20. Niedziela 14 grudnia (2)


Obudziłam się z potwornym bólem głowy i najgorszym uczuciem, jakie towarzyszyło mi w życiu.

Było mi jednak ciepło i zaskakująco wygodnie, więc zdecydowałam się powoli otworzyć oczy. Ku mojemu zdziwieniu odkryłam, że wcale nie umarłam. Leżałam we własnym łóżku, w swoim osobistym pokoju, wtulona mocno w znajomy, silny tors. Byłabym nawet w stanie uwierzyć, że wszystko, co pamiętam było tylko koszmarem, gdyby nie spazmy i torsje, których doświadczałam.

Podniosłam się szybko, chcąc jak najprędzej zdążyć do łazienki, ale straciłam równowagę i upadłam twardo na kolana. Sądząc po bólu jaki temu towarzyszył, nie był to mój pierwszy taki upadek w ciągu ostatnich paru godzin.

Do łazienki zdążyłam dosłownie w ostatniej chwili, zawisłam nad ubikacją i zwróciłam wszystko, co miałam w żołądku. Czekałam spokojnie, aż torsje zelżeją, a potem wstałam ostrożnie. Pulsowanie w skroniach było nie do zniesienia. Odkręciłam zimną wodę i powoli przemywałam twarz. Miałam nadzieję, że to choć trochę stłumi ból który czułam, ale zamiast spodziewanej ulgi poczułam się jeszcze gorzej.

Policzki paliły żywym ogniem, a kiedy przyjrzałam się sobie w lustrze, zauważyłam ślady licznych zadrapań, otarć i wielki, czerwonofioletowy siniak pod prawym okiem. Zauważyłam też, że mam na sobie wczorajszą koszulę Roberta i ciemne figi. Tylko.

Przytrzymałam się umywalki i przestałam na chwilę oddychać, bo torsje wróciły. Pięknie - pomyślałam - po prostu pięknie. Zrezygnowana zamknęłam oczy i oparłam się plecami o szafkę. Niemal od razu oderwałam się od niej bo poczułam, że twarz to nie jedyne miejsce, które ucierpiało we wczorajszym... incydencie.

Odwróciłam się bokiem do lustra, ostrożnie podniosłam koszulę i zauważyłam, że całe moje plecy pokrywały siniaki i krwawe szramy. Po chwili okazało się, że było znacznie gorzej, niż pierwotnie zakładałam. Siniaki były wszędzie, na biodrach, brzuchu, piersiach, szyi i po wewnętrznej stronie ud.

Robert pojawił się w drzwiach łazienki w momencie kiedy torsje wróciły po raz trzeci.

– Wyjdź, proszę – jęknęłam, starając się uspokoić skurcze żołądka.

– Zdajesz sobie sprawę z tego – uśmiechnął się smutno – że widziałem cię w gorszym stanie? Jak się czujesz? – zapytał z troską, ale ze względu na okoliczności, uznałam to pytanie za bzdurne i nieskończenie głupie.

– Wspaniale, jak widać. A ty? – sapnęłam, ciągle przytrzymując się umywalki. Kręciło mi się w głowie, było mi niedobrze, a promieniujący, pulsujący ból w skroniach nie pozwalał mi zebrać myśli.

– Nie narzekam. – Entuzjastycznie podniósł w górę oba kciuki. Prawa ręka była usztywniona bandażem i szynami do łokcia, a lewa do nadgarstka.

– Co... co ci się stało...? – Nie potrafiłam zrozumieć. To przecież mnie ktoś zaciągnął do lasu. Potrząsnęłam głową i znowu syknęłam z bólu.

– Wolisz moją wersję, czy mojego ojca? – Oparł się barkiem o drzwi. – Bo według mnie, zrobiłem to, co było trzeba, a według niego zachowałem się jak ostatni bezmózg.

Zacisnęłam palce na brzegach umywalki. Dopiero kiedy podszedł i przycisnął mnie mocno do piersi, zdałam sobie sprawę z tego, że płaczę. Łzy leciały jedna za drugą, kaskadami, nieprzerwanie.

