Tuż przy wejściu stał Syriusz Black.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top