ROZDZIAŁ 55.

REMUS

Remus był zmęczony, ale coś uporczywie nie dawało mu spać. Tak jakby jakaś dziwna myśl zakłębiła się z tyłu głowy i nie chciała jej opuścić. Tak jakby o czymś zapomniał, ale nie pamiętał o czym. Leżał na jednym ze szpitalnych łóżek i patrzył w sufit. Pani Pomfrey niedawno udała się do swojego gabinetu wcześniej upewniając się, że u szatyna wszystko w porządku. Liczenie owiec nic nie dało, myślenie o lekcjach OPCM także, zabijał czas myśląc o Syriuszu. Czy nadal siedzą z Jamesem na szlabanie u McGonagall? Może już dawno śpią? Uśmiechnął się na wspomnienie Syriusza twarzy, gdy śpi. Taka delikatna, spokojna i bezbronna istotka. Remus nigdy nie powiedział tego głośno, ale uwielbiał patrzeć na śpiącego szarookiego. Już czuł, że odpływa gdy drzwi do skrzydła otworzyły się z hukiem. Otworzył oczy i spojrzał na przybyłych. Slughorn, Flitwick i Sprout wpadli jak burza, wtedy z gabinetu wybiegła im naprzeciw pani Pomfrey. Dopiero teraz jak przez mgłę Remus zauważył, że oprócz nauczycieli do sali przybył, w formie lewitacji, Remus przetarł oczy by upewnić się czy nie ma zwidzeń. Przerażony wstał z łóżka i podbiegł do innych.

- Co mu się stało? - zapytała Pomfrey.
- Do... - zaczęła Sprout.
- Syriusz! - krzyknął Remus podbiegając do łóżka, na którym go położyli. - Syriuszu!
- Remusie odsuń się. - powiedział stanowczo Slughorn.
- Co mu się stało!? - Remus nie mógł opanować emocji, od smutku, przez bezradność, po złość.
- Zaklęcie niewybaczalne. - szepnęła cicho pod nosem Pomfrey odrazu badając poszkodowanego, po czym przerażona spojrzała na nauczycieli. - Kto to zrobił?
- Evan. - zaczął Flitwick. - Evan Rosier. Użył na nim Cruciatusa.

Pod Remusem ugieły się nogi. Poczuł jak opada na ziemie. Zaraz obok pojawił się Slughorn i pomógł mu usiąść na sąsiednim łóżku, coś mówił, ale do Lupina to nie docierało. Patrzył załamany na Syriusza i pielęgniarkę, która wymawiała jakieś formułki. Gdy Blackiem wstrząsnął dreszcz, z nerwów wstał i podszedł bliżej. Nic, żadnego sygnału, dalej nieprzytomny.

- Czemu się nie budzi? - zapytał Lupin patrząc na chłopaka, który gdyby nie grymas bólu na twarzy, wyglądałby jakby spał.
- Cruciatus to bardzo ciężka klątwa, nawet krótkotrwała, może zaszkodzić. Ktoś rzucający tym zaklęciem musi naprawdę chcieć kogoś skrzywdzić. Syriusz miał dużo szczęścia. Zaklęcie nie było na tyle silne, by miało poważne skutki. - pielęgniarka wiedziała, że ukrywanie prawdy przed Lupinem tylko pogorszy jego stan, więc powiedziała mu prawdę. - Jednak dostał nim i musimy się liczyć z tym, że stan w którym teraz jest się może utrzymać dłużej.
- To znaczy? - zapytała pani Sprout.
- To znaczy, że będzie spał. Organizm stara się zwalczyć ból nie tyle fizyczny co psychiczny poprzez wprowadzenie w tryb śpiączki.
- Ile? - zapytał Remus.
- Nie wiadomo Remusie. Może to być godzina, dzień, w nielicznych przypadkach więcej niż doba. - wytłumaczyła Pomfrey. - Obudzi się, jest silny, a rzucający nie miał doświadczenia i wystarczającej chęci zrobienia mu krzywdy.
- Czyli co? - zapytał Slughorn. - Mamy czekać?
- Niestety tak. Nic więcej nie możemy zrobić.
- Ale jak to się stało? - zapytał szatyn nauczycieli.
- Nie możemy Ci udzielić tych informacji, teraz go tu zostawimy Poppy, informuj dyrektora na bieżąco. - wytłumaczył Flitwick i razem z resztą wyszedł ze skrzydła.
- Nie możemy! Ta jasne! Ugh. - warknął Remus i kucnął obok łóżka Syriusza. - Nic mu nie będzie prawda?
- Miejmy taką nadzieję. A teraz idź spać. Nic nie zdziałasz siedząc i się zamartwiając. Black jest silny i nim się obejrzysz już będziecie na zajęciach. No do łóżka! - ponagliła go.