– Już dobrze. Już po wszystkim – powtarzał ciągle, całując mnie we włosy. Niestety, wbrew jego słowom wcale nie czułam, jakby kiedykolwiek miałoby być dobrze i po wszystkim.

– Niczego nie pamiętam! – załkałam przytulając się do niego najmocniej, jak tylko umiałam. – Niczego, rozumiesz?

– Prawdopodobnie podał ci rohypnol, albo GHB – wyjaśnił lakonicznie, ale widząc mój zdezorientowany wzrok dodał – Narkotyk. Pigułkę gwałtu.

Żołądek podszedł mi do gardła. Machinalnie położyłam dłoń na ustach, żeby powstrzymać nagły szloch i torsje. Poczułam, jak ziemia osuwa się spod nóg, a świat wiruje jeszcze szybciej. Przycisnął mnie do siebie tak bardzo, że poczułam fizyczny ból.

– Hej, już dobrze. Spokojnie. Popatrz na mnie. – Ujął moją obolałą twarz w swoje dłonie i podniósł tak, że musiałam spojrzeć mu w oczy. – Nie zrobił tego. Nie zdążył.

Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Nie zdążył.

– Chcę się wykąpać – powiedziałam cicho. Musiałam. Czułam się odrażająco brudna.

Odsunęłam się od niego, odkręciłam kurki, wlałam pół butelki płynu do kąpieli i weszłam do wanny tak, jak stałam. W bieliźnie i koszuli. Ukryłam twarz w dłoniach. Robert usiadł na podłodze, a ja nie potrafiłam przestać myśleć o tym, jak zmusić go, żeby sobie poszedł.

Potrzebowałam samotności, a nie świadka mojego upokorzenia. Było mi potwornie wstyd. Zakręciłam wodę dopiero gdy poza poziom gęstej piany wystawały mi tylko potłuczone kolana i głowa. Plecy piekły mnie okropnie, ale w porównaniu z utratą godności, było to dosłownie niczym. Robert wyszedł na chwilę i wrócił ze szklanką wody i aspiryną. Bez słowa protestu połknęłam tabletki.

– Nic nie mówisz – zagadnęłam ostrożnie, bo cisza, która na dobre zapanowała między nami wydawała mi się nie do zniesienia.

– Nie wiem, od czego zacząć. Że mam żal do siebie i ogromne poczucie winy? Że jestem wściekły? Tylko na chwilę spuściłem cię z oka. Dosłownie na parę minut. Karolina powiedziała, że jakiś gość zaprowadził cię do łazienki, bo się bardzo źle poczułaś. Wiedziałem, że coś było nie tak. Przecież prawie nic nie piłaś. Spanikowałem. Znalazłem cię zupełnym przypadkiem. Wolę nie myśleć, co by było, gdybym miał mniej szczęścia... – wymamrotał niewyraźnie i przetarł powieki.

Widziałam jak jego szczęki zaciskają się pulsacyjnie, a usta zwężają w cieniutką linię. W świetle łazienkowej jarzeniówki, jego tęczówki, zazwyczaj nasycone błękitem, były niemal stalowoszare.

– Boli – ni to stwierdziłam, ni zapytałam, wskazując głową na jego ręce.

Skinął spokojnie głową i uśmiechnął się.

– Rwie jak cholera. Wczoraj moje ręce wyglądały jak mięso mielone. Palce wybite, szew na szwie, naderwane ścięgna i pęknięte kości. Złamania na szczęście bez przemieszczenia – Odsunął od siebie dłonie i popatrzył na nie z nieukrywaną satysfakcją. – I powiem ci, że było warto! A gdybym złapał tego skurwysyna jeszcze raz, zrobiłbym to samo. Poza tym – dodał już znacznie ciszej – to i tak nic w porównaniu z tym, co on chciał zrobić tobie.

