ROZDZIAŁ 19.
HUNCWOCI 01.10.1975 - 18.10.1975
Dni mijały Huncwotom szybko, skupiali się na trzech sprawach, które miały odbyć się w najbliższym czasie. Pierwszą był mecz Quidditcha, puchoni kontra gryfoni, którzy większość czasu spędzali na boisku trenując naprawdę ciężko, by wypaść jak najlepiej i już na samym początku uklasyfikować się na samym szczycie tabeli. Walka o puchar zaczynała się od starcia z Hufflepuffem, który słynął z wielkiego skupienia i dobrej techniki, jednak odkąd ich kapitan skończył szkołe wszystko mogło się zmienić. Mimo tego Ashley Sanders chciała mieć pewność, że gryfoni dadzą z siebie wszystko. Syriusz i James początkowo po zajęciach, później przed nimi chodzili na treningi razem z resztą drużyny i uczyli się nowych taktyk, zagrań, trików i innych uników. Peter i Remus byli na każdym treningu, mimo że Lupin czasem musiał rezygnować ze spotkań z Lily w bibliotece, czego nie zapominała mu wypominać na nocnych obchodach po zamku. Drugą sprawą była pełnia, którą najbardziej z całej czwórki stresował się oczywiście Remus. Często rozmawiali o niej przesiadując w pokoju, albo planowali jej dokładny przebieg. Nie obyło się bez kilkunastu odmów Remusa i zabraniania reszcie spędzenia tego czasu razem z nim, na co Syriusz zawsze wyskakiwał z tekstami typu "Nie masz nic do gadania Remi", "Nic nam nie będzie", "Nie zostawimy Cię samego" co szybko uspokajało Lupina. Być może nie był to sam przekaz przedstawianych tekstów i argumentów, a sam fakt, że wypowiadał je nie kto inny jak sam Black. Trzecią kwestią był oczywiście bal z okazji Nocy Duchów. Z tego powodu cieszyła się już cała szkoła chodząc na zakupy do Hogsmeade lub wysyłając listy do rodziców z prośbami o przysłanie idealnego stroju. Syriusz razem z Jamesem w końcu zdradzili pozostałym plan na idealne stroje i w wolnej od zajęć chwili planowali wybrać się do Hogsmeade. Remus coraz bardziej żałował zaproszenia Marlene, jednak nie mówił o tym głośno. Podczas tych paru dni odbyło się kilka prób tańca, z czego połowę szatyn przetańczył w parze z brunetem. Dopiero później McGonagall postanowiła by osoby, które mają już parę zaczęły tańczyć razem i tak Lupin musiał pożegnać Blacka na rzecz McKinnon, a Black pożegnać Lupina na rzecz Meadowes. Ani jeden ani drugi nie był zadowolony. Ani jeden ani drugi nic nie powiedział i nic nie zrobił, by to niezadowolenie zmienić. James coraz bardziej zbliżał się do Lily, na co dowodem były częste zastępstwa Lupina w obchodach przez Pottera, czy częstsze okazywanie sympatii dziewczyny w formie przytulanek, uśmiechów i przebywania razem. Peter częściej przebywał z Mary. W sumie każdy kto ich znał zaczął uważać ich za parę, mimo że oni sami ciągle temu zaprzeczali. Nauka Huncwotów zostawiała wiele do życzenia, no może z wyjątkiem Remusa, który był pilny jak zwykle, starał się też pomagać w miarę możliwości przyjaciołom, jednak nie zawsze przynosiło to pozytywne skutki. Nie wolno oczywiście zapomnieć wspomnieć o dowcipach i żartach, z których tak słynęli Huncwoci. Mimo tylu zajęć, zawsze znaleźli czas by chodź trochę zaszkodzić innym domom. Tak więc to normalne, że po kilku dniach dom węża nienawidził ich z wyjątkiem Regulusa, który traktował żarty brata jako niezłą odskocznie od nudnego życia szkolnego. Przeciwne zdanie miał Severus Snape, który był podstawową jednostką do atakowania przez gryfonów. Remus mimo prób odwiedzenia od zamierzonych planów, często nawet nie wysłuchanych, zgadzał się w końcu i chcąc nie chcąc pomagał w gnębieniu innych za co był naprawdę zły na siebie i na resztę Huncwotów. Po dwóch tygodniach Snape skończył z zielonymi włosami, kilka razy z rogami na głowie, raz w różowej galaretce, a także z większymi lub mniejszymi uszczerbkami na zdrowiu czy