ROZDZIAŁ 23.

REMUS

Remus czuł się jak najgorszy człowiek na świecie. Wyminął większość uczniów i szedł do zamku tuż za nauczycielami miejąc nadzieję, że Syriusz za nim nie pobiegł. W końcu i tak nie zareagował. Nie zrobił nic, co Remus traktował równo z odnową. Najwodoczniej wczorajsza wpadka na imprezie była tak jak dziś jego żałosnym pomysłem i pomylił się co do intencji. Czyli jego uczucia faktycznie były jednostronne. Czyli Syriusz nigdy nie myślał o nim w ten sposób. Ich przyjaźń wystawił na wielką próbę jeśli jej nie zerwał. Nawet nie zauważył jak pierwsze łzy zaczęły lecieć mu po policzkach. Nie zważając na nikogo szedł przed siebie jak w jakimś transie. Nie zauważył, że jedna z uczennic przed nim kucnęła by zawiązać buta. Z impetem wpakował się na nią i przewrócił na ziemię. Szybko wstał i odwrócił się do dziewczyny.

- Lily ja naprawdę przepraszam. - odezwał się podając rękę rudowłosej.
- Nie patrzysz pod nogi? - zapytała, a gdy zobaczyła twarz szatyna całkiem przeszła jej jakakolwiek irytacja nieuwagą chłopaka. - Ty płakałeś? Remus co się stało?
- Ja... Nie tutaj. Chodźmy gdzieś.
- Zaraz będziemy w zamku. - odezwała się i spojrzała do tyłu bo ktoś zrobił ogromny hałas.

Remus także tam spojrzał. Okazało się, że to Peter wpadł na jakieś drewniane skrzynki obok drogi. Obok niego byli James i Syriusz. Ten drugi uporczywie wypatrywał czegoś, a raczej kogoś. Remus lekko zgarbił się starając wypić się w tłum. Pociągnął Lily za rękaw i pobiegł w stronę zamku.

- Remus! - krzyczała, jednak przestała jak mijali nauczycieli.
- A państwu gdzie tak śpieszno? - zapytała McGonagall.
- Przepraszamy pani profesor, ale to pilna sprawa. Możemy pobiec przodem do zamku? - zapytał Remus.
- Hmm. - kobieta zastanowiła się. - No skoro to takie pilne to proszę.
- Dziękujemy. - odezwał się Remus i znowu ruszył biegiem ciągnąc za sobą zdezorientowaną rudowłosą.

Biegli kilka minut tracąc z widoku resztę grupy i w końcu dobiegli do Wejścia do zamku, gdzie czekał pan Filch, bez zbędnych dyskusji wyminęli go i Remus udał się z rudowłosą na Wieżę Astronomiczną. Tam w końcu odetchnął i dał złapać oddech zielonookiej.

- Kazałeś mi biec taki kawał, by sobie przyjść na Wieżę Astronomiczną? Jeśli nie ma ważnego powodu to...
- Pocałowałem Syriusza. - odezwał się po chwili.
- Oh. To chyba dobrze? Co on na to?
- W tym problem. Nic.
- Jak nic?
- No nic. - mówił Remus nerwowo chodząc po pomieszczeniu. - Nie zareagował. Nie odwzajemnił. Nie odepchnął. Po prostu stał i tyle.
- A potem co mówił?
- Potem? Potem uciekłem. Nie mogłem na niego spojrzeć, o rozmowie już nie wspominając.
- No to nie wiesz co czuł. Musisz z nim pogadać.
- Pogadać? Lily ty mnie słyszysz. Ja go pocałowałem i uciekłem.
- Słyszę. Moim zdaniem powinieneś mu wyznać swoje uczucia. Gorzej być nie będzie.
- Dzięki. Serio pomocne.
- Pogadaj z nim. Najlepiej jeszcze dzisiaj i wszystko sobie wyjaśnijcie. - powiedziała i przytuliła chłopaka. - Idziemy na kolację?
- Ja dzisiaj nic bym nie przełknął. Zostanę jeszcze chwilę tutaj, a później...
- A później z nim pogadasz.

Remus nic nie odpowiedział. Patrzył na lekko zachmurzone niebo, przez które od czasu do czasu przebijały się gwiazdy. Usłyszał jak dziewczyna schodzi na dół. Oparł plecy o ścianę i zaczął myśleć co właściwie jeśli w ogóle miałby powiedzieć szarookiemu.

