ROZDZIAŁ 49.

SYRIUSZ I REMUS

Powiedzenie, że Syriusz miał przyjemną pobudkę, to jak stwierdzenie, że kanapka leżąca od ich przyjazdu pod łóżkiem Petera wygląda smakowicie. Black miał przepiękne i bardzo przyjemne, poranne spotkanie z podłogą. Kolejny raz w skrzydle szpitalnym, kolejny raz z łóżka Remusa, różnica jednak była taka, że tym razem sprawcą karygodnej krzywdy był zielonooki szatyn. Syriusz rozmasowywał sobie obite plecy i z mordem w oczach spojrzał na Lupina. Okazało się, że ten dalej w najlepsze sobie śpi. Black miał wielką chęć udusić poduszką swojego chłopaka. Podniósł się z podłogi z planem ostrej pobudki i wykrzyczenia bliżej nieokreślonych i niecenzuralnych słów, jednak jego złość tak szybko jak się pojawiła, tak też szybko wyparowała. A to dlatego, że Syriusz zauważył w jakim stanie jest szatyn, a nie był on ani trochę dobry. Zdecydowanie Remus nie miał spokojnego snu. Mamrotanie coś pod nosem przez sen, grymas bólu i strachu na twarzy, dreszcze przeszywające ciało, krople potu na czole i trzęsące się dłonie nie były tym co Syriusz chciał oglądać spoglądając na Remusa. Cicho usiadł na łóżku obok źle wyglądającego chłopaka i położył mu delikatnie dłoń na ramieniu. Remus drgnął na ten dotyk i otworzył oczy w lekkim przerażeniu mieszanym ze zdezorientowaniem.

- Proszę zostaw mnie! - krzyknął odsuwając się od Syriusza, co zaskoczyło bruneta.
- Remi hej, to ja, Syriusz. To był tylko koszmar. - Black mówił spokojnie i powoli przysunął się do szatyna. - Widzisz? To tylko ja, nic Ci nie grozi.
- Syriusz? Ja... ja przepraszam, myślałem, że to... nie ważne. - powiedział zachrypniętym i łamiącym się głosem.
- Chyba jednak ważne. - stwierdził poważnie i przeczesał włosy szatynowi w uspokajającym geście. - Kto Ci się śnił? Kto Cię tak przeraził?
- Wiesz kto. - powiedział smutno. - Ten, przez którego jestem potworem. - z każdym słowem jego głos jeszcze bardziej się łamał. - Fenrir Greyback.
- Remi... - Syriusz przytulił szlochającego cicho szatyna. - Nie jesteś potworem.
- Jes... Ughh. - Remus urwał i złapał się za głowę, ból jaki dziś odczuwał nie był łatwy do zniesienia, a myśli o tym, który go zmienił w wilkołaka nie pomagały.
- Zawołam Pomfrey! - krzyknął Syriusz i nie czekając na odpowiedź szatyna pobiegł do gabinetu pielęgniarki.

Chwilę później wrócił z Pomfrey niosącą jakieś fiolki z dziwnymi płynami. Jak się okazało, bardzo nie dobrymi w smaku płynami, Remus zdecydowanie tal stwierdził gdy kazano mu je wypić. Syriusz chodził obok łóżka lekko zdenerwowany.