honorze. Puchoni i krukoni także mieli kilka niespodzianek, jednak nie mieli większych nieprzyjemności. Szlabany których Huncwoci dorobili się w niezliczonych ilościach szły im ociężale i tylko Remus rozumiał ich znaczenie. Jednak najważniejsza z tego wszystkiego była relacja miedzy dwójką gryfonów. Syriusz i Remus często zbliżali się do siebie nawet o tym nie wiedząc. Nie opuszczali siebie prawie na krok, robiąc wszystko razem. Czasem bywali na siebie źli za głupie błahostki, jednak szybko się godzili, a zgody były iroczymi uściskami. Lily i James nie przestawali zachwycać się jak relacja tej dwójki się rozwija, mimo braku pomocy z ich strony. Pilnowlai oni tylko, by jakiekolwiek spięcia nie były zbyt poważne. Peter wiedział co się dzieje jednak niespecjalnie się tym imteresował. W tym raju jednak znajdowały się też Dorcas i Marlene, które sowich balowych partnerów chyba uznawały za ich facetów, ponieważ często starały się być sam na sam, przytulać, a nawet całować w policzek. Zazdrość obu gryfonów o siebie rozsła, jednak żaden nie chciał się przyznawać do tego przed samym sobą. Bywały sytuacje, gdy najlepszym wyjściem byłoby wyznać uczucia drugiemu, jednak nie dawali rady się na to zebrać. Tak więc trwali w tej specyficznej relacji nie przejmując się, że ta mądrzejsza część szkoły zaczyna zauważać pewnego rodzaju połączenie między tą dwójką. Dziewczyny często chichotały, a faceci pogwizdywali, gdy ta dwójka robił jakieś wyjątkowo słodkie, albo wyjątkowo dwuznaczne akcje. Wychodzi na to, że szkoła była bardziej świadoma niewyobrażalnej chemii między tą dwójką, niż oni sami, co niezmiernie irytowało Jamesa i Lily. Tak też mijał im czas. Powoli tocząc się swoimi torami.
REMUS I SYRIUSZ
Remus obudził się wcześnie rano i mimowolnie spojrzał na kalendarz. Był dzisiaj 19 października, co oznaczało, że już jutro znowu stanie się niebezpieczną bestią. Leżał na plecach ciężko wzdychając. Mimo zapewniej Syriusza, Jamesa i Petera, ciągle bał się korzystać z ich pomocy podczas pełni i jego przemiany. Zawsze z tyłu głowy będzie miał, że może im się coś stać. Wyobrażał sobie jak rozszarpuje ciała swoich przyjaciół i przez to nie mógł spać po nocach. A w ostatnich dniach coraz częściej odczuwał objawy bliskiej pełni. Dzisiaj wyjątkowo źle się czuł, ale nie mógł nic nikomu mówić, szczególnie przyjaciołom, wiedząc że ten dzień jest naprawdę ważny dla immych uczniów. W końcu dzisiaj odbywa się pierwszy mecz Quidditcha w tym roku szkolnym. Remus nie mógłby opuścić takiego wydarzenia. No dobra wydarzenie może nie było dla niego tak ważne jak patrzenie na szczęśliwego i na najlepeszego pałkarza drużyny Gryffindoru. Sama gra i reszta drużyny mało go interesowała. No może trochę James, ale nic ani nikt poza tym. Widok Syriusza lawirującego w powietrzu na miotle napawał szatyna samymi pozytywnymi odczuciami, co było idelanym pokarmem dla jego uczucia do szarookiego, które z każdym dniem rosło. Lupin mimowolnie uśmiechnął się na myśl o uśmiechu Syriusza i westchnął podnosząc się do siadu. Uniemożliwił mu to jednak ból głowy, który z minuty na minutę stawał się coraz większy i coraz bardziej uciążliwy. Syknął z bólu gdy budzik Petera zaczął wydawać głośne dźwięki.
- Peter wyłącz to! - krzyknął trzymając się za głowę.
- Właśnie! Ten dźwięk obudzi nawet umarlaka. - dodał James.
- Wyrzuć to ustrojstwo przez okno! - odezwał się Syriusz.
- Jak pięć wcześniejszych? - zapytał James unosząc jedną brew.
W końcu po minucie nieprzerywanego pisku i melodii zgrzytów Peterowi udało się wyłączyc urządzenie. Syriusz ospale przeciągnął się i uniósł na rękach rozglądając po pomieszczeniu. Jak zawsze pierwszym na co spojrzał było łóżko szatyna. Zauważył, że chłopak kurczowo trzyma się za głowę i odrazu zaczął się martwić.
