ROZDZIAŁ 3.

SYRIUSZ

Remus prychnął w odpowiedzi i także położył się na łóżku. Jego stało najbliżej ściany, natomiast po drugiej stronie przy oknie stało to Syriusza, po środku było Jamesa, a bliżej łazienki Petera. Przy każdym był kufer i mała szafka nocna. Łóżka same w sobie były duże i okryte z każdej strony zasłonami tak, że każdy mógł mieć odrobinę prywatności. Obaj chłopcy ze zmęczenia od razu zasnęli.

- Hej Łapo wstawaj. - odezwał się bardzo cicho jakiś głos.
- Jeszcze chwila matko. - odezwał się zaspany Syriusz przywracając się na drugi bok.
- Cholera Pchlarzu wstawaj. - tym razem Black poznał głos Jamesa i niechętnie odwrócił się w jego kierunku otwierając zaspane oczy, ten w najlepsze uśmiechał się do niego, miał na sobie zwykły sweter gryfonów, pod nim białą koszulę, do tego jasne jeansy i zwykle czarnobiałe tenisówki.
- Czemu drzesz japę łosiu? - zapytał z wyrzutem.
- Nie jestem łosiem tylko jeleniem. - powiedzial oburzony Potter.
- Dobra Rogacz czemu mnie budzisz... - spojrzał na zegar, który wskazywał 6:44 - O tak nieludzkiej porze?
- Już zapomniałeś? Jednorożec, wczoraj, kolacja, kawał. - mówił James wyliczając na palcach.
- Ah no tak, chwila już wstaję. - powiedział Syriusz i podniósł się do pozycji siedzącej.

Rozejrzał się po pokoju. Peter już siedział ubrany w te same ubrania co wczoraj (Miejmy nadzieję, że chociaż zmienił bieliznę) na swoim łóżku też widocznie niezadowolony poranną pobudką. Potem spojrzał na Remusa. Ten jeszcze słodko sobie spał przytulając głowę i ręce do poduszki. Jego kołdra była w samym rogu łóżka przy nogach, a koszulka delikatnie podwinięta do góry tak że odsłaniała ukrywany przez chłopaka kaloryfer z bliznami. Syriusz uśmiechnął się na ten widok i wstał z łóżka.

- Czemu Remusa jeszcze nie obudziliście? - zapytał cicho Jamesa.
- Pomyśleliśmy z Peterem, że lepiej nie mieszać go do tego. My spokojnie możemy wkopać się w problemy, ale mu jako prefektowi już w drugi dzień szkoły nie wypada mieć nieprzyjemności. - wytłumaczył James.
- No w sumie masz trochę racji. - odpowiedział mu Black.
- A tak poza tym wyjaśniłeś z nim wczorajszą sprawę?
- Tak, już wszystko w porządku. Nie było czym się przejmować.
- No widzisz. A sam rwałeś sobie włosy z nerwów. Dobra przebieraj się i idziemy.

Syriusz wykonał prośbę Jamesa. I już po kwadransie był gotowy do działania. Założył zwykłe czarne spodnie z dziurami na kolanach, biały luźny podkoszulek i swoją skórzaną kurtkę. Potem szybko wcisnął, nawet nie rozwiązując sznurówek, czarne tenisówki i założył na rękę swój mugolski srebrny zegarek. Śniadanie zawsze zaczynało się o 7:30 dlatego musieli trochę zacząć się śpieszyć. Jeszcze ostatni raz Syriusz spojrzał na śpiącego Lupina po czym wziął Mapę Huncwotów oraz Pelerynę Niewidkę Jamesa i wyszedł z nimi z dormitorium najciszej jak tylko umieli. Tuż za drzwiami zarzucili na siebie pelerynę i ruszyli po schodach w stronę dziury z obrazem Grubej Damy. W Pokoju Wspólnym było już kilka osób w tym Lily Evans, do której bardzo chciał podejść James, ale Syriusz przytrzymał go w miejscu, by ich nie wydał po czym razem z przyjaciółmi ku komentarzom o głupich żartach Grubej Damy wyszedł przez dziurę. Zeszli ze schodów Wieży Gryffindoru i ruszyli w stronę wyjścia z zamku. Po drodze widzieli Filcha ganiającego za Irytkiem, a także kilku uczniów cicho przemykających już do Wielkiej Sali by zająć sobie najlepsze miejsca. Trójka przyjaciół przemknęła cicho przez już otwarte drzwi wejściowe na błonia i ruszyła w stronę zagród Hagrida. Minęli wybieg z hipogryfami, a później trochę głębiej w lesie zobaczyli całe stado białych koni ze złotym rogiem na środku głowy - jednorożce. Były to piękne stworzenia, ale często nieprzewidywalne, a dostać kopytem też nie było przyjemnie. Syriusz spojrzał na zegarek, który dostał kiedyś od swojej kuzynki Andromedy, wskazywał 7:30, czyli śniadanie właśnie się zaczęło. Nie sądził, że aż tyle zajęło im znalezienie i przyjście tutaj. Teraz nie mogli się już pomylić, zza peleryny James uniósł różdżkę i wypowiadając zaklęcie otworzył zagrodę by wypuścić jednego z jednorożców. Oczywiście jak często się zdarzało bez mózgu Remusa ich plan miał więcej wad niż zalet i zamiast wypuścić jednego wypuścili całe stado, które pognało na ich szczęście w nieszczęściu w stronę szkoły. Szybko się ogarnęli i pognali po błoniach za nimi, czasem tylko używali zaklęcia "lumos" by poprowadzić wszystkie jednorożce do szkoły. Na korytarzach nie było nikogo, bo wszyscy już siedzieli w Wielkiej Sali i pewnie zajadali śniadanie albo czytali listy, które o tej porze przynoszą sowy. Stado liczące około tuzina jednorożców biegło po korytarzach zamku i dzięki kierowaniu trójki Huncwotów pognało prosto w stronę Wielkiej Sali. Sami sprawcy cicho podeszli do drzwi i oglądali zza rogu, dalej schowani pod peleryną, jaki chaos stworzyli. Uczniowie wskakiwali na ławki albo stoły, każdy krzyczał i nie wiadomo czy ze strachu czy z zachwytu. Nauczyciele starali się opanować rozzłoszczone stworzenia, a najmłodsi uczniowie byli pod opieką opiekunów domów i prefektów. Syriusz rozglądał się chwile po sali i dostrzegł przy grupce dzieci swojego przyjaciela, już przebudzonego w pełni i niezadowolnego przerwaniem śniadania. Chłopak był wściekły nawet jak na niego i rozglądał się za dobrze mu znanymi dowcipnisiami. Syriusz już wiedział po jego zachowaniu, że Remus odkrył kto jest za ten chaos odpowiedzialny i tylko czekał aż będzie mógł ich zamordować.