Remus smutno się uśmiechnął, na próby jej pocieszenia go, ułożył się tylko na łóżku obok Syriusza i patrzył na niespokojną twarz szarookiego. W końcu pielęgniarka machnęła ręką i udała się do swojego gabinetu, by przygotować kilka eliksirów. Coś czuła, że ta noc nie będzie spokojna. Gdy tylko Pomfrey wyszła, Remus przeszedł na łóżko bruneta i ułożył się obok niego. Znalazł jego dłoń i złączył razem ze swoją.

- Wszystko będzie dobrze. - nie wiedział czy mówi to do śpiącego bruneta czy do siebie by chodź trochę podnieść się na duchu.

Zamknął oczy i po kilku minutach, czując obok siebie ciepło Blacka zasnął. Martwić się będzie, gdy chłopak się już obudzi. Miał nadzieję, że nastąpi to niedługo.

JAMES

James po rozmowie z Regulusem, a raczej wysłuchaniu jego krzyków musiał udać się razem z Peterem do dyrektora, bądź co bądź domyślili się, że chodziło o jakiś zabroniony pojedynek i teraz żądają wyjaśniej. Właśnie wchodził po schodach za Lily, ponieważ tylko prefekci wiedzieli gdzie znajduje się gabinet i jakie jest hasło.

- Nadal nie wiem w co się wpakowaliście, ale słyszałam plotki, że Black leży w skrzydle nieprzytomny. To coś poważnego? - zaczęła Lily.
- Można tak..

James urwał gdy na korytarzu mijali czterech ludzi odzianych w garnitury, ciemne płaszcze i trzymających różdżki w pogotowiu, pomiędzy nimi szedł Evan Rosier śmiejąc się jak jakiś psychopata. Rudowłosa zaskoczona znowu utkwiła wzrok w Jamesie.

- Ministerstwo Magii tutaj?Gadaj Potter. - wręcz rozkazała.
- Nie tera...
- Panna Evans? - przerwała mu McGonagall schodząca ze schodów prowadzących do gabinetu Albusa Dumbledora.
- Dobry wieczór pani profesor. Poproszono mnie o przyprowadzenie ich do pana dyrektora. - wytłumaczyła.
- Ah no tak. Dyrektor już czeka, a ja teraz idę zajrzeć do pana Blacka. Nie ujdzie wam taki wybryk panowie, przypilnuje byście dostali taką karę, która na zawsze wybije wam z głów takie głupoty! - zdecydowanie była zdenerwowana.
- Tak jest pani profesor. - powiedzieli James z Peterem jednocześnie.

Po cichu weszli po schodach prowadzących do gabinetu, a Lily ruszyła tuż za McGonagall w drugą stronę nawet nie próbując zapytać co się stało. Peter nic nie mówił przystając obok Jamesa i trzęsąc się ze strachu. Za to Potter patrzył prosto w oczy dyrektorowi starając się nie ukazać także wewnętrznego strachu. Strachu bynajmniej nie o skutki ich zachowania i karę, a o Blacka.

- Od początku i ze szczegółami. - zaczął spokojnie dyrektor siedząc za biurkiem i głaszcząc feniksa. - Co wydarzyło się w łazience po kolacji?

James zaczął opowiadać, a Peter albo przytakiwał albo dodawał mniej ważne rzeczy. W końcu po kilku minutach znowu zrobiła się cisza, a dyrektor wstał od biurka i krążył obok niego obserwowany bacznym spojrzeniem ptaka.

- Co z nami będzie panie dyrektorze? - zapytał James. - Wie pan, że honor to dla czarodzieja rzecz święta i Syriusz nie mógł odmówić pojedynku.
- Honor Jamesie? Czy może duma? To nie są te same pojęcia chłopcze. Jesteście silni, inteligentni, ale czyżby też nie zbyt dumni? Wasze działanie nie będzie miało takich samych skutków jak w przypadku pana Rosiera jednak nie może zostać bez odpowiednich działań. Jeszcze dziś wyślę do waszych rodzin wiadomości co miało miejsce, a wy oprócz szlabanu od opiekuna domu i odjętej odpowiedniej liczby punktów macie wpisane zagrożenie wydaleniem ze szkoły. Przykro mi to moje ostatnie słowo, a teraz żegnam. - mówił spokojnie i czuć było żal w jego głosie, co naprawdę zdołowało Jamesa.
- Przepraszamy dyrektorze. - odezwał się Peter.