- Luniek? - zapytał. - Wszystko okej?
- Tak Syriuszu. Wszystko gra. - powiedział jak zawsze i z trudem wstał z łóżka. - Zapowiada się ciekawy dzień.
- Jakie mamy plany? - zapytał James.
- Przed czy po meczu? - zapytał Syriusz z hytrym uśmieszkiem.
- Po meczu będzie pewnie impreza.
- Może Hogsmeade? Niedługo bal, a my nadal nie mamy co na siebie założyć. - odezwał się Remus szukając w kufrze ubrań.
- O ile wiem dzisiaj nie ma wyjścia. - skomentował Peter.
- Czyli czas na pelerynę niewidkę i mapę.
- Idziemy odrazu po śniadaniu? - zapytał Syriusz.
- Idziemy. Chce wyrobić się jeszcze przed meczem i iść do biblioteki. - skomnetował Remus, wziął swoje ubrania i udał się do łazienki.
Uwielbiał gdy były mecze. Po pierwsze, odwoływano zajęcia, po drugie mógł ubrać się w co chciał, a nie w mundurek, a po trzecie Syriusz zachowywał się jak słodkie i urocze, szczęśliwe, małe dziecko co tak bardzo lubił. Tak więc dzisiaj wszyscy ubierali się w to co chcieli. Remus postawił na spodnie khaki i niebieski swter, Syriusz na szarą luźną bluzkę i czarne spodnie z dziurami, James na koszulę jeansową i szare spodnie, a Peter n asweter w barwach Gryffindoru i żółte spodnie. Gdy wszyscy byli już gotowi zeszli do Wielkiej Sali na śniadanie. Remus miał dwa różne zachowania przez pełnią, raz nie przechodziło mu nic przez gardło, a raz jadł za dziesięciu. Dzisiaj jednak wyjątkowo nie czuł tak sielnego głodu, ale też nie był w pełni zaspokojony, więc nałożył sobie średnią porcję jajecznicy i do tego popijał ciepłą herbatę ziołową. Syriusz zajadał się jak zwykle kanapkami, a Peter i James postawili dzisiaj na płatki z mlekiem.
- Jak można najpierw wlać mleko, a potem wsypać płatki!? - oburzał się James widząc co zrobił Peter.
- Przecież to ten sam smak.
- Nie prawda, a tak poza tym czemu nie jesz?
- Lubię czekać aż trochę nasiąkną i zrobią się miękkie. - odezwał się Peter.
- Tacy ludzie nie powinni jeść płatków. - skomentował Potter.
Remus i Syriusz przysłuchiwali się dyskusji dwójki gryfonów od czasu do czasu podśmiewając się z nich. Syriusz jednak częściej zerkał na Remusa, widział że rano nie czuł się najlepiej, a nie chciał by powtórzyła się historia sprzed miesiąca, jak zasłabł przy posiłku.
- Patrzysz się. - szatyn odezwał się cocho nie racząc szarookiego nawet spojrzeniem.
- Wydaje Ci się. - skomentował przyłapany na gorącym uczynku.
- Mhm. - mruknął Remus i lekko się uśmiechnął.
- Hej! Hej! Ziemia do Syriusza! - z zamyśleń i obserwacji wyrwał bruneta okularnik machając mu łyżką przed twarzą.
- Co chcesz Rogaś? - zapytał jawnie oburzony.
- Jeśli chcemy się wyrobić to powinniśmy się zbierać. - odezwał się i wstał z miejsca.
Reszta uczyniła to samo i razem wyszli na korytarz. Udali się szybko do dormitorium po rzeczy. Wszyscy, a raczej trójka z nich wzięła ciepłe szaty, natomaist Syriusz swoją skórzaną kurtkę. Założyli grubsze buty i wzięli niewidkę i mapę, po czym wybiegli z Wieży Gryffindoru. Gdy nikogo nie było na korytarzu szybko zarzucili na siebie materiał ledwie mieszcząc się pod nim. Peter i James byli przed Remusem i Syriuszem. Lupin był max dwa centymetry wyższy od Syriusza, a Syriusz miał taki sam wzrost jak James. Najmniejszy z całej czwórki był Peter dlatego zawsze chodził z przodu. Chcąc nie chcąc ramiona i dłonie Lupina i Blacka się o siebie ocierały, na co obaj reagowali lekkim rumieńcem. Wykorzystali przejście w garbie jednookiej wiedźmy, by szybko udać się do miasteczka. Po kilkudziesięciu minuatch drogi byli już w Miodowym Królestwie jednak postanowili posiedzieć tutaj trochę dłużej przed powrotem. Teraz wyszli na ulice rozejrzeć się za sklepem z ubraniami dla czarodziejów. Przeszli kilka uliczek i w końcu znaleźli. Weszli do środka i zaczęli rozglądać się za strojami idealnymi. Najszybciej idealny ubiór znalazł Remus, później Peter, a Syriusz po kilku zmianach czarami także dopasował. Największy problem miał James. Chodził po sklepie i szukał, szukał. W końcu na drzwiach od wejścia na zaplecze wisiał stary znoszony płaszcz i kilka innych podartych rzeczy.
- Ile za to? - zapytał sprzedawczyni.
- Za to? Przecież to łachy naszego starego dozorcy, miały wylądować w koszu.
- To super. Ile? - spytał uradowany chłopak.
- Jak tak bardzo Ci zależy to sobie weź za darmo. - mówiła zdziwiona kobieta.
James odrazu wziął wszystkie ubrania i chwycił także część mopa do podłogi leżący obok. Gdy ekspedientka ich w końcu policzyła mogli udać się w drogę powrotną. Każdy był zadowolony z zakupów. No prawie.
- Chłopaki muszę poszukać jeszcze jednej rzeczy do stroju. - odezwał się Potter.
- Jeszcze? Stary Ciebie gorzej od kobiety ubrać. - skomentował Syriusz.
- Jak chcesz to pójdę z Tobą poszukać. - odezwał się Peter.
- Ja nigdzie nie idę. Nogi i głowa mnie bolą. Jak chcecie to idźcie sami. Ja poczekam na was w Miodowym Królestwie. - powiedział Remus, a Syriusz odrazu się ożywił.
- Mi też nie chce się iść. - odezwał się zdecydowanie zbyt szybko, na co James posłał mu dwuznaczny uśmieszek jednak nic nie powiedział.
Tak też Peter i James ruszyli w stronę innych sklepów, a Syriusz razem z Remusem wrócili do Miodowego Królestwa. Usiedli przy jednym z wolnych stolików.
- Chcesz ciepłą czekoladę? - zapytał niepewnie Syriusz.
- Wiesz, że zawsze jak tu jestem ją chce. - zaśmiał się Remus.
Poprosili kelnerkę by przyniosła ciepłą czekoladę z pianką i kawę. Gdy kobieta wróciła z napojami Syriusz mimo oburzeń Remusa zapłacił za oba napoje i rozsiadł się wygodnie na miejscu obserwując swojego przyjaciela, który był jego ulubionym widokiem.
- Przestaniesz się patrzeć? - zapytał szatyn podnosząc wzrok z napoju na szarookiego.
- Rumienisz się. - skomentował Syriusz i sam poczuł lekko piekące policzki.
- Mogę powiedzieć to samo o tobie.
- To przez zmiene temperatury. Na dworze było zimno, a tu jest ciepło.
- Mhm. - mruknął Remus i wypił kolejny łyk.
Syriusz chciał tak spędzić cały dzień, ale wiedział, że muszą się zbierać powoli do zamku, by wyrobić się na mecz. Jeszcze raz spojrzał na Remusa, który marszczył tak słodko brwi i trzymał się za skroń. Zmartwienie Blacka wzrastało.
- Boli Cię. - brunet bardziej stwierdził niż zapytał.
- Jest okej. - odezwał się Remus. - Gdzie ten James? Jak myślisz czego mu brakuje do stroju?
- Zmieniasz temat. - ciągnął szarooki.
- Syri odpuść. - odezwał się przyciszonym głosem.
- Wiesz, że się martwię i nie odpuszczę.
- Wiem. Słuchaj ja... - Remus chciał mu powiedzieć jak bardzo jest wdzięczny jednak przerwał mu dzwonek oteiranych drzwi i do środka wbiegli zagubieni w akcji gryfoni z kolejną torbą zakupów.
- Mamy wszystko. Możemy wracać. - zaczął, a gdy zobaczył jak jego kumple są siebie blisko dodał. - Przeszkodziłem w czymś?
- Zdążyliśmy się przyzwyczaić. - skomentował Syriusz i wstał z miejsca posyłając ciepły uśmiech szatynowi.
