ROZDZIAŁ 21.
SYRIUSZ I REMUS
Pierwsze co rzuciło się w oczy szatynowi był brak innych chorych. Najwidoczniej stan Amosa i Ashley był już na tyle dobry, że pani Pomfrey postanowiła dłużej ich nie przetrzymywać w skrzydle. Sam miał spędzić tu jeszcze minimum cały dzień. Po sprawdzeniu jego stanu, pielęgniarka udała się do swojego gabinetu, a Remus bardziej ze znudzenia, aniżeli zmęczenia zasnął. W tym samym czasie pozostała trójka gryfonów wpadła do Pokoju Wspólnego, gdzie mimo wczesnej pory było naprawdę wielu uczniów, którzy wzajemnie się przekrzykiwali. James wyminął kilka osób w tłumie, by zobaczyć co wszystkich tak poruszyło. Gdy zobaczył ich panią kapitan rzucił się dziewczynie na szyje i wykrzykiwał.
- W końcu z nami. Hamish jest badziewnym kapitanem. - krzyknął, a wszyscy z wyjątkiem wymienionego chłopaka się zaśmiali.
- Skoro jeszcze żyjesz i masz się dobrze to może mała imprezka? - zapytał Carter i już każdy wiedział, że ta imprezka wcale nie będzie mała.
- Czemu nie. Zwycięstwo trzeba świętować. To co dzisiaj? - odezwała się dziewczyna w przerwie od uścisków, a na jej słowa każdy pokiwał na zgodę głową.
Wśród uczniów jeden tylko był średnio przekonany do dzisiejszej imprezy. Syriusz bardzo chciał świętować ich pierwsze zwycięstwo, jednak bez Remusa raczej nie będzie to tak udana, przynajmniej dla niego, impreza. Mimo to także się uśmiechnął jak James podbiegł do niego i szarpiąc za ramiona krzyczał "impreza", "Ashley żyje" i "muszę zaprosić Lily". Tak też przez cały dzień jarali się jak małe dzieci nie mogąc doczekać się zabawy (i alkoholu). Sami by nie przychodzić z pustymi rękami udali się do Hogsmeade po zapas piwa kremowego i po wielu nieudanych próbach kupili także dwie butelki ognistej. Na ich szczęście, że za ladą był zdezorientowany chłopak, który nawet nie zapytał ich o wiek. Wrócili pod wieczór do szkoły, idealnie na kolację. Odnieśli do dormitorium zakupy i udali się do Wielkiej Sali. Jakie było ich zaskocznie gdy Remus siedział na swoim miejscu i jadł owsiankę. No dobra owsianka nie była zaskoczeniem. Sama obecność chłopaka zdziwi£a trójkę gryfonów. Remus siedział już od kilkunastu minut czekając na nich. Pani Pomfrey po tysiącach prób w końcu zgodziła się wypuścić go przed kolacją. Porozmawiał jeszcze z Lily i to od niej dowiedziedział się o imprezie. Domyślił się, że skoro chłopaków nie ma ani w dormitorium ani tutaj w Wielkiej Sali to pewnie poszli do Hogsmeade po rzeczy na zabawę. W końcu zjawili się i patrzyli na niego jakby był duchem. A przynajmniej tak określiła to Marlene, z którą rozmaiwał przy owsiance. W końcu jego przyjaciele podeszli i usiedli na swoich miejscach. Syriusz uporczywie wlepiał swoje szare gały w profil Remusa.
- Nie musisz się tak gapić. - upomniał go szatyn pomiędzy kolejnymi porcajmi posiłku.
- Co ty tu robisz? - powiedział co pierwsze przyszło mu do głowy.
- Jem kolację jak każdy inny uczeń. - odpowiedział sarkastycznie. - Jak chcesz to mogę już sobie iść.
- Nie o to mi Remi chodziło. Zostań. Cieszę się, że już jesteś. - mówił spokojnie brunet.
- Luniak idealnie na imprezę. - dodał James.
- Tak słyszałem o imprezie. Lily mi powiedziała. - mówił kończąc jeść owsiankę. - Jak zgaduje byliście po trunki?
- Skąd... - zaczął Peter.
- Za dobrze was znam. Dobra idziemy jakoś przygotować się? - zapytał i wstał z miejsca.