SYRIUSZ

- To nie moja wina, że ktoś postanowił postawić je na środku drogi. - mówił Peter, razem z Jamesem i Syriuszem rozmawiali o wypadku z drewnianymi skrzynkami.

Szli właśnie korytarzem w stronę Wielkiej Sali. Syriusz był w innym, odległym świecie wpadając czasem na uczniów. W końcu dotarli do sali. Z nadzieją zaczął rozglądać się za czupryną Remusa, jednak nigdzie nie było go widać. Przygaszony usiadł na swoim miejscu. James i Peter rzucili się na jedzenie, on nawet nie spojrzał na nie.

- Black! - usłyszał zza swoich pleców donośny głos Lily Evans, odwrócił się do dziewczyny z wymalowaną miną "Czego ode mnie chcesz kobieto?", podeszła do niego z naburzoną miną. - Co ty sobie wyobrażasz?
- Evans? - zapytał James. - O co chodzi?
- O Remusa, a o co. - skomentowała nie zaszczycając okularnika nawet spojrzeniem.
- Oh. Powiedział Ci? - zapytał Syriusz obojętnym głosem. - Evans może to głupio zabrzmi, ale ja naprawdę nie chciałem być taki.
- Taki? Aa taki pan "nie jesteś mnie warty zwykły człowieku"?
- Nie Evans. Ja... Ja naprawdę czuję coś do niego. On mnie po prostu wtedy zaskoczył.
- Zaskoczył tak? I nie byłeś mu w stanie nic nawet powiedzieć? Pomyśl jak on musi się teraz czuć.
- Cholera Evans on mi się serio podoba. Przez długi czas czekałem na taki krok z jego strony. Po prostu sparaliżowało mnie.
- Skoro Ci się podoba to zrób coś z tym. - powiedziała i odeszła do swojego stolika

Syriusz wiedział, że patrzy na niego pół szkoły, ale nie przejmował się tym. Spojrzał na Petera i Jamesa a później uderzył czołem o stół.

- Czemu to musi być tak cholernie trudne? - zapytał siebie.
- Bo inaczej nie jest warte poświęcenia. - odpowiedział mu okularnik.

Jeszcze kilkanaście minut siedzieli, jednak nie rozmawiali za dużo. Syriusz wiedział, że rudowłosa ma rację mówiąc te rzeczy. Wiedział, że najprawdopodobniej zchrzanił po całości jednak nie chciał się poddawać odrazu na starcie. W końcu Peter i James skończyli jeść. Wstali i ruszyli do ich dormitorium. Weszli do Pokoju Wspólnego, jednak nie było tam Remusa, tak samo w ich pokoju. Peter rzucił ich zakupy z Hogsmeade na łóżka i wyjął książkę tłumacząc, że musi napisać jeszcze wypracowanie. James siedział bawiąc się zabawką od Zonka, a Syriusz postanowił zapalić. Wyjął paczkę, którą odkupił od jednego ze straszych uczniów gdy wracali do zamku. Dostał jeszcze w prezencie mugolskie urządzenie zwane zapalniczką z czego naprawdę się cieszył. Wracając do zamku ciągle się nią bawił, to w sumie przez to Peter się zagapił i wpadł na te skrzynki. Już Syriusz włożył w usta upragnionego papierosa i wyciągnął zapalniczkę chcąc go odpalić, jednak szybko mu przerwano.

- Chyba nie zamierzasz tu palić. - skomentował James.
- Dobra. Pójdę do łazienki. - odezwał się i udał do pomieszczenia.

Wszedł do środka i usiadł na parapecie przy otwartym oknie.

SYRIUSZ I REMUS

W tym samym czasie Peter męczył się z napisaniem tego wypracowania.

- Tego nie da się napisać. - oburzył się.
- Czekaj spróbuje Ci pomóc. Nie jestem co prawda Lunatykiem, ale z Transmutacji coś tam łapie. - powiedział i usiadł na łóżku obok blondyna.