Weszli do pomieszczenia obok i zarzucili na siebie pelerynę, z pełnymi torbami było naprawdę trudno przejść na zaplecze sklepu i wejść do tunelu, po kilku minutachw końcu dali radę. Idąc korytarzem zdjęli materiał i komentowali swoje zakupy.
- Coś czuję, że ten bal będzie niezapomniany. - zaśmiał się James.
- Dziewczyny mają już stroje? - zapytał Remus.
- O ile mi wiadomo tak.
- Meadowes tylko zdecydowała nie zakładać stroju, który jej poleciłem, bo nie chciała być podobna do Lily. - odezwał się Syriusz. - Mało mnie interesuje co założy.
- Dla ciebie mogłaby i pójść bez niczego. - skomentował Remus i cała czwórka się zaśmiała.
Po kilkunastu minutach w końcu dotarli do przejścia. Znowu zarzucili na siebie materiał i przeszli do ich dormitorium. Gdy byli już w środku zrzucili z siebie materiał i swoje zakupy położyli na łóżkach.
- Dobra teraz szybko w stroje i idziemy na boisko. - skomentował Syriusz.
Remus trochę oburzył się, że nie wyrobi się jednak do biblioteki, ale grzecznie założył szalik gryfonów i dał nawet narysować sobie przez Blacka kresek na policzkach w barwach ich domu. Gdy byli gotowi udali się do Pokoju Wspólnego, gdzie czekali na nich prawie wszyscy gryfoni i cała drużyna.
- Skopiemy im tyłki. - skomentował James gdy szli w stronę boiska.
Remus zajął miejsce obok Petera i patrzył jak obie drużyny ustawiają się wokół pani Hooch. Gwizdek i mecz się zaczyna. Piski, krzyki, wiwaty, aplauz, ogólna wrzawa... Wszystko kumulowało się w uszach Remusa przyprawiając go o niemałą migrenę. Nie chciał zawieść Syriusza, ale musiał przyznać, że coraz gorzej się czuł i wiedział, że powinien udać się do skrzydła. Syriusz w tym samym czasie skupiał się na tym by jak najczęściej przeszakdzać tłuczkiem drużynie przeciwnej, więc nie mógł widzieć jak Remus kuli się na trybunach. W końcu szatyn nie wytrzymał. Zauważył Lily, a że nie chciał przerywać obserwacji Peterowi, wyminął go i chwiejnym krokiem podszedł do rudowłosej.
- Lily. - zaczął, a gdy dziewczyna zobaczyła w jakim jest stanie natychmiast wstała. - Trochę źle się czuje, możesz iść ze mną do pani Pomfrey?
- Remus? Co z Tobą? Jasne chodźmy szybko. - skomentowała i wzięła chłopaka pod ramię.
Przeszli drogę w kilkanaście minut, musieli czasem robić przerwy, gdy Remus tracił czucie w nogach albo nie mógł oddychać. W końcu byli pod drzwiami od skrzydła. Lily bez pukania pchnęła je i wprowadziła szatyna. Pielęgniarka zajmowała się właśnie poszkodowanym uczniem z Hufflepuffu, który dostał z tłuczka i miał złamaną rękę. Kończyła opatrywać mu złamanie gdy zauważyła dwójkę gryfonów. Przeprosiła puchona i podbiegła do nich.
- Proszę go położyć. Panie Lupin co mówiłam? Trzeba było przyjść do mnie wcześniej. Jeszcze ten mecz. - tłumaczyła układając go na łóżku, a potem oglądając stan chłopaka.
- To może ja... ja już pójdę. - odezwała się Lily.
Miała już wychodzić gdy do skrzydła wpadło kilkanaście osób, uczniów i nauczycieli. Drużyna gryfonów, a dokładniej James i Syriusz, w asyście Cartera nieśli na rękach nieprzytomną Ashley. Pani Pomfrey miała pełne ręce roboty. Szybko podbiegła do grupy.
- A tej co się stało? - zapytała wskazując na łóżko by chłopcy ją położyli.
- Złapała znicz, jednak nie utrzymała równowagi i runęła na ziemię z kilku metrów. - odpowiedziała jej profesor McGonagall.