Razem z Jamesem wyszli ze spuszconymi głowami załamani tym co usłyszeli. Potter chciał zapytać co będzie z Evanem jednak się nie odważył, podobnie jak zapytać o Mulcibera, Avery'ego, Wilkesa i Snape'a, ale o nich pewnie dowie się od innych uczniów.

- Teraz najważniejsze jest by Łapie nic nie było. - odezwał się okularnik idąc do ich dormitorium.
- Lunatyk jest z nim. Nic mu nie będzie. - odezwał się Peter.
- Cholera Luniek! Całkiem o nim zapomniałem. - stwierdził szczerze okularnik. - On nas zabije.

REMUS

Remus wstał ze wschodem słońca i odrazu spojrzał na Blacka. Jego grymas na twarzy złagodniał, jednak dalej wyglądał jakby coś go bolało. Ten widok był nieznośny dla Lupina, ale wiedział, że nic nie może zrobić. To pierwszy taki przypadek od bardzo dawna w szkole, by ktoś na kimś użył zaklęcia niewybaczalnego. Remus zaczął zastanawiać się kto to mógł być. "Snape? Nie, na pewno nie, może Mulciber albo Rosier. Na pewno jakiś ślizgon." myślał. Tak się zamyślił, że nie zauważył, gdy Pomfrey do niego podeszła.

- Remusie musisz iść na śniadanie. - odezwała się, a szatyn się wzdrygnął. - Nic tu po tobie.
- Muszę przy nim zostać. - odezwał się pewnie.
- Nic to nie da. Nie możesz opuszczać zajęć. - wyjaśniła spokojnie.

Pomfrey nigdy tego nie powiedziała, ale uwielbiała Remusa i traktowała go prawie jal rodzinę. Cieszyła razem z nim, ale także smuciła. Dbała o niego tak jak o innych uczniów, najlepiej jak umiała. Serce jej się krajało widząc chłopaka w takim stanie.

- Mogę go odwiedzać na każdej przerwie? - zapytał smutno.
- Niech będzie. Tylko zajrzeć i uciekasz na kolejną lekcję, zgoda?
- Zgoda. - potwierdził i wstał z miejsca. - Proszę o niego zadbać.
- Jak o każdego Remusie. No uciekaj. - zdobyła się na ciepły uśmiech.
- Dziękuję i do zobaczenia.

Krzyknął wychodząc ze skrzydła. Ruszył odrazu do Wielkiej Sali i jak się nie mylił, na ich miejscach zauważył Jamesa i Petera, a także Cartera i dyskutującą z nimi najwidoczniej zdenerwowaną Lily. Podszedł powoli czując spojrzenia prawie wszystkich. Skoro zajście w roli głównej z Syriuszem było tajemnicą, to naturalnie już cała szkoła wiedziała co się stało. Cała z wyjątkiem jego samego. Stanął za Carterem i krzyczącą Lily i odchrząknął. Cała czwórka spojrzała na niego.

- Rem... - zaczął James.
- Słucham. Bez żadnego ściemniania. - usiadł naprzeciwko okularnika i wbił w niego poważne spojrzenie.

James westchnął i po raz kolejny opowiedział wszystko od początku. Wiedział, że oszukiwanie Lupina jest bez sensu, szatyn był na to za mądry. W końcu skończył, a Remus patrzył na niego z nieodgadnionym wzrokiem.

- Jak można być takim, takim... - zaczął wstając wściekły z miejsca.

Szukając słów, gdy zauważył leżącą na stole gazetę dla czarodziejów. Strona tytułowa głosiła: "Poszukiwany były uczeń Hogwartu." wziął ją szybko do ręki i zaczął przeglądać. Pod napisem było zdjęcia Evana Rosiera. "Evan R. został wydalony ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie za użycie zakazanego przez Ministerstwo zaklęcia niewybaczalnego na jednym z uczniów. Podczas transportu do Ministerstwa w sprawie przesłuchania i późniejszego przekazania władzom Więzienia Azkabanu, uczeń w niewyjaśnionych okolicznościach zbiegł. Jak podają władze osoba ta jest groźna i stanowi jawne niebezpieczeństwo." czytał z szokiem na twarzy.