Syriusz siedział wyglądając przez okno. Mimo tych kilku chmur niebo było naprawdę ładne. Nie przeszkadzało mu nawet zimno. A szalik Remusa ułożył na swoim łóżku obok poduszki chcąc być jak najbliżej szatyna i ciągle czuć jego zapach. Podpalił zapalniczką końcówkę papierosa i mocno się zaciągnął, by później wypuścić dym w stronę ciemnego dachu zamku. Słyszał tylko przyciszone odgłosy Jamesa i Petera.

- Daj mi ten podręcznik. - odezwał się James.
- Tam nic nie ma. - uporczywie chciał postawić na swoim blondyn.
- Na pewno coś jest.

Wyrywali sobie z rąk podręcznik, przekrzykując siebie nawzajem. W pewnym momencie przez drzwi wszedł Remus przygaszony i popatrzył na nich. Szatyn poczuł wielką ulgę zauważając, że nie ma Syriusza, który pewnie przesiaduje gdzieś z dziewczynami albo gada z Carterem o Quidditchu. Popatrzył na okularnika i blondyna dziwnym wzrokiem nie wiedząc co dokładnie ta dwójka wyrabia.

- Staram się mu pomóc napisać wypracowanie o przemianie przedmiotów. - skomentował James widząc spojrzenie szatyna.
- Nie wnikam. A i w tej książce nie znajdziecie nic o przemianie przedmiotów. - odezwał się widząc okładkę książki, o którą trwała wojna.

Podszedł do swojego łóżka wyjmując z kufra swoją piżamę. Spojrzał mimowolnie na łóżko Syriusza. Serce zabiło mu szybciej gdy zauważył swój szalik tuż obok poduszki i różdżki bruneta.

- Ha mówiłem Ci! - odpowiedział Peter zabierając podręcznik od okularnika.
- Raz udało Ci się trafić.
- A wy dalej swoje. Spróbujcie w tej dużej czerwonej książce co leży na samym dole. - wskazał na szafkę nocną blondyna, na której był stos książek. - Ja idę się umyć przed obchodem.
- Ale w łazience... - zaczął Peter odwrócony do szatyna plecami, jednak został uciszony ręką okularnika.
- Miłej kąpieli Lunatyku. - odezwał się James z hunwockim uśmieszkiem walcząc z szamoczącym się Peterem.

Remus tylko wzruszył ramionami wiedząc, że takie zachownaie u Jamesa to codzienność. Nie spodziewał się cwanego planu Jamesa, który cicho wstał z miejsca i szedł tuż za Remusem na paluszkach z różdżką w ręce. Gdy szatyn wszedł do pomieszczenia szybko zatrzasnął drzwi i zamachnął się różdżką.

- Colloportus! - wymówił zaklęcie i wrócił z uśmiechem do Petera.

Syriusz właśnie zaciągał się papierosem, gdy do łazienki wszedł nie kto inny jak Remus Lupin. Mimo tego, że była to osoba, którą tak bardzo chciał zobaczyć, nie mógł nie zauważyć podkradającego się za nim Pottera, który zaraz po przekroczeniu progu przez Remusa zamknął drzwi i wymówił zaklęcie zamykające zamek. Black nie wiedział czy ma się śmiać czy płakać. Remus poczuł tylko podmuch wiatru gdy drzwi za nim zostały zamknięte. Do kąpieli nigdy nie brał różdżki, a Blacka została na jego łóżku, więc szybko stąd nie wyjdą. Szatyn przestępował z nogi na nogę nie odważając się spojrzeć na szarookiego. Syriusz natomiast wbijał wzrok prostu w opuszczony wzrok chłopaka.

- Remus... - zaczął, a wspomniany chłopak drgnął, niechętnie spojrzał w szare oczy.
- Hm? - mruknął czując, że serce zaczyna mu nienaturalnie szybko bić.
- Ja... Chciałem... O tym... Tam... Wiesz.. - Syriusz zaczął jąkać się i plątać w swoich słowach, w głowie ta rozmowa brzmiała zdecydowanie lepiej niż w rzeczywistości.
- Ja... nie rozumiem. - zaczął Remus i czuł jak dłonie mu się trzęsą.
- Chciałem pogadać o tym co się dzisiaj stało. - powiedział szukając w sobie jakiejkolwiek pewności siebie.

Nie zważając na papierosa w ręce zrobił krok w stronę szatyna. Jednak szybko zatrzymał się w miejscu widząc w oczach Remusa strach.

