Rozdział 2
Wreszcie nadszedł ten wielki dzień, kiedy skończyłam ten rozdział. Zalegał mi ponad miesiąc (pewnie to do dwóch już dochodziło, ale to szczegół) na pulpicie i nie wiedziałam jak się do niego zabrać, ale dziś się tak uparłam, że w końcu go dopisałam. Mam tylko nadzieję, iż da się to przeczytać haha
******************************
Naruto jeszcze długo po powrocie na komisariat nie mógł zapomnieć o Sasuke. Obraz niewidomego chłopaka, który mimo wszystko tak dobrze sobie radził, a dodajmy jeszcze, że tak mu przyłożył, nie chciał opuścić jego głowy, skutecznie utrudniając skupienie się na czymkolwiek. Dlatego też, wcale się nie zdziwił kiedy zaledwie kilkanaście minut przez zakończeniem swojej zmiany został wezwany do Orochimaru. Zastanawiał się tylko, który protokół spaprał do tego stopnia, że Wąż się nim zainteresował. Przecież nic nie mogło być gorsze od tych, które przygotowywał czasami Sai... W końcu rysowanie penisów na marginesach służbowych notatek jest dużo mniej profesjonalne niż kilka, no może kilkanaście przekreślonych zdań... No i jeszcze ta składnia jak u przedszkolaka... I tamten mały błąd ortograficzny albo dwa, albo dwadzieścia... O! Przecież jeszcze istnieje coś takiego jak duże litery na początku nazw własnych... Cholera, może rzeczywiście jego dzisiejsze protokoły były do dupy... Ale przecież się je poprawi! Co się nie poprawi, jak się poprawi! Nie było, więc czym się martwić i z takim przeświadczeniem wszedł do gabinetu przełożonego.
Stwierdzić, że Uzumaki czuł się niekomfortowo czekając tam na Orochimaru byłoby sporym niedopowiedzeniem. On za każdym razem kiedy przebywał w tym pomieszczeniu, czuł dosłownie ciarki obrzydzenia na całym ciele. Nie to żeby nie lubił zwierząt, ale jak patrzył na te długie, oślizłe, pokryte łuskami ciała, miał wrażenie, iż przez najbliższy tydzień nie przełknie nawet najmniejszej porcji ramen. A przecież ramen było sensem jego życia! Jednak siedzenie przy tym przeklętym biurku ze świadomością, że za tobą i obok ciebie, a w sumie, to przed tobą też, znajdują się te małe więzienia dla węży, nie wpływało korzystnie na jego apetyt. Kto w ogóle pozwolił Orochimaru trzymać te wszystkie terraria w gabinecie? Czy tym nie powinna zainteresować się Państwowa Inspekcja Sanitarna albo Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami? Ktokolwiek! Byle zabrać te gady z dala od komisariatu...
- Naruto – usłyszał nagle za sobą i aż podskoczył na zajmowanym przez siebie krzesełku.
Tak bardzo skupił się na wewnętrznym narzekaniu na węże Orochimaru, że nawet nie zauważył kiedy wrócił właściciel gabinetu. Tak w ogóle, czy mu się tylko wydawało, czy jego szef ma ciut przydługą szyję? I jakby czasami, tak mu się syczało między wypowiadanymi wyrazami...
- Wyjaśnisz mi to? – zapytał go wskazując na teczkę z oddanym przez niego protokołem z dzisiejszego przesłuchania. Dzięki temu Naruto przynajmniej wyrwał się z rozważań, które zdecydowanie biegły w złym kierunku...
- Aaa... to... to... Masz nowego węża? – zagadnął uśmiechając się promiennie do Orochimaru i licząc, że powali go urokiem osobistym albo zagada do znudzenia, zanim ten każde mu poprawiać te wszystkie formularze – Piękny! Cóż to za gatunek? Wiesz, szefie, ja to się za bardzo nie znam na tych maszkar... znaczy, na takich cudownych stworzeniach, ale ten jest bardzo ładny. Tak! To naprawdę ładny wąż. Ma jakieś imię?
- Manda, ale...
