5. A ty na mnie lecisz, Dionne?
AURELIUSZ'S POV
Byłem w pokoju Dionne.
Jeszcze kilka dni temu mogłem jedynie śledzić jej ekran na swoim własnym urządzeniu i wyobrażać sobie jak rzeczywiście przesuwa palcem po telefonie, czytając kolejny mój tekst. Przez długi czas była to moja kotwica — przypomnienie, że ta dziewczyna naprawdę istniała. Ta wrogo nastawiona część mojej osobowości, która powstawała, gdy byłem jeszcze małym dzieckiem, próbowała mi wmawiać, że Dionne Harford była wymyśloną przeze mnie osobą. Wykreowaną kobietą — idealną, będącą ucieleśnieniem moich marzeń i tego, jaki sam chciałem być. Ale teraz, stojąc naprzeciwko mojej małej nieustraszonej, w jej pokoju, wiedziałem i czułem, że jest tak rzeczywista, jak jeszcze nigdy wcześniej. I aż ścisnęło mnie w piersi.
Gdy po jej dzisiejszym wtargnięciu do naszej sali, Julian wyszedł i zostałem sam na sam z Raidenem, mój przyjaciel przez dłuższą chwilę stał i po prostu się we mnie wpatrywał.
— Co? — zapytałem.
— To była ona, prawda? — odezwał się cicho. — To ta dziewczyna, o której zawsze mówisz.
Raiden był jedyną osobą na tym świecie, która wiedziała cokolwiek o mojej obsesji na punkcie Dionne. Do tej pory nie znał jej imienia ani nazwiska. Wiedział, że spotkałem ją lata temu i z pewnych powodów stała się dla mnie ważna. Nie wspominałem mu dlaczego chodziłem na jej koncerty ani co takiego w jej osobie sprawiło, że moje martwe serce drgnęło, a Raiden nie naciskał. Powiedział mi jedynie, że gdy będę gotowy, zawsze mogę do niego przyjść i on mnie wysłucha. Dlatego właśnie był moim najlepszym przyjacielem. Nie wiedział, że od jakiegoś czasu obserwowałem każdy krok Dionne. Zobaczył na moim telefonie aplikację śledzącą i zapytał jedynie, czy to ma z nią związek. Nie skłamałem. Wyjaśniłem, że muszę znać lokalizację mojej małej nieustraszonej i czuję wewnętrzną potrzebę, by patrzeć za nią i upewniać się, że jest bezpieczna. Nigdy również nie skłaniał mnie do kontaktów z laskami, a gdy któraś z dziewczyn pytała o mnie, najczęściej ucinał temat, za co byłem mu niezmiernie wdzięczny. Mimo że nie przyznałem tego na głos, Raiden doskonale przeczuwał, że od lat byłem własnością innej kobiety. Pech chciał, że ona nie miała o tym pojęcia. Jeszcze.
Teraz stała przede mną, a ja cieszyłem się każdą sekundą, którą dane mi było spędzić w jej obecności. Starałem się nie dać tego po sobie poznać, ale ręce mrowiły mnie, by jej dotknąć, a serce waliło tak głośno, że niemal zagłuszało wszystkie myśli.
Kurwa, ona naprawdę była prawdziwa.
Drgnąłem nieznacznie, gdy przeczesała dłonią swoje ciemne włosy.
Musiałem się ruszyć, powiedzieć coś, cokolwiek, byle tylko nie stać i nie gapić się na nią jak pierdolony psychopata.
— Przygotowałem dla was egzemplarze regulaminu ze zgodą. Macie jedną dodatkową kopię w razie co — mówiąc to, podałem jej teczkę.
Specjalnie dla niej zmodyfikowałem nieco cały dokument. Znałem całą jego treść na pamięć. Od dawna czułem, że Dionne będzie chciała dołączyć do Demonologów, a kiedy dzisiaj zjawiła się w sali, od razu wiedziałem, jakich zmian będę musiał dokonać w regulaminie. Miała podpisać zgodę i przystać na wszystkie moje warunki. Wszystkie.
Otworzyła teczkę i szybko rzuciła okiem na treść.
KOŁO NAUKOWE DEMONOLODZY
Klauzula Poufności
Zobowiązuję się do nieujawniania żadnych informacji na temat działalności Demonologów i samych członków organizacji osobom postronnym.
Oświadczam, że jesteś świadomy/a niebezpieczeństw związanych z badaniami istot nadprzyrodzonych, w tym zagrożenia życia, zdrowia psychicznego i fizycznego.