REMUS

Remus strasznie długo spał jak na niego. Obudził się chwilę po 7 i szybko zerwał na równe nogi zauważając godzinę. Pierwsze, po wstaniu, co rzuciło mu się w oczy był brak jego przyjaciół. Zdziwiło go to, bo nie należeli oni do rannych ptaszków, ale wolał zastanowić się nad tym już w trakcie śniadania. Szybko ubrał zwykłe jeansy w kolorze khaki, białą bluzkę, na która narzucił niebieską koszulę, a potem założył swoje szare tenisówki i przeczesał palcami włosy. Zgarnął książkę z szafki nocnej, a także odznakę prefekta i wyszedł z sypialni. Zszedł ze schodów i wszedł do Pokoju Wspólnego gdzie siadziały pod kominkiem Lily, Dorcas, Mary i Marlene. Podszedł do nich.

- Cześć dziewczyny, widziałyście może Syriusza i resztę? - zapytał Remus.
- Ostatnio wczoraj na imprezie, pewnie jeszcze śpią. - odpowiedziała mu Dorcas.
- No tak się składa, że w pokoju ich nie ma, ale dobra mniejsza.
- Pewnie już robią jakiś dowcip. - odezwała się Mary.
- Nawet nie chcę o tym myśleć, co tym idiotom mogło tym razem strzelić do tych pustych łbów. Dobrze, że chociaż Ciebie zostawili w spokoju Remus. - powiedziała Lily zwracając się do chłopaka.
- Lilka nie możesz być do nich tak negatywnie nastawiona. - próbowała bronić chłopaków (pewnie samego Syriusza) Marlene.
- Akurat tutaj zgodzę się z Lily. To pewnie cisza przed burzą i jeszcze przed śniadaniem dowiemy się co tym razem wymyślili Ci idioci. - odezwał się Remus po czym przybił piątkę z rudowłosą.
- A mówią, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. - skomentowała ich zachowanie Dorcas.
- Oj dajcie już spokój dziewczyny. To co idziemy już na śniadanie? Za kilka minut się zacznie. - zapytała Evans.
- Tak idziemy, tylko Lily może lepiej sprawdzimy najpierw jak tam pierwszoroczni. - odezwał się Lupin.
- Masz rację. To co? Ja biorę dormitorium dziewcząt a ty chłopców? W sumie co to za pytanie. Nawet nie dałbyś rady wejść do ich dormitorium. - mówiła ruda.
- Dobra po prostu chodźmy ich pośpieszyć. Chce się napić herbaty i coś zjeść przed zajęciami. - ponaglił ją Remus.
- Dobra już idę. Dziewczyny spotkamy się w Wielkiej Sali. - oznajmiła reszcie grupy, po czym ruszyła w stronę dormitoriów.
- Do zobaczenia Remus. - odezwała się Dorcas delikatnie zarumieniona po czym chwyciła pod ramię Mary i Marlene i ruszyła w stronę obrazu Grubej Damy.
- Yyy tak, cześć. - powiedział zdezorienowany chłopak i ruszył do dormitorium chłopców.

Wszedł po schodach po czym skręcił w prawo i zapukał w drzwi. Nie słysząc odpowiedzi wszedł do środka. Połowa grupy jeszcze spała, a druga męczyła się z założeniem dobrze szat albo przeglądaniem książek.

- Jeśli chodzi o śniadania gryfoni, to zawsze zaczyna się o 7:30 i lepiej wstać wcześniej, dlatego obudźcie tych śpiochów, a ja czekam na was za pięć minut. - powiedział Remus uśmiechając się z niezdarności niektórych pierwszaków, w końcu sam kiedyś nim był.
- Dobrze panie prefecie. - odezwało się kilku chłopców.
- Wystarczy Remus. - odpowiedział chłopak i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.

Zszedł ze schodów i zauważył Lily z całą grupą dziewczyn. Siedziały pod kominkiem żywo rozmawiając. Lily słuchała ich uważnie, czasem odpowiadała na pytanie, potem zobaczyła Remusa i przepraszając uczennice wstała i do niego podeszła.

- Gdzie chłopcy? Zaraz spóźnimy się na śniadanie. - odezwała się rudowłosa.
- Zaraz zejdą. Oni nie są tak zorganizowani jak dziewczyny. - zaczął tłumaczyć Remus.
- Mhm, nie tylko oni. Każdy facet ma problem z organizacją. - skomentowała ruda.
- Nie wszyscy. Spójrz na przykład na mnie. - powiedział dumnie.
- Wyjątki tylko potwierdzają regułę. - droczyła się dziewczyna.