- Prawie nic nie zjadłem. - oburzył się Peter kończąc właśnie swoją ósmą kanapkę.
- Pewnie, że idziemy. - odezwali się James i Syriusz jednocześnie i podobnie jak sztayn wstali z miejsca.
Peter nie miał większego wyboru. Wstał i pobiegł za wychodzącymi już z sali przyjaciółmi. Po drodzę nie rozmawiali, a wchodząc do ich pokoju zamienili tylko kilka słów odnoście zdrowia zielonookiego. Remus wziął luźniejsze ciuchy i poszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic i założył ubrania. Postawił na niebieski sweter i brązowe spodnie. Wyszedł i zauważył, że reszta też jest już gotowa. James postawił na czarną koszulkę i szare spodnie, Peter na swykłą szary golf i jasne jeansy, a Syriusz na szaro-fioletową koszulkę luźną i odsłaniającą jego obojczyki i czarne spodnie z dziurami i przetarciami. Remusowi bardzo spodobała się stylówka szarookiego. Z Pokoju Wspólnego słychać było już głośną muzykę, więc zebrali ich napoje i zeszli na dół. Impreza powoli się rozkręcała, osoby ze słabszymi głowami już powoli odpływały pod wpływem zbyt dużych ilości (max dwa kremowe piwa) alkoholu, ktoś ciągle szukał dobrego kawałka cały czas zmieniając płyty winylowe w gramofonie. James zauważył Dorcas, Marlene, Mary i oczywiście Lily na kanapach pod kominkiem. Cała czwórka poszła tam i rozsiadła się na wolnych miejscach. Chcąc nie chcąc nawet Remus i Lily wylądowali z piwem kremowym w ręce. Po około gpdzinie Dorcas, Marlene i Syriusz szaleli na parkiecie pod lekko zbyt zazdrosnym spojrzeniem Remusa patrzącym głównie na ciekawe ruchy szarookiego. Lily i James także już lekko wstawieni rozmawiali siedząc na jednym fotelu, Evans była obejmowana przez okularnika, jednak nie prostestowała. Mary już ledwie kontaktowała, a Peter powoli zasypiał. Remus patrząc jak bardzo Dorcas przymila się do Syriusza musiał zająć sobie czymś głowę. Przy akompaniamencie Jamesa i Lily krzyczących mu "Uuuu" sięgnął po ognistą i wypił kilka dużych łyków. Mroczki pojawiły mu się przed oczami, ale nie czuł się jakoś pijany. Syriusz w tym czasie dostał od starszych uczniów kilka mugolskich papierosów. Kiedyś już próbował kilku i chcąc nie chcąc musiał przyznać, że je lubił. Gdyby jego rodzice się o tym dowiedzieli to już dawno spałby pod mostem. Zaczął gdy zobaczył jak jeden motocyklista pali na rogu ulicy obok jego mieszkania. Zdobycie wymarzonego papierosa nie było trudne, wystarczyło poprosić starszego pijanego faceta pod sklepem i wpakować mu jakiś hajs do ręki. To właśnie wtedy, rok temu w wakacje, siedząc na parkowej ławce zapalił swojego pierwszego papierosa. Miał uczucie jakby się dusił i wykaszlywał płuca, jednak z czasem organizm przyzwyczaił się do używki i bez problemu ją przyjmował. Tak też było na imprezie. Wziął jednego i odpalił różdżką. Zaciągnął się i później wypuścił dym. Czuł się naprawdę dobrze. Spalił do końca podchdoząc do kanapy, na której siedział sam Remus. Lily zaproponowała Jamesowi taniec gdy piosenka zmieniła się na wolniejszy kawałek. Remus oparł się o kanapę i jakie było jego zaskoczenie gdy jakieś silne ramiona objęły go od tyłu przeczesując jego włosy. Odwrócił się i natrafił prosto na szare oczy. Syriusz mimo wypitych już sporych ilości alkoholu dalej trzymał się dobrze i nie wyglądał nawet na wstawionego. Jedyne co tak bardzo dało się wyczuć był zapach, który Remus pamiętał z dzieciństwa, jak razem z rodzicami jeździli do rodziny. Jego wujek po prostu kochał nikotynę i zawsze jego zapach nieważne jak bardzo maskowany wodą kolońską i perfumami uwydatniał mugolskie papierosy. Z czasem Remus przyzwyczaił się do specyficznego zapachu, jednak nie akceptował nałogu swojego krewnego. Teraz jego Syriusz miał podobny zapach co bardzo drażniło wyczulony węch wilkołaka.
