26. Środa, 17 grudnia (2)
Nie trzeba być wybitnej klasy informatykiem, czy hakerem z wieloletnim stażem, żeby odzyskać dostęp do swoich kont. Pocztę ogarnia się nad wyraz łatwo. Wystarczy wpisać ostatnie zapamiętane hasło, a jeżeli ów zabieg nie działa, wykorzystuje się do tego celu telefon, o ile oczywiście ktoś był na tyle przewidujący, żeby go wcześniej zweryfikować. Ja byłam.
Wszystko okazało się dziecinnie proste. Co prawda ktoś, kto buchnął mi dostęp do konta, zmienił również numer telefonu, ale zgodnie z zabezpieczeniami Gmail'a, wcześniej wprowadzony numer był ważny miesiąc od dokonanej zmiany, czyli dokładnie zostało mi jeszcze sześć dni, żeby tego dokonać. Sześć dni. To musiał zrobić ten dziwny popapraniec, który „znalazł" wtedy mój telefon na bieżni.
Sprawdziłam w kalendarzu i okazało się, że mam rację. Dostałam SMS-em token potrzebny do zrestartowania hasła i po paru sekundach stałam się na powrót prawowitym właścicielem poczty i mogłam cieszyć się wszystkimi dotychczasowymi przywilejami.
Z dostępem do Facebooka poszło jeszcze łatwiej. Przy pomocy poczty zrestartowałam hasło i bez trudu zalogowałam się na konto. Odkryłam, że ktoś przegrzebał mi całą pocztę, pootwierał prywatne wiadomości, pousuwał je (znalazłam je dopiero w folderze „zarchiwizowane") i wywalił połowę znajomych z listy kontaktów? Tylko w jakim celu? I dlaczego zdecydował się usunąć tylko tych płci męskiej?
Kogoś fascynowało moje życie prywatne, czy najzwyczajniej w świecie chciał mi zrobić na złość? Za radą Oli ustawiłam status publiczny, w którym poinformowałam o włamaniu na konto i przeprosiny za usunięcie moich znajomych z kontaktów. Wygasiłam wszystkie, pozostałe sesje logowań, powysyłałam tyle zaproszeń, ile się dało i stwierdziłam, że mam dość wrażeń związanych z Facebookiem jak na jeden dzień.
– Ja pierdolę, co za zjeb! – zaklęłam na głos.
Łukasz leżał jak długi na podłodze w dużym pokoju i rozwiązywał testy maturalne z biologii, a Robert siedział z laptopem na kolanach i pisał właśnie esej na polski. Oderwał wzrok od ekranu i zerknął na mnie nieprzytomnie.
– Co? Coś nie tak? – Odłożył laptopa i przetarł oczy. Pisanie lewą ręką trwało dłużej i wyraźnie go męczyło. Prawa ciągle była w bandażach, usztywniona szynami, i nie zapowiadało się w najbliższym czasie na zdjęcie opatrunku.
– Wiesz, że to ten gościu od telefonu? – Opadłam koło niego na kanapę. – Nikt inny nie mógł tego zrobić.
– Domyślam się. – Położył rękę na oparciu za moimi plecami. – A taką się sukinkot wydawał słodką, zakochaną pierdołą.
– Nie widziałem go tu od czasu tej akcji z kwiatkami – zauważył Łukasz. – Szyszka, czy to on chciał... – przerwał. W dalszym ciągu nikt z nas nie potrafił powiedzieć tego na głos.
– Nie – powiedziałam stanowczo. Niewiele pamiętałam z półmetkowego wieczora, ale tego byłam akurat pewna. – To nie on. Co nie zmienia faktu, że facet ma problemy z głową! Nie dość, że specjalnie ukradł mi telefon, włamał mi się na konta i pozmieniał hasła, to jeszcze później zgrywał bohatera. Psychol jakiś! – Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie o nim.