Remus chciał już coś powiedzieć, ale zza pleców usłyszał głośne kroki obgadywanej grupy panów niezorganizowanych. Gdy wszyscy byli już w Pokoju Wspólnym Lily poprosiła by ustawili się dwójkami i szli za nią, a ona sama wyszła przez dziurę w ścianie i skierowała się w dół Wieży Gryffindoru. Remus zamykał orszak jak zawsze. Na spokojnie przeszli przez korytarze zamku, na których było bardzo mało uczniów, także jak oni kierujących się na śniadanie. Weszli do Wielkiej Sali jako jedni z ostatnich. Usiedli na początku stołu gryfonów obok gryfonek spotkanych rano, najbliżej stołu nauczycieli. Remus nigdzie nie widział swoich przyjaciół co jeszcze bardziej go zestresowało i nie mógł skupić się na jedzeniu, cały czas rozglądał się dookoła siebie szukając ciemnych włosów Syriusza albo okularów Jamesa. Stoły jak zwykle były pełne jedzenia. Po chwili podeszła do nich McGonagall.

- Remusie, Lily. - zaczęła zwracając się do prefektów. - Mam tutaj plany waszych zajęć. Miałam nadzieję spotkać całą grupę, ale oczywiście mogłam się spodziewać, że pan Black, Potter i Pettigrew nie dadzą nam zaszczytu widzenia ich o tak wczesnej porze. Mam więc do ciebie Remusie prośbę. Przekaż im proszę plany zajęć.
- Dobrze pani profesor. - powiedział Lupin.

Minerwa McGonagall już miała odchodzić od ich stołu gdy z korytarza dobiegł dziwny dźwięk... kopyt? Nie poczekali nawet dziesięciu sekund jak do sali wbiegło... stado jednorożców. Uczniowie po chwili szoku i niedowierzania zaczęli krzyczeć, wskakiwać na ławki i stoły albo uciekać pod ścianę. Wszyscy nauczyciele wstali od stołu i pognali w stronę lekko zdenerwowanych zwierząt. McGonagall razem z Lily i Remusem stanęli przy pierwszorocznych, którzy byli zachwyceni i jeśli przerażeni to nie dało się tego po nich poznać. Po chwili Remus zrozumiał co właśnie się stało. Burza zwana wybrykami Huncwotów nadeszła. Lupin zastanawiał się jak Ci idioci byli w stanie wprowadzić do szkoły całe stado jednorożców, ale dobrze ich znał i wiedział, że oni do wszystkiego są zdolni. Gdy pani profesor starała uspokoić razem z dyrektorem całą salę wrzeszczących uczniów Remus rozglądał się za swoimi skretyniałymi przyjaciółmi. Nigdzie nie mógł ich jednak dostrzec. Chwilę później nauczyciele, na czele z gajowym Hagridem i profesorem opieki nad magicznymi stworzeniami - Silvanusem Kettleburnem uspokoili zwierzęta i magicznymi uzdami związali je by po chwili w kilka osób wyprowadzić jednorożce z sali.

- GDZIE SĄ HUNCWOCI!? - dało się słyszeć na całą salę głos Minerwy McGonagall.
- Tytaj pani profesor. - odezwał się Syriusz siedzący obok Jamesa i Petera niedaleko grupki pierwszorocznych uczniów i Remusa.
- Jak wy... skąd? - zaczęła profesor. - Skąd się tu wzieliście, jeszcze pięć minut temu was tu nie było.
- Pani profesor nas nie zauważyła? Weszliśmy zaraz za gryfonami z pierwszego roku, Remusem i Lily. - odpowiedział James.
- No raczej James. Pani profesor (tu posłał jej uśmiech) była zajęta rozmową z naszymi prefektami by móc zauważyć nasze przybycie. - dodał Syriusz.

Remus przyglądał się swoimi znajomym. Dobrze wiedział, że ich nie było wtedy i nie przyszli za nim. Był pewny, że użyli peleryny by szybko podczas zamieszania przemknąć obok innych uczniów i jak gdyby nigdy nic usiąść przy stole i udawać, że byli tu cały czas. Nie mógł nawet opisać jak bardzo był na nich wściekły. I to nie tylko że zrobili taki głupi kawał, ale też że nic mu nie powiedzieli.

- Chcecie mi powiedzieć, że nie mieliście nic wspólnego z całym tym zajściem? - kontynuowała wściekła profesor transmutacji.
- Naturalnie pani profesor, że nie. - odezwał się, siedzący do tej pory cicho, Peter.
- I tak wam... nie wierzę. Dobrze wiemy do jakich wybryków jesteście zdolni. Mimo tego nie mam na razie żadnych dowodów, że to wy i nie mogę wyciągnąć wobec was żadnych konsekwencji. - mówiła McGonagall.

Potem odwróciła się i ruszyła do innych nauczycieli. Lily rozdawała właśnie pierwszorocznym plany zajęć i tłumaczyła gdzie znajdują się jakie sale. Wściekły Remus spojrzał na Syriusza, na którego twarzy gościł przepraszający uśmiech. Podszedł do Huncwotów szybkim krokiem. Musiał sobie coś z nimi wyjaśnić. Uderzył rękami o stół tuż przed ich opuszczonymi twarzami. Pierwszy odważył się spojrzeć na niego Black.