- Remiiii. - zaczął pochylając się do ucha szatyna, co sprawiło u niego niemałe rumieńce. - Chodź ze mną zatańczyć.
- C-co? - zająknął się szatyn.
- No proszeeeee. Chodź. - odezwał się wyciągnął do niego rękę.
Remus bardzo chciał to zrobić. Złapać jego dłoń i dać ponieść się zabawie. Co go więc zatrzymywało? W sumie nic. Wziął jeszcze jednego naprawdę sporego łyka ognistej i złapał wyciągniętą dłoń. Syriusz uśmiechnął się do niego zwycięsko i pociągnął na parkiet.
- Nie umiem tańczyć. - odezwał się cicho Remus czując jak powoli świat zaczyna wirować.
- Każdy umię. Poprowadzę. - odezwał się brunet.
Położył dłonie na talii szatyna, Remus oparł swoje na jego ramionach i dał poprowadzić chłopakowi. Robili lekkie obroty. Na początku szatyn nie chciał spojrzeć w oczy brunetowi, jednak w końcu się przekonał. Syriusz wpatrywał się w niego z lekkim uśmiechem, a w jego oczach tańcyzły małe iskierki.
- Dobrze ci idzie. - odezwał się w końcu Syriusz chcąc przerwać ciszę jaka między nimi powstała.
- Dzięki tobie. Tak poza tym palisz? - odpowiedział Remus rumieniąc się.
- Rzadko. A co czuć? - zapytał Syriusz na co Remus tylko kiwnął głową.
Syriusz chciał coś powiedzieć, ale podeszły do nich Dorcas z Marlene i zrobiły "odbijanego". Przy pomrukach niezadowolenia obu gryfonów zaczęły przyśpieszać tempo tańca. Remus chwyci£ niesioną przez kogoś ognistą i upił znowu duży łyk, a po wzroku Syriusza podał mu butelke. Black niedowierzał swoim oczom. Lupin pił i to pił dużo. Sam odchylił butelkę i wypił łyk. Trochę pobujał się na boki z Dorcas, aż w końcu znowu złapał szatyna za rękę.
- Moja kolej. - odezwał się do Marlene i Remusa i przyciągnął chłopaka do siebie. - Nie sądziłem, że będziesz pić alkohol.
- Nie sądziłem, że palisz.
- Nie sądziłem, że to Ci przeszkadza.
- Nie sądziłem, że będziesz chciał ze mną tańczyć. - odezwał się po chwili ciszy Remus.
- Chciałbym tańczyć tylko z Tobą. - odezwał się nim pomyślał i w myślach znienawidzał właśnie funkcję rozwiazującą języki procentów.
- To tańcz. - odezwał się Remus i nie wierzył, że odważył się to powiedzieć, jakby był trzeźwy to te słowa nigdy nie uciekłyby z jego ust.
Black nic nie odpowiedział tylko zawadiacko się uśmiechnął i przyciągnął Lupina jeszcze bliżej siebie. Piosenka znowu zwolniła co bardzo odpowiadało gryfonom. Remus niepewnie objął szyję Syriusza, a Syriusz już zdecydowanie pewniej objął chłopaka w pasie. Kołysali się na boki robiąc powolne obroty. Czasem minęli się ze znajomymi twarzami, a gdy James i Lily ich zobaczyli nie obyło się bez pisków i gwizdów. Remus czerwony do granic możliwości, mocno już wstawiony, jeśli nie pijany popatrzył na Syriusza.
- Muszę odpocząć. - odezwał się i chwytając butelkę ognistej ruszył na kanapę.
Nie sądził, że Syriusz idzie ciągle za nim. Opadł na kanapę i odchylił butelkę wypijając resztę, czyli prawie ćwierć butelki na raz. Wiedział, że trochę przesadza, ale co z tego? Jutro nie mieli zajęć, więc mógł zaszaleć. Miał zamknięte oczy gdy poczuł składającego obok niego chłopaka. Otworzył zamglone oczy i spojrzał na bruneta.
