Dziewiąta gwiazda spadła niezauważenie, by zatonąć w morskich odmętach
Pragniemy mieć kogoś kto będzie tulił i kochał, kto będzie blisko, kto zatrzyma się choć na chwilę przy nas, kto pomoże się pozbierać, gdy wszystko będzie się rozpadać.
I nieważne jest to, czy to będzie partner, przyjaciel, rodzic, siostra, brat czy nawet spotkana przypadkiem osoba, która pojawiła się w odpowiednim momencie.
Po prostu pragniemy odnaleźć w drugim człowieku bratnią duszę choćby na chwilę.
Autor mi nieznany
Po kilku dniach spędzonych w szpitalu na obserwacji, niezrozumiałych słowach, które tak dziwnie brzmiały w ustach lekarzy i wielu bezradnych spojrzeniach, w końcu mógł opuścić budynek sprawiający, że czuł się jeszcze bardziej chory niż był, przypominający raczej ośrodek dla ludzi z problemami na podłożu psychicznym z tymi wszystkimi białymi ścianami, niż miejsce, gdzie leczy się rany fizyczne. Z uśmiechem na twarzy zostawiał za sobą budowlę, która z pewnością będzie śnić mu się po nocach w wielu koszmarach, z krwawą oprawą i wrzaskami szaleńców jako ścieżką dźwiękową. Nikogo oczywiście nie powiadomił o swoim wyjściu. Nie chciał jeszcze ich widzieć, a raczej nie chciał tak szybko zobaczyć żalu w ich spojrzeniach.
Z torbą na ramieniu i telefonem w dłoni, wsiadł do taksówki. Podał swój adres kierowcy i wygodnie oparł. Podróż spędził na wpatrywaniu się w okno, jakby wśród ludzi i samochodów, wysokich budynków, mógł znaleźć odpowiedź na męczące go pytania. Czuł się jak w transie. Nawet nie wiedział, kiedy minęła mu cała droga, a już płacił za kurs i wystawiał swoje osłabione ciało na okropne zimno. Jak najszybciej udał się do mieszkania. Wyciągnął klucz z bocznej kieszeni bagażu i włożył go do zamka. Przekręcił nim dwa razy, aż usłyszał charakterystyczne szczęknięcie. Złapał za klamkę i już po chwili zdejmował buty. Jego rzeczy, te które zabrał na zawody, zostały przywiezione przez Jakova kilka dni wcześniej, więc nie musiał się nimi martwić. Mężczyzna dostarczył mu też wtedy kilka potrzebnych przedmiotów i ubrań, znajdujących się w torbie, która wylądowała na podłodze.
Jej właściciel był bezlitosny.
Z cichym westchnieniem opadł na miękkie łóżko. Zatonął w pościeli, która pachniała proszkiem do prania. Było tak... miło. Pierwszy raz od dawna poczuł się spokojny. W końcu gorzej być już nie mogło. Wszyscy wiedzieli, a co zrobią z tą informacją to już ich sprawa. Nawet jeśli będzie bolało, wytrzyma. Da radę. Musi wytrzymać, choćby po to, by zatruwać innym ludziom życie i codzienną egzystencję, by móc dalej obsesyjnie szukać w sklepach ubrań z wszystkim, co kojarzyło się z kotami.
Bez problemu.
Na jego usta wpłynął rozmarzony uśmiech, a on sam oddał się marzeniom o puszystych, futrzanych kulkach, które tak uroczo mruczały i łasiły się, by otrzymać nadprogramową porcję pieszczot, których, oczywiście, by im nie skąpił.
I właśnie wtedy, na tym idealnym obrazku pojawiła się rysa. Przerodziła się ona w imponującą siatkę pęknięć, gdy do uszu Rosjanina dopływały kolejne dźwięki, raniące swoją głośnością. Fuknął tylko i podniósł swoje ciało (bardziej przypominające zwłoki) z łóżka. Ruszył do drzwi, by ochrzanić tego kogoś, kto ośmielił się zniszczyć cudowną chwilę. A było tak pięknie...
Złapał za klamkę i już nabrał powietrza, by wydobyć z siebie wściekłe krzyki, gdy jakaś ruda szopa włosów rzuciła mu się na szyję.
- Idioto! Pomyślałeś chociaż chwilę o tym, co będę czuć, gdy pójdę do szpitala, a tam cię nie będzie!? - Yuri dopiero wtedy zorientował się, że ma do czynienia z Milą. Zapłakaną Milą, która moczyła jego czarną bluzę. - Martwiłam się.
Ostatnie zdanie było wymruczane tak cicho, że chłopak prawie go nie usłyszał, jednak słuch miał jeszcze dobry. Ten zlepek liter sprawił też, że jego serce zrobiło fikołka. Poczuł się po prostu potrzebny. Mila sprawiła, że ogarnęło go miłe ciepło.
Objął jej ciało ostrożnie, trochę nieporadnie, jakby w podziękowaniu, że wzbudziła w nim takie uczucia, bombardujące go w bardzo przyjemny sposób. Jedyne, co mu się nie podobało to to, że poczuł jak sam zaczyna płakać. Słone krople spływały mu po policzkach, wsiąkając we włosy dziewczyny.
I dobrze ci tak, pomyślał, to przez ciebie płaczę, wiedźmo.
Ostatni wyraz, mimo iż miał obrazić, wybrzmiał w jego głowie dość miękko.
W końcu Mila się odsunęła, ocierając mokrą twarz i rozmazując przy tym makijaż. Mimo to, na jej ustach gościł uśmiech.
- Nie rób tego nigdy. Bałam się o ciebie. - głos miała przepełniony troską.
Chciała coś jeszcze dodać, lecz wtedy jej spojrzenie padło na blondyna, który po chwili pełnej niepewności, przyciągnął ją do uścisku.
- Dziękuję - wyrwało się spomiędzy jego warg. - za wszystko i za... za to, że jesteś.
Zima bywa okrutna.
Sprawia, że zamarzają rzeki
I zamarzają serca.
Na szczęście wtedy przychodzi wiosna
Z ciepłym promieniem słońca.
[w końcu jakiś miły akcent]
[dziękuję wszystkim, którzy to czytają]
[czuję takie ciepełko, gdy myślę, że moje prace mogą umilić komuś czas]
[życzę miłego dnia!]
[niech uśmiech nie znika wam z twarzy, a jeśli nie widzicie do niego powodu, to niech ja będę waszym powodem]
[albo Yuri]
[dla tych, którzy idą do szkoły lub mają ciężki dzień, by mieli mnóstwo energii na przetrwanie osobistego piekła]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top