- Uciekł!? - krzyknął na całą Wielką Salę, uczniowie i nauczyciele spojrzeli na niego. - Zwiał im sprzed nosa i chodzi sobie wolno!?
- Lupin uspokój się i usiądź. - powiedział spokojnie Carter.
- Uspokoić się? Syriusz leży nieprzytomny, bo ten typ użył zaklęcia niewybaczalnego, a ty mi mówisz, żebym się uspokoił? - Remus nie mógł powstrzymać swoich emocji.
- Panie Lupin! - zagrzmiał głos dyrektora, a Remus dalej wściekły spojrzał na niego. - Proszę się uspokoić i mnie posłuchać. To prawda, pan Evan Rosier zbiegł Ministerstwu, jednak już został wysłany specjlany oddział poszukiwawczy, który ma go pojmać i sprowadzić do Azkabanu, gdzie jego miejsce. Nie możemy poddawać się emocjom. Pragnę też wszystkim przypomnieć, że każde takie zachownaie jest zbrodnią i złamaniem prawa, co niesie za sobą konsekwecje dlatego przestrzegam innych, by pod żadnym pozorem nie rozpoczynali podobnym praktyk, gdyż każde takie poczynanie kończyć się będzie wydaleniem ze szkoły i oddaniem w ręce Ministrestwa. Temat uważam za zakończony. - urwał dyrektor i bez czekania na komentarze wyszedł z Wielkiej Sali.

Remus stał jak słup soli, po czym rzucił gazetę na stół i z cichym "widzimy się na zajęciach" ruszył do wyjścia. Już nie wściekły, a bezradny, czuł że emocje nim owładnęły i tylko znów widząc go mógł się uspokoić. Skierował się do skrzydła i już po chwili siedział obok jego łóżka trzymając jego dłoń.

- Jak on mógł!? Jak ty mogłeś dać się trafić? Czemu zgodziłeś się na ten głupi pojedynek? - pytał cicho łkając. - Przysięgam, że jak się obudzisz to się ukatrupie.

Wstał i ruszył na zajęcia. Mimo złości nie tylko na ślizgonów, w szczególności Rosiera, ale też na Jamesa i Petera, siedział z nimi i starał się rozmawiać. Tak jak powiedział, tak też zrobił i po każdej lekcji udawał się do skrzydła, jednak Syriusz się nie obudził. Przez stres cały dzień nic nie jadł, a tuż po kolacji na obchodzie z Lily był całkiem zamyślony i nie orientował się co działo się wokół niego. W końcu sama Lily nie wytrzymała i na siłę zatrzymała go na jednym z pustych korytarzy.

- Będzie dobrze. Złapią Evana, a Syriusz z tego wyjdzie. Słyszysz? - zapytała.

Remus spojrzał na nią zaczerwienionymi ze zmęczenia oczami. Mimowolnie opadł na kolana i załkał głośno. Jego emocje znalazły ujście, a on nie przejmował się tym że płacze na środku korytarza. Poczuł, że rudowłosa obejmuje jego ramiona kucając obok. Szeptała mu, że wszystko będzie dobrze i że się ułoży, by się nie przejmował. To powoli zaczynało działać i szatyn zaczął się uspokajać. Złapał Lily za dłoń i ścisnął mocniej wyrażając tym gestem, że jest jej wdzięczny za to że go pociesza i po prostu przy nim jest. Rudowłosa ciepło się uśmiechnęła i obiecała, że pomoże mu zrobić krzywdę Syriuszowi gdy tylko się obudzi. Na co na chwilę kącik jego ust uniósł się. Po parunastu minuatch wstali i dokończyli obchód, specjalnie na koniec zaglądając do Skrzydła, gdzie brunet dalej spał, a pielęgniarka upewniła ich, że jego zdrowiu nic nie zagraża. Udali się do Pokoju Wspólnego, z którego po pożegnaniu udali się do swoich pokoi. Bez zbędnych rozmów i komentarzy Remus wziął długi rozluźniający prysznic przypominając sobie jak stał tu razem z Syriuszem. Później ubrał się w piżamę i położył na łóżku. "Cały dzień. Syriusz był nieprzytomny cały dzień. Ile to jeszcze będzie trwać?" zastanowił się. James i Peter przez cały dzień go przepraszali i pocieszali razem z Carterem. Jednak to dopiero Lily dała radę go uspokoić. Pomyślał o tych szarych oczach i tańczących w nich iskierkach. Złapał kamyk zawieszony na szyi z grawerunkiem łapy i ścisnął go przytulając do serca, po czym zamknął oczy i zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top