Moja




Po 3 dniach przybył doradca Alfy Leśnych Duchów z paroma wilkami.

- Gdzie wasz Alfa? - spytała marszcząc brwi niezadowolona.
- Nie twoja sprawa, dziewucho! Zaprowadź mnie do Alfy! - warknął doradca prężąc się niczym urażony paw, że musi rozmawiać z kobietą. Nie zrobiło to jednak na niej wrażenia, jako kobieta przyzwyczaiła się do takich sytuacji i nie brała ich do siebie, jednak... szacunek to coś czego wymagała zawsze.

- Zważ na słowa, doradco, przebywając na moich ziemiach, w mych domu, Luny i Alfy tego stada - powiedziała spokojnie, z wyższością, jednak jej wzrok był ostry jak bicz. Znała swoją siłę i z łatwością, by sobie poradziła z podrzędnym wilkołakiem. Jej postawa i słowa zmroziły mężczyzne, który tym razem odezwał się z pokorą.

- Wybacz mi, Luno, nie wiedziałem, że to ty, ani że ta wataha nie ma Alfy

- Jak to się stało skoro nie tak dawno byliśmy w przymierzu z Alfą Andrew?

- Były Alfa był skryty i sam prowadził politykę... - wyjąkał.

- A więc... gdzie twój Alfa? - powtórzyła pytanie już zniecierpliwiona.

- Alfę coś zatrzymało, ale przybędzie jeszcze dziś w nocy, jeśli chcesz pani możesz zaczekać...

- Zobaczymy się po śniadaniu jutro, przyślę je do waszych pokoi - prychnęła i odeszła bez pożegnania kiwając na Alice by się nimi zajęła. Chcieli ją upokorzyć zmuszając do czekania, jednak nie ma takiej możliwości. Duma jej nie pozwala, a także stanowisko. Dziś specjalnie szybko się położy, mimo że normalnie kładła się spać po pierwszej w nocy. Weszła do swoich pokoi gdzie wzięła kąpiel i przebrana w bawełnianą granatową piżamę się położyła. Plan był dobry jednak gorzej z wykonaniem. Od lat miała problemy ze snem. Po dwóch godzinach przewracania się z boku na bok, usiadła w fotelu niedaleko okna z książką. Czytała stare legendy o Pani księżyc i pierwszych wilkołakach, oraz miłości. Tylko w książkach sobie pozwalała na takie rzeczy, tam to było bezpieczne i zawsze się kończyło dobrze. Nie wiedziała, że jest obserwowana, przez wielkiego czarnego wilka stojącego na podwórze. Alfa Chris dopiero co się zjawił i upajał się wszechobecnym słodkim zapachem, gdzieś tu mieszka jego mate. Z tej obsesji wyrwał do widok Luny tego stada. Lekko ubodło go, że na niego nie czekała jednak rozumiał, że nie mogła okazać słabości. Jutro się z nią zmierzy, a pierwszym warunkiem do zawarcia przymierza będzie jego mate. Miewał kochanki, ale wiedział, że zostawi je w jednej chwili dla mate. To jedna kobieta na całym świecie przeznaczona dla niego, nie zaprzepaści tego daru dla jakiś zdzir. Widział miłość jego ojca i matki i rozumiał, że to jest wyjątkowe. Jednak nie był słodkim romantykiem, nie da by kobieta mu weszła na głowę. Uśmiechnął się i pobiegł do swojego pokoju.

Rankiem po śniadaniu Cassandra patrzyła w okno w swoim gabinecie, gdy Alice oznajmiła.

- Alfa przybył.
-Wpuść go i nas zostaw - powiedziała nie odwracając się. Po chwili gdy już się miała odwrócić usłyszała warkot - MOJA



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top