9. Piątek, 28 listopada

Powiem tak - jeżeli ktoś skarży się na swoje poniedziałki, totalnie nie wie, jakie piątki zgotowała nam dyrekcja.

Pobudka grubo przed piątą, toaleta, śniadanie, powtórka przed lekcjami, pakowanie, bieg na basen, a potem coś, o czym człowiek dosłownie "marzył" po całym tygodniu życia w kieracie: bite dwie godziny porannej mordęgi, połączonej z elementami survivalu, pod czujnym okiem Kuli Mściwego.

– Dalej! Dalej! – krzyczał, miotając demonicznymi spojrzeniami. – Dziewczyny! Co to ma być!? Nikt nie będzie wam współczuł i nikt nie będzie was głaskał po główkach! To jest prawdziwe życie, a nie piaskownica! Adela! Technika! TECHNIKA! Pływasz jakbyś wczoraj pierwszy raz wodę zobaczyła! Elżbieta! Koordynacja! Równaj żesz te ruchy! Pokażcie, że gdzieś pod tym tłuszczem są jednak mięśnie! Co? Boli? Boli?! Nic nie boli bardziej od gratulowania zwycięzcy! Macie być twardzielami! Maszynami do wygrywania! Ruszać te leniwe dupy! Pływać mi tak, żebym po treningu potrafił ugotować w basenie jajko na twardo! Nowa! Śniadanka nie zjadłaś? Więcej energii! Patrycja...!

Ktoś mógłby pomyśleć, że facet przesadza. Kula nas nie trenował. On nas tresował jak dzikie zwierzęta. Pastwił się nad nami, wyzywał, klął na czym świat stoi i zmuszał do robienia rzeczy, o które nawet siebie nie podejrzewaliśmy. Był naszym tyranem i dyktatorem.

Jedno trzeba mu było jednak przyznać. Nigdy, ale to nigdy wcześniej nie byłam tak zmotywowana, ani nie robiłam tak dobrych czasów. Jaka by nie była taktyka Kuli, przynosiła ona efekty.

***

Była chwila przed dziesiątą, kiedy prawie wbiegłam do damskiej łazienki na najwyższym piętrze. Przemknęłam dyskretnie od strony schodów, tłumacząc sobie uparcie, że to wcale nie dlatego, żeby uniknąć porannego spotkania z NIM.

Nie. Nie przeszło mi. Nie panowałam zupełnie nad tym co myślałam i co czułam. Zagubiłam się w "być, czy mieć", a łazienka okazała się najlepszym przyjacielem takich przegrywów jak ja.

Skorzystałam z ubikacji i chciałam umyć ręce, ale dojście do jedynej umywalki, która jako tako się do tego nadawała, było zatarasowane przez Karolinę. Na rzeczonej umywalce porozstawiane były kolorowe kosmetyki, począwszy od fluidów, pudrów i bronzerów, na kredkach i tuszach skończywszy.

– No co ty? – rzuciłam, wskazując ruchem głowy na cały ten majdan. – Domu nie masz?

– Próbujesz mi zasugerować, że lepszym rozwiązaniem byłoby gdybym pojechała do domu po porannym treningu, zrobiła makijaż tam, a potem wróciła do szkoły? – Karolina zmierzyła mnie groźnie spod wpółprzymkniętych powiek, które właśnie zaczynała ozdabiać czarnym eyelinerem.

– Próbuję ci zasugerować zwolnienie blokady, którą założyłaś na jedyny, działający kran w tej łazience. Chciałabym umyć ręce.

– Proszę. – Zebrała rzeczy i wrzuciła je do kosmetyczki, robiąc mi przy tym miejsce przy środkowej umywalce. – Nie musisz być niemiła. Jedna Judyta nam wystarczy. Już i tak z trudem znoszę jej towarzystwo.

– Przepraszam, nie chciałam być niemiła. – westchnęłam zrezygnowana. Mogłam jednak trochę od czasu do czasu pomyśleć, zanim powiedziałam coś na głos. – A jeżeli z Judytą faktycznie jest tak, jak mówisz, to radzę zrobić gruntowną selekcję grona przyjaciół.

– Nie przyjaźnimy się. – sprostowała i spokojnie wróciła do przerwanego zajęcia. – Może kiedyś, niestety ma zbyt lepkie łapki względem chłopaków swoich przyjaciółek.

– Myślałam, że trzymacie się razem. – zdziwiłam się, przypominając sobie, jak spontanicznie Karolina śmiała się z "żartów" Judyty na mój temat. – Zawsze tak się cieszysz z jej docinków.

– Czasem się cieszę, czasem nie. – rzuciła tajemniczo. – Judyta jest wstrętną suką, ale nie zmienia to faktu, że jej riposty są bezbłędne. Jak zresztą i twoje. Twarda z ciebie sztuka, dziewczynko z wielkiego miasta. – Roześmiała się serdecznie, a ja poczułam, że nieoczekiwanie zyskałam nowego sojusznika. – Słyszałam też, że zrobiłaś kuku w serduszko naszemu Matiemu. Legendy już o tym krążą. – Poruszyła sugestywnie brwiami.

– Chodzi o to zaproszenie na półmetek? – Zaskoczyła mnie. – Nie przesadzajmy. Potraktowałam go nad wyraz łagodnie. Nie byłam niegrzeczna. Po prostu poinformowałam go o tym, że już wcześniej umówiłam się z kimś innym. To była jego pierwsza w życiu odmowa, że tak to przeżywa?

