ROZDZIAŁ 48.

SYRIUSZ

Leżeli tak jeszcze dłuższą chwilę. Od czasu do czasu posyłając sobie krótkie pocałunki. Żadnych zbędnych rozmów, żadnych zmartwień. Tylko oni - dwójka młodych gryfonów szaleńczo w sobie zakochanych. Może ta miłość nie jest naturalna, może jest niewłaściwa, może jest zakazana, ale co z tego? Ani Syriusz, ani Remus nie chcieli z siebie rezykować. Gdyby nie przeszkody rzucane im przez los może byłoby łatwiej, ale tak przynajmniej udawadniają sobie, że jest warto walczyć o to uczucie. Kiedyś być może pojawi się przeszkoda, której nie dadzą rady przeszkoczyć, ale narazie liczy się tu i teraz. Obaj mieli zamknięte oczy i odpoczywali w swoich ramionach.

- Powinien już nie spać.

Usłyszeli głos pielęgniarki i dźwięk otwierania drzwi, nerwowo spojrzeli na siebie. Do środka weszła Pomfrey, a zaraz za nią dyrektor i McGonagall. Syriusz chciał odsunąć się od Remusa, ale nie zauważył, że jest na krawędzi łóżka i runął z hukiem na podłogę.

- To nie ja! - krzyknął wstając i otrzepując spodnie.
- Black? Co pan tu robi? - zapytała pielęgniarka rozbawiona widowiskowym upadkiem. - Kogo innego można się było tutaj spodziewać.
- Pozwoliła mi pani odwiedzić Remusa przed kolacją. - odpowiedział jej brunet.
- Tak, przed, a ona właśnie się skończyła. - powiedziała kręcąc głową w rozbawieniu. - Remusie dyrektor i pani profesor chcieliby z Tobą porozmawiać.
- Dobrze. - odpowiedział im szatyn.

Spojrzał zaskoczony na Syriusza. Po kolacji? To ile oni właściwie już tak sobie siedzą razem? Black nerwowo przeczesał włosy i spojrzał na dorosłych.

- To może ja już pójdę. - stwierdził i ruszył do wyjścia, gdzie się odwrócił. - Dobrego wieczoru i do widzenia.

Gdy zamknął drzwi odetchnął z ulgą. McGonagall nie zatrzymała go, może zapomniała o tym, że miała z nim i Fraterem rozmawiać. Idąc w stronę schodów przypomniał sobie, że nie rozmawiał z Remusem o jutrzejszej przemianie. Schodził właśnie po schodach gdy zauważył grupkę dziewczyn przypatrujących się mu i cicho chichoczących. No tak, tytuł Cassanovy Hogwartu zobowiązuje. Uśmiechnął się do nich zawadiacko i przeczesał włosy dłonią. Zaczęły popiskiwać, rumienić się i machać do niego, co rozbawiło bruneta.

- Ciekawe co by na to powiedział Remus. - usłyszał głos po prawej i spojrzał tam.

Pod jednym z okien stał oaprty o parapet znienawidzony przez niego Hamish.

- Co tu robisz Frater? - zapytał z pogardą w głosie. - Lepiej sprawdź czy nie ma Cię gdzie indziej.
- Gdzie na przykład? Może w skrzydle? - Hamish droczył się z Blackiem.
- Jak wyprostuje Ci nos pięścią to na pewno tam trafisz. - zripostował Syriusz.
- Bardziej chodziło mi o ramiona Remusa. - odpowiedział mu uśmiechając się ironicznie.

W Syriuszu zabuzowała złość. Hamish chciał go sprowokować i jak na razie doskonale mu to wychodziło. Uczniowie zaczęli się interesować wymianą zdań dwójki gryfonów. Większość wiedziała, że nie przepadają za sobą, więc liczyli na jakąś ciekawą akcję.