Akceptuję ryzyko zawodowe, w tym możliwość opętania i wszelkie kontakty z bytami nadprzyrodzonymi.
Demonolodzy nie ponoszą odpowiedzialności za skutki działań podejmowanych przez członków. Stowarzyszenie nie zobowiązuje się do zadośćuczynienia za straty materialne, duchowe czy uszczerbek na zdrowiu.
Wyrażam zgodę na podporządkowanie się hierarchii Demonologów i akceptuję kary za nieprzestrzeganie zasad stowarzyszenia.
Zobowiązuję się do wykorzystywania wszelkiej zdobytej wiedzy na rzecz Demonologów.
W stowarzyszeniu występuje zakaz opuszczania koła bez zgody lidera.
Przyrzekam całkowite oddanie sprawie Demonologów i ślubuję lojalność wobec członków.
Nie będę używał/a technik okultystycznych do celów osobistych.
Godzę się na ewentualne poświęcenie dla misji Demonologów, kiedy będzie tego wymagała sytuacja.
Będę wykonywał/a wszystkie rozkazy i prośby lidera Demonologów.
............................
data i podpis członka
Gdy Dionne śledziła wzrokiem kilka pierwszych punktów, dyskretnie obejrzałem resztę jej pokoju. Nic nie mogłem poradzić na fakt, że interesowało mnie wszystko, co było z tą dziewczyną związane. Na widok jej skrzypiec coś zakuło mnie w okolicy żołądka. Od razu przypomniały mi się wszystkie wieczory, kiedy siedziałem na widowni i zatracałem się w melodii, którą grała. Wówczas znaczyło to dla mnie więcej, niż sam przed sobą chciałem przyznać.
Po chwili podszedłem do jej szafy. Wewnątrz dostrzegłem mnóstwo ciemnych marynarek i białych koszul. Jedna z nich wisiała na drzwiczkach od szafy.
— Nosisz coś innego niż garnitury? — zagadnąłem.
Dziewczyna łypnęła na mnie znad kartki.
— Nie — odparła z cieniem ironii i zmierzyła wzrokiem pełnym rezerwy mój dres. — Mi też nie podoba się twój styl, ale jakoś tego nie komentuję.
Parsknąłem pod nosem i podszedłem do jej łóżka. Nie bacząc na ostre spojrzenie Dionne, śledzące każdy mój ruch, rozparłem się wygodnie na materacu i puściłem jej oczko.
— Jeśli nie podobają ci się moje ubrania, to je zdejmij. — Rozłożyłem ramiona, jakbym znalazł rozwiązanie na wszystkie jej problemy.
Na moje słowa panna Harford zarumieniła się aż po same uszy. Jak uroczo wyglądała zawstydzona, kiedy otwarcie z nią flirtowałem.
— Poza tym, nie powiedziałem, że mi się nie podoba. Uważam, że wyglądasz bardzo atrakcyjnie — dodałem już nieco poważniej. Chciałem, żeby to wiedziała.
Nijak tego nie skomentowała. Zatrzasnęła teczkę i zapytała:
— Do kiedy mamy czas na oddanie dokumentów?
Dlaczego Dionne była aż tak zamknięta w sobie?
Przez lata obserwacji dowiedziałem się na jej temat wiele. Zazwyczaj były to małe rzeczy, które przy szerszym obrazie, składały się w jedną całość. Często pisała komentarze pod moimi artykułami, których nigdy nie wysyłała. Podejrzewałem, że była to dla niej forma wyrzucenia emocji i sposób na radzenie sobie z własnymi myślami. Tak między innymi dowiedziałem się o tym, że widziała o wiele więcej, niż inni ludzie. Czytałem o tym, jak pisała, że czuje się niezrozumiana i boi się powiedzieć komukolwiek o sytuacjach, gdy napotykała na swojej drodze byty nadprzyrodzone. Wówczas musiałem wykorzystać całe pokłady mojej wewnętrznej siły, by nie zdradzić swojej obecności i nie zacząć powtarzać jej, że w nią wierzę, dopóki sama by tego nie zrozumiała.
Z drugiej strony, dlaczego miałaby posłuchać choć słowa z ust stalkera, który bez jej wiedzy, śledził każdy ruch i przekraczał każdą granicę. Byłem jebanym hipokrytą. I nie potrafiłem przestać.
Skinąłem głową w kierunku teczki.