- Zajmę się nią, ale reszcie proszę wyjść
Syriusz ubezpieczał swoją drużynę od czasu do czasu odbijając tłuczka w stronę puchonów. Dosłownie na chwilę spojrzał na miejsce gdzie siedział, a raczej powinien siedzieć Remus i wtedy właśnie się to stało. Prosto w niego leciał tłuczek, w ostatniej chwili go minął, jednak tuż za nim leciała Sanders goniąc znicz. Złapała go i wtedy tłuczek uderzył w tył jej miotły, dziewczyna straciła równowagę i spadła a ziemię. Wśród krzyków radości i wiwatów nauczyciele i drużyna zebrali się wokół dziewczyny i gryfoni wznieśli na ręce nieprzytomną dziewczynę by potem szybko zaprowadzić ją do skrzydła. Przez to wszystko Syriusz nawet nie był wstanie pomyśleć co stało się z Remusem. Jakie więc było jego zaskoczenie, gdy zauważył chłopaka leżącego na łóżku, a obok Lily Evans. Położył z pomocą Jamesa, Ashley na łóżku i niewiele myśląc odszedł do chłopaka, który był w niemałym szoku widząc go i resztę drużyny tutaj.
- Remi? Co się stało? - zapytał naprawdę zmartwiony.
- Chciałbym zapytać o to samo. Czy to Ash? Wygląda jakby przebiegło po niej stado jednorożców. - mówił patrząc na gryfonkę.
- Upadła z dość wysoka. A jak ty się czujesz? Chyba nie za dobrze skoro tu jesteś.
- Remus poprosił mnie bym go tutaj przyprowadziła, bo poczuł się źle. - odezwała się rudowłosa.
- Dzięki Evans. - powiedział Syriusz i skinął głową dziewczynie, był jej wdzieczny za pomoc chłopakowi.
- To ja już pójdę. Odpoczywaj i wracaj szybko do zdrowia Remi. - odezwała się i odeszła do reszty gryfonów wychodzących już z sali.
Chłopcy popatrzyli na siebie. Remus mógł zauważyć jak bardzo Syriusz jest zmartwiony. Nie wiedział czy jego stanem, czy Ashley, czy może ich obojga, ale był mu wdzięczny za obecność. Syriusz patrzył z troską na bladą cerę i podkrążone oczy przyjaciela.
- Mogłeś nie iść na mecz. Gdybym wiedział, że się źle czujesz to bym nie zagrał. - powiedział.
- Nie mów tak. Chciałem zobaczyć waszą grę i czuję się znośnie.
- Remus ty tutaj? - zapytał James podchodząc do dwójki.
- Nie widziałem jak opuściłeś boisko. - skomentował Peter.
- Jak widać. - Remus odpowiedział Jamesowi, a potem zwrócił się do Petera. - Nie chciałem Ci przeszkadzać, więc poprosiłem Lily by mnie tu przyprowadziła.
- Lily? Lily jest gdzieś tutaj? - James się ożywił.
- Właśnie wyszła z resztą gryfonów. - skomentował Remus.
- Co panowie tutaj jeszcze robią? Pacjenci muszą odpocząć. Proszę wyjść. - podeszła do nich Pomfrey, gdy skończyła opatrywać rany Sanders.
- Już idziemy. - odezwał się Peter.
- Może dogonię Lily. Do później Lunatyku. - skomentował James i razem z Pettigrew wybiegł z sali.
Tylko Syriusz uporczywie stał w miejscu. Prawda była taka, że za nic w świecie nie chciał opuszczać Remusa. Już wystarczająco czuł się źle z tym, że nie zauważył syanu szatyna i nie przyprowadził go tu wcześniej.
- Pan także musi wyjść. - odezwała się pielęgniarka.
- Ale tu leży mój przyjaciele a tam przyjaciółka. - oburzył się.
- Tak, ale muszą odpocząć.
- A mogę ich później odwiedzić? Proszę zrobić wyjątek dzisiaj i pozwolić mi i kilku osobom na odwiedziny.
- Mam dziś znośny humor i pozwolę wam przyjść na dłuższą chwilę przed kolacją. A teraz proszę wyjść.
- Słyszysz Remi? - zapytał uradowany. - Zobaczymy się jeszcze dzisiaj.
- Słyszę i także się cieszę. - skomentował Remus bez wigoru, bardzo zmęczony.
- No już. Koniec rozmów. Sio! - Pomfrey pomachała Syriuszowi ręka przed twarzą.
- Trzymaj się Remi i pilnuj naszej pani kapitan, a jak się obudzi przekaż, że dzięki niej wygraliśmy. - skomentował powoli idąc w stronę drzwi, potem popatrzył na Pomfrey i się uśmiechnął. - Do widzenia potem.
