Rozdział 14
Do pomieszczenia wszedł kapitan. Usiadłam na łóżko, a on usiadł na krześle naprzeciwko mnie. Trwaliśmy przez chwilę w takiej ciszy. Starzec w końcu chwycił się dłoń jakby chciał rozmasować stare kości i spojrzał na mnie.
— Nie mam pojęcia od czego zacząć Mel. Minęło tyle lat...
W jego oczach dostrzegłam zmartwienie, nostalgię i tęsknotę, które próbował ukryć pod maską obojętności i władzy. Podszedł do biurka i wyciągnął z niej mały portret w ramce. Podał mi je do ręki.
— Od tego powinienem chyba zacząć. Nazywam się Therley Deran. Dawny alchemistrz i generał wojsk królewskich.
Na obrazie było sześć osób. Para królewska, która rządziła przed czerwonogłową ubrani w dostojne szaty. Królowa Amelia trzymająca na dłoniach dziecko w różowym zawiniątku, ubrana była w piękną błękitną niczym morze suknie do ziemi, prosta, ale majestatyczna. Król Henryk prezentował się nie gorzej, w dopasowanym garniturze do sukni żony trzymając ją w talii wyglądał jak urodzony monarcha. Po prawej stronie króla stał kapitan, który trzymał dłoń na ramieniu poprzedniego władcy w garniturze z wieloma odznaczeniami wojskowymi. W dali za królową Amelią stała obecna władczyni, w sukni w jej ulubionym czerwonym kolorze oraz w przeciwieństwie do Amelii, z bogato wysadzanymi diamentami, a obok niej jej córka Sophi. Wyglądała na pięć lat, zgadzałoby się, skoro teraz ma dwadzieścia dwa. Patrzyłam na parą królewską i kapitana ze wzruszeniem. Sama nie miałam pojęcia czemu. Przyjrzałam się dokładniej twarzy kapitana.
— Posłuchaj Mel...
— To ty! Ty jesteś wujkiem, który mnie zostawił! — zaczęłam krzyczeć na cały statek. Zerwałam się z kanapy nie przejmując się ranną nogą i stanęłam naprzeciwko wujka — Ty mnie zostawiłeś samej sobie jak miałam sześć lat! Zostawiłeś dziecko na śmierć, a sam zafundowałeś sobie wspaniałe życie na statku!? Ty stary i egoistyczny...
— Co się stało?! — Do środka wbiegł zaalarmowany Reagan, stanął obok mnie i zasłoną mnie ręką przed wujem.
— Meliora, posłuchaj mnie. Wiem, że nic mnie nie wytłumaczy, ale daj mi chociaż szansę wyjaśnić.
Na tą prośbę usiadłam z powrotem na kanapę, tym razem wraz z Reaganem, który bacznie przyglądał się staruszkowi. Therley wziął głęboki oddech.
— Musiałem uciekać. Gdybym cię wtedy ze sobą wziął mógłby cię narazić na niebezpieczeństwo...
Wujkowi przerwał Reagan z pytaniem o czym my mówimy, a kapitan z irytacji aż przymknął oczy, więc postanowiłam naświetlić sprawę.
—Zanim przygarnęli mnie rodzice Glorii to on się mną opiekował. Uczył zielarstwa i teraz pamiętam skąd umiałam sztuki walki. To po jego treningach mam do nich uraz. Zanim słońce zdążyło wstać, ja musiałam biegać wokół naszej chatki, by potem biegać z łukiem celując w miejsca wybrane przez wuja. Chatka nie była duża, przypominała bardzo tą co razem znaleźliśmy...To była ta chata prawda? Ta na skraju lasu pomiędzy pagórkami? — wuj skinął potwierdzająco na moje słowa — Jak ja mogłam zapomnieć? To, dlatego żołnierze wiedzieli, gdzie jesteśmy. Już znali to miejsce.
— Widzę, że muszę wam wytłumaczyć wprost. Już i tak bardzo wszystko się komplikuje więc zacznę od zera. Jestem bratem królowej Amelii i szwagrem króla Henryka, oraz twoim wujem Melioro... właściwie Maruello Avenlay. Następczyni tronu królestwa Avenlay. Obraz, który trzymasz w dłoni został wykonaniu w dniu twoich narodzin. Była to nasz najweselszy, a zarazem ostatni wspólny dzień. — Staruszek poprawił się na krześle i oparł łokieć o oparcie mebla. — Wszystko potem zaczęło się walić. Siostra twojego ojca, czyli króla miała za złe, że przez twoje narodziny nie otrzyma tronu. Uknuła spisek kilka miesięcy przed tym nim się narodziłaś. Otruła ciebie i twojego ojca na balu za twoją cześć. Twoja matka nie została otruta, miała w zwyczaju, że nie pije nic zorganizowanego na uczcie, której sama nie przygotowała. Nikt prócz mnie o tym nie wiedział, nawet twój ojciec. W twojej butelce wody była trucizna tak jak w kuflu Henryka. Na ciebie zadziała o wiele szybciej musieliśmy szybko działać. Udało nam się odratować ciebie, ale król Henryk nie miał tyle szczęścia.
Chwyciłam się za czoło i odrzuciłam głowę lekko do tyłu. Chciałam prawdę to ją dostałam od razu hurtowo. Moje dłonie zaczęły się lekko trząść pod wpływem emocji, które we mnie buzowały. Twarz jednak została nieodgadniona, prócz rąk mogła mnie zdradzić łza tocząca się po moim policzku. Starłam ją wierzchem trzęsącej dłoni i wzięłam głęboki wdech. Nie będę w stanie zrozumieć wszystkiego, póki nie znam całej prawdy.