- Black możesz już iść. Nic Ci już nie jest. - powiedziała pielęgniarka. - Lupin musi odpocząć.
- Nigdzie nie idę. - upierał się brunet i dla dodania dramatyzmu usiadł obok Remusa z założonymi na piersi rękami.
- Łapo. - odezwał się cicho Remus kładąc mu dłoń na ramieniu. - Nic tu po Tobie, ja pewnie znowu prześpie cały dzień, a ty nie powinieneś opuszczać zajęć.
- Dokładnie. - dodała pielęgniarka. - To mocny eliksir i Lupin obudzi się dopiero w nocy, albo nawet jutro. - Pomfrey musiała coś wymyślić, by nie wydać dolegliwości Remusa przed i tak wiedzącym o niej Syriuszem. - Poza tym na zajęcia musisz chodzić.
- Jutro będę mógł go odwiedzić? - zapytał poprawiając sobie humor.
- Jutro, przed kolacją, nie dłużej niż 15 minut, a teraz żegnam. - wyjaśniła i wskazała ręką na drzwi.
- To do jutra Luniek. - mrugnął znacząco do Remusa i ruszył do drzwi. - A pani musi trochę wyluzować. Złość piękności szkodzi. - wybiegł i zamknął za sobą drzwi.
- Co ja za z wami mam? - mruknęła pod nosem kręcąc głową. - Jak się czujesz?
- Jakby przejechał mnie Hogwart Ekspres. - wymamrotał Remus. - Czuję w kościach, jak zbliża się...
- Przemiana? - dokończyła pielęgniarka. - Remusie będzie dobrze. Nauczyciele są z Tobą i się martwią o Ciebie, nie pozwolimy by stała się komuś krzywda.
- Czemu Dumbledore tak ryzykuje trzymając mnie tutaj? - zapytał cicho. - Jestem tylko problemem.
- Nie jesteś problemem. Jesteś dziexkiem z niebezpieczną chorobą. Ale także dzieckiem, które jest bardzo mądrym i zaradnym czarodziejem. Nie zapominaj o tym, że dyrektor w Ciebie wierzy, ale także o tym byś sam zaczął w siebie wierzyć. - mówiła spokojnie z ciepłym uśmiechem na ustach. - Teraz śpij i nie martw się tyle.
- Dziękuję. - powiedział cicho i ułożył się wygodnie na łóżku i wtulił w poduszkę, która dalej miała zapach Syriusza. - Za wszystko.

Gdy Remus zasnął pani Pomfrey zajęła się robieniem innych leków, które znając zbliżające się przyszłe treningi i mecze Quidditcha będą potrzebne. Syriusz w tym czasie szedł wolnym krokiem na ścięcie. No dobra, nie dosłownie, ale czuł się jakby szedł do jaskini lwa, po części tak właśnie było, tylko kot był trochę mniejszy. Niepewnie zapukał i po usłyszeniu głośnego "Proszę" wszedł do gabinetu Minerwy McGonagall. Kobieta siedziała przy swoim biurku sprawdzając prace uczniów i podjadając ciastka leżącego obok. Spojrzała sponad okularów na przybyłego delikwenta i odłożyła dotychczasowe zajęcie.

- Usiądziesz czy będziesz stać? - wskazała ma miejsce naprzeciw siebie.
- Wolę stać. - odezwał się szybko. - Po co pani profesor chciała mnie widzieć?
- Chyba pamiętasz wczorajsze wydarzenia. - odezwała się spokojnie.
- Owszem, pamiętam. Dostanę szlaban? - zapytał prosto z mostu.
- To zależy czego się od Ciebie dowiem. Pan Frater jak wiesz miał już rozmowę z dyrektorem.
- Tak, wiem. - odezwał się krótko, nie chciał wchodzić w głębsze dyskusję.
- Wysłuchaliśmy jego wersji, a także kilku uczniów obserwujących od początku wczorajszy wybryk.
- I co w związku z tym? - zapytał.
- Teraz chce wysłuchać Ciebie. - kontynuowała nie zwracając uwagi na lekceważący ton Syriusza. - Chcesz mi coś powiedzieć?
- Skoro wysłuchaliście innych uczniów to doskonale wiecie kto wczoraj zaczął i kto skończył. Nie czuje się winny, tylko się broniłem. Zresztą możecie sprawdzić nasze różdżki. - wytłumaczył spokojnie.
- Sprowokowałeś w jakiś sposób Hamisha? - zapytała znając wybuchowy temperament Blacka.
- Nie pani profesor. - uważał, że to co wczoraj powiedział, bylow ostre i niemiłe, ale prawdziwe i to bardziej Frater prowokował jego.
- Wiesz jakie są konsekwencje za pojedynki między uczniami?
- Tak pani profesor. Jednak musiałem się bronić.
- Co nie usprawiedliwia użycia różdżki, mogłeś zawiadomić nauczyciela lub prefekta.
- Wtedy kiedy Frater celował we mnie różdżką czy między rzucanymi w moją stronę zaklęciami? - zapytał ironicznie.
- Według innych uczniów... - kontynuowała ignorując (trafną) uwagę swojego ucznia. -... to pan Frater użył jej pierwszy i dlatego twoja kara nie będzie tak surowa. Jutro po zajęciach udasz się do profesora Slughorna i wykonasz zadania, które Ci przydzieli.
- Dobrze pani profesor. - Syriusz nie zamierzał się kłócić.
- Możesz wziąć sobie ciasteczko i iść. - odezwała się i wróciła do wcześniejszego zajęcia.
- Pani profesor jaką karę dostał Frater? - zapytał biorąc jedno ciastko.
- Przykro mi, ale nie mogę udzielać Ci takich informacji, a teraz wracaj na zajęcia. - powiedziała spokojnie. - A i Black.
- Tak? - zatrzymał się w uchylonych drzwiach.
- Nie musimy zgadzać się z rodziną. Czasem najlepiej jest po prostu odpuścić. No wracaj na zajęcia.
- Nie za bardzo rozumiem. - odezwał się, ale nie był pewny czy McGonagall usłyszała, wyszedł z cichym "do widzenia" i zamknął za sobą drzwi.
- Kiedyś zrozumiesz. - odezwała się McGonagall wracając do sprawdzania prac uczniów.