Ze wszelkich sił próbowałam znowu się nie rozpłakać. Wzięłam parę głębokich oddechów i zanurzyłam głowę pod wodę. Chciałam zostać tak już na zawsze. Wytrzymałam najdłużej jak się tylko dało, potem wynurzyłam się i przemyłam twarz. Na dłoniach zostały mi czarne smużki rozmywającego się tuszu do rzęs. Wyglądałam równie okropnie, jak się czułam.

Dlaczego do tego doszło? Bo się komuś spodobałam ZA BARDZO? Czy naprawdę taką cenę płaci się za ładną twarz i dobre geny?

– Wszystko bym dla ciebie poświęcił – wyznał nagle z rozbrajającą szczerością i delikatnie zmrużył oczy. Wyglądał, jakby sam nie umiał w to uwierzyć.

– O nie! – jęknęłam ciężko, bo uświadomiłam sobie, że faktycznie tak właśnie było. – Zawody!

– To nic. Naprawdę. Kula jakoś to przeboleje, a mi wystarczy fakt, że i tak jestem najlepszy – roześmiał się, najwyraźniej rozbawiony swoją nieskromnością. – Na moje miejsce wezmą na pewno Łukasza, więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Poza tym Krzyś i Zbyszek są w szczytowej formie i wydaje mi się, że beze mnie też sobie świetnie poradzą.

Kłamał. Wiedziałam, że próbuje robić dobrą minę do złej gry. Bardzo liczył na to, że stanie na podium w tym tygodniu. To zapewniłoby mu stypendium sportowe, które pomogłoby mu się utrzymać na pierwszym roku studiów.

– Nie przejmuj się. – Popatrzył na mnie tak, jakby dokładnie wiedział, o czym pomyślałam. – Są rzeczy ważne i ważniejsze. Pozwól, teraz, że pójdę się położyć na chwilę. Przez adrenalinę i wizytę na pogotowiu nie zmrużyłem oka.

Podniósł się z wyraźnym trudem, podpierając się plecami o ścianę, zerknął przelotnie w moją stronę, po czym odwrócił wzrok tak gwałtownie, że wzbudził moją podejrzliwość.

– Coś nie tak? – zapytałam zaniepokojona.

– Nie – rzucił krótko. Z tonu głosu wyczytałam, że się uśmiecha, co było totalnie absurdalne, jak na tamten moment. – Wiem, że nie czas teraz na takie wyznania, ale to, że ręce mam niesprawne, nie oznacza, że reszta nie działa tak, jak trzeba.

Wyszedł. Nie rozumiałam o co mu chodziło, do czasu, kiedy nie spojrzałam w dół. Piana zdążyła się już znacznie przerzedzić. Co prawda w dalszym ciągu miałam na sobie jego koszulę, jednak biały, mokry materiał, przyklejony do mojego ciała, stał się całkowicie niewidoczny. W ubraniu czy bez - efekt końcowy był praktycznie identyczny.


***

Było już późne popołudnie, kiedy głośne pukanie do drzwi wyrwało mnie ze snu. Wygrzebałam się z pościeli z wielkim trudem. Aspiryna niestety działała za słabo i zdecydowanie zbyt krótko, więc ból głowy wracał uparcie.

Zanim zdążyłam oprzytomnieć i wyturlać się z sypialni, drzwi wejściowe otworzył Robert. Od razu, z absolutną pewnością byłam w stanie powiedzieć, że to pan Paweł, bo Robert wyprostował się nienaturalnie i zesztywniał. Początkowo podejrzewałam, że ojciec lał go w dzieciństwie pasem za byle przewinienie, ale potem zdałam sobie sprawę z tego, że ja też stałam prosto jak drut, za każdym razem, kiedy miałam z nim styczność. To chyba wiązało się bardziej z szacunkiem, niż ze strachem.

Wszedł do mieszkania bardzo powoli. Usta miał zaciśnięte w wąską, bladą kreskę, wyraz twarzy napięty i pochmurny. Uderzał rytmicznie o wnętrze dłoni, zwiniętą w rulon kartką papieru. Utkwił nieruchomy i poważny wzrok w ścianie po drugiej stronie pokoju. Dobrych parę minut siedział w kompletnej ciszy, zanim w ogóle zdecydował się odezwać.