— Dlaczego... — Głos mi się załamał, więc zanim kontynuowałam wzięłam jeszcze głębszy wdech niż poprzednio starając się zignorować narastającą gule w gardle — Dlaczego mnie zostawiłeś wujku? Samą, małą sześcioletnią dziewczynkę. Gdyby rodzice Glorii nie przyjęli mnie do domu... Co by było wtedy?
Wuj przetarł dłonią twarz. Dostrzegłam jak w jego oczach iskrzą się łzy. Było to dla niego równie ciężkie co dla mnie. Zerknęłam na siedzącego obok mnie na kanapie Reagana, który ręce miał złączone na kolanach a dłonie oparte na udach wpatrywał się w podłogę. Widziałam po jego profilu zaskoczenie i złość co spojrzał na wuja, a jego knykcie bielały z każdą sekundą. Kiedy staruszek miał już otwierać usta by wypowiedzieć jakiekolwiek wytłumaczenie albo chociażby wyjaśnienie całej sprawy, głos niespodziewanie zabrał Reagan podnosząc się dziarsko z siedzenia.
— Jak mogłeś?! Była jeszcze dzieckiem i to dziewczynką! Sądziłem, że niewybaczalnie postąpiłeś zostawiając mnie samemu sobie, gdy miałem zaledwie czternaście lat. Okazuje się, że mogłeś zrobić coś jeszcze gorszego. Ona jest następczynią tronu, a skończyła jako biedaczka, uciekinierka i omal nie została sprzedana na czarnym rynku.
Widocznie jego ta sytuacja również bardzo poruszyła. Szczególnie, że wszystko wyglądało prawie tak samo jak w moim przypadku. Usiadł gwałtownie z powrotem na miejsce chowając twarz w dłonie. Podszedł do nas Drek i stanął za plecami Therleya.
— A nam kazałeś zawsze pomagać opuszczonym dzieciom na tyle ile się da. Tymczasem zachowywałeś się jak sługusy Czerwonej — powiedział z pogardą krzykacz.
Kapitan uderzył pięścią w stół paraliżując wszystkich w pomieszczeniu. Cała nasza złość, strach i odraza również odleciała na dźwięk jego załamującego się głosu. Mimo, że z naszego życia w chatce pamiętam niewiele po za treningami oraz alchemią, to jestem prawie pewna, że nigdy nie widziałam go smutnego, a co dopiero płaczącego przy wszystkich ze ściśniętym gardłem.
— Nie miałem wyjścia! Rozumiecie! Nie mogłem was narażać! Zmieniłem ci imię Meliora, ale królowa wysyłała za mną szpiegów. Jak najszybciej nauczyłem cię czego mogłem byś dała radę przetrwać. Nie wiem czy to dzięki twoim treningom i wspaniałym umiejętnością bitewnym ci się udało, czy przez wrodzony urok osobisty i inteligencję, ale wiedziałem, że sobie poradzisz. Opuszczałem cię z ogromnym bólem serca. Obiecałem twojej matce, że cię ochronię nawet za cenę swojego życia, a zostawiłem cię samą. Podobnie było z tobą Reagan, wyszkoliłem cię jak najlepiej umiałem i zostałeś wspaniałym wojownikiem. Kiedy żołnierze znowu mnie odnaleźli z tobą chcieliby cię zatrzymać i zabić przy najbliższej okazji w zamian za rąbek informacji o mnie albo Meliorze. Żeby nie popełnić już błędu z osadzeniem się na stałe postanowiłem kupić statek. Zebrałem moją załogę. Pomogłem im wrócić na dobrą ścieżkę i starałem się jak najlepiej umiałem by nigdy nie powtórzyli moich błędów.
Wujowi brakło sił na dalsze tłumaczenia. Ciche łkanie zamieniało się w pochlipywanie i cichy płacz co nieudolnie próbował zamaskować kaszlem i rękami zasłaniającymi twarz. Drek dotknął jego ramienia w geście wsparcia i spojrzał na nas.
— Szukaliśmy cię Mel. Odkąd kapitan tylko był w stanie cumowaliśmy do każdego portu i wychodziliśmy na poszukiwania dziewczyny, której nigdy nie widzieliśmy w nadziei, że zrządzenie losu pomoże wam się z kapitanem odnaleźć i upewnić, że jesteś bezpieczna. O Reaganie dowiedzieliśmy się z listów gończych, że nie źle sobie radzi jako złodziejaszek. Stwierdziliśmy, że jakbyś tylko chciał odnalazłbyś swojego mistrza.
Miał rację. Mieli we wszystkim rację. Gdyby mnie zabrał byłabym obciążeniem i istniałoby większe ryzyko odnalezienia nas. Nikt nie szukałby samotnej małej księżniczki tylko starca z dzieckiem. W ten sposób byłam bezpieczna i anonimowa przez te wszystkie lata. Widok załamanego mężczyzny, który przez te siedemnaście lat był sam ze wszystkim troskami, złamał mnie. Podbiegłam do niego mocno tuląc, na co objął mnie równie mocno. Oboje płakaliśmy tak długi czas w swoich ramionach. Wreszcie odnaleźliśmy namiastkę rodziny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top