Syriusz wszedł do sali Eliksirów i wytłumaczył gdzie był po czym cicho usiadł obok Jamesa i Petera.

- I jak tam Łapo? - zapytał James mieszając jakiś bliżej niezidentyfikowany płyn w kociołku.
- Zależy o co pytasz. - stwierdził Syriusz wzruszając ramionami.
- O kolor gaci Slughorna. - skomentował cicho. - Jak rozmowa z McGonagall, poza tym Frater gapi się na ciebie odkąd wszedłeś.

Syriusz zaczął rozglądać się po sali i w końcu zauważył wzrok Fratera utkwiony w jego osobie
Uśmiechnął się przebiegle i pokazał mu środkowy palec, po czym odwrócił się do Pottera i Pettigrew, którzy cicho śmiali się z gestu szarookiego.

- Wygląda jakby mu ktoś kij wsadził w dupę. - skomentował Black.
- Podobno ma szlaban z Filchem przez tydzień, zakaz używania poza lekcjami różdżki do odwołania i wysłali list do jego rodziców. - odezwała się Dorcas siedząca ławkę dalej z Marlene. - Dzisiaj rano dostał od nich wyjca.
- Dobrze mu tak. - dodał Peter.
- Skąd to wiesz Meadowes? - zapytał Syriusz.
- Słyszałam jak McGonagall rozmawia z dyrektorem, rozmawiali też o tobie. Podobno kilka osób potwierdziło, że tylko się broniłeś i nie będziesz miał większych nieprzyjemności.
- Większych? No tak, bo wieczór z Slughornem to sielka przyjemność. - oburzył się Black.
- Brzmi cudownie. - zaśmiał się Potter.
- Co takiego brzmi cudownie panie Potter? - zapytał Slughorn odchodząc od ławki Lily Evans i podchodząc do nich.
- Myśl o kolejnych zajęciach z Eliksirów. - skomentował. - Już nie możemy się doczekać panie profesorze.
- Jamesie... Nauką, a nie komplementami zdobędziesz wiedzę. Bierz przykład z takiej Lily. - wytłumaczył Slughorn. - Ty także Syriuszu, a ty Peter w szczególności.
- Panie profesorze my nie narzekamy na nasze umiejętności. W końcu gdyby nie my to połowa skutków niepożądanych przy warzeniu eliksirów byłaby nieznana. - wyjaśnił dumnie James.
- Dzięki nam takie osoby jak Evans wiedzą czego nie wolno robić. - dodał Syriusz. - Inni tworzą eliksiry, my tworzymy historię.
- Lepiej bym tego nie określił stary. - Potter przybił z Syriuszem piątkę. - Huncwoci - twórcy historii! To brzmi dumnie.
- Huncwoci - twórcy historii! - krzyknęli we trójkę, a prawie cała klasa się zaśmiała albo biła brawa.