— To tylko formalności, ale przeczytajcie wszystko na spokojnie, zastanówcie się i na początku przyszłego tygodnia przyjdźcie na spotkanie w Kaplicy. — Nie chciałem jeszcze wychodzić. Pragnąłem przebywać w jej towarzystwie, rozmawiać, śmiać się, płakać, przeżywać każdą jedną emocję. Dlatego zapytałem, by podtrzymać konwersację: — Skąd dowiedziałaś się o działalności Demonologów?
Dionne oparła się tyłem o biurko i wzruszyła ramionami.
— Czytałam twoje artykuły — odezwała się i o dziwo nie odpowiedziała wymijająco, choć też nie wyznała całej prawdy.
— I tylko dlatego chcesz do nas dołączyć? Bo zainteresowały cię moje teksty?
Zamyśliła się na moment, jakby biła się z myślami. Chwilę później podjęła, całkowicie mnie zaskakując:
— Mogę cię o coś zapytać?
Oczywiście, że mogła. Odpowiedziałbym jej na wszystko. Dałbym jej wszystko.
Zamiast tego zasznurowałem usta i skinąłem głową.
— Czy widziałeś kiedyś ducha? — rzekła, a w jej czekoladowych tęczówkach błysnęło coś nieokiełznanego. — Nie mówię o przelotnie widzianym cieniu kątem oka, nagłych uderzeniach chłodu czy poczuciu czyjejś obecności w mroku. Chodzi mi o faktyczną, idealnie zarysowaną postać bytu nadprzyrodzonego, która stoi przed tobą i przez ułamek sekundy nie wiesz czy to człowiek, czy istota nie z tego świata. — W jej głosie pobrzmiewała autentyczna pasja, pomieszana z trwogą. Aż ciarki przeszły mnie po plecach.
Usiadłem prosto.
— W badaniach wielokrotnie...
— Nie mam na myśli badań — przerwała mi. — Chodzi mi o ciebie. O twoje doświadczenia.
Chodzi mi o ciebie.
Kiedy Dionne patrzyła na mnie w ten sposób, mówiła do mnie takim tonem, miałem wrażenie, że wygrywam życie.
Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią. Nie chciałem jej okłamać.
— Nie. Nie sądzę, bym kiedykolwiek widział zjawisko, które opisałaś.
— Więc zanim rozpocząłeś pracę nad profesjonalnymi badaniami, nie miałeś żadnego potwierdzenia, że duchy istnieją? Że opętania to nie zawsze choroba psychiczna? — zapytała, a po jej tonie wnioskowałem, że chciała wypowiedzieć te słowa na głos od dłuższego czasu. — Wspominałeś w jednym z artykułów, że okultyzmem zacząłeś się interesować już jako mały chłopiec.
Byłem pod wrażeniem, że z taką uwagą czytała moje własne słowa.
— Zgadza się. Zagłębiałem się w tematykę długo przed tym założeniem Demonologów — potwierdziłem. Mimo że zazwyczaj towarzyszył jej twarzy kamienny wyraz, dostrzegłem po niewielkiej zmarszce na czole, że coś ją trapiło. Jakby jakaś kwestia wyjątkowo ją nurtowała. — Co czego zmierzasz?
Zapatrzyła się na moment w martwy punkt przed sobą.
— Dlaczego właściwie uwierzyłeś w duchy, skoro nigdy ich nie mogłeś zobaczyć? Skąd u ciebie ta fascynacja?
Oparłem łokcie na kolanach i uniosłem na nią wzrok.
Zdarzało się, że dostawałem od czytelników pytania z rodzaju: skąd wzięło się najpierw moje hobby, a później praca. Odpowiadając, nie oszukiwałem nikogo, ale nie wyjawiałem również wszystkiego, co zalegało w moim umyśle. Dbałem o swoją prywatność i wolałem pewne aspekty życia zachować tylko dla siebie. Ale to pytanie zadała Dionne. To było coś innego.
— Nigdy nie chciałem wierzyć w to, że gdy umieramy, czeka na nas nicość. Że stajemy się niczym. To nie brzmi zbyt pocieszająco — odezwałem się zachrypniętym głosem, a mój akcent wybrzmiewał bardziej niż zazwyczaj, choć nawet na co dzień nie starałem się go ukrywać. — A ty co o tym sądzisz? O życiu po śmierci?