– Najprawdopodobniej, bo rozpatruje to w kategorii porażek, z których człowiek łatwo się nie podnosi. – Zaśmiała się, ale ręka jej drgnęła, kreska poszła krzywo, więc zaklęła siarczyście i spoważniała. – Współczuję ci. – rzuciła spontanicznie, jakby od niechcenia. – Jakkolwiek byś nie postąpiła to i tak jesteś w czarnej dupie. Na ten przykład – Zabrała się za poprawianie kreski. – gdybyś teoretycznie zgodziła się pójść z Matim, wkurwiłabyś Martę, która kocha go od dawna i nie robi z tego tajemnic. Ten kto wkurwia Martę, wkurwia też Judytę. Wniosek - nie żyjesz. Ale! – Podniosła palec. – Nie zgodziłaś się iść z Matim, co i tak wkurwiło Martę. Wzgardziłaś bowiem czymś, co było ci ofiarowane, czego ona pragnie, a mieć nie może. A Judyta... – zrobiła pełną napięcia pauzę i westchnęła ciężko. – Judyta i tak ma masę własnych powodów, żeby cię nienawidzić. Po pierwsze, pokazałaś, że się jej nie boisz, a Judyty boi się każdy, kto ma odrobinę oleju w głowie, więc albo jesteś delikatnie mówiąc, głupia, albo szurnięta. Po drugie, upokorzyłaś ją na oczach całej klasy i pokazałaś jej, gdzie jest jej miejsce. Po trzecie, ona NAPRAWDĘ nie znosi, kiedy zabiera jej się zabawki, nawet wtedy, kiedy długo nie miała okazji się nimi bawić. Na nieszczęście dla ciebie, nie uszło niczyjej uwadze, że odkąd się pojawiłaś, to jej były pluszaczek, oczu nie może od ciebie oderwać...

– Czekaj, co? – zająknęłam się, próbując zrozumieć jej słowa. – Pogubiłam się. O kim ty mówisz?

– Naprawdę nie wiesz? – Zerknęła na mnie zaskoczona.

– Robert? To oni byli ze sobą? – wybełkotałam nieprzytomnie.

Serio?

– Ups... – wyrwało się Karolinie. Nie było to teatralne "ups", ani też złośliwe "ups", tylko szczere, zdziwione "ups" kogoś, kto nieostrożnie chlapnął ozorem. – Nie powiedział ci. W sumie, to mu się nie dziwię. Nie bądź na niego zła. Który facet chwaliłby się tym, że był zdradzany?

– Słucham? – Zmarszczyłam brwi i wstrzymałam oddech, jakby zabieg ten miał pomóc mi w szybszym przetwarzaniu danych. – Nie wkręcasz mnie?

– Nope. – potrząsnęła głową.

– I to ona go zdradzała? – Nie potrafiłam ogarnąć moim małym rozumkiem tego, co objawiła przede mną Karolina.

– Yup. – potwierdziła krótko.

– Ona? Jego? - Upewniłam się, czy się aby nie przesłyszałam.

– Tak właśnie powiedziałam. – mruknęła, czekając cierpliwie na moje kolejne pytania.

– Jesteś pewna, że nie było na odwrót?

– A wyglądam, jakbym nie była? – Zerknęła na mnie z ukosa. Wydawało mi się, że nie bardzo chciała o tym mówić, ale skoro już zaczęła, to ciężko jej się było z tego wycofać. – Nie cały związek tak wyglądał. Na początku Juda była całkiem normalna, dopiero przy końcówce odjechał jej peron i zrobiło się naprawdę grubo. Ludzie mu nawet mówili, że go zdradza, ale nie uwierzył. Dotarło do niego dopiero, kiedy przyłapał ją z jednym ze swoich kolegów z drużyny. Z tym samym, który tak ostro startował do ciebie na początku. Wiesz o kogo chodzi. O tego wysokiego Zbyszka z trzeciej C.

Pamiętałam, a jakże! Łukasz mnie przed nim ostrzegał. Ale dlaczego nikt nie wspomniał ani słowem o tym, czego tak nieoczekiwanie dowiedziałam się dzisiaj od osoby, której prawie nie znałam?

– Na jakiejś domówce, na którą przyszli razem. – kontynuowała, nie odrywając się od konturowania twarzy. Zerkała dyskretnie od czasu do czasu, w kierunku mojego lustrzanego odbicia, jakby chciała sprawdzić, na ile jej słowa wywierają na mnie wrażenie. – wszedł im do łazienki. Akurat trafił na moment, w którym Zbyniu zapinał Judytę na pralce. Byłam na tej imprezie. Widziałam go, jak stał w otwartych drzwiach i nie mógł się ruszyć, tylko patrzył w milczeniu, jak zbierają ubrania. Potem wyszedł bez słowa i przez dwa tygodnie nie pokazał się w budzie. No cóż. Jak widać, czasem nie ma happy endów. Czasem zamiast księżniczek i książąt są kurwy i złodzieje. Chcesz dla kogoś jak najlepiej, a tu łzy, rozpacz, piach w oczy i wiatr w twarz. Dam ci dobrą radę: uważaj na siebie, bądź czujna i nie daj się podejść Judycie. Chociaż... myślę, że dasz sobie radę, bo na moje oko, to powinnaś już nie żyć z dobrych parę razy, a ciągle oddychasz, co mnie osobiście cieszy, bo od początku trzymam za ciebie kciuki. – Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, obdarzyła mnie szczerym i serdecznym uśmiechem. – Skończyłam!

Przejrzała się w lustrze, oceniając tym samym efekt końcowy i chyba była nim usatysfakcjonowana, bo uśmiechnęła się z zadowoleniem.

Zgarnęła kosmetyki do torby, pomachała mi na pożegnanie i wyszła, zostawiając mnie samą w totalnym szoku.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top