- O, Manda! Bardzo mu pasuje! Idealnie oddaje jego... – klepał dalej jak najęty jednocześnie udając, że nie widzi jak wąż, o którym rozmawiali przypatruje mu się uważnie. Czyżby ten gad wyczuwał, że kłamie w żywe oczy jego właścicielowi?!
- Nie przeciągaj struny, Uzumaki – warknął Orochimaru, jednak ten ani myślał się tak łatwo poddać. Nie miał zamiaru jeszcze raz odwalać, tej samej roboty! Co to, to nie.
- A jak tam Sai? Nie widziałem go od czasu jak wróciłem... Żyje jeszcze? – zapytał po raz kolejny się uśmiechając.
- Nie, utopiłem go w wiadrze farby – oznajmił złowieszczym tonem Orochimaru najwidoczniej licząc, że w ten sposób zakończy dyskusję. Ale przecież jego przeciwnikiem był nie kto inny, jak mistrz paplania bez sensu, sam Naruto Uzumaki!
- Zdarza się. Dobrze, że mu nie wsadziłeś pędzla w... zresztą, nieważne gdzie. – orzekł po chwili zastanawiając się nad kolejnym krokiem – Wiesz, szefie, bo tak dzisiaj sobie siedziałem i myślałem, ale pracowałem też, żeby nie było! W każdym razie, przydałby nam się remont na komisariacie! I malowanie! Te grafitowe ściany są przygnębiające. Ja to bym na pomarańczowo przemalował, co ty na to? Ożywimy wizerunek naszej komendy.
- Powiesz mi co dzisiaj w ciebie wstąpiło? – zapytał wreszcie Orochimaru wzdychając i przyglądając mu się uważniej. A w Naruto z każdą upływającą sekundą tej obserwacji rosło bardzo nieprzyjemne uczucie. Ten facet nawet nie mrugał! On był jakiś zmutowany, jak nic! Ale z drugiej strony, czego by o nim nie mówić, zawsze potrafił wyczuć, że coś jest nie tak z jego pracownikami. Miał też dość nieprzyjemny zwyczaj męczenia ich wtedy, aż nie powiedzą o co chodzi... Fakt, że zazwyczaj starał się pomagać, ale mimo to Naruto miał teraz wrażenie, jakby był na przesłuchaniu i wcale mu się to nie podobało.
- Oj, bo taki jakiś zamyślony jestem...
- Jakieś problemy z byłą żoną? – rzucił bez żadnych wstępów Wąż. Naruto już dawno zauważył, że mężczyzna nie sili się na żadne uprzejmości ani nie przebiera w słowach. Poza tym pojęcia delikatności czy taktu są mu obce, więc i tym pytaniem nie był szczególnie zdziwiony.
- Nie.
- Z przyszłą?
- Nie.
- To z kim?
- A bo spotkałem dzisiaj Sasuke Uchihę i tak sobie o nim myślę... Ale to nic zdrożnego! Ja to nie Kakashi – zastrzegł od razu widząc sugestywny uśmiech Węża. Przecież chciał tylko powiedzieć, że zastanawia się jak chłopak sobie radzi, a nie że zamierza go zaciągnąć do łóżka! Co było z tym facetem nie tak, że od razu jedno przychodziło mu do głowy?! Jakiś niewyżyty, czy co?
- Nie mnie oceniać – oznajmił Orochimaru podejrzanie pobłażliwym tonem – Nie mam nic do homoseksualistów. A Sasuke, w sumie jak każdy Uchiha, jest całkiem przyjemny dla oka...
- No i bardzo dobrze, że nikogo nie dyskryminujesz– zapewnił szybko Naruto podłapując przy tym kolejną szansę na wyratowanie się od poprawiania protokołów – Ja też jestem bardzo tolerancyjny – oznajmił z przekonaniem. Niestety, jak to z nim zwykle bywało, nie wiedział kiedy powinien zamknąć usta... - I do zoofilów też nic nie mam! Znaczy, no może i te twoje węże są dość... Cholera... – mruknął jeszcze tylko uświadamiając sobie co powiedział.
- Bezpłatne nadgodziny, mówi ci to coś, Uzumaki? Od dziś, do końca przyszłego miesiąca – usłyszał wreszcie wyrok, od którego nie było odwołania – I poprawisz nie tylko swoje raporty, ale te Saia również.
----------------------------------------------
I tak właśnie Naruto wylądował w piekle... Codzienne, dwunastogodzinne dyżury na komisariacie, przy akompaniamencie licznych docinków kolegów, bo oczywiście jego gafa lotem błyskawicy rozniosła się wśród funkcjonariuszy. Teraz był na komendzie nawet większą atrakcją, niż te przeklęte węże Orochimaru. A to wszystko była ich wina! Oślizłe gady! A ich właściciel, wcale nie lepszy! Przecież gdyby Wąż nie gapił się na nie tak, jak na ósmy cud świata, to i Naruto by niczego głupiego nie palnął!
W każdym razie, właśnie podczas jednego z takich dyżurów odwiedził go na komisariacie zupełnie niespodziewany gość. Siedział właśnie przy jednym z biurek przepisując kolejny z rzędu raport i namiętnie wyklinając swój zbyt długi język, kiedy wezwano go do dyżurki. Niechętnie oderwał się od pracy, gdyż był przekonany, że to nie będzie żadna istotna sprawa, więc tylko zmarnuje czas, który mógł wykorzystać na kończenie swojego zajęcia, żeby później mieć dłuższą przerwę. Ale nie, bo po co mu taki luksus! Przecież Uzumaki musi mieć wiecznie pod górkę!
- Co się stało? – zapytał znudzonym głosem kiedy tylko pojawił się we wskazanym pokoju.
- Ten chłopak – funkcjonariusz, którego imienia nawet Naruto nie zapamiętał, wskazał na siedzącego w poczekalni chłopaka. Uzumaki od razu rozpoznał w nim Sasuke Uchihę – twierdzi, że Sai zostawił dla niego wyniki jakiejś ekspertyzy, ale nigdzie nie mogę ich znaleźć. Słyszałeś coś o tym?
Naruto w jednej chwili przypomniał sobie czerwony pakunek, który Sai miał dać Kakashiemu żeby pobrał z niego odciski palców. Ale tak po prawdzie, to nie kojarzył co stało się z nim dalej i czy faktycznie przeprowadzono na nim jakiekolwiek badania, bo po aferze z Orochimaru był tak wściekły, że wyleciało mu to z głowy.
- Zajmę się tym – rzucił tylko wychodząc do poczekalni.
Kiedy otworzył drzwi Uchiha od razu podniósł głowę i skierował ją w jego stronę, nie odezwał się jednak. Tym razem nie miał okularów, więc Naruto miał okazję zobaczyć jego oczy. W zasadzie, to nie wiedział czego się spodziewać, ale były po prostu czarne. Fakt, że ich kolor był bardzo matowy, ale dzięki temu niezwykły. Nigdy wcześniej nie widział takich oczu i w tej chwili nawet nie pomyślał, że to musi być skutek tego, że chłopak stracił wzrok. Podobał mu się ten odcień czerni. Przystanął na chwilę i zapatrzył na Sasuke jakby zapominając po co przyszedł i dopiero kiedy zobaczył jak ten zaciska usta zdał sobie sprawę, że musi się odezwać, bo inaczej Uchiha nie będzie nawet wiedział z kim ma do czynienia.
- Wybacz – powiedział w końcu drapiąc się po karku, a później podszedł do niego – Jestem Naruto Uzumaki...
- Spotkaliśmy się już – przerwał mu Sasuke wstając i wyciągając przed siebie rękę. Naruto bez chwili wahania ją uścisnął zauważając przy okazji, że tym razem nie było na niej żadnego plastra.
- Nie przedstawiłem się wtedy – przypomniał Uzumaki odtwarzając sobie w pamięci ich rozmowę, a raczej krótką wymianę zdań, bo nazwanie tego rozmową byłby sporym wyolbrzymieniem.
- Poznałem po głosie – wyjaśnił Sasuke.
W zasadzie to Uchiha ciągle się sobie dziwił, że tak łatwo rozpoznał głos przypadkowo spotkanego faceta, ale było w nim coś takiego, iż łatwo zapadł mu w pamięć. Nie wiedział nawet o co dokładnie chodziło. To nie była tylko jego barwa, ale też wysokość używanych dźwięków, akcenty, cały sposób wypowiedzi, a nawet budowa zdań. Przede wszystkim jednak zapamiętał to, że z jego głosu bez problemu był w stanie wyłapać emocje. Od kiedy stracił wzrok naprawdę zaczął zwracać uwagę na takie rzeczy i już po kilku wypowiedziach potrafił sobie wyrobić zdanie o danej osobie. Wcześniej tego nie zauważał. To znaczy zdawał sobie sprawę, że w zależności od wykształcenia czy środowiska z jakiego pochodzą, ludzie mówią w różny sposób, ale nic poza tym. Teraz z kolei, słyszał dużo więcej. Nie liczyła się sama treść wypowiadanego komunikatu, ale też radość, smutek, złość, niepewność, szczerość lub jej brak... Każda emocja ukryta między wypowiadanymi wyrazami. To wszystko można było wyłapać, jeśli tylko słuchało się odpowiednio.
- Saia nie ma, ale poszukam u niego tej ekspertyzy. Chodzi o ten czerwony prezent, tak? – zapytał go w którejś chwili Uzumaki wyrywając tym samym z rozmyślań.
- Tak, ale nie wiem czy był czerwony. Wyobraź sobie, że rozróżnianie kolorów nie jest moją mocną stroną – oznajmił wstając i kierując się w stronę wejścia do drugiej części komisariatu. Tej gdzie znajdowały się biura funkcjonariuszy.
- Eee... przepraszam?
- Za co? – zdziwił się Sasuke słysząc zakłopotanie w głosie swojego rozmówcy i dopiero wtedy uświadomił sobie jak musiała zabrzmieć jego wcześniejsza uwaga. Mimo tych pięciu lat, od kiedy stracił wzrok, ciągle nie przyzwyczaił się do tego, że inni nie reagują dobrze na takie jego stwierdzenia. A może to z nim było coś nie tak i nie powinien odpowiadać w taki sposób? Cóż, ciężko było mu ocenić... Bądź co bądź, problem polegał na tym, że często mówił coś, co dla niego było oczywiste, nie zastanawiając się jak może odebrać to ktoś inny. Przecież prawda była taka, że nie rozróżniał kolorów, bo był niewidomy. Niby oczywiste, ale najwidoczniej Naruto odebrał to stwierdzenie jako kontratak na jego wypowiedź...
- No, ja...
- Nieważne. Co z tymi wynikami?
Naruto darował sobie dalsze pytania nie chcąc wprowadzać jeszcze bardziej napiętej atmosfery. Choć w zasadzie, to napiętej dla niego, bo Sasuke w ogóle nie wyglądał na urażonego czy zirytowanego tą dziwną wymianą zdań. Szli dość wolno w kierunku gabinetu Saia, a on korzystał z okazji żeby obserwować Uchihę. Ciągle był pod wrażeniem tego jak sprawnie się porusza. Jego laska spoczywała niezmiennie w prawej dłoni i tylko co jakiś czas, delikatnie poruszał nią na boki, jakby upewniając się, że niczego tam nie ma. Również po dotarciu do właściwego pomieszczenia Sasuke bezbłędnie podszedł wprost do krzesełka przy biurku i usiadł. Naruto z kolei jeszcze przez chwilę przyglądał się chłopakowi, a później zaczął przeszukiwać segregator, który był opatrzony odpowiednią etykietką.
- Bardzo swobodnie się poruszasz – zaczął w końcu nie mogąc już wysiedzieć w takiej ciszy, a że ta kwestia nie dawała mu spokoju od czasu ich pierwszego spotkania, to nie mógł się powstrzymać żeby o tym nie wspomnieć.
- Kiedyś często tutaj bywałem z Itachim, a po jego śmierci jeszcze częściej – szepnął w końcu w odpowiedzi – Mam bardzo dobrą pamięć, to wiele ułatwia. Zapamiętuję rozmieszczenie pomieszczeń, korytarzy, drzwi, mebli, wszystkiego i o ile zbyt często się czegoś nie przestawia, jestem w stanie poruszać się nawet bez laski. Oczywiście nie na ulicach ani w żadnych zatłoczonych miejscach, ale powiedzmy, że funkcjonuje normalnie. Z kolei tam gdzie sam sobie nie radzę, pomaga mi Sakura.
- Dziewczyna? – zapytał ciągle kartkując segregator jednak kątem oka spojrzał na Sasuke. Musiał przyznać, że Orochimaru miał racę mówiąc, że Uchiha jest przystojny.
- Broń Boże! – rzucił błyskawicznie chłopak lekko się przy tym uśmiechając – Nawet nigdy jej nie widziałem – dodał po chwili, na co Naruto lekko się skrzywił. Nie do końca rozumiał dlaczego Sasuke dobiera słowa akurat w taki sposób. On odbierał to trochę tak, jakby Uchiha sam siebie piętnował za swoją niepełnosprawność, ale nie chciał tego roztrząsać. W sumie, jakby na to nie patrzeć, nawet go nie znał, więc to chyba nie była jego sprawa. – To wolontariuszka, która czasami mnie odwiedza. Gdybyś szukał dziewczyny, to mogę cię przedstawić. Jest całkiem bystra i podobno ładna, ale to już sobie sam ocenisz.
- Chyba jednak podziękuję – rzekł w końcu zaczynając od początku przeszukiwać ekspertyzy, bo za pierwszym razem nie trafił na właściwą.
Przez dłuższą chwilę siedzieli w ciszy, a Naruto zdążył przejrzeć segregator dwa razy. Przetrząsnął również biurko Saia i połowę szafki z aktami zakończonych śledztw. Niestety, nic nie znalazł. Wraz z każdą upływającą minutą dochodził do coraz większego przekonania, że coś mu się w tej sprawie nie podobało. Od czasu tamtego spotkania z Uchihą minęły ponad dwa tygodnie, więc nawet przy tempie pracy ich laboratorium, ekspertyza powinna być gotowa już dawno. Swoją drogą ani Kakashi, ani tym bardziej Sai, po tym incydencie, nie wspomnieli choćby słowem o Sasuke... Coś tu nie grało. Zdecydowanie, coś nie grało.
- Jeśli jej nie ma, to trudno. Pogadam z Saiem innym razem – oznajmił w końcu Uchiha, a Naruto tylko skinął głową i odprowadził go do wyjścia ciągle pogrążony w myślach. Coś mu ewidentnie nie dawało spokoju w związku z tą ekspertyzą, nie chciał jednak wtajemniczać w to postronnych osób.
------------------------------
- Widziałem się wczoraj z Sasuke Uchihą – oznajmił następnego dnia Saiowi, zanim ten zdążył się chociażby przywitać – Pytał o wyniki badań z tej paczki, którą tu przyniósł, wiesz co z nimi? Nigdzie nie mogłem ich znaleźć żeby cokolwiek mu powiedzieć.
- Dopiero dzisiaj je odebrałem – odparł podając mu teczkę z wynikami, z których jasno wynikało, że były tam tylko odciski palców Sasuke.
- Nie uważasz, że długo im to zajęło? – zapytał w końcu. Sam nie wiedział o co mu chodzi, że tak usilnie chciał się do czegoś przyczepić, ale jego szósty zmysł podpowiadał mu, iż za tą paczką kryje się coś więcej. Nie miał tylko pojęcia czego mogłoby to dotyczyć. Jeszcze nie miał pojęcia. Ale jednego było pewne, miał przeczucie, a jego przeczucia nigdy się nie myliły.