- Syriusz ja... - zaczął Remus odwracając wzrok od Blacka, w końcu upomniał się w myślach i także zrobił jeden krok w kierunku szarookiego. - Ja wiem jak to wygląda.
- Remus...
- Nie, daj mi skończyć. - wtrącił szatyn i zrobił kolejne dwa kroki do bruneta, dzięki czemu dzieliło ich niecałe półtora metra, jednak dalej nie patrzył mu w oczy. - To prawda. Pocałowałem Cię tam na drodzę. I wczoraj na imprezie tak samo. Może to głupie i żałosne, ale lubię Cię. Jednak lubię Cię w taki inny sposób.
- Remi ja...
- Nie przerywaj. Chce ci tylko powiedzieć, że...
- Lunatyku...
- ...podobasz mi się. Wiem, że to złe, bo jesteśmy tylko przyjaciółmi i zrozumiem jeśli mnie teraz znienawidzisz, chce tylko byś nie zerwał przyjaźni z Jamesem i Peterem. Jeśli będzie trzeba to ja się odsunę...

Z ust Remusa leciał potok słów, którym Syriusz przysłuchiwał się z zapartym tchem. Czyli jednak jest to możliwe? Czyli Remus jednak czuje do niego to samo co on. Chciał krzyczeć, mówić, ale szatyn ciągle gadał i gadał coraz większe jak dla Syriusza głupoty.

- ...i przestanę się z wami widywać. Wiedz tylko, że nie żałuję tego co zrobiłem. Nie chcę dusić więcej tego w sobie. - przerwał i był dumny z siebie, że z jego oczu nie poleciała ani jedna łezka.
- Skończyłeś? - zapytał Syriusz robiąc mały krok w stronę szatyna i uśmiechając się tym swoim typowym uśmieszkiem, teraz dzieliło ich najwyżej kilkanaście centymetrów. - Spójrz na mnie Remi.
- Nie umiem. Nie mogę.
- Popatrz na mnie. - powiedział i dwoma palcami podniósł podbródek zielonookiego zmuszając tym do spojrzenia mu w oczy. - Nie mogę Cię znienawidzić. Nie pozwoliłbym rozwalić naszej paczki i to nie jest powód by to robić.
- Ale.. - Remus chciał coś dodać lecz Syriusz znowu mu przerwał.
- Cholera Lupin zamknij się.

Powiedział i luźno zarzucił mu na szyję ręcę w jednej ciągle trzymając papierosa. Nie wiele myśląc złączył ich usta razem w czułym pocałunku, zamknął oczy i oddał się chwili, czego nie można było powiedzieć o Remusie. Stał jak widły w gnoju patrząc szeroko otwartymi oczami na zamknięte powieki bruneta. Nie wiedział co się dzieje, a raczej nie chciał wiedzieć. Syriusz czując spięte mięśnie szatyna odsunął twarz i spojrzał na niego.

- Też coś do Ciebie czuję Luniek. Podobasz mi się już dłuższy czas, ale nie miałem odwagi ci tego powiedzieć. Bałem się, że nie odwzajemniasz moich uczuć i...

Tym razem to szatyn przerwał mu przywierając do niego ustami. Brunet odrazu oddał pocałunek oddając się w pełni przyjemności, po kilku sekundach przyciągnął szatyna bliżej siebie starając się przejąć kontrolę i pogłębić pocałunek, na co dostał nieme przyzwolenie od zielonookiego, który poddał się odrazu. Po pewnym czasie gdy zaczęło im brakować powietrza w końcu się od siebie odkleili. Remus czuł jak pieką go policzki, jednak odważył się spojrzeć na bruneta, który uśmiechał się szeroko.

- To ja pocałowałem Cię na imprezie. I też tego nie żałuję. - odezwał się Syriusz i jeszcze raz przyłożył swoje usta do tych szatyna.

W tym pocałunku chciał przekazać wszystkie swoje uczucia i emocje. Z początku delikatny stawał się coraz bardziej zachłanny i żarliwy z obu stron. Papieros trzymany w ręce bruneta upadł do brodzika i w połączeniu z wodą wydał ciche syknięcie, jednak dwójka gryfonów nie zwróciła na to uwagi. Cały Hogwart mógł teraz spłonąć od tego jednego papierosa, a ta dwójka miała by to gdzieś ciesząc się swoją bliskością.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top