- Może do niego pójdę? Na pewno brakuje mu miłości. - skomentował Hamsih.
- A tobie brakuje rozumu. No cóż nie można mieć wszystkiego. - odezwał się i ruszył w dół schodów.
- Za to ty nie możesz mieć pewności co do uczuć Remusa. Kto wie, może tak naprawdę nic do ciebie nie czuje? A może do mnie tak? - zapytał patrząc na Syriusza.
- Chcesz to go zapytaj. Chociaż wiesz co? Lepiej nie. Drugi raz dostać kosza to jednak niezły cios. - zaśmiał się brunet, a w Hamishu zaczęła gromadzić się złość, mimowolnie chwycił za różdżke i celował nią w Blacka.
- I co mi zrobisz? - Syriusz spojrzał na chłopaka z politowaniem. - Nie miałbyś ze mną szans.
- To się przekonajmy. - odpowiedział Hamish z determinacją. - Rictusempra!

Syriusz odskoczył, by nie dostać. Żeby używać zaklęcia na nieuzbrojonym? To trzeba mieć tupet. Wyjął różdżkę z kieszeni spodni i stanął naprzeciwko Hamisha.

- Drętwota! - krzyknął.
- Protego! - Syriusz obronił się.
- Remus nie jest z Tobą szczęśliwy. Trzymasz go w klatce. - odezwał się Hamish i wycelował różdżką. - Levicorpus!
- Protego! - znowu odbił zaklęcie. - I myślisz, że ty dałbyś mu szczęście? Wzbudziłeś u Remusa litość dlatego chciał się z Tobą zaprzyjaźnić.
- Milcz! Jęzlep!
- Protego! - Syriusz nie chciał wyrządzić krzywdy chłopakowi. - Najbardziej irytujący, przez wszystkich lekceważony.
- Nie prawda! - Hamish coraz bardziej się wściekał. - Rictusempra!
- Fumos! - znowu obrona, tym razem w postaci chmury dymu. - Przestań się oszukiwać. Każdy Cię unika i ignoruje. Jesteś nikim Frater.
- A ty niby kim jesteś? Śmieciem, który nawet własnej rodzinie się sprzeciwia! - krzyknął Frater nie widząc gdzie jest Black. - Ciekawe co by powiedzieli na twój związek.
- Nic im do tego. Odczep się od Remusa. - powiedział Syriusz całkiem spokojnie, chmura powoli opadła.
- Boisz się, że Cię zostawi! - krzyknął Frater i znowu wycelował różdżką. - Lacarnum Imflamari!
- Aquamenti! - ugasił ogień wystrzelony z różdżki Fratera. - Odpuść. Nie wygrasz.
- Co tu się dzieje!? - krzyknęła McGonagall zbiegająca z dyrektorem ze schodów, ale Hamsih nic sobie nie zrobił z towarzystwa nauczycieli.
- Drętwota! - krzyknął do Syriusza, gdy ten był odwrócony do niego plecami patrząc na nauczycieli.

Blackowi zrobiło się ciemno przed oczami i upadł na kolana, ale nie stracił przytomności, wszystko go bolało. McGonagall jednym machnięciem różdżki rozbroiła Hamisha, a dyrektor podszedł szybko do Syriusza.

- W porządku? - zapytał, a Syriusz pokiwał lekko głową. - Potter! Carter! Pomóżcie Syriuszowi dojść do skrzydła, a Hamisha zapraszam do gabinetu. Reszta do łóżek.

Dyrektor ruszył w stronę swojego gabinetu, a za nim Frater ze spuszczoną głową. McGonagall podeszła do Syriusza z poważną miną.

- Zaraz po wypisie ze skrzydła zapraszam na rozmowę do mojego gabinetu. - powiedziała i razem z uczniami udała się korytarzem zostawiając samego Syriusza, Jamesa, Richarda i Petera.

Potter i Carter, a za nimi Pettigrew podeszli do siedzącego Syriusza i okularnik pomógł mu wstać, a później objął go i dał się oprzeć na swoim ramieniu. Powoli ruszyli w stronę skrzydła.