- Anko miała kilka dni wolnego. Nie przejmuj się tym. Sasuke od pięciu lat przynosi nam taką na każde swoje urodziny i nigdy nie ma na nich żadnych śladów. Poza tym nikt mu nie grozi, nie śledzi ani nic z tych rzeczy. Żyje jak każdy – wyjaśnił, a kiedy zobaczył pytający wzrok Uzumakiego dodał - W każdej z tych paczek jest jakaś książka z zakładką zrobioną z kruczego pióra. Nikt do końca nie wie o co w tym chodzi, ale pomijając, że jest to dziwne, to nic się za tym nie kryje. Obstawiałbym nawet, że to jakiś głupi pomysł Obito, żeby zapełnić pustkę po Itachim, bo on też kiedyś robił Sasuke takie prezenty. Ale mniejsza o to, z tym debilem nawet nie warto gadać, żeby o to zapytać. Poza tym, pewnie słyszałeś o Obito i Madarze Uchiha, nie? Więc oni zajmują się Sasuke po śmierci Itachiego i dbają o jego bezpieczeństwo. Dom Uchihy jest monitorowany przez prywatną firmę ochroniarską, a on pewnie nawet sobie z tego nie zdaje sprawy dlatego przychodzi z takimi rzeczami do nas, zamiast chociażby do Madary. Naprawdę o niego dbają, ale nie wychylają się, bo Sasuke się uparł, że chce żyć samodzielnie. Ty nawet nie masz pojęcia jaki z niego dumny skurczybyk. Gdyby wiedział, że jest pod stałą ochroną najpewniej by się wściekł i wszystkich zwolnił. A później przestał się odzywać do wujostwa. W każdym razie, możesz być pewny, że jest bezpieczny.
Jest jak w klatce i nawet o tym nie wie – pomyślał, choć nie wiedział skąd mu się wzięło to określenie. Miał jednak przeczucie, że było bliższe prawdy niż stwierdzenie Saia, iż ,,jest bezpieczny".
- Skoro tak mówisz, to nie ma się czym martwić – rzekł natomiast głośno chcąc zakończyć rozmowę, z której jak już zauważył niczego pożytecznego się nie dowie.
-------------------------------------
- Kyuubi? Chciałbym żebyś coś dla mnie sprawdził – rzucił Naruto kiedy tylko usłyszał, że jego przyjaciel odbiera telefon.
Był już w domu i miał pewność, że nikt go nie usłyszy, więc nie obawiał się odbyć tej rozmowy. Długo rozważał czy w ogóle powinien się w to mieszać. Czymkolwiek to ,,to" by nie było, ale ostatecznie ta sprawa ciągle nie dawała mu spokoju i musiał chociażby spróbować się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Dlatego też, postanowił zwrócić się do jedynej osoby, która mogła mu w tym pomóc, do Kyuubiego Kuramy. Człowieka, który był jego przyjacielem, dłużnikiem, niekiedy nawet powiernikiem. Przede wszystkim jednak Kurama był najlepiej poinformowaną osobą, jaką można było znaleźć w Sunie. A z tego co Naruto wiedział jego wpływy nie miały szczególnego ograniczenia terytorialnego, więc i o policji z Konoha musiał sporo wiedzieć i właśnie takiej osoby teraz potrzebował.
– Rodzina Uchiha. Przyjmę wszystko co zdołasz znaleźć. Jednak najbardziej interesuje mnie Itachi... - wyjaśnił po chwili czego dokładnie potrzebuje.
- Ten, który miał zostać Kage? – usłyszał zdziwiony głos mężczyzny.
- Muszę wiedzieć dlaczego akurat on – oznajmił, a po chwili wahania dodał jeszcze – I wszystko na temat jego śmierci. Zwłaszcza to, czego nie ma w policyjnych raportach.
- Bo jeszcze pomyślę, że podejrzewasz swoich o jakieś przekręty? – zapytał rozbawionym tonem jego rozmówca.
- Nie interesuj się, Kyuubi. Masz swoją klatkę? To pilnuj żeby Chimera ci jej nie zabrała, jasne? – odparł lekko zirytowany. Nie chciał zdradzać Kyuubiemu wszystkich swoich planów i podejrzeń. Jeszcze nie...
- Jak sobie pan Uzumaki życzy – zaśmiał się w odpowiedzi mężczyzna, a za chwilę już całkowicie poważnie dodał – Odezwę się kiedy znajdę coś zadowalającego. A właśnie, obiło mi się o uszy, że twoja była żonka zaczęła kręcić z tym pchlarzem, jak on tam miał...
- Żegnaj, Kyuubi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top