Rozdział 12

W tym samym czasie....

— Rusz się dziwko! Królowa cię wzywa!

Dziewczyna została brutalnie pociągnięta w góry za swoje piękne brunatne włosy. Mimo ogromnego zaniedbania od urodzenia były lśniące, zdrowe i gęste, nawet teraz, brudne, skąpane w kałużach i resztkach jedzenia, którymi była obrzucana, jej włosy wyglądały bardzo dobrze.

Wstała o własnych siłach, których było już na wyczerpaniu i podążała za strażnikiem. W ciągu tych kilku tygodni... może miesięcy zrozumiała, że wszelki opór jest bezcelowy. Straciła poczucie czasu, odkąd tu niechybnie trafiła. Głód, który doświadczała zanim tu przybyła był uczuciem pełnego żołądka w porównaniu z tym co czuła teraz na co dzień. Dzień bez nowej rany, siniaka, zwichniętej a nawet złamanej kości nie istniał. Mama zawsze jej powtarzała, że uczciwe, uparte, piękne i zdrowe dziewczęta jak ona, mają zawsze długie życie i są bardzo wytrwałe. Żałowała tego ze taka była. Chciałaby być słaba, wtedy jej męki skróciłyby się już dawno. Przez jej wytrzymały organizm i odpowiednie uderzenia żołnierzy sprawiały, że błagała o śmierć.

Przekroczyła próg komnaty królowej w brudnej sukience. Cóż, sukience już tego nazwać nie można było tylko resztką lnianego materiału, który kiedyś kolorem przypominał biel. Teraz jest to najwyżej kawałek szmaty zakrywające fragmenty ciała dziewczyny. Odzież ta rzecz jasna nie miała chronić przed zimnem więziennych lochów tylko przed nagością. Zastanawiała się tylko po co, jak już chyba każdy ze strażników widział to co chciał zobaczyć. Do jej oczu nie napływały już łzy, stała się zimnym kawałkiem bladego papieru. Cera kiedyś promienna, jędrna z ciemną karnacją. Dziś, szara popielata twarz, sprawiająca wrażenie rozsypującej się w proch z bardzo wyraźnymi kośćmi.

Spojrzała na swojego kata, który nie miał litości i niszczył ją z dnia na dzień tak jak jej wszystkich znajomych z dawnego życia, którzy również tu przebywają. Ją traktowano specjalnie ze względu na jej dawną bliską znajomość z pewną osobą.

— Gloria, moje drogie dziecko... — Zaczęła królowa jak zwykle delikatnym i spokojnym głosem. Gloria nauczyła się już toku tych przesłuchań. Miły początek, rozmowa o jej samopoczuciu, a raczej monolog. Potem opowieść o królowej i wejście w przesłuchanie. Kiedy nie trafisz z odpowiedziami albo królowa ma zły humor dochodzi do rękoczynów, wyzwisk i kar na kolejne dni.

Norma.

— Zmizerniałaś kochanie. Nie jesz tego co straże przynoszą? Zwiększyłam wasze posiłki do dwóch dziennie, czy to nie wspaniale, hm?

Stukot powolnie przechodzących się butów wypełniał uszy Glori. Uniosła wzrok na burze czerwonych niczym krew włosów i zielone zwężone oczy okolone czarnym makijażem. Majestatyczna suknia z drogocennymi kamieniami za którą zwykły chłop mógłby ustatkować do końca życia rodzinę i zostałoby dla dzieci, dla niej była codziennym ubiorem. Gdy były bankiety, nawet nie pozwalała zbliżać się do siebie za nad to, nie mówiąc już o ludziach trzymających w tym czasie jakieś trunki w dłoniach.

— Tak, Pani.

Przestała walczyć. Straciła nadzieję na ucieczkę, ratunek, dalsze życie. Jedyne co ją różniło od trupa była ledwo płynąca krew w jej żyłach i chęć zemsty na osobie, przez którą musiała wraz z resztą królestwa przechodzić.

— Jestem królową od siedemnastu lat. Od ponad dekady żądze wraz z moją córką jako litościwa i wspaniała władczyni, jednakże... — Huk spowodowany uderzającym czubkiem noża o biurko nawet trochę nie zaskoczyło Glorii. — ... to wszystko może runąć przez jedną, jedyną osobę. Obie wiemy kogo.

— Meliorę

Głos, który wypuścił usta Glori przypominało tarcie papieru ściernego o drugi, ale szept był na tyle wyraźny, że usłyszeć można było odrazę, złość i drwinę.

— Dokładnie, mamy jeden cel Gloria. Powiedz nam co o niej wiesz.

— Powiedziałam już wszystko, zostałyśmy rozdzielone. Nie wiem, gdzie się teraz znajduje. Nie ma żadnej rodziny...

— Bzdura!

Uderzenie w policzek.

Nie trafiła z odpowiedzią.

— Ma rodzinę, jedyna żyjąca osoba, której raz nie złapałam, ukrywa się od siedemnastu lat nadzwyczaj skutecznie. Jeżeli się odnajdą... nie ujrzysz światła do końca życia. Chyba, że pomożesz mi ją odnaleźć. Oddam ci twoją wolność.

Meliora. Gdy razem uciekały rozdzieliły się. Nie wróciła po nią, mimo że pewnie szybko zorientowała się, że ucieka sama. Zostawiła Glorię na statku. Tamtą noc zapamięta do końca życia. Królowa, u której razem z Meliorą pracowały sama przeprowadziła na siebie atak by mieć pretekst to złapania i zabicia Meliory. Obywatele z poza zamku nie mają pojęcia kto i czemu przeprowadził zamach i modlą się by ewakuowani byli bezpieczni. Tymczasem wszyscy skończyli w lochach przesłuchiwani o nią i jej miejsce pobytu. Gloria poprzysięgła sobie, że jak tylko ujrzy jeszcze Meliorę, własnoręcznie ją zabije.

— Zgoda.

Krwawa królowa uśmiechnęła się pod nosem złowieszczo. Wyprostowała się i ponownie zaczęła chodzić po komnacie. Usiadła za swoim ogromnym biurkiem. Kazała odprowadzić Meliorę do komnaty, którą dziś dostanie i pomóc jej się przygotować na ponowne spotkanie z królową. Gdy straż zabrała dziewczynę zgodnie z rozkazem do królowej wszedł jej doradca.

— Zgodziła się? — zapytał staruszek z kozią siwą bródką, w pięknym granatowym stroju służbowym.

Królowa stanęła przy oknie. Obserwowała widoczną wioskę. W głowie pojawiła się jej myśl, że jej poddani za mało się jej boją i nie wywołuje odpowiedniego respektu wśród nich. Jak wiadomo owieczki na za dużej wolności, mają gdzieś pasterza. Dlatego trzeba je uwiązać blisko niego. Jedyne kto może zagrozić pasterzowi, jest jedna czarna owca, która uciekła.

— Nie miała wyboru. Sądzę, że i tak długo wytrzymała — odpowiedziała krwisto włosa.

— Mamy mało czasu, kiedy Meliora pozna prawdę, nie podda się i będzie chciała tu wrócić.

— Nie zdąży. Idź przypilnuj, żeby więzienne owieczki trochę odsapnęły.

Doradca wyszedł. Królowa podeszła do półki za kurtyną i wyciągnęła swoje ulubione wino. Nalała pełny kieliszek i uniosła lekko głowę. Nad półkami pełnymi różnych trunków wisiał portret rodziny królewskiej. Przyjrzała się baczniej jednej osobie. Uniosła kieliszek ku górze tak, jakby wznosiła toast.

— Już niedługo moja droga bratanico. Już niedługo się spotkamy, a wtedy módl się żebyś wiedziała o sobie więcej. Zabawa z bezbronnym to żadna zabawa. — przesunęła wzrokiem po wymalowanych twarzach i znalazła tą która ją interesowała — Prawda Henryku? Szkoda, że nasza zabawa trwała tak krótką. Oby twoja córka miała więcej silnej woli po matce.

Wzniosła toast i wypiła cały kieliszek. Sięgnęła do kieszeni w sukni i wyjęła złoty zegarek na takim samym łańcuszku. Starczy jej czasu do kolejnych odwiedzin.

Traktowała takie dni jak ten niczym zjazd rodzinny. Najpierw rozmawiała z bliskimi więźniami królewskiej rodziny, potem patrzyła na twarze jej wrogów, tak jakby chciała je sobie dokładnie wyryć w pamięci, a na koniec odwiedzała głównie zainteresowaną.

Weszła na jedyną wieże, która ostała się przy sabotowanym ataku. Długie kręte schodzi i dwie ściany z krat sprawiały wrażenie nie kończących się. Królowa, jednak znała te drogę za dobrze. Otworzyła wielkie drzwi i rozejrzała się. Skromny pokój z biurkiem stosem kartek i tuszem, płytą kamienną, która miała być łóżkiem i regałem na książki. Na parapecie z oknem w kraty siedziała już podstarzała długo-włosa blondynka. Pustym wzrokiem patrzyła na jej dawnych poddanych z których radość wyparowała siedemnaście lat temu. Nie zwróciła uwagę na swojego gościa.

— Witaj Amelio, niezmiernie cieszę się, że cię widzę.

— Odpowiedziałabym to samo droga Cornelio, ale nie mam w zwyczaju kłamać na powitanie.

Czerwona zaśmiała się szorstko.

— Chciałbym, żeby twoja córka miała równie głupie poczucie humoru co ty.

Na wspomnienie córki, Amelia lekko drgnęła. Zeszła z parapetu, wyprostowała swoją prostą szarą suknie i spojrzała na rozmówczynie.

— Co z nią?

— Jeszcze jej nie złapałam więc pewnie dobrze. Jednak lada dzień przejdzie przez ten próg i wtedy będę się zastanawiać co z nią zrobić. Ciekawa jestem, ile odziedziczyła po tobie a ile po Henryku.

— Zabiłaś mojego męża, rozdzieliłaś nas z córką, trzymasz mnie pod kluczem zamiast zabić. Czego jeszcze chcesz od niej?!

Była królowa podniosła głos, a do jej oczu napłynęły łzy. Co może zniszczyć każdego człowieka? Bezradność, bezsilność i bezbronność. Te trzy rzeczy zniszczą nawet najsilniejszego człowieka.

— Popełniłaś błąd moja droga. Chcąc zrobić ją silniejszą i uczynić jej życie bezpieczne, tylko sprawiliście, że będzie cierpieć równie, albo jeszcze mocniej od was.

Królowa wyszła z komnaty zostawiając swoją szwagierkę. Od lat próbuje ją złamać. Zabicie Henryka było tylko upewnieniem się, że Amelia powie jej cokolwiek o tym co się wydarzyło w dniu narodzin Meliory. Jednak cała rodzina Avenlay to uparci i mocno lojalni ludzie. Dlatego spokojnie poczeka na samo źródełko problemów i zniszczy je od korzeni. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top