- Tyyy już nije tańczysz? - zapytał, a język mu się plątał.
- Muszę odpocząć. Dużo wypiłeś? - zapytał Syriusz nie ukrywając rozbawienia, w jego krwi też buzowała już spora ilość alkoholu, ale dalej jako tako kontaktował.
- Troszczeczkę. Za to tyy jezteś zbyt trzezieźwy. - odpowiedział mu Remus.
- Widzę i słyszę. - powiedział Syriusz i sam sięgnął po ognistą, nie chciał wychodzić na zbyt trzeźwego, wypił naprawdę duży łyk, aż musiał odkaszlnąć.
Szatyn podwinął sobie do łokci sweter, serio zrobiło mu się gorąco. Spojrzał brunetowi w oczy i mimo prób zatrzymania, jego język sam zaczął domagać się głosu.
- Muzisz być takhi przyzstojny? - wychrypiał czkając lekko.
- C-co? - zapytał już prawie niekontaktujący Syriusz, który właśnie opróżniał do końca butelkę ognistej.
- Teee oczy. - powiedział Remus, rozszerzył swoje gały i wskazał na nie palcami. - Całyy czaz ci się pszypadrują.
- Dużoo wypiłeśś. - ospowiedział mu Syriusz i ku jego zadowoleniu ktoś zupełnie przyapdkiem podał mu butelkę piwa kremowego wziął łyka i z butelką w dłoni przejechał przez oparcie kanapy coraz bardziej zbliżając się do szatyna.
- Jezteś takhi przyzstojny. - powtórzył Remus patrząc prosto w oczy Syriuszowi, a ten prosto w jego.
- Nie tak jak tyyy. - odpowiedział brunet.
Syriusz jeszcze bardziej przybliżył się do szatyna. Jego prawa ręka wyprostowana leżała na oparciu od kanapy, trzymając uporczywie butelkę piwa kremowego. Druga zaś dotknęła najpierw policzka szatyna, później zjechała po brzuchu i ułożyła się na jego udzie. Ich twarze były zwrócone do siebie, patrzyli sobie w oczy, Syriusz raz, albo dwa spojrzał na rozchylone usta szatyna i delikatnie się uśmiechnął. Szatyn miał przymrużone oczy, mocno wpatrywał się w te szare badające jego twarz. Zacisnął palce na obiciu kanapy, gdy twarz Syriusza jeszcze bardziej zbliżyła się do jego. Stykali sie nosami i ciągle patrzyli w oczy. Ich oddechy były przyśpieszone, a serca biły w szaleńczym tempie chcąc uwolnić się z klatek piersiowych. Syriusz także przymrużył oczy i ostatni raz spojrzał na usta chłopaka. Być może to alkohol w ich krwi, a może zwykłe pragnienie i chęć pchnęła ich do takiej bliskości. Nie było im dane nad tym się zastanawiać, a raczej nie było dane zastanawiać się nad tym Remusowi, gdyż Syriusz słysząc wołającego go Jamesa otrzeźwiał wyjątkowo szybko. Nim całkiem stracił pewność siebie, musnął usta szatyna, nie spodziewał się próby odwzajemnienia szybkiego i krótkiego pocałunku, nie mógł jednak się nad tym zastanowić wstając i odchodząc do wołającego go gryfona. Remus został sam z największym możliwym mętlikiem w głowie. Chciał coś powiedzieć, zrobić, jednak jego ciało odmawiało posłuszeństwa, a umysł uporczywie powtarzał "Syriusz tak blisko", "Pocałował mnie". Czuł się naprawdę źle, alkohol zaczął upominać się o swoją uwagę w jego organizmie. Świat wirował, a oczy uporczywie chciały się zamknąć. W końcu Remus poddał się i położył na kanapie co tylko spowodowało jeszcze większe zawroty i chęć zwymiotowania na dywan albo do kominka, jednak chłopak siłą woli zamknął oczy i chcąc nie chcąc już po paru sekundach odpłynął w ramiona pijanego Morfeusza. Syriusz ciągle niedowierzając w to co się stało, w to co zrobił szedł chwiejnym i zataczającym się krokiem do Jamesa. Znalazł go przy schodach, gdzie przytulał się z Lily. To było dość dziwne, ale tak bardzo dla Blacka naturalne, że nawet nie był zaskoczony. Odchrząknął i o mało co nie zwymiotował na podłogę. Dopiero później zauważył, że dziewczyna w jego ramionach po prostu spała.