SYRIUSZ

Gdy cała sala krzyczała, uciekała pod ściany i wskakiwała na stoły tworząc chaos, grupka przyjaciół wykorzystała momemt i szybkim krokiem pod peleryną przemknęli obok uczniów by jak gdyby nigdy nic usiąść na miejscach niedaleko stojącego Remusa. Szybko zdjeli z siebie Niewidkę i udawali, że są wstrząśnieci całym tym zamieszaniem jak inni, a Syriusz i James byli naprawdę dobrymi aktorami. Chwilę później Hagrid, Silvanus Kettleburn i killu innych nauczycieli złapało na magiczne uprzęże magiczne stworzenia i wyprowadziło z sali. Po chwili zostali już sami uczniowie i dwóch albo trzech nauczycieli, McGonagall i dyrektor.

- GDZIE SĄ HUNCWOCI!? - po chwili ciszy usłyszeli zdenerwowany głos McGonagall.
- Tytaj pani profesor. - odezwał się Syriusz siedzący obok Jamesa i Petera.
- Jak wy... skąd? - zaczęła profesor. - Skąd się tu wzieliście, jeszcze pięć minut temu was tutaj nie było.
- Pani profesor nas nie zauważyła? Weszliśmy zaraz za gryfonami z pierwszego roku, Remusem i Lily. - zaczął kłamać James, a Syriusz i Peter żywo machali głowami na potwierdzenie jego słów.
- No raczej James. Pani profesor (tu posłał jej uśmiech) była zajęta rozmową z naszymi prefektami by móc zauważyć nasze przybycie. - dodał ciągnąc kłamstwo Syriusz.

Black spojrzał na Remusa, który obserwował całą grupkę z boku nie odzywając się ani słowem... był zły, ale w jego spojrzeniu było widać też smutek, czego Syriusz nie mógł zrozumieć.

- Chcecie mi powiedzieć, że nie mieliście nic wspólnego z całym tym zajściem? - kontynuowała wściekła profesor transmutacji.
- Naturalnie pani profesor, że nie. - odezwał się, siedzący do tej pory cicho, Peter.
- I tak wam... nie wierzę. Dobrze wiemy do jakich wybryków jesteście zdolni. Mimo tego nie mam narazie żadnych dowodów, że to wy i nie mogę wyciągnąć wobec was żadnych konsekwencji. - powiedziała McGonagall.

Syriusz i James nie mogli powstrzymać się od głupich uśmiechów. McGonagall zła odeszła w stronę innych nauczycieli, a w tym samym czasie w ich kierunku zmierzał nie kto inny jak wściekły Lupin, któremu Syriusz posłał najładniejszy przepraszający uśmiech na jaki było go stać. Remus podszedł do nich i uderzył rękoma o blat stołu. Cała trójka miała opuszczone głowy, jednak po chwili Syriusz odważył się spojrzeć w te zielone oczy. Nie wiedział czy twarz pali go ze wstydu czy po prostu przez wzrok przyjaciela, który był taki głęboki, taki inny niż wszystkie.

- Remus to nie tak jak my... -
- Zamknij się Black. - przerwał mu Remus. - Nawet nie wiem jak reagować na wasze zachowanie.
- Oj Luniaczku daj spokój, to tylko mały wybryk, by nie było nudno. - odezwał się James po czym ku zdumieniu całej reszty się roześmiał.
- Bawi Cię to Potter? - do rozmowy wtrąciła się Lily Evans, która była wściekła.
- Liluś nie denerwuj się tak, przecież nic takiego się nie stało. - bronił się James.
- Nic? Ty to nazywasz niczym? Co za banda debili. - odezwała się znowu rudowłosa po czym razem z innymi dziewczynami opuściła Wielką Salę, wcześniej żegnając się tylko z Remusem.

Syriusz przez te kilka zdań przyjaciół ani na chwilę nie spuszczał spojrzenia z Remusa. Przyglądał mu się badawczo zastanawiając co sobie teraz o nim myśli... Znaczy o nich, o ich zachowaniu. Na moment ich spojrzenia się skrzyżowały, jednak tym razem Syriusz od razu opuścił wzrok.

- Serio nie wiem co o was myśleć. - odezwał się Remus i rzucił na stół trzy kartki po czym dodał - To nasz nowy plan zajęć, a teraz wybaczcie, ale nie chce się spóźnić na pierwsze zajęcia.

Powiedział już chyba bardziej opanowany po czym odprowadzony wzrokiem przyjaciół wyszedł z sali. Przez chwilę panowała totalna cisza, jednak po chwili żaden z nich nie wytrzymał i zaczęli się śmiać na całą, już prawie pustą Wielką Salę.

- Musimy iść się przebrać i biec na zajęcia, lepiej się nie spóźnić, szczególnie, że pierwszą mamy Tansmutację. - odezwał się Syriusz patrząc na kartkę.
- Masz rację Łapo. Chodźmy i to szybko. - powiedział James i wstał z miejsca łapiąc jeszcze w rękę jednego tosta.
- Nawet nic nie zjadłem. - powiedział Peter niechętnie podnosząc się z miejsca.

Szybkim krokiem wyszli z Wielkiej Sali i ruszyli do dormitorium. Gdy przeszli przez obraz Grubej Damy zauważyli, że Remus siedzi na kanapie przy kominku przebrany już w szatę i czyta jakąś książkę. Szybko wbiegli na górę, zamknęli za sobą drzwi i zaczęli się przebierać. Po chwili gdy byli gotowi, no może oprócz Syriusza, który jak zwykle miał problem ze swoim krawatem, wzięli swoje książki i zbiegli na dół. W salonie już nikogo nie było, bo za dwie minuty miały zacząć się pierwsze zajęcia. Black zdjął krawat i trzymając go w ręce pobiegł za Jamesem i Peterem na Transmutację. Do sali McGonagall weszli chwilę po zamknięciu drzwi przez ostatniego wchodzącego ucznia. Zawsze siedzieli całą grupą w dwóch ostatnich ławkach pod ścianą. Remus z Syriuszem w przedostatniej, a Peter i James w ostatniej. Gdy weszli do sali zauważyli, że za biurkiem siedzi już profesor i wrogo im się przygląda.

- Panowie czemu się spóźnili? - zapytała a potem zobaczyła ich ubranie. - Dlaczego wyglądacie jakbyście pierwszy raz zakładali szaty, a ty panie Black dlaczego trzymasz krawat w ręce a nie na szyi?
- Pani profesor. - zaczął Syriusz. - Zawiązanie krawata to dla mnie czarna magia.
- Nie może być aż tak źle. Dobrze nie chce już z wami dyskutować, siadajcie na swoich miejscach. - wskazała palcem na koniec sali.

Przyjaciele posłusznie przeszli przez klasę i usiedli na swoich miejscach. Syriusz cicho usiadł i spojrzał na Remusa opierającego się o ścianę. Miał zamknięte oczy i wyglądał jakby spał, jednak po chwili gdy usłyszał zasunięcie krzesła Syriusza otworzył oczy i popatrzył prosto w jego. Na twarzy Remusa malowało się rozbawienie gdy zauważył, że Syriusz trzyma w ręce krawat.

- Pomóc? - zapytał dalej rozbawiony Lupin wskazując na krawat.
- Było by miło. - odezwał się Syriusz nerwowo przeczesując palcami włosy.

Remus wziął od niego krawat przełożył jeden koniec za szyją, pod kołnierzem koszuli i zaczął zawiązywać. Syriusz cały czas patrzył na skupioną twarz chłopaka, ten natomiast patrzył cały czas na to co robi nie chcąc spojrzeć w oczy przyjacielowi.

- Panowie Black i Lupin, romanse to na randkach po szkole a nie na lekcji. - odezwała się McGonagall uśmiechając do dwójki.

Syriusz i Remus spojrzeli na nią po czym oboje spłonęli rumieńcem, a na komentarz profesor żeńska część klasy zaczęła chichotać. Widać było, że McGonagall jest z siebie zadowolona, że udało jej się zawstydzić przy całej klasie chłopców, jednak nie trwało to długo, bo Syriusz szybko się zreflektował.

- Nie mogę iść na randkę z Remusem, bo będzie pani profesor zazdrosna. - odciął się Syriusz, a wtedy cała klasa zaczęła się śmiać.
- Ty debilu. - powiedział cicho Lupin, tak że tylko Syriusz to usłyszał.

McGonagall tylko otwierała i zamykała usta nie znajdując dobrej odpowiedzi. Tą sprzeczkę zdecydowanie wygrał Syriusz, który nawet mimo częstych szalabanów uważał, że pani profesor lubi całą grupę Huncwotów. Jeszcze raz spojrzał na Remusa, który zapisywał jakieś notatki na pergaminie, do tego był jeszcze zarumieniony po komentarzu pani profesor. Uśmiechnął się widząc jego minę, zawsze gdy się skupiał nad nauką zagryzał wargę i marszczył brwi. Syriusz zwrócił na to uwagę dopiero pod koniec tamtego roku i tak jakoś czasem łapał się na przeglądaniu Remusowi gdy ten robił swoje dziwne miny. Gdy przestał pisać odwrócił głowę i spojrzał na Syriusza, który złapany na patrzeniu się perfidnie na chłopaka odwrócił wzrok.

REMUS

Przez kilka sekund będąc w Wielkiej Sali patrzył w szare oczy przyjaciela. Na twarzy Syriusza pojawiły się lekkie zaróżowienia, lecz Remus się tym nie przejął. Był zły nie tylko za to co zrobili, ale za to że nie mieli do niego takiego zaufania by wtajemniczyć go do planu. Nie chciał odzywać się pierwszy, więc cierpliwie czekał pogłębiając spojrzenie w kierunku szarookiego.

- Remus to nie tak jak my... - po chwili odezwał się Syriusz jednak Remus szybko mu przerwał.
- Zamknij się Black. Nawet nie wiem jak reagować na wasze zachowanie.
- Oj Luniaczku daj spokój, to tylko mały wybryk, by nie było nudno. - odezwał się James po czym ku zdumieniu całej reszty i jeszcze większej złości Lupina się roześmiał.

Po chwili do rozmowy wtrąciła się Lily i wygarniała co myśli Jamesowi po czym przytuliła Remusa i wyszła z sali. Przez całą ich kłótnie czuł na sobie wzrok Syriusza, ale nie zamierzał na niego patrzeć. Ciągle myślał o tym co zrobili. Czyżby mu nie ufali? Czyżby bali się, że jako prefekt będzie mógł odjąć im punkty? Chwile tak myślał po czym spojrzał w oczy Blackowi, jednak ten szybko zerwał kontakt wzrokowy.

- Serio nie wiem co o was myśleć. - odezwał się i rzucił na stół trzy kartki po czym dodał - To nasz nowy plan zajęć, a teraz wybaczcie, ale nie chce się spóźnić na pierwsze zajęcia.