— Ani razu w moim życiu nie uwierzyłam w żadnego dobrego ojca w niebie. Nie sądziłam, by ludzkie ego czy dusza były na tyle ważne i specjalne, by móc trafić do jakiejś wyimaginowanej krainy z puszystymi chmurkami i cherubinami, witającym cię w bramie. Wierzący wymyślili sobie odległy obraz nieba, którego rozkosz, dobroć i kojąca aura odzwierciedlają ich pragnienia i osobiste doświadczenia „raju". Ludzie od zawsze musieli w coś wierzyć, by nie zgłupieć, a religie są nadal szerzone, ponieważ łatwiej jest kierować społeczeństwem.
Dionne zdziwiła mnie po raz kolejny tego dnia. Uderzył mnie fakt, jak niewiele o niej wiedziałem. O tym, co faktycznie miała w głowie, a nie to co mówiła głośno. Dotychczas żywiłem przekonanie, że miałem wiele pojęcia o jej osobie, ale teraz sam zacząłem w to wątpić.
— Czyli nie jesteś wierząca? Nawet mimo istot, które spotykasz? — zapytałem, lustrując uważnie jej twarz. — Jeśli czytałaś moje artykuły i śledziłaś badania, wiesz, że zdarzały się takie sytuacje, w których byt potwierdzał istnienie nieba i piekła — przypomniałem.
Dziewczyna skinęła głową i spojrzała na widok za oknem.
— Z żadną religią nie było mi nigdy po drodze. W większości z nich to cisi i uciśnieni są gloryfikowani. Mawiają, że to ludzie dobrzy, prawi i nadstawiający policzek za bliźniego, będą władać światem, będą nagradzani. Tak nie wygląda rzeczywistość. Po słabych i delikatnych osobach się depcze. Padają oni na ziemię, złamani. To ci gniewni, zimni, głośni, uparci, źli ludzie mają cokolwiek do powiedzenia na górze usilnej trupami. Broczą w krwi silni, a ich głos słyszą wszyscy — powiedziała lodowatym tonem. Byłem pod takim wrażeniem jej mądrości. Mimo że nie podzielałem do końca jej poglądów, to musiałem przyznać, że miała wiele racji. — Zjawy, które widzę to zbłąkane dusze, które coś jeszcze trzyma na Ziemi. Mają wokół kostek zawiązany supeł z niewidzialnej nici i nie mogą odejść na wieczny spoczynek. Nie wierzę w niebo, ale czuję, że to, co po nas zostaje, po obumarciu ciała, zasypia, spokojne i bezkresne.
Jej wypowiedź rozbrzmiała echem w mojej głowie. Nie spoglądała na mnie, więc miałem idealną okazję, by bezwstydnie się w nią wpatrywać. Jak to możliwe, by ktoś był tak piękny i inteligentny jednocześnie?
Jeśli anioły istniały, to ona była jednym z nich.
— Skoro nie uznajesz wizji raju i krainy potępienia, to jak wytłumaczysz te wszystkie demony, z którymi mieliśmy styczność podczas lat badań? — zapytałem z niekrytą ciekawością. — Sama zasugerowałaś, że to nie zawsze są choroby psychiczne, tylko faktyczne opętania.
— Tak, ale to że nie wierzę w Boga i niebo, nie oznacza, że w ogóle nie uznaję potężniejszych od nas bytów, które stoją wyżej nad człowiekiem. Duchy istnieją. Demony i anioły również. Lemegeton* to nie zabawa. Czytałam Goecję** wiele razy i nadal budzi to we mnie respekt. Nie jestem na tyle głupia, by szydzić z tego rodzaju istot wiecznych. One tam gdzieś są. W innym wymiarze? W innej rzeczywistości? Tego nie wiem. Nie sądzę jednak, by przedstawiana przez słabych ludzi wizja piekła i nieba miała cokolwiek wspólnego z faktycznym stanem rzeczy.
— Rozumiem, ale też pojmuję dlaczego wielu ludzi w to wierzy — odezwałem się, a mój głos brzmiał dziwnie odlegle. — Sam przez wiele lat do nich należałem. Gdy byłem młodszy, przeżyłem tylko dzięki temu wyobrażeniu. Ufałem słowom księdza, że moja mama po śmierci trafiła do nieba i teraz jest jej tam lepiej. Że już nie cierpi i u boku Boga jest bezpieczna. — Spuściłem wzrok na swoje szorstkie dłonie. — Ale to było, kiedy jeszcze wierzyłem, że była dobrym człowiekiem.
Nigdy dotąd nie wyrzuciłem tych myśli z siebie. Poczułem, jakby część niewidzialnego ciężaru spadła z mojego serca. Aż oczy zaczęły mnie szczypać.
Cholera, nie mogłem się przy niej rozpłakać.