Slughorn wywrócił oczami i załamywał ręce. Ta czwórka była wybuchowym połączeniem jak tykająca bomba, no może tylko Lupin utrzymywał ich na granicy czarodziejskich przypadków bez możliwości ratunku. Do końca zajęć nie zwracał na nich szczególnej uwagi. Na szczęście sala i jej zawartość przetrwała bez większych szkód. Przez cały dzień James i Syriusz razem z Peterem a na przerwach także z Carterem krzyczeli nowe hasło "Huncwoci - twórcy historii" i robili dowcipy głównie Hamishowi, ale Severusowi także się oderwało. Snape i Frater na obiedzie zostali magicznym klejem szybko schnącym przyklejeni do krzeseł, a uwierzcie ganianie po Wielkiej Sali Pottera i Blacka z przyklejonymi do tyłków krzesłami jest naprawdę zabawne. W końcu po wszystkich zajęciach udali się na kolację, a zaraz po niej w pośpiechu i z ekwipunkiem do Wrzeszczącej Chaty. Niebo było lekko zachmurzone. Najciszej jak się dało weszli do Chaty i znaleźli Remusa jak zwykle w pokoju z jednym łóżkiem, szafkami i rozwalonymi do połowy drzwiami. Syriusz wyminął Jamesa i Petera i poszedł z szarmanckim uśmiechem do Remusa po czym objął go w pasie.

- Aż tak się stęskniłeś? - zapytał Remus wtulając się głową w zagłębienie szyi bruneta.
- No tak. W końcu nie widział Cię od... od rana? - stwierdził James ironicznie.

Syriusz wyciągnął w jego stronę środkowy palec, w tym samym czasie całując Remusa w czoło, które było gorące.

- Nie chce psuć wam chwili, ale to chyba zaraz. - odezwał się Peter patrzący przez okno.
- Ugh. - jęknął Remus jak na zawołanie. - Odsuń się Łapo, nie chce zrobić Ci krzywdy.

Syriusz nie kłócił się z Remusem. Razem z Jamesem i Peterem przemienili się z zwierzęta i patrzyli z współczuciem w oczach na przemianę Remusa. W końcu po paru minutach cierpienia, przed nimi ukazał się dużych rozmiarów wilk, który głośno zawył. Rzucił się do wyjścia, ale został zablokowany przez Jamesa. Takie ich przyzwyczajenie, mimo że odkryli, że Remus nie dałby rady uciec z Chaty jako wilkołak, ale woleli go mieć pod opieką w jednym pokoju. Syriusz oczywiście nie odpuścił i powoli podszedł do Remusa. Wilk niepewnie zaczął się cofać i kłaść po sobie uszy. Wiedział, że to Syriusz dominuje w stadzie. Jeżeli pies jest w stanie się uśmiechnąć, to Black właśnie to robił. Zaczepił pyskiem Remusa i zaczął przed nim uciekać. Taka ich dziecinna, trochę niebezpieczna zabawa w berka, którą jak James, Peter i Syriusz zauważyli Remus jako wilkołak bardzo polubił. Przez dzisiejszą przemianę ucierpiały tylko dwie szafki i trochę ciało Remusa, przez wpadanie przy ostrzejszych zakrętach na łóżko i rozwalone meble. Po kilku godzinach dzikich pościgów Remusa za Syriuszem, obrony drzwi Jamesa i udawania bojowej postawy Petera, wilkołak upadł z przeciągłym wyciem na ziemię i zaczął się zmieniać z powrotem w człowieka. Syriusz przybrał postać człowieka i podszedł do Remusa z parą czystych spodni. Szatyn ubrał się szybko i wykończony usiadł na łóżku. Obok niego usiadł Syriusz i dał się oprzeć szatynowi na swoim ramieniu. Z torby z prowiantem wyjął kubek i nalał do niego ciepłej herbaty. Jednak zaklęcie zmniejszająco zwiększające rzucone na torbę naprawdę się przydaje. Wyjął też koc, chciał nim okryć szatyna, gdy usłyszał, że ten... zaczął się śmiać. Odwrócił się i zauważył, że James jeszcze jako jeleń paraduje jak modelka po pokoju razem z Peterem w postaci szczura na pysku. Remus cicho śmiał się popijając herbatę, a Syriusz uśmiechnął się na widok roześmianego zielonookiego i zarzucił mu koc na ramiona, po czym przyciągnął go do siebie, dając się szatynowi oprzeć głową o jego tors. W końcu po wygłupach James i Peter przemienili się w ludzi i zajęli pałaszowaniem prowiantu.