– Zawsze przyciągałaś ciekawych ludzi. Jak to kiedyś sama zauważyłaś, najbardziej podobasz się żulom, budowlańcom i normalnym inaczej. No co? – Podniósł ręce w poddańczym geście, bo Robert przestał przeżuwać ciastko i zmierzył go morderczym spojrzeniem. – Przecież to prawda! Łaskawie pozwalam ci wybrać sobie grupę społeczną, z którą się utożsamiasz.
Zignorowałam ich. Nawet w takich chwilach nie potrafili zachowywać się poważnie!
– Dodałem cię na Facebooku... – wymruczałam sama do siebie i pacnęłam się w czoło, bo doznałam nagłego olśnienia. – Ej! Pamiętacie jak przyszedł tu po raz pierwszy? Powiedział: "dodałem cię na Facebooku". Nie: "znalazłem cię", ani "wysłałem ci zaproszenie". Jasno powiedział "DODAŁEM". A skoro sam się dodał, to przecież nie po to, żeby się potem samemu usunąć. Logiczne, nie? – Nie czekając, aż przyznają mi rację podeszłam z powrotem do komputera. – Wywalił mi wszystkich facetów ze znajomych, więc chyba łatwo będzie mi znaleźć jednego rodzynka w babskim gronie. – Chłopcy przywlekli się za mną i zwisali teraz nad moją głową, z obu stron. – On tu musi gdzieś być – mruknęłam, kiedy po raz drugi przejrzałam wszystkich znajomych, którzy nie dostali nakazu eksmisji.
– Jak on miał na imię? – zapytał rzeczowo Łukasz.
– Nie wiem – Gwałtownie wypuściłam powietrze z płuc. – Faktycznie takie informacje ułatwiłyby sprawę...
– No, ale przedstawiał ci się, nie? – Podrapał się w czubek głowy.
– Przedstawiał, a i owszem – potwierdziłam, dodatkowo kiwając głową – ale nie pamiętam. No nie patrzcie tak na mnie! Nie zapamiętuję imion osób, które mnie nie obchodzą, albo nie mam zamiaru już więcej z nimi rozmawiać! Mój mózg przestaje gromadzić informacje o człowieku po otrzymaniu "Instant Idiot Alert" – wyrzuciłam z siebie i zaczęłam po raz trzeci przeglądać listę znajomych.
– Czekaj, zatrzymaj! – Robert poruszył się niespokojnie i wskazał okienko bez zdjęć. Profil nie posiadał żadnych informacji, poza nazwą "Gabriela". – A to kto?
– Nie wiem. – Poirytowana, wzruszyłam ramionami. – Dużo znam dziewczyn o tym imieniu. Jest dość popularne w moich stronach.
– Popatrz tutaj. – Dotknął ekranu w miejscu, gdzie widniała nazwa profilu. – Ostatnia literka oddzielona jest spacją. To nie jest "Gabriela" tylko "Gabriel a"
– Gabriel a. "A" jak...? – nie dokończyłam.
– Archanioł... – wyszeptał prawie niedosłyszalnie Łukasz, a po moich plecach przebiegł dreszcz. Pomyślałam dokładnie o tym samym, ale nie odważyłam się wypowiedzieć tego na głos. Przypomniałam sobie postać anioła u wejścia na cmentarz, dokładnie tam, gdzie...
Włączyłam przeglądarkę. Na chybił trafił zaczęłam wpisywać różne hasła. Anioł z mieczem. Archanioł. Archanioł Gabriel. Archanioł Gabriel i lilie.
Zamarłam. Na zupełnym bezdechu otworzyłam pierwszą pozycję z góry. Wikipedia - "Zwiastowanie".
– "Zwiastowanie – odczytał bezbarwnym głosem Łukasz. – Obraz olejny Dantego Gabriela Rossettiego, przedstawiający scenę zwiastowania. Obraz miał być częścią dyptyku i towarzyszyć mu miało przedstawienie śmierci Marii. – przerwał na chwilę i głośno przełknął ślinę. – Dzieło poświęcone jest popularnemu w sztuce europejskiej biblijnemu motywowi zwiastowania - scenie, podczas której archanioł Gabriel zapowiada Marii narodziny Jezusa. Maria znajduje się na łóżku, przedstawiona jest jako młodziutka rudowłosa dziewczyna, skulona, dopiero co wybudzona ze snu, przestraszona i oszołomiona słowami anioła. Przy jej łóżku znajduje się archanioł Gabriel, wręczający Marii białą lilię, symbolizującą czystość, która ma towarzyszyć życiu dziewczyny."