Syriusz zamknął za sobą drzwi, a Remus oparł głowę na poduszki i głośno wypuścił powietrze.
- Taki przyjaciel to skarb. Proszę się trochę przespać panie Lupin. - odezwała się i odeszła do swojego gabinetu uśmiechając się, a Remus zamknął oczy i odpłynął w świat sennych wizji.
Czas płynął bardzo wolno, a przynajmniej tak wydawało się brunetowi. Siedzieli w Pokoju Wspólnym rozmawiając o meczu. Nie zorganizowali imprezy, zgodnie stwierdzając, że zrobią ją gdy Ashley wyjdzie ze skrzydła. Co to za świętowanie zwycięstwa bez pani kapitan? Remus natomiast większość dnia przespał, a gdy się obudził i zauważył, że Ashley też już odzyskała przytomność, przekazał jej informację o wygranej. Długo rozmawiali o meczu i ogólnie o różnych sprawach, by zabić czas. James, Peter i Syriusz w ich dormitorium ustalali plany odnośnie jutrzejszej przemiany Remusa nie mogąc się doczekać dzisiejszych owiedzin w skrzydle. Zgodnie z resztą drużyny postanowili zrobić niespodziankę pani kapitan i poprosili skrzaty, by upiekły małe ciasto z napisem "Ashley do boju" na co po kilku namowavh w końcu się zgodziły. Tak też po kilku godzinach cała drużyna, Peter, Lily, Mary i Marlene udawali się do skrzydła. Weszli do środka i razem zaczęli krzyczeć "Ashley! Ashley!". Carter niósł ciasto, którego o mało co nie wywalił na ziemi, a za nim drużyna mówiła o tym jaką sromotną porażkę ponieśli puchoni. Tylko jeden członek drużyny nie był zainteresowany wychwalaniem ich cudownych czunów na boisku. Bardziej od samego przyjścia skupiał uwagę na wysokim zielonookim szatynie, który bacznie przyglądał się całej grupie. W końcu gdy Ashley i reszta byli zajęci rozmowami, podszedł do chłopaka i usiadł na jego łóżku.
- I jak tam? - zapytał.
- Dobrze. Fajna niespodzianka. - odezwał się szatyn ochrypłym głosem.
- Nawet nie wiesz jak trudno było namówić skrzaty do upieczenia ciasta. - odezwał się Syriusz. - Gdyny nie mój urok osobisty to pewnie nigdy by się nie zgodziły.
- Jaki skromny. - zaśmiał się Remus. - Muszę podziękować Lily za przyprowadzenie mnie tutaj. Zawołasz ją?
- Myślę, że Rogaś już jej podziękował. Nie dawał jej spokoju przez prawie dwie godziny w Pokoju Wspólnym.
- No to chyba, że tak. Cały James. - znowu się zaśmiali.
- Imprezę przełożyliśmy na inny dzień, to i ty się załapiesz.
- Ja i impreza? Te dwa słowa się wykluczają. - odezwał się Remus krzywiąc delikatnie z bólu.
- Te dwa słowa może tak, ale dopełni je towarzystwo takiej wspaniałej osoby jak ja.
Remus nie był pewny co na to odpowiedzieć, więc tylko delikatnie się uśmiechnął, a raczej próbował. Wyszedł mu grymas przez potęgujący się ból. Złapał się za głowę i syknął z bólu. Było mu ciężko oddychać i dodatkowo czuł jakby całe ciało mu płonęło. Syriuszowi nie spodobało się to, szatyn był cały czerwony i uporczywie trzymał się za głowę, a oczy mu się szkliły. Nie zwracając uwagi na wołające go na ciasto osoby i pytające spojrzenie Remusa udał się do gabinetu pani Pomfrey, gdzie kobieta magicznie wyciszyła pomieszczenie i siedziała czytając coś o leczniczych roślinach.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale z Remusem chyba nie jest najlepiej.
- Z panem Lupinem? - odrazu się pobudziła i wstała z miejsca.
Razem z chłopakiem wyszła i szybkim krokiem podeszła do chłopaka. Był czerwony jak dojrzały pomidor, oddychał ciężko i bardzo szybko do tego strasznie się pocił. Pielęgniarka zasłoniła parawan wokół jego łóżka, jednak nie pamiętała o obecności Syriusza, dlatego wzdrygnęła się gdy chłopak zaczął mówić.
- Pomoże mu pani? To zwykłe przeziębienie? - dopytywał, mimo że znał prawdziwy powód stanu przyjaciela.