- Luniaczku mamy nowe hasło. Huncwoci - twórcy historii. - odezwał się James.
- Skąd takie hasło? - zaśmiał się szatyn.
- W sumie to zasługa Pchlarza. Rozmawialiśmy o jego jutrzejszym szlabanie i gdy Slughorn do nas podszedł to Łapa powiedział "Inni tworzą eliksiry, a my tworzymy historię" i tak o to powstało nasze hasło. - powiedział dumnie James.
- Jutrzejszy szlaban? - zapytał Remus.
- No tak, za poj... - zaczął Potter, ale urwał widząc mordercze spojrzenie Syriusza.
- Za co? - zapytał Remus patrząc uważnie na Syriusza.
- Za poj... echanie Snape'owi na obiedzie. Whoaa! - udał ziewanie i przeciągnął się. - Czy tylko mi się chce spać?
- Nie tylko. Peter już śpi. - James wskazał na blondyna leżącego na podłodze.
- To idźcie już spać. - stwierdził Remus i okrył kocem Petera. - Ja pójdę się przejść.
- Jak chcesz. - James wskoczył na łóżko i odkrył się podrapaną kołdrą, a po kilku minutach już chrapał.
- Gdzie chcesz iść? - szepnął Syriusz patrząc jak Remus zakłada na siebie bluzę.
- Na dół posiedzieć. - powiedział spokojnie. - Idź spać. Mówiłeś, że jesteś zmęczony.

Nie czekając na odpowiedź Syriusza lekko chwiejnym krokiem ruszył na dół. Po drodze zastanawiał się nad tym za co naprawdę Syriusz mógł dostać szlaban. Nie kleiła mu się ta historia z pojechaniem Severusowi, za to nie dostawał szlabanów tylko upomnienie. Oparł dłonie na blacie i spojrzał przez szparę w ochiennicy na Hogsmeade. Było tak ciemno, że niczego nie zauważył. No tak, przed świtem zawsze jest najciemniej. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk skrzypiących schodów, odwrócił się i oparł plecami o chłodny blat, gdy do pomieszczenia wszedł Black.

- Miałeś spać. - odezwał się cicho do bruneta.
- Nie mogę zasnąć z myślą, że siedzisz tu sam. - powiedział Syriusz. - Jak się czujesz?
- Czułbym się lepiej gdybyś czegoś przede mną nie ukrywał. - powiedział szorstko.
- Remi. - zaczął podchodząc coraz bliżej szatyna. - Wolę o tym nie mówić.
- Czemu? - zapytał obserwując każdy najmniejszy ruch bruneta.
- Ponieważ to stawia pewną osobę w złym świetle. Obiecuje Ci o tym powiedzieć, ale nie teraz. - powiedział i zatrzymał się przed szatynem.
- Czemu nie teraz? - zapytał niepewnie, patrząc w oczy Syriuszowi.
- Bo teraz możemy robić o wiele przyjemniejsze rzeczy.

Powiedział i złapał szatyna za biodra unosząc i sadzając na blacie. Usadowił się między nogami i złapał dłonią go za kark, pociągnął i złączył ich usta w namiętnym i żarliwym pocałunku. Szybko wkradł się językiem do ust zielonookiego. Czuł, że Remus jest zmęczony i spięty po przemianie, więc nawet nie liczył na ciekawsze zabawy, chociaż jego wyobraźnia podsuwała ciekawe scenariusze związane z tym blatem i Remusem w roli głównej. Całował szatyna zachłannie nie chcąc przerywać ich bliskości. W końcu gdy zabrakło im powietrzy musieli się od siebie odsunąć. Syriusz uśmiechnął się do Remusa.

- Chodźmy spać. - powiedział cicho, a Remus tylko kiwnął głową strając się uspokoić oddech i oszalałe bicie serca, gdy Syriusz cicho dodał. - Zanieść Cię do łóżka?

Serce Remusa oficjalnie się zatrzymało. Spojrzał na Syriusza nieodgadnionym spojrzeniem. Gdy nie odpowiadał, Syriusz przejął inicjatywę i bez zgody wziął go na ręce, po czym zniósł po schodach na górę całując po drodzę jego szyję i policzki. Delikatnie położył szatyna obok śpiącego Jamesa, sam położył się obok Remusa i objął go w talii po czym pocałował w czoło i zamknął oczy.

- Nie Myśl, że odpuściłem temat szlabanu. - powiedział zmęczony szatyn wtulając się w ciepły tors Syriusza i wdychając jego zapach.
- Śpij uparciuchu. - szarooki uśmiechnął się i schował twarz we włosach szatyna odpływając razem z nim w objęcia Morfeusza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top