– Na dzień dzisiejszy sprawa wygląda następująco: przypadkowy patrol policyjny znalazł w lasku koło kościoła pobitego do nieprzytomności mężczyznę. – Mówił spokojnie i kompletnie bez emocji, zupełnie tak, jakby dyktował sekretarce raport z akcji. – Ze względu na pogarszający się stan zdrowia został on błyskawicznie przetransportowany karetką na OIOM do Szpitala Wojewódzkiego. Trafił pod ścisłą opiekę lekarzy i ma zapewniony dwudziestoczterogodzinny dozór policyjny pod pretekstem ochrony osobistej. Ze względu na poważne obrażenia, utrzymywany jest w śpiączce farmakologicznej. Więc – popatrzył teraz bezpośrednio na Roberta – możemy od razu po wybudzeniu oskarżyć go o próbę gwałtu. Być może zamkną go w areszcie śledczym i będziecie mogli czuć się bezpiecznie. Niestety czekać was będzie żmudny i nieprzyjemny proces sądowy. W takim przypadku sprawa będzie się opierała tak o zeznania Agaty, jak i twoje ale... wiesz, jak to się zazwyczaj kończy, synu. Sprawy o gwałt w Polsce to jest kpina z godności człowieka. Za zaniedbanie psa dostaniesz większy wyrok. Za gwałt grozi parę lat w zawieszeniu. Częstokroć jedynie w przypadku szczególnego okrucieństwa sędzia decyduje się na więzienie. A to była tylko próba. Tyle w sprawie Agaty, natomiast ty... – Wziął głęboki oddech, po czym wypuścił ze świstem powietrze. – Ciebie też będzie czekać sprawa karna i w najlepszym wypadku, przy ogromnym szczęściu, dostaniesz zawiasy.

– Za co? – fuknął Robert. – Za to, że mu nie pozwoliłem jej skrzywdzić?

– Za to, że go prawie zabiłeś, synu! – Uderzył pięścią w kolano i podniósł głos. – Facet wygląda, jakby go potrąciła ciężarówka! Czekaj, przeczytam ci. – Rozwinął kartkę papieru, którą miętosił w dłoniach od samego początku. – Oględzinami i badaniem stwierdza się: wstrząśnienie i obrzęk mózgu, pęknięcie podstawy czaszki, złamanie lewej kości jarzmowej, złamanie lewego wyrostka kłykciowego żuchwy, złamanie lewej i prawej kości nosowej, złamanie i przemieszczenie oczodołu prawego, pęknięcie oczodołu lewego, znaczne uszkodzenie rogówki oka lewego. Mam czytać dalej? Bo potem robi się już tylko ciekawiej. Uszkodzone nerki, pęknięcie wątroby, złamane żebra...

– Zrozumiałem, tato. – Robert nie był w stanie podnieść głowy. Wbił wzrok w podłogę gdzieś w okolicach własnych stóp i czekał na dalszy lincz.

– Fantastycznie, synu! – zawołał Paweł z sarkastycznym uśmiechem. – Brawo! Duma rodzicielska mnie rozpiera, tylko dlaczego nie rozumiałeś tego wczoraj?!

– Powiesz mi w takim razie, co twoim zdaniem powinienem był zrobić?! – Wstał gwałtownie, ocierając bandażem lewej dłoni wyraźnie spocone czoło. – Zaczaić się w krzakach, włączyć kamerę i pozwolić mu spokojnie ją zgwałcić? Może potem jeszcze nagrać z nim wywiad i poprosić o autoryzację? Tyle dowodów by wam wystarczyło?

– Nie pyskuj ojcu i sadzaj dupsko z powrotem! – Huknął pan Paweł. Robert wziął głęboki oddech i ze złowrogim pomrukiem posłusznie opadł na kanapę. – Jeżeli facet umrze, a ktoś połączy twoją wizytę na pogotowiu z odniesionymi przez niego urazami, to będziesz sądzony za zabójstwo człowieka! Czy to do ciebie dociera, synu? Za zabójstwo!

Zwinął kartkę na powrót w rulon i tak jak poprzednio, zaczął uderzać nią o otwartą dłoń.

Ani ja, ani Robert nie mieliśmy śmiałości w żaden sposób zakłócać mu tej chwili konsternacji.

– Jest jeszcze jedna opcja – dodał po chwili znacznie spokojniej, zwracając się tym razem do mnie. – I ją też powinniście wziąć pod uwagę. Załóżmy, że facet wyjdzie z tego, bo ma spore szanse. Nie zgłosimy sprawy. Nie ma świadków, ani innych poszkodowanych, brak wykrycia sprawców. Jest tylko on. Puścimy go, przypniemy mu ogon i będziemy śledzić dwadzieścia cztery na siedem. Prędzej czy później się podłoży, a wtedy zgarniemy go bez narażania ciebie, Roberta i mojej kariery. Zgromadzimy tyle dowodów, żeby posłać go do pierdla na dwadzieścia pięć lat bez możliwości starania się o zwolnienie warunkowe. Przemyślcie to sobie.

– Wybieram drugą opcję – Powiedziałam od razu. Nie musiałam nad tym myśleć, nie chciałam Robertowi posyłać paczek do więzienia. – Nie chcę, żeby Robert miał przeze mnie problemy.

– Oj, dziewczyno. – Uśmiechnął się kwaśno pan Paweł. – To nie on ma problemy przez ciebie, tylko ty przez niego! Zresztą sam sobie też nie pomaga. Chirurgia, tak? A swoje dłonie widziałeś? Rób tak dalej, to utrzymanie ołówka w palcach będzie poza twoim zasięgiem, że o skalpelu nie wspomnę. Sprawność manualna całkiem się przydaje w pracy zawodowej. JAKIEJKOLWIEK. Tak tylko mówię, w razie, gdybyś nie brał tego pod uwagę – burknął w stronę Roberta.

– Och, tato... – Skrzywił się Robert, a ojciec pacnął go zwiniętym rulonem w czoło.

– Cicho mi tu – mruknął, a potem objął go czule, po ojcowsku, powiedział mu coś na ucho, pożegnał się i wyszedł. Robert przekręcił klucz w zamku dwa razy i usiadł naprzeciwko mnie. Nie odzywał się przez chwilę, a potem uśmiechnął się, jakby przypomniało mu się coś bardzo zabawnego.

– Powiedział mi, że jest ze mnie dumny. Nie nadążam za typem. – Przetarł oczy i osunął się w fotelu. – Najpierw traktuje mnie jak kompletnego debila i wywołuje poczucie winy, jak stąd na Ural i z powrotem, a potem mówi, że jest dumny.

Nie odpowiedziałam. Prawdę mówiąc, nie bardzo nawet słuchałam tego, co do mnie mówił. Skupiłam się za to na zbieraniu okruszków informacji, które chcąc nie chcąc, ojciec Roberta zrzucił ze swojego zawodowego talerzyka.

– W jaki sposób ją zabił? – zapytałam spokojnie, trochę ochrypłym głosem.

Chyba trafiłam, bo Robert zbladł nagle i zastygł w zupełnym bezruchu.

– Skąd... – zająknął się i popatrzył na mnie trochę przerażony. – Jak...?

– Och, błagam cię! – prychnęłam i posłałam mu spojrzenie przesycone dezaprobatą. – Zacznijmy od tego, że przy okazji włamania twój tata wspomniał o podobnej sprawie z zeszłego roku. Widziałam, co się z nim działo, kiedy powiedziałam mu o skradzionej szczotce, a przy numerze z liliami, to już w ogóle o mały włos nie zszedł na zawał. Powiedział też, że gwałt jest karany paroma latami w zawieszeniu. Gwałt. A tu mieliśmy do czynienia z próbą. Wyjaśnij mi więc, skąd mu się nagle wziął najwyższy w Polsce wymiar kary, bez możliwości ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie? I po jakiego grzyba miałby w planie przypinanie kolesiowi ogona, gdyby nie był święcie przekonany, że po mnie wróci?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top