Remus nie chciał z nimi rozmawiać, czuł się oszukany i odstawiony na boczny tor, co go trochę bolało. Ruszył w stronę wyjścia nawet nie odwracając się do przyjaciół. Musiał pójść szybko do dormitorium przebrać się w szatę i wziąć książki. Jak spojrzał na plan, pierwszą miał transmutację z McGonagall, więc wolał się nie spóźnić. Wszedł po schodach Wieży Gryffindoru, bez próby rozmowy podał hasło Grubej Damie i szybko przeszedł przez wejście. Odrazu pobiegł w stronę schodów, nawet nie zwrócił uwagi kto jest w Pokoju Wspólnym. W dormitorium wyjął szatę z kufra, szybko się w nią przebrał i do niej przypiął odznakę prefekta. Wziął książki, które będą mu dzisiaj potrzebne i wyszedł z sypialni. Zszedł ze schodów i podszedł do kominka. Rozsiadł się na kanapie i wziął do ręki książkę przywracając bez celu kartki. Po chwili do pokoju weszli jego przyjaciele, bez słowa poszli do sypialni. Remus nie chciał ich unikać, ale przede wszystkim nie chciał spóźnić się na lekcje, więc postanowił na nich nie czekać i pójść samemu. Wstał zebrał potrzebne rzeczy do torby i wyszedł przez obraz. Zbiegł po schodach potem minął kilka korytarzy i po kilku minutach był już pod salą do transmutacji. Po chwili przyszła pani profesor i każdy wszedł do sali. Remus jak zawsze usiadł w przedostatniej ławce przy ścianie, którą dzielił z Syriuszem. Nie minęło pięć minut jak do sali wpadli jego przyjaciele. Wyglądali jakby przeżyli trąbe powietrzną. Remus tylko pokręcił głową na brak ich organizacji i oparł sobie plecy i głowę o ścianę zamykając oczy, nie słuchając rozmowy Huncwotów z panią McGonagall. Po może minucie usłyszał przesuwające się krzesło i otworzył oczy łapiąc kontakt wzrokowy z szarookim. Później spojrzał na rzecz trzymaną w jego prawej ręce. Rozbawił go ten widok. Był to krawat, z którego zawiązaniem Syriusz zawsze miał problemy.

- Pomóc? - zapytał dalej rozbawiony Lupin wskazując na krawat.
- Było by miło. - odezwał się Syriusz nerwowo przeczesując palcami włosy.

Remus odebrał od chłopaka przedmiot. Przełożył przez szyję i zaczął wiązać. Dla reszty klasy musiało wyglądać to co najmniej dziwnie i miał nadzieję, że nikt na nich nie patrzy.

- Panowie Black i Lupin, romanse to na randkach po szkole a nie na lekcji. - przerwała rozmyślenia Remusa pani profesor.

Po tym komentarzu Remus, w sumie tak samo jak Syriusz spojrzał na McGonagall i zrobił się cały czerwony. Szybko oderwał ręce od zawiązanego już krawata przyjaciela i zaczął notować z nerwów coś na swoim pergaminie. Słyszał jak dziewczyny z jego domu zaczęły chichotać co jeszcze bardziej go zawstydziło.

- Nie mogę iść na randkę z Remusem, bo będzie pani profesor zazdrosna. - powiedział głośno Syriusz, a cała klasa zaczęła się śmiać.
- Ty debilu. - dopiero po wypowiedzeniu tych słów zrozumiał że zrobił to na głos a nie w swojej głowie.

Cały czas zapisywał notatki na pergaminie skupiając się na tym co pisać, a nie na tym, że czuje wzrok czarnowłosego na sobie. Gdy skończył pisać zdanie nie wytrzymał i spojrzał w jego oczy, a Syriusz złapany na gorącym uczynku podglądania go odwrócił szybko wzrok skupiając się na tablicy przed sobą. Remus delikatnie uniósł kącik ust po czym skupił się na lekcji. Gdy dobiegła końca całą grupą udali się na Eliksiry, które prowadził Slughorn.

SYRIUSZ

- Czyli nie jesteś już na nas zły? - zapytał Syriusz Remusa.
- Zły? Nie ja nie byłem zły. Było mi przykro. Najwidoczniej mimo tylu lat przyjaźni nie zasłużyłem na wasze zaufanie. - powiedział Remus siadając obok Seriusza, Jamesa i Petera w sali od eliksirów.
- O czym ty mówisz? - zapytał James.
- O tym, że nie podzieliliście się ze mną waszym planem. Nawet nie spytaliście czy nie chciałbym wam towarzyszyć. - odparł Remus i spuścił głowę.
- Luniaczku my po prostu martwiliśmy się o twoją nienaganną opinię nowego prefekta. - odezwał się Syriusz uśmiechając i łapiąc ręką ramię przyjaciela.
- Dokładnie Remus. Nie chcieliśmy narobić Ci problemów. - dodał Peter.
- Jesteśmy Huncwotami. Cała nasza czwórka. Jak coś robimy to robimy to razem. - odezwał się Lupin zrzucając rękę Syriusza.
- Masz rację Luniaczku, przepraszamy. - odezwali się razem Syriusz i James, a Peter pokiwał głową na znak zgody.