- Nie było Cię na kolacji, a potem jak Cię szukaliśmy to okazało się, że pojedynkujesz się z Fraterem. Ciebie samego to nie można nawet na chwilę zostawić. - mówił po drodze James. - Swoją drogą jak się czujesz stary?
- Bywało lepiej. Nóg nie czuje i mam mroczki przed oczami. - zaśmiał się Syriusz. - Czy ten kutas rzucił mi drętwotę w plecy?
- No... Tak jakby. - Carter zaśmiał się. - Dałeś się mu załatwić. Czemu używałeś tylko obrony?
- Nie chciałem temu palantowi czegoś zrobić, Remus by się wściekł. - wytłumaczył Syriusz.
- Luniek powiadasz? - wtrącił James. - Niezły plan, teraz całą noc macie skrzydło dla siebie.
- Dałeś się trafić, by zostać z Lunatykiem sam na sam? - dodał Peter.
- Nic takiego nie planowałem. - zaśmiał się Syriusz. - Ale wyszło nie najgorzej.
- Ty lepiej się mnie trzymaj, bo nogi Ci się rozjeżdżają. - skomentował Potter.
- Oby Pomfrey nie spała. - powiedział Peter.
- Jakby spała to zostawimy go pod drzwiami z kartką "własność Lupina, znalazłeś - zwróć włascicielowi" - skomentował Carter.

Resztę drogi przeszli śmiejąc się z tekstu Richarda i z paraliżu Syriusza. Peter w końcu zapukał i po chwili wyszła do nich pielęgniarka.

- Dostał drętwotą i dyrektor kazał nam go przyprowadzić, a raczej przynieść. - wytłumaczył Carter.
- Połóżcie go na łóżku. - odpowiedziała tylko Pomfrey nie wnikając kto rzucił w niego zaklęciem.

Syriusz cicho jęknął, gdy James poklepał go po głowie. Rozejrzał się i zauważył, że Remus śpi. Był to tak rozczulający widok, że mimowolnie się uśmiechnął co nie uszło uwadze Cartera.

- Radzę mieć te dwójkę na oku. A szczególnie tego tutaj. Merlin jeden wie co mu chodzi po głowie. - powiedział Carter do Pomfrey.
- Zadbam o pacjentów, a was muszę już pożegnać. - machnęła na nich rękami, a Ci się zaśmiali.
- Nie możemy zostać? Syriuszowi byłoby raźniej. - James zrobił słodkie oczka.
- Żegnam. - Pomfrey była nieugięta.
- No dobra to idziemy. Baw się dobrze Black. - zaczęli się na nowo śmiać widząc skrzywioną minę Syriusza, gdy wypił jakieś lekarstwo.

SYRIUSZ I REMUS

Razem z Peterem i Jamesem wyszli trzaskając za sobą drzwiami. Pomfrey podskoczyła i odwróciła się do drzwi, Syriusz sam się wzdrygnął na ten hałas.

- Co!? Gdzie!? Ja nie śpię! - krzyknął Remus siadając na łóżku i rozglądając się po sali zaspanym wzrokiem, zauważył Syriusza i otworzył szeroko oczy. - Ty? Co ty... Co ty tu robisz? - mówił zachrypniętym głosem.
- Ciebie też miło widzieć. - zaśmiał się brunet, a pielęgniarka wywróciła oczami uśmiechając się lekko, nie jej wina że polubiła dwójkę gryfonów. - Mogę zamienić łóżko na to bliżej Remusa?
- A z tym coś jest nie tak? - zapytała poważnie.
- Proste, że tak.
- A co takiego?
- Jest daleko od Lupina. - stwierdził oczywiste.
- No tak. - pielęgniarka wywróciła oczami i pokręciła głową, z nimi to ona nudzić się nie będzie. - Możesz.

Syriusz z pomocą Pomfrey przeszedł na łóżko sąsiadujące z tym Remusa, a pielęgniarka po ostrzeżeniu, że mają być cicho i iść spać wyszła do swojego gabinetu. Syriusz uśmiechnął się do szatyna, zdjął spodnie zostając w koszulce i bokserkach, po czym przeszedł na łóżko szatyna chwiejnym krokiem i położył się obok niego. Objął go i przyciągnął do siebie.

- Syriusz co... Co ty? - zapytał Remus, ale wtulił się w tors bruneta. - Co ci się stało?
- Stęsknić się nie można? - zapytał uśmiechając się szeroko.
- Wiesz, że nie o to pytałem. Co się stało, że wylądowałeś w skrzydle i ledwie chodzisz.
- Mniejsza o to. Jak ty się czujesz? - zapytał Syriusz przeczesując włosy szatyna.
- Yyy... coraz gorzej, dostałem mocne leki i zasnąłem. - powiedział powoli.
- Te głąby Cię obudziły. Uduszę ich. - zaśmiał się Syriusz.
- Jakie głąby?
- Carter, Potter i Pettigrew.
- Byli tu? Po co?
- Zadajesz za dużo pytań. - Syriusz zaśmiał się i pocałował jego czoło. - Spróbuj zasnąć.
- I myślisz, że bez wyjaśnień mi się uda? - oburzył się szatyn. - Gadaj.
- Dobra. - westchnął ciężko. - Prawda jest taka, że... Spadłem ze schodów.
- Ty... Co? Ale jak? - Remus popatrzył zaskoczony na Syriusza.
- Jak? Biegałem po pokoju ze skarpetkami Jamesa i wybiegłem przez drzwi, nie wyłączyłem dobrze kroków i poleciałem. Carter, Potter i Pettigrew mnie przeprowadzili.
- Przyprowadzili, ale czemu? Jak można mieć paraliż po upadku ze schodów? - Remusowi coraz mniej się to podobało.
- Normalnie. Śpij już i nie zadawaj tylu pytań. - przytulił mocniej chłopaka do siebie.
- Mhm. - Remus wtulił się w Syriusza i zamknął oczy, prawda była taka, że był strasznie zmęczony. - Dobranoc Syriuszu.
- Śpij. Dobranoc Remi. - odpowiedział mu Syriusz i przysłuchiwał się jak oddech szatyna się uspokaja.

W sumie Black chciał powiedzieć mu prawdę, ale później pomyślał o tym co mówił Hamishowi i poczuł wyrzuty sumienia. To przecież on sprowokował go do użycia magii i nie dziwił się, że reakcja Hamisha była taka, a nie inna. Nie chciał by w oczach Remusa chłopak stracił wszelkie znaczenie i przyjaźń za to co zrobił, to było nieaprawiedliwe. Frater mówił prawdę, Syriusz jest zazdrosny i boi się, że ktoś mu zabierze Remusa. A jeśli chodzi o relacje szatyna i Fratera, to może ten drugi w końcu zmądrzeje i zgodzi się tylko na przyjaźń z szatynem. Jeśli to nie wystarczy i będzie dalej walczył, to Syriusz użyje innych argumentów, tym razem nie tylko się broniąc. Z tą myślą zamknął oczy i zasnął.

Kilka godzin później Pomfrey robiła nocny obchód i mimowolnie widziała ich wtulonych w siebie co ją zaskoczyło, ale nie zdziwiło. No tak. Jeśli tajemnicą był związek tej dwójki to magicznie w sekunde wiedział już o nim cały Hogwart. Kobieta zastanawiała się czy ich nie obudzić, ale w końcu machnęła ręką i sama poszła się położyć.

LILY

Przed snem Lily myślała o tym co zrobić z pewnym faktem. W kółko przywoływała w głowie słowa swojego przyjaciela. Cały dzień Lily spędziła z Severusem, który jak nigdy chciał siedzieć w bibliotece, a nie w klasie eliksirów. Szukał czegoś w książkach i nie odzywał się do niej zbyt wiele, chyba że chciał się czegoś dowiedzieć. Po paru godzinach udali się na kolację i po drodzę rozmawiali o... Remusie.

- Uważasz, że on coś ukrywa? - zapytała niepewnie.
- Tak. I to jest niebezpieczne. Zauważyłaś jaki on jest dziwny?
- Mówisz o moim przyjacielu. Remus nie jest dziwny.
- Nie o to mi chodzi. Słuchaj. Te wyjazdy prawie co każdy miesiąc, choroby i te blizny. On coś ukrywa. - tłumaczył jej Snape.
- Sev niepotrzebnie się nakręcasz. Remus ma chorą mamę i musi ją odwiedzać. Odpuść szukanie dziury w całym. - mówiła spokojnie.
- On coś ukrywa i ja zamierzam się dowiedzieć co. Z twoją pomocą czy bez niej...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top