- Panie Balck proszę zostawić nas samych. - odezwała się i wypchnęła bruneta za parawan, a potem zajęła się mamrotaniem regułek i przygotowywaniem kilku eliksirów.
Syrisusz stał obok parawanu przez kilka minut, dopóki pani Pomfrey nie wyszła.
- I co z nim? - zapytał kobiety.
- Już dobrze. Jest osłabiony. Teraz zasnął i proszę go już zostawić w spokoju. - odezwała się a potem przeniosła wzrok na grupę gryfonów i podniosła głos. - A państwo już powinni udać się na kolację. Starczy tych odwiedzin i tak za długo tu byliście. No już uciekać.
Cała grupa po kilku pomrukach oburzenia i niezadowolenia w końcu udała się do wyjścia, żegnając uprzednio z Ashley. James, Peter i Lily chcieli pożegnać się też z Remusem, ale Syriusz ich zatrzymał i gestem pokazał na drzwi, by za nim poszli. Gdy wyszli z sali zatrzynali się przy ławkach.
- Lunatyk gorzej się poczuł i pani Pomfrey musiała do niego przyjść. Zasłoniła go za parawanem, by nikt nie widział jego stanu, a mnie wyprosiła. Gdy wyszła powiedziała, że Lupin śpi i mam mu już nie przeszkadzać. Potem wszystkich wygoniła. - mówił trochę poddenerwowany.
- Niech odpocznie w spokoju. A my chodźmy na kolację, bo nauczyciele będą się niepokoić jak tylu uczniów nie będzie. - odezwała się Lily.
- Gonimy biegiem resztę czy możemy iść wolniej? - zapytał z nadzieją w głosie Peter, któremu bieg wcale się nie uśmiechał.
- Ja nikogo gonić nie będę. - odpowiedział mu James.
- Ganiasz za rudą od pierwszej klasy. - skomentował Syriusz i razem z Peterem zaśmiali się, a James i Lily spalili buraka.
- Moje starania w końcu zostaną docenione. - odezwał się okularnik i puścił oczko rudowłosej.
Razem poszli na kolację. Rozmawiali o niespodziance dla Ashley i o stanie Remusa. Po skończonym posiłku udali się już we trójkę, bez rudej do ich dormitorium, gdzie zaczęli dokładnie planować jutrzejszy wypad do Wrzeszczącej Chaty. Syriusz chciał pogadać o tym jeszcze z Remusem, ale nie był pewny czy pani Pomfrey pozwoli mu jutro go odwiedzić. Jedno było pewne, żaden z Huncwotów nie chciał zostawić z przemianą samego szatyna i nawet bez jego zgody by udali się do wyznaczonego miejsca. James napomknął także temat strojów. Jako jedyny swój strój musiał pożadnie wyprać, a Syriusz marudził, że nie ma dopasowanych butów. Peter cieszył się, że ma idealne przebranie, które mimo, że było za duże, to okazało się bardzo wygodne. Pote rozmawiali jeszcze o kilku mniej ważnych sprawach, James próbował napisać jedno z zaległych wypracowań, jednak po kilku próbach w końcu się poddał. Cała trójka postanowiła dzisiaj się wykąpać, bo bez Remusa poranna pobudka może nastąpić trochę później i nie będzie na to czasu zważywszy, że Ashley poprosiła Hamisha, by poprowadził trening za nią. Drużyna miała nadzieję na dzień wolny, ale perfekcyjna pani kapitan postanowiła dalej trenować, by przy następnych meczach wypaść tak dobrze jak na ostatnim, albo jeszcze lepiej. Syriuszowi i Jamesowi nie uśmievhał się ten pomysł, ale dla Quidditcha byli w stanie się przemęczyć i zgonić swoje tyłki rano z łóżka, wsiąść na te miotły, dać z siebie wszystko i przeżyć kolejny dzień w Hogwarcie. W końcu udali się do swoich łóżek. James i Peter momentalnie zasnęli. Syriusz miał ciągle przed oczami uśmiechniętą twarz szatyna i z tym widokiem zamknął oczy udając się w objęcia Morfeusza. Kilka korytarzy i klatek schodowych dalej, w pochłoniętym przez noc zamku, w szpitalnym łóżku, pewien zielonooki gryfon także wyobrażał sobie chłopaka, jednak nie szatyna, a zdecydowanie bruneta o szarych oczach, życząc mu cicho słodkich snów i także udając się do świata sennych marzeń i wizji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top