- Czzemu Cię nie było? - zapytał James, który widać było że mimo płynnej i wyraźnej mowy był w takim samym albo jeszcze większym stopniu upojony procentami niż brunet.
- Ccałowałem gkogoź. - odezwał się brunet.
- To fajnie. Idźiemyyy spaććć? - zapytał James, a Syriusz wskazał na Lily.
- Lepiejjj pierszysze ją zaprowowadź do jej pokhoju.
- Dobra. Ty znajidź Glizdka i Luńka. - odezwał się Potter.
James ruszył zataaczając się po schodach ze śpiącą w jego ramionach rudowłosą, a Sy4riusz ruszył z powrotem szukać swoich przyjaciół. Wiedział gdzie jest Remus, więc nim postanowił się zająć później. Pierwsze musiał znaleźć Petera. Z czasem jego ogarnizm zaczynał bardzo powoli akceptować upojenie alkoholowe i lekko otrzeźwiać umysł. Wśród poległych lub ledwie jeszcze walczących, którzy zostali w Pokoju Wspólnym, tuż obok gramofonu znalazł śpiącego Petera. Chłopak nie wyglądał jakby był pijany, ale po śpiącym trudno to rozpoznać. Zaczął go szturchać i chłopak w końcu się przebudził. Spojrzał zamglonym spijrzneiem na stojącego nad nim Syriusza i lekko się uśmiechnął. Black pomógł mu wstać i wtedy zjawił się James. Otoczył ramieniem Petera, a Peter jego i razem chwiejnym krokiem ruszyli w stronę schodów. Syriusz musiał zgarnąć jeszcze szatyna, co mu się nie uśmiechało po tym co robili. Było mu wstyd, że wykorzystał pija ego chłopaka. Podszedł do kanapy i zauważył, że szatyn słodko śpi. Nie chciał go budzić, zastanowił się chwilę i w końcu postanowił. Włożył jedną rękę pod kolana szatyna, zarzucił sobie jego ręce na szyję i drugą ręku objął mu plecy. Podniósł go zatacząjąc się lekko do tyłu. Wśród kilku pomruków ze strony szatyna dotarł do schodów gdzie czekali na niego James i Peter.
- Pomóc? - zapytał Peter, który był najbardziej trzeźwy z naszej czwórki.
- Zabespieczajjj. - skomentował James wchodząc po schodach.
Remus wtulił głowę w zgięcie szyji Syriusza, co sprawiło rumieńce u bruneta. Po paru minutach w końcu weszli do ich pokoju. James rzucił się na swoje łóżko nie zwracając uwagi na innych i na to w jakiej pozycji będzie dzisiaj spał. Peter miał na tyle siły, że zdołał przebrać się w piżamę i także położył się na łóżku odrzuz zasypiając. Syriusz najdelikatniej jak mógł ułożył szatyna na łóżku i chciał wyjąć spod niego kołdrę. Kilka kolejnych mruknięć Remusa później w końcu udało mu się to i okrył materiałem chłopaka nie zauważając, że ten lekko się przebudził. Gdy Balck już chciał odejść zatrzymała go dłoń przytrzymująca jego nadgarstek.
- Nie zostawiaj mnie. - powiedział wyraźnie szatyn z przymrużonymi oczami patrząc na Syriusza.
- Nie zostawiam. - powiedział kucając obok łóżka szatyna. - Śpij.
Remus powoli znowu zamknął oczu i już po kilku minutach jego oddech stał się spokojny i miarowy. Syriusz delikatnie wyswobodził nadgarstek i dalej lekko się chwiejąc udał na swoje łóżko. Położył się i patrzył na Remusa. Nawet jeśli jutro nie będą tego pamiętać, albo będą tego żałować to i tak było według niego warto. Z tą myślą zamknął oczy i sam zasnął.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top