Wstałem gwałtownie i wsadziłem lekko trzęsące się dłonie do kieszeni.
— Chyba czas na mnie — powiedziałem, starając zdusić w sobie zbierającą się panikę. — Tak jak mówiłem, macie czas do przyszłego tygodnia, a jak będziecie gotowe, to przyjdźcie do Kaplicy.
Posłałem jej uśmiech, który musiał wypaść dość sztucznie, sądząc po jej nieprzekonanej minie. Ruszyłem w kierunku drzwi, ale gdy już miałem wyjść z jej pokoju, usłyszałem za sobą:
— Zaczekaj. Chcesz wyjść zapalić? — Sięgnęła do płaszcza na wieszaku, najpewniej w poszukiwaniu papierosów. — Chyba, że stronisz od nikotyny, to możesz mi chwilę potowarzyszyć.
Gdybyś wiedziała kim naprawdę jestem, w życiu byś mi tego nie zaproponowała, wyszeptał zdradziecki głosik z tyłu głowy.
Druga część mojej osobowości chciała skakać z radości, że dzięki jej propozycji, miałem okazję spędzić w jej towarzystwie jeden spalony papieros więcej.
— Kochanie, ja już paliłem, jak ty spałaś jeszcze w kołysce — odparłem nonszalancko.
— Jesteś starszy tylko dwa lata, nie dwadzieścia.
Chwilę później zeszliśmy razem przed akademik. Kiedy wyjęła tę cholerną papierośnicę, coś zakuło mnie w klatce piersiowej.
Pewne wspomnienia domagały się odkopania, ale tego dnia wspomnienie raz o mojej przeszłości wystarczyło.
Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i włożyłem jednego między wargi.
— Co to jest za marka? Pierwszy raz taką na oczy widzę — mruknęła Dionne, wskazując na opakowanie w moich rękach.
Spojrzałem na napis MOCNE. Kolejna mała rzecz, która przypominała mi o ojczyźnie.
— Polskie. — Nic nie mogłem poradzić na uśmiech, który cisnął mi się na wargi. — Bez filtra.
Zaciągnęła się i zapytała:
— Dla koneserów mocnych smaków, co?
Wydmuchałem dym, obserwując jak nasze obłoczki łączą się ze sobą.
Rozmowa z nią była tak prosta, łatwa, przyjemna, niewymuszona...
Bo nie wie, co jej robisz.
— Żebyś wiedziała — potwierdziłem szybko. — Palę je od piętnastego roku życia.
— Gdzie udaje ci się kupić takie fajki w Szkocji?
— W polskich sklepach. Tylko tam są i to nie zawsze — mówiąc to, odsunąłem się nieco na bok, bo minęła nas właśnie jakaś dziewczyna, która weszła do budynku.
— W ogóle jak dostałeś się do akademika? — zapytała Dionne.
Kurwa, co miałem jej powiedzieć?
Hej, Dionne, miałem dostęp do twojego telefonu, więc mogłem bez problemu skorzystać z twojej wirtualnej karty identyfikacyjnej, którą trzeba było odbić przed wejściem do środka.
— Pani z recepcji mnie kojarzy — rzekłem zamiast tego, co i tak nie było kłamstwem.
Moja mała nieustraszona najwyraźniej źle odczytała moje słowa, bo parsknęła niewesoło.
— A, rozumiem. Czyli często zakładasz się do studentek po nocach?
Natychmiast pokręciłem głową. Nie chciałem, by uważała mnie za kogoś, komu zależało tylko na tym, by uwieść kobietę i ją zaliczyć.
— Nie, po prostu pani Smith bywa na prawie każdym naszym meczu hokeja. Od dwóch lat widuję ją dość często i zawsze szepnie dobre słowo mnie lub Raidenowi, za którym zresztą szaleje. Jej mąż był zawodowym hokeistą i widać, że babeczka zna się na rzeczy.
— Jasne — odparła Dionne z nutką sarkazmu.
— Hej, jeśli mi nie ufasz, to zapytaj Chadwicka.
Uniosła brew, a nasze spojrzenia ponownie się skrzyżowały na kilka uderzeń serca. Poczułem mrowienie w dole kręgosłupa.
Dziewczyna odwróciła wzrok i objęła się ramionami. Ten rumieniec na jej szyi spowodowany był zimnem czy moją obecnością?
— Wierzę ci.
To błąd. Nie powinnaś. Jestem oszustem.
Zdradliwe myśli znów doszły do głosu. Zepchnąłem je w daleki kąt. Pierdol się, cichy głosiku w mojej głowie. