ROZDZIAŁ 56.

REMUS

Poranek dla trójki gryfonów był ciężki. Remus wstawał kilka razy w nocy odczuwając stres związany z Syriuszem i mimo kilku prób nic nie pomagało mu się uspokoić. W końcu nad ranem już nawet nie próbował zasnąć tylko zajął się czytaniem notatetek do egzaminów i robieniem nowych. Nauka zawsze pomagała mu zająć myśli. Prawie nieprzytomny siedział z Jamesem i Peterem w Wielkiej Sali.

- Zjedz coś. - mówił okualrnik kolejny już raz, ale szatyn tylko kręcił głową.
- Nie jestem głodny. - zarzekał się patrząc niepryztomnie na gazetę przed nim.

"Pewne źródła donoszą, że poszukiwany ubiegły Evan R. dołączył do oddziałów Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Czy takich ataków i osób będzie więcej? Czy zbliża się wojna?" brzmiały zdania.

- Czemu zadręczasz się tym? - zapytała Lily siadając obok. - Nie wiemy czy to prawda. Te źródła nie są wiarygodne.
- Wiemy za to, że to Rosier urządził tak Łape. - wtrącił się Potter. - I jego świta, w tym Smarkerus.
- Sev się tylko bronił. - burknęła do okularnika.
- Przestańcie. Każdy ponosi winę. - wytłumaczył cicho Remus i wstał z miejsca. - Spotkamy się na zajęciach.
- Znowy do niegl idziesz? To nic nie da. Pani Pomfrey przy nim ciągle jest. - odezwała się spokojnie Lily.

Remus tylko wzruszył ramionami i ruszył do wyjścia. Udał się prosto do Skrzydła. Trochę się zdziwił gdy wszedł do środka i zauważył przy łóżku bruneta siedzącego tyłem do szatyna Regulusa. Chłopak usłyszał zamykane drzwi i odwrócił się do zielonookiego. Młodszy z Blacków wstał i podszedł powoli do chłopaka.

- Lupin tak? - zapytał zachrypniętym głosem.
- Wolałbym Remus, ale tak. - odezwał się i postarał o ciepły uśmiech.
- Słyszałem, że ciągle u niego przesiadujesz. - zaczął po chwili ciszy Regulus. - Dobrze, że ma kogoś takiego.
- Ty też możesz go odwiedzać, pani Pomfrey na pewno się zgodzi. - mówił spokojnie.
- Lepiej nie. - powiedział smutno i ruszył do wyjścia. - Remus...
- Tak? - zapytał patrząc na chłopaka.
- Nie mów mu, że go owiedziłem gdy był nieprzytomny. Myślę, że nie chce mnie widzieć. - wytłumaczył i wyszedł z sali zamykając za sobą drzwi.

Remus czuł, że ta dwójka mimo kłótni dalej mocno się kocha. Syriusz często był złapany prze szatyna podczas posiłków gdy przyglądał się bratu, a zachowanie Regulusa świadczyło, że mimo wrogości dalej martwił się o starszego brata. Lupin usiadł na krześle obok i jak zwykle złączył ich dłonie, to był już jego mały nawyk.

- Hej Syri. Nie mogę zostać długo, ale musiałem przyjść się przywitać. - uśmiechnął się ciepło. - Dzisiaj nie dam rady być wcześniej niż przerwa obiadowa.

Jak zwykle zero odpowiedzi. Pochylił się i pocałował czoło bruneta po czym z nikłym uśmiechem ruszył do wyjścia. Pierwsze zajęcia były męczące i to nie przez samą naukę, a przez zwykłe zmęczenie. Remus czuł, że jego organizm odczuwa skutki stresu. Na dłuższą metę nie będzie to zdrowe. Już nie jest. Wory pod oczamia, bledsza skóra, zaczerwienione oczy, zmęczenie i ból głowy. Już po trzeciej lekcji miał dosyć, a zachowanie Jamesa i Petera tego nie ułatwiało. Wzięli sobie za punkt honoru robić dowcipy ślizgonom i na każdym kroku pokazywać im jacy to są lepsi od nich. Mimo prób Remusowi nie udało się wybić ich głupich pomysłów z głowy i cierpliwie pilnował by nikomu nie stała się większa krzywda. Na Zielarstwie siedział z Lily chcąc choć jedną lekcję odpocząć od Jamesa i Petera. Dodatkowo przez nagłe wezwanie prefektów przez profesor McGonagall nie wyrobił się przed obiadem i nie mógł pójść do Syriusza.

- Pójdziesz przed kolacją. - mówiła Lily.
- Czemu McGonagall dała nam mniech obchodów niż zwykle? - zapytał.
- Pewnie chodzi o SUMy, chce nam dać więcej czasu na naukę. - wyjaśniła rudowłosa.
- To ma sens.
- Możesz mi wytłumaczyć co tym razem Potter chce udowodnić robiąc te wszystkie żarty Sevowi? - zapytała pi chwili.
- Nie chce nic udowadniać. Wydaję mi się, że to jest jego rodzaj odreagowania.
- To głupie.
- Czyli doskonale pasujące do Jamesa. - zaśmiał się Remus. - Może to jego sposób na poderwanie ciebie?
- Sposób na "będę upokarzać twojego przyjaciela aż się ze mną umówisz"? On raczej nie zadziała.
- On raczej o tym nie wie. - Remus uśmiechnął się widząc jak Potter macha do Lily znad pentakuli.
- Zachowuje się dziecinnie. - skomentowała dziewczyna.
- To w nim lubisz. - uśmiechnął się, a wtedy dostał książką po głowie.
- Nie mów nawet tak! - podniosła głos, ale nie była zła, raczej rozbawiona.
- Panno Evans proszę pracować, a nie rozmawiać. - odezwała się pani Sprout.

Dziewczyna uśmiechnęła się tylko do Remusa i razem z szatynem wróciła do pisania notatek na temat niebezpiecznych roślin. W końcu po kilku godzinach Remus mógł udać się do Syriusza. Nim jednak ruszył do skrzydła na korytarzu został zatrzymany przez Jamesa i Petera, którzy ewidentnie przed kimś uciekali. Remus chyba przez zmeczenie nie miał siły być na nich zły. Westchnął tylko głośno.

- Co tym razem zmalowaliście? - zapytał na spokojnie.
- Peter w postaci szczura wbiegł do Pokoju Wspólnego ślizgonów i rzucił im łajnobombę. - zaśmiał się James. - A teraz nas gonią, bo jeden z nich zauważył jak kręce się przy schodach do lochów.
- Tam są! - krzyknął jeden uczeń z domu węża.

Potter nie pytał o zgodę tylko złapał za nadgarstek Remusa i pognał w stronę Wieży Gryffindoru. Lupin był zły, bo planował iść do Syriusza, szczególnie, że nie dał rady wcześniej, ale nie chciał też oberwać od ślizgonów za coś czego nie zrobił. Razem z Jamesem i Peterem odetchnęli i zaczęli łapać powietrze dopiero w ich Pokoju Wspólnym.

- Mówiłem już, że nie lubię twoich pomysłów? - zapytał Remus Jamesa.
- Pewnie z tysiąc razy. - zaśmiał się okularnik. - Swoją drogą ty nie u Łapy?
- Ktoś mi nie dał szansy ciągnąc tutaj. - skomentował. - Ale to nawet lepiej, odłożę tę ciężką torbę i do niego pójdę.
- Wiesz, że się wykończysz tym zamartwianiem? - zapytał.
- A co mi pozostaje? To Syriusz. Nie wytrzymałbym jakby mu się coś stało. - skomentował wchodząc po schodach.
- Nie smuć się Lunatyku, Łapie nic nie będzie, jest niezniszczalny. - Peter próbował go pocieszyć.
- Właśnie! Łapa to twardy zawodnik, nim się obejrzysz będzie siedział w naszym pokoju.

Remus smutno się uśmiechnął. Jak on bardzo chciał, by to była prawda, by Syriusz był razem z nimi. Ba! Mógł nawet robić wszystkie te dowcipy z Potterem, byle już po prostu był. Był cały i zdrowy. Wszedł do pokoju a za nim James i Peter. Całą trójką zastygli w miejscu. Przed nimi na podłodze siedział Syriusz pisząc coś na pergaminie. Remusowi serce się zatrzymało gdy ich spojrzenia się skrzyżowały.

- A nawet szybciej. - zaśmiał się James widząc szok i niedowierzanie Remusa. - Cześć Pchlarzu.

Nim Peter zdążył coś dodać, albo zrobić, Remus zerwał się do biegu i upadł na kolana przed Syriuszem objął jego twarz dłońmi i wpił się w jego usta zachłannie, lekko brutalnie i bezgranicznie namiętnie. Syriusz był tak zaskoczony, że początkowo nie wiedział co się dzieje. Dopiero po chwili zrozumiał i z podobną pasją zaczął oddawać pocałunek obejmując Remusa. Czuł jak szatyn drży w jego ramionach. Uśmiechnął się ciepło kontynuując pocałunek. Remus oderwał sie od jego ust dosłownie na kilka milimetrów, tak że Syriusz na ustach czuł jego ciepły oddech.

- Jeszcze raz mnie tak przestraszysz. - uderzył go w głowę. - To nie ręcze za siebie. - wysyczał muskając wręcz wargami usta bruneta.
- Ostrzeżenie przyjęte. - zaśmiał się cicho. - Rem...

Remus nie czekał na nic, po prostu znowu wpił się w usta bruneta jeszcze bardziej do niego przysuwając. Syriusz oddawał pocałunki nie powstrzymując uśmiechu cisnącego się na usta. Lewą dłoń ułożył na policzku szatyna i delikatnie wodził po nim kciukiem starając się przekazać tym gestem wszystkie uczucia. Pocałunki zaczęły zwalniać i stawać się bardziej delikatne, by w końcu po pewnym czasie Remus całkiem oderwał się od Syriusza i wstał z ziemi.

- Skończyliście? - zaśmiał się James. - Teraz Remus w końcu się uspokoisz i zaczniesz jeść normalnie?
- Nie jadłeś? - zapytał Syriusz stając obok szatyna i łącząc ich dłonie razem. - Przeze mnie?
- Nieważne. - urwał Remus patrząc w szare oczy z czystą troską i miłością. - Jak się czujesz?
- Dobrze. Pomfrey uparcie chciała mnie przetrzymać jeszcze noc, ale jak się dowiedziałem, że leżę ponad dzień to odmówiłem kategorycznie i po krótkiej paplaninie wyszedłem. - wytłumaczył.
- Mówisz jakbyś był na wakacjach. Cholera Black dostałeś zaklęciem niewybaczalnym! - krzyknął do niego Remus i dla dodania dramatyzmu dźgnął go palcem w brzuch. - Nie rób tak więcej.
- Przecież to nie moja wina. To Rosier rzucił zaklęcie. - skomentował Syriusz. - Swoją drogą słyszałem plotki.
- Jakie? - zapytał Peter.
- Że palant uciekł aurorom, czy tam dementorom i dołączył do świty tego kretyna.
- Tak głoszą plotki, ale czy to prawda? - zapytał James. - Chociaż Rosier zawsze zapatrzony był w niego jak w obrazek, może faktycznie dołączył.
- Nie rozmawiajmy o nim. - wtrącił Remus ściskając dłoń Syriusza. - Dobrze, że nic Ci nie jest.
- Martwiłeś się o mnie? - mruknął Syriusz na ucho szatynowi.
- Martwił? Martwił!? - oburzył się James. - On był żywą machiną do zabijania. Mówię Ci Pchlarzu, bez kija nie podchodź.
- Aż tak? - zaśmiał się szarooki muskając ustami policzek zielonookiego.
- Prawie wygarnął Dumbledorowi. - wtrącił okularnik.
- Wcale tak nie było. - bronił się szatyn. - Bałem się o zdrowie Syriusza i tyle.
- Żyje i mam się dobrze. Takie zaklęcie nie może mnie zabić. - zaśmiał się. - Jest nieprzyjemne, ale do wszystkiego da się przywyknąć.
- Ty to serio mówisz? - zaskoczony Remus patrzył mu w oczy. - Nie no naprawdę coś Ci sie w głowie poprzestawiało.
- Przynajmniej wiem, że się o mnie zamartwiasz tak, że nawet nie jesz, chociaż to nie jest powód do radości. - skomentował Syriusz przeczesując sobie włosy.
- Jak ja Cię nienawidzę. - odezwał się szatyn kręcąc bezradnie głową.
- Też Cię kocham. - odpowiedział mu brunet i pocałował. - A teraz idziemy Cię nakarmić.

Tak jak Syriusz powiedział tak też zrobił. Huncwoci odprowadzani ciekawskimi spojrzeniami udali się do Wielkiej Sali i usiedli na swoich miejscach, Syriusz od czasu do czasu słyszał od innych teksty "miło Cię znów widzieć", "trzymaj się", "zdrowiej szybko" i inne takie. Siedział obejmując ramieniem Remusa, gdy dostał cios w ramię.

- Black ty kutasie nie myty, jak tam zdrowie? - zapytał Carter dosiadając się obok. - W końcu Lupin wyjmie kij z dupy, albo coś innego.
- Ciebie też miło widzieć. - zaśmiał się Syriusz.

Remus odwrócił się na chwilę, tak jak przypuszczał, Regulus spoglądał na swojego brata. Ich spojrzenia się skrzyżowały i młodszy Black kiwnął delikatnie głową a Remus się uśmiechnął. Kto wie może takie zdarzenie zbliży na nowo braci? Miał taką nadzieję. Odwrócił się z powrotem by przywitać z widelcem przed twarzą.

- Leci tłuczek! - powiedział Syriusz jak do dziecka.
- Na pewno z mózgiem wszystko w porządku? - zapytał Remus unosząc jedną brew.
- Nie jadłeś przeze mnie to teraz muszę Cię nakarmić. - skomentował Syriusz. - No otwieramy buzie. Leci tłuczek!
- Tłuczkiem to ty możesz co najwyżej oberwać. Umiem jeść sam. - syknął Remus i odsunął od siebie widelec.
- Na pewno? Mogę Cię nakarmić. - dodał Syriusz powstrzymując się od uśmiechu.
- Sam się nakarm. - skomentował Remus i wziął jedną kanapkę.
- Jesteś okropny! Ja tu o ciebie dbam, a ty co? - zapytał oburzony.
- A ja co? Ja jestem normalny i tak się zachowuje. - odezwał się Remus. - Poza tym to ja powinienem dbać o ciebie.
- A kto tak niby powiedział? - zapytał Syriusz unosząc jedną brew.
- Ja. - skomentował i cmoknął go w usta. - Przyzwyczajaj się.
- Rzygam tęczą. Długo będziecie jeszcze jeść sobie z dziubków? - skomentował Carter.
- Jak ja mogłem wytrzymać całą dobę bez twojego ujadania? - zapytał Syriusz i objął ramieniem Richarda. - Swoją drogą jedzenie z dziubków powiadasz? - uśmiechnął się przebiegle patrząc na szatyna.
- Zapomnij. - uciął zielonooki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top