– To jest jakaś masakra – jęknęłam. Podbródek zaczął mi drżeć, jakby w pokoju zapanowała nagle nad wyraz niska temperatura.
– I to jeszcze jaka! – Łukasz powiększył obraz Rossettiego i teraz mieliśmy możliwość podziwiać go w pełnej krasie. – Maria na tym obrazie nie wygląda na zadowoloną z tego, co ma ją spotkać... Gdyby nie te rude włosy, mogłaby być całkiem podobna do ciebie. Na szczęście ty nie jesteś ruda...
– Ona też nie – pewnie weszłam mu w słowo. – Przyjrzyj się uważnie. Gabriel ma tu ten sam odcień włosów co Maria. – Wpisałam w grafice słowo "zwiastowanie" i włączyłam parę przypadkowych obrazów. – Widzisz to? Archanioł Gabriel ukazywany jest w malarstwie jako jasnowłosy mężczyzna, nie rudy.
– Ale tu jest napisane – Łukasz błyskawicznie przełączył zakładki – że Maria na obrazie przedstawiona jest jako młodziutka rudowłosa dziewczyna.
– Niech piszą, co chcą. Maria nie może być ruda. – Moja wiedza na temat malarstwa i religii nie była jakoś szczególnie imponująca, ale coś tam jednak wiedziałam. – Nikt, kto ma jako takie pojęcie na temat Chrześcijaństwa, nie namalowałby rudowłosej Marii! Przecież to symbol rozpusty, rozwiązłości i ognia piekielnego. W biblii spotykany jest jako oznaka ciemności i kłamstwa, a w Apokalipsie mamy wzmianki o rudym smoku. I chyba łatwo zgadnąć, jaki kolor włosów miał Judasz... Trzeba było uważać na polskim – dodałam z wyższością.
– Czyli Maria jest blondynką – ni to zapytał, ni stwierdził Łukasz, przyglądając mi się ukradkiem.
– Na to wygląda. Widzisz analogie? – zapytałam Roberta, bo od paru minut milczał uparcie i wydawało mi się, że wiedział więcej, niż chciał powiedzieć. – Tu się wszystko zgadza! Wszystko! Lilie obok łóżka, anioł, imię anioła, który zwiastował Maryi. On... Kiedy mnie prowadził powiedział, że... że on tego nie chce, ale że to jest część planu. – Zacisnęłam powieki i potarłam je tak mocno, że zaczęłam widzieć jasne, tańczące plamki. Westchnęłam i zaczęłam oddychać bardzo głęboko. Chciałam zachować spokój, powstrzymać łzy i strząsnąć żołądek na swoje miejsce. Koniec tajemnic, postanowiłam. Musiałam, po prostu musiałam dowiedzieć się, co się tu tak naprawdę działo – Już najwyższy czas, żeby porozmawiać z twoim ojcem, Robert.
***
– Ciężko mi się ostatnio nie śmiać, kiedy słucham o kłopotach, jakie moi znajomi mają ze swoimi dziećmi. – Pan Paweł uśmiechnął się smutno, patrząc gdzieś w przestrzeń ponad naszymi głowami. Stał przy oknie wsparty biodrem o parapet, paląc drugiego papierosa w ciągu ostatnich pięciu minut. Zaciągnął się po raz ostatni i wyrzucił tlący się jeszcze niedopałek na zewnątrz. – Gdyby wszyscy mieli takie problemy jak oni, świat były naprawdę przyjemnym miejscem.