Gdy już Remus chciał coś powiedzieć to do ich stoliku podszedł profesor Slughorn i wyjaśnił na czym będą polegać dzisiejsze zajęcia. Mieli w parach zrobić eliksir spokoju. Syriusz od razu podskoczył do Remusa, więc James musiał pracować z Peterem. Eliksiry zawsze mieli z ślizgonami dlatego nikogo nie zdziwiło, że jedna z par byli Lily i Severus Snape co spotkało się z wrednymi i morderczymi spojrzeniami ze strony Jamesa. Wszyscy zaczęli ważyć swoje eliksiry. Remus skupiał się by dodawać dobre składniki natomiast Syriusz miał mieszać. Już po kilku minutach pierwsze osoby wylądowały na ziemi głośno chrapiąc przez pomylenie składników. Każdy wiedział, że skutkiem ubocznym jest sen, czasem krótki kilku minutowy, a przy bardzo niewielu przypadkach długotrwały głęboki sen, z którego można się nie wzbudzić. Po około godzinie Lily i Snape skończyli ważyć swój eliksir, który jak zwykle wyszedł im pierwszorzędnie i zdobyli po 5 punktów dla swoich domów. Po kolejnej godzinie Remus dodawał ostatni składnik. Gdy sproszkwane kolce jeżozwierza zostały wsypane, wywar zmienił barwę na szarą, czyli musieli w czymś się pomylić, bo powinna wyjść biała. Profesor podszedł do nich sprawdził i powiedział, że Syriusz musiał za długo mieszać po dodaniu sproszkowanego kamienia ksieżycowego, jednak i tak powiedział, że efekt końcowy jest zadowalający i także dostali po 5 punktów dla swojego domu. Gdy zajęcia dobiegły końca część uczniów słodko spała na ławkach, a druga próbowała ich obudzić. W końcu każdy, w tym Peter i James zostali obudzeni i wszyscy opuścili salę profesora Slughorna. Mieli teraz godzinę przerwy przed obiadem, ponieważ pani profesor Pomona Sprout źle się poczuła. Jej nieobecność została bardzo dobrze przyjęta. Była ona lubianą nauczycielką jednak każdy gryfon miał już dosyć wyciskania ropy z czyrakobulwy albo nauki jak używać użyźniacza ze smoczego łajna. Syriusz, James i Peter, razem z resztą gryfonów postanowili spędzić godzinę wolną w Pokoju Wspólnym na rozmowach i innych zajęciach. Remus natomiast postanowił razem z Lily spędzić ten czas w bibliotece na nauce, więc przy schodach do Wieży Gryffindoru się rozdzielili. Trójka przyjaciół usiadła przy kominku i zaczęła rozmawiać o kolejnych kawałkach tym razem na znienawidzonym przez nich ślizgonie - Severusie.

- Wiem, że powinniśmy rozmawiać o tym przy Remusie, ale wiemy też jakie on ma nastawienie do żartów na Smarkerusie. - zaczął Syriusz.
- To prawda. Zaraz by starał się nas powstrzymać. - dodał James.
- A czy nie będzie na nas obrażony? - zapytał Peter.
- Jeśli się o tym nie dowie to raczej nie. Tak samo rudowłosa. Wszyscy dobrze wiemy, że Smarkeus to jej ulubiony, no chyba że zaraz po Remusie, przyjaciel. - skomentował Syriusz.
- Nie da się cały czas ich oszukiwać. W końcu wyjdzie każde kłamstwo na jaw. - ciągnął Peter.
- Od kiedy masz takie złe nastawienie Peter? - zapytał James.
- Od kiedy Syriusz dziwnie zaczął się zachowywać po fochach Remusa. - popatrzył na kolegę blondyn.
- Że ja dziwnie się zachowywałem? Nie. Wydaje Ci się. Jego humorki nie robią na mnie żadnego wrażenia. - próbował skłamać jednak nie wychodziło mu to najlepiej, szczególnie widać to było po tym co robił, przeczesywał z nerwów włosy, bawił się zegarkiem na ręce albo miął kawałek koszulki.
- Nawet jeśli się przejmujesz to dobrze. - kontynuował Peter. - Jesteśmy przyjaciółmi i musimy trzymać się razem. Dlatego moim zdaniem powinniśmy pogadać z Remusem.
- Mam lepszy pomysł. - zaczął James a gdy z zaciekawieniem Syriusz i Peter na niego spojrzeli dodał - Postawimy go przed faktem dokonanym. Zupełnie przypadkiem wpadniemy na Smarka na korytarzu.
- Idealny plan James. No proszę czasem jak chcesz to potrafisz pomyśleć łosiu. - droczył się Syriusz.
- Oj weź się udław sierścią Pchlarzu. - odgryzł się James.
- Dobra co robimy? Siedzimy i czekamy na Remusa? - zapytał Peter.
- Powiem coś co żadnemu z nas się nie spodoba. - Syriusz zrobił dramatyczną pauzę po czym dodał - Pójdziemy do biblioteki.

REMUS

Razem z Lily weszli do biblioteki i cicho przywitali się z panią Pince, a potem poszli do swojego ulubionego miejsca, tam gdzie z każdej, oprócz jednej strony był zakryty stolik z czterema fotelami. W bibliotece było zakazane jedzenie i picie jednak dla tej dwójki bibliotekarka przymykała oko, dzięki czemu Remus mógł czytać książki i pić przy tym swoją ulubioną herbatę i ukradkowo jeść zawsze trzymaną w kieszeni czekoladę.

- Powiesz mi teraz o co chodziło wtedy z tobą i chłopakami? - przerwała ciszę Lily.
- O nic wielkiego. Po prostu nie wiem czemu, ale w pewnych momentach przy Syriuszu nie mogę zapanować nad swoim ciałem i nawet z głupich powodów robię się cały czerwony. - mówił Remus, a gdy zauważył uśmiech Lily szybko dodał - Oh proszę Cię Lily, nie patrz tak na mnie, to nie to o czym myślisz.
- Może dlatego nie masz dziewczyny. - zamyśliła się na głos rudowłosa. - Może po prostu ty nie wolisz w ten sposób dziewczyn.
- Lily proszę Cię. To nie jest nic więcej niż przyjaźń. Jakbym coś do niego czuł, a nie czuje to bym na pewno Ci powiedział. - odpowiedział Remus.
- A może jeszcze sam przed sobą się nie przyznałeś? No bo zobacz. Nikt nigdy nie widział Cię z dziewczyną, a z Huncwotami przebywasz cały czas.
- Lily to nie tak. Ja naprawdę chciałbym mieć dziewczynę ale jeszcze żadnej nie spotkałem, która by zadziałała na mnie. Nie wiem jak mógłbym Ci to wyjaśnić. - mówił Remus.

Mimo tego co mówił, zaczął się jednak zastanawiać czy Lily przypadkiem nie miała choć trochę racji. Co jeśli jest jeszcze bardziej inny niż uważał? Nigdy nie miał dziewczyny, chociaż czasem odczuwał zauroczenie, ale nigdy nie było to głębsze uczucie. Musiał porządnie się zastanowić nad tym co czuł i do kogo. Teraz jednak wolał skupić się na nauce by dobrze zdać SUMy.

- Lily sama nie miałaś faceta, a od jedynego który tak bardzo okazuje wobec ciebie uczucia uciekasz. - dziewczyna na te słowa się zarumieniła.
- Dobrze nie poruszajmy już tego tematu. Ale pamiętaj Remi, mi możesz powiedzieć wszystko, nigdy nie oceniam i nigdy nie krytykuje, za to zawsze wysłuchuję i akceptuję.
- Wiem. - zakończył rozmowę Remus i skupił się na pisaniu wypracowania zadanego przez Slughorna o eliksirze wielosokowym.

Chwilę jeszcze pisali notatki gdy zza jednego regału z książkami wyszli Syriusz, James i Peter. Podeszli do reszty i zatrzymali się przed ich stolikiem.

- Cześć Lily, co tam ciekawego piszesz? - zapytał James podchodząc do rudej.
- Nic co mogłoby Cię Potter zainteresować. - powiedziała po czym wstała ze swojego miejsca i zaczęła pakować do torby swoje rzeczy. - Widzimy się Remus na obiedzie. I.. po prostu przemyśl to o czyn rozmawialiśmy. Cześć.

Remus jeszcze chwilę patrzył na wychodzącą z biblioteki dziewczynę po czym przyjrzał się Huncwotom.

- Co wy robicie? Tu? W bibliotece? - zapytał.
- Jak to co Remi? Przyszliśmy po ciebie. - oznajmił Syriusz.
- Niby po co? Obiad jest za jakieś pół godziny, a ja muszę dokończyć to pisać. - mówił i wskazał na swój w połowie już zapisany pergamin.
- Oj Lunatyku dobrze wiemy, że możesz zrobić to później. A teraz musimy już iść. - odezwał się James.
- Gdzie wy chcecie iść? - zapytał spoglądając każdemu po kolei w oczy.
- Na romantyczny spacer. - odezwał się Syriusz.
- Co!? - krzyknął czerwony Remus.
- Remus spokojnie, to tylko żart. - dodał szybko James.
- No chyba że naprawdę chcesz. - odezwał się znowu Black.
- Łapo przestań. - Potter spiorunował go spojrzeniem.
- Dobra, dobra. Tylko tak się z wami droczę. - podniósł ręce w przepraszającyn geście.
- Więc? Gdzie chcecie iść? - uspokoił się Remus.
- Do Wielkiej Sali zająć sobie najlepsze miejsca. - oznajmił Peter.
- Serio? I tylko po to przyszliście po mnie do biblioteki? - zapytał nieufnie.
- Za dużo myślisz Remi. Chodź idziemy. - powiedział Syriusz i złapał za rękaw swojego przyjaciela i pociągnął w stronę wyjścia.
- Chwila a moje rzeczy? - opierał się Remus wskazując na stolik.
- Dobra bierz je, ale szybko. - puścił go Black.

Remusowi nie uśmiechało się zachowanie przyjaciół, ale posłusznie zebrał swoje książki, pergaminy i pióro po czym pożegnał się z panią Pince i wyszedł za resztą z biblioteki. Szli przez korytarze faktycznie kierując się w stronę Wielkiej Sali. Gdy skręcili w jeden z korytarzy natknęli się na jednego z uczniów. Był to Severus Snape. Remusowi wszystkie kawałki układanki zaczęły do siebie pasować tworząc prawidłowy obraz. Jego koledzy jak zwykle zaplanowali kolejny kawał, który polegał na ośmieszeniu ślizgona znienawidzonego przez Jamesa, Syriusza i Petera, sam Remus nigdy nie był negatywnie nastawiony do chłopaka, mimo że ten go nie lubił za to że spędza wiele czasu z Lily i jest Huncwotem. Zanim Remus zdążył zaprotestować Syriusz, James i Severus wyciągnęli już różdżki.

- Brachiabindo! - krzyknął James, a Severus bez przygotowania padł na ziemię.
- Niezłe zaklęcie wiążące Rogacz. - pochwalił kumpla Syriusz.
- Emancipare! - krzyknął Severus, a węzły opuściły go. - Drętwota!

Zamachnął różdżką na Syriusza, jednak zanim czar go dosięgnął w drogę wbiegł Remus i trafiony zaklęciem padł na posadzkę tracąc przytomność. Czy tego się spodziewali gryfoni? Przecież zaklęcie nie było silne, to prawda, zdarzało się mdleć po trafieniu nim, ale Huncwoci pierwszy raz widzieli taką akcję na własne oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top