Siedzieliśmy w trójkę w całkowitym milczeniu - ja, Łukasz i Robert. Przyszłam z podniesioną głową, odważna i żądna odpowiedzi na wszystkie pytania, a nie potrafiłam teraz zdobyć się choćby na jedno. Tata Roberta wydawał się jeszcze bardziej wycofany, niż zwykle. Stał przygarbiony, z rękami głęboko wetkniętymi w kieszenie i mierzył nas posępnym spojrzeniem.
– Czego ode mnie oczekujecie? Hmm? Co ja mam wam niby powiedzieć?
– Wszystko – odpowiedziałam szybko, choć w moim głosie próżno było się doszukiwać stanowczości. Nie byłam pewna, co onieśmiela mnie bardziej - powaga sytuacji, czy ojciec Roberta.
Dragan senior był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną o poważnym, surowym wyrazie twarzy i lekko przyprószonych siwizną skroniach. Spojrzenie miał pochmurne i chłodne, a gęsta siatka zmarszczek wokół oczu zdradzała, że ani czas, ani życie nie obchodziło się z nim łagodnie.
– Nie wolno mi udzielać informacji w sprawie dochodzenia, które jest w toku – uciął, nie odrywając ode mnie wzroku.
– Ale w mojej sprawie nie toczy się żadne postępowanie – Poprawiłam go, przez chwilę nie łapiąc o czym mówił. – Razem to przecież ustalaliśmy.
– Mówię o innym dochodzeniu – mruknął. Podszedł do okna, uchylił je i odpalił kolejnego papierosa, jakby specjalnie chciał zająć czymś usta, byleby tylko z nami nie rozmawiać.
– O tym z zeszłego roku? – Nie dałam się zbić z tropu.
– Ta – przyznał niechętnie i popatrzył na mnie z wyraźnym zainteresowaniem.
– Proszę, niech mi pan powie co się dzieje. Coś. Cokolwiek. Muszę mieć pewność, bo moja wyobraźnia mnie dobija.
– Wierz mi dziewczyno – skrzywił się nieprzyjemnie – że twoja wyobraźnia nie jest w stanie napisać takiego scenariusza. Nie przyszło ci do głowy, że specjalnie o niczym ci nie mówię? Że wolałbym, żebyś umiała zasnąć?
– I tak już nie śpię – westchnęłam zrezygnowana. – Może chociaż powiem, co plus minus się podziało i co wiem, a pan mi pouzupełnia luki, co?
I zaczęłam. Opowiedziałam o tym, jak ktoś ukradł i oddał mi telefon, zdobył dostęp do moich prywatnych kont, o wszystkim co w jakiś sposób łączyło się z wydarzeniami z trzynastego grudnia.
Opowiedziałam też ze szczegółami o tym, o czym mówił do mnie mężczyzna, który wyprowadził mnie z balu. O liliach, które znaleźliśmy nie tylko w mojej sypialni.
Robert przyniósł laptop, a jego ojciec siedział teraz jak urzeczony, wpatrując się w obraz Dantego Gabriela Rossettiego.
– Nawet podobna... – mruknął bardziej do siebie, niż do nas, przenosząc kilkukrotnie wzrok to na mnie, to na obraz. – Nawet całkiem. I zgadza się też z fenotypem poprzedniej ofiary... Dlaczego wcześniej do mnie z tym nie przyszliście? – zapytał cicho, prawie nie poruszając pobladłymi ustami.
– Nie podejrzewaliśmy, że wszystko się ze sobą wiąże. Do pewnego momentu to, co się działo, traktowaliśmy jako zupełnie przypadkową sekwencję zdarzeń. Dwa, niemające ze sobą żadnych powiązań, przypadki. Ale to się zazębia...
– Prowadziliśmy to dochodzenie do czasu przejęcia go przez Komendę Wojewódzką i nikomu z nas nie przyszło do głowy że sprawca mógł mieć wspólnika... – Popatrzył na nas z nieukrywanym entuzjazmem. – Zrobicie dla mnie coś jeszcze? Przejedźcie się ze mną na gubernię. Zadzwonię po portreciarza. Opiszecie mu dokładnie, jak wyglądał ten chłopak od komórki. Ja się w tym czasie przejadę z technicznymi pod kaplicę, może coś tam jeszcze znajdziemy. Chociaż po takim czasie, to cholera wie. Następnym razem, jak się do czegoś dogrzebiecie, natychmiast mnie informujcie, jasne? Od tej pory chcę wiedzieć o każdej dupereli. Nawet jak dwa złote znajdziecie na wycieraczce, to sekundę później mam mieć o tym meldunek, rozumiecie? – brzmiał na tyle groźnie, że bez zastanowienia pokiwaliśmy głowami. – I, Agata, potrzebuję twojego telefonu na parę godzin.
– Jasne, nie ma problemu. – Wyjęłam go z kieszeni i położyłam na stole. – Chce pan mi założyć szpiega?
– Raczej chcę sprawdzić, czy już go nie masz. – Schował telefon do swojej teczki na dokumenty, a ja nie potrafiłam stwierdzić, czy mówił poważnie czy żartuje. – Zbierajcie się – ponaglił, podał mi płaszcz, zacisnął usta w wąską linię, a potem zwrócił się bezpośrednio do mnie. – Wszystko, co powiedziałaś mi dzisiaj, powtórzysz kryminalnym. Opowiesz ze szczegółami jak straciłaś telefon i co było później. O włamaniu, kradzieży szczotki, liliach i obrazie... o wszystkim co wydaje ci się jeszcze ważne, ale pod ŻADNYM pozorem – popatrzył na mnie poważnie – nie możesz wspomnieć o tym co miało miejsce trzynastego grudnia, jasne?
Kiwnęłam stanowczo głową. Nie chciałam, żeby Robertowi postawili jakiekolwiek zarzuty.
– Cholera jasna – sapnął z nieukrywanym rozdrażnieniem i uderzył pięścią we wnętrze własnej dłoni. – Mieliśmy gnoja na widelcu. Szwendał się nam pod nosem i nikt niczego nie zauważył!
– Jak się czuje... – nie dokończyłam. Właściwie nawet nie wiedziałam, jak mam go nazywać. Nawet w myślach mówiłam o nim "On".
– Jeszcze oddycha. – Zrozumiał mnie bez zbędnych tłumaczeń.
– Panie Pawle... – zająknęłam się niepewnie. Zacisnęłam palce na balustradzie schodów i patrzyłam jak przekręca klucz w zamku. Ja dotrzymałam swojej części umowy. Czekałam teraz na jego kolej.
Znieruchomiał na chwilę, westchnął głęboko i zerknął na mnie z boku. Powoli i z lekkim wahaniem skinął głową.
– Po powrocie – rzucił lakonicznie, zapalając iskierkę nadziei w moim sercu. Po chwili jednak poczułam ciarki przebiegające wzdłuż kręgosłupa, przemknęło mi bowiem przez myśl, że dzisiaj w końcu się dowiem, w jaki sposób umrę.
***
Na posterunku spędziłam ponad sześć godzin. Kiedy ja składałam po raz czwarty te same zeznania i uważałam bardzo, żeby w niczym się nie pomylić i nie powiedzieć za dużo, chłopcy pracowali z rysownikiem. Ich współpraca okazała się nader owocna, bo postać patrząca na mnie z kartki była łudząco podobna do oryginału.
Przesłuchanie było stresujące i pełne pytań, na które nie mogłam, albo nie chciałam udzielić odpowiedzi.
Dlaczego nie zgłosiłam się na policję wcześniej?
Czy zdaję sobie sprawę z tego, że doprowadziłam do zatarcia śladów?
Czy przydarzyło mi się coś jeszcze?
Dlaczego trzy tygodnie zajęło mi zorientowanie się, że moje konta są przejęte?
Czułam się bardziej jak sprawca, niż jak poszkodowany. Jak tylko wspomniałam o liliach i szczotce, a pierwszy policjant powiadomił zwierzchnictwo, telefon dzwonił na okrągło. W końcu wypuścili mnie niechętnie i poinformowali, że Komenda Wojewódzka będzie się ze mną kontaktowała jutro z samego rana.
Kiedy wychodziliśmy z posterunku czułam się wykończona do granic możliwości. Robert przygarnął mnie do siebie, a ja byłam ogromnie wdzięczna, że mogłam po prostu wtulić twarz w jego kurtkę i zamknąć na chwilę oczy.
Pan Paweł czekał na nas tuż przed wyjściem, dopalając kolejnego papierosa. Bez słowa sięgnął do kieszeni i oddał mi telefon.
– Był podsłuch? – Uśmiechnęłam się, siląc na żartobliwy ton.
– Nie – zaprzeczył krótko, a kiedy zdążyłam już odetchnąć z ulgą, dodał. – Zamiast tego znaleźliśmy kilka programów śledzących.
– Słucham? – Wryło mnie w ziemię. – Żartuje pan, prawda?
– Chciałbym – westchnął ciężko. – Niestety, wiele się ostatnio dzieje wbrew naszej woli. Ktoś zainstalował ci bardzo popularne aplikacje, takie jak "Gdzie Jest Dziecko" i "Znajdź Mój Telefon". Między innymi, oczywiście – doprecyzował, prowadząc nas w kierunku zaparkowanego niedaleko samochodu.
- Chce pan powiedzieć, że było ich więcej? – Zamrugałam szybko. Myślałam, że już nic mnie nie zdziwi, a tu proszę.
– Jest – poprawił mnie – JEST ich więcej. Nie zdjęliśmy ani jednej. Jeżeli to zrobimy, damy mu znać, że wiemy. Najlepiej działać spokojnie, dyskretnie i nie informować nikogo o naszych zamiarach. Chyba się ze mną zgadzasz, co?
Kiwnęłam głową bez namysłu. Miałam jakieś inne wyjście? Wsiedliśmy do samochodu. Usiadłam z przodu, a chłopcy bez słowa zajęli miejsca z tyłu.
– Pytali mnie dlaczego wcześniej nie zgłosiłam sprawy na policję – poinformowałam go półgłosem, zapinając pasy.
– I co im powiedziałaś? – Popatrzył na mnie badawczo, a na jego czole pojawiło się kilka dodatkowych zmarszczek.
– Że nie byłam pewna, czy to nie jest jakiś głupi żart. Na szczęście potraktowali mnie jak typową nastolatkę, która zrobiła aferę dopiero po tym, jak ktoś włamał jej się na Facebooka. – uśmiechnęłam się sama do siebie. – A dlaczego pan nie kazał mi zgłosić tego wcześniej?
– Z tych samych powodów, z których ty też na to nie wpadłaś. Dopiero po tym, jak powiedziałaś mi o szczotce... – zawiesił głos i westchnął ciężko. – Do teraz ciężko jest mi uwierzyć, że najbardziej medialna sprawa kryminalna, będąca w toku na przestrzeni ostatniego roku, rozgrywa się raz jeszcze i to tuż pod moim nosem. – Włożył kluczyk do stacyjki, ale nie odpalił jeszcze samochodu. – Na początku grudnia zeszłego roku zaginęła szesnastolatka. Wyszła do koleżanki po zeszyt i nie pojawiła się w domu na czas. Nie odbierała telefonu, nie dawała oznak życia, a że była to niesprawiająca problemów wychowawczych, grzeczna córka i dobra uczennica, rodzice wykluczyli ucieczkę i powiadomili policję jeszcze tego samego dnia. Całe miasto jej szukało. Razem z grupą poszukiwawczo-ratowniczą Straży Pożarnej z psami i ochotnikami, przeczesywaliśmy pobliskie łąki i lasy. Bez powodzenia. Znaleźliśmy ją dopiero dwa tygodnie później. Bladym świtem dostaliśmy wezwanie do pobliskiej parafii. Po przyjeździe okazało się, że siostra zakonna która zawsze przygotowuje kościół na poranną mszę dokonała makabrycznego znaleziska. Przed ołtarzem, ubrana w długą, białą suknię, leżała nasza dziewczynka. Nigdy tego nie zapomnę. – Nabrał głęboko powietrza w płuca, a potem wypuścił je powoli i ze świstem. – Do dzisiaj mam jej obraz przed oczami. Piękną, białą jak porcelana twarz, pieczołowicie upozowane na podłodze ciało i splecione do modlitwy palce. Wyglądała jakby spała. Ktoś zadał jej wcześniej ponad dwadzieścia ran kłutych, a kiedy już przestała krwawić, umył ją dokładnie, ubrał, uczesał i zostawił w kościele, jakby chciał mieć pewność, że zostanie szybko odnaleziona. Jej rodzice opowiedzieli nam o tym, jak nie dalej niż parę dni przed jej uprowadzeniem, po powrocie z niedzielnej mszy zastali obluzowany zamek w drzwiach mieszkania, a w środku białe lilie. Nie rozdmuchiwali sprawy, bo uznali to za szczeniacki wybryk jednego z kolegów córki. Matka napomknęła również o tym, że zginęła szczotka do włosów, należąca do ofiary. Twoja sprawa utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że podłoże zbrodni ma cholernie mocne powiązania z symboliką chrześcijańską. Ktoś jest na tyle szalony, żeby według starych, biblijnych wytycznych, starać się sprowadzić na świat kolejnego mesjasza. – Utkwił we mnie wzrok zmęczonego życiem człowieka. – Sekcja zwłok wykazała liczne otarcia na nadgarstkach i kostkach oraz wiele dodatkowych śladów wskazujących na to, że dziewczyna była przetrzymywana w pozycji leżącej, prawdopodobnie przywiązana do łóżka. Patolog sądowy wykazał też, że krótko przed śmiercią zaczęła menstruację i potwierdził, że wcześniej współżyła...
– Zabili ją, bo nie zaszła w ciążę? – Zadrżałam. Czy ja powiedziałam to na głos?
– O widzisz, tobie też to przyszło do głowy – mruknął ponuro, a potem wrócił do kontynuowania opowieści. – Sprawcy do dziś dnia nie ujęto. Bardzo ciężko szuka się osób niepowiązanych bezpośrednio z ofiarą, kiedy motyw morderstwa jest inny niż osobisty. Dla dobra śledztwa podaliśmy rodzicom i mediom jakąś zmyśloną przez nas bajkę o zakochanym szaleńcu, a szczegóły dotyczące zbrodni zostały utajnione. I tak ma pozostać – podkreślił stanowczo, przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odezwał. Miałam wrażenie, że oprócz mnie i pana Pawła, w samochodzie nie ma nikogo. Zerknęłam w przednie lusterko, żeby się upewnić, czy chłopcy rzeczywiście dalej siedzą na swoich miejscach. Łukasz zastygł z miną skrajnego przerażenia na twarzy, a Robert patrzył pustym wzrokiem w przestrzeń przed sobą.
– Nie panikuj, kiedy zauważysz, że ktoś za tobą łazi i kręci się przed blokiem, albo szkołą. Będziemy cię pilnować. Telefon nosisz przy sobie i dbasz o to, żeby bateria była naładowana, ale pamiętaj, że aplikacje, które masz zainstalowane, wiernie odwzorowują każdą twoją aktywność, więc ani grama informacji o sprawie. Kontaktujesz się ze mną tylko z tego pre-paida. – Podał mi jakiś starszawy model komórki, wygrzebany naprędce z kieszeni. – Nigdzie się nie oddalasz bez wcześniejszego ustalania tego ze mną, albo z moimi chłopakami. Wychodzisz na zakupy - dzwonisz. Plan się zmienia w szkole - dzwonisz. Kończysz inaczej - dzwonisz. Idziesz na trening - dzwonisz. Nie idziesz - dzwonisz. Chcesz sobie kupić mleko w żabce - dzwonisz. Jasne? Super – mruknął, kiedy bez słowa skinęłam głową. – Masz jeszcze jakieś pytania?
Miałam. A jakże. Jednak dla własnego dobra, zdecydowałam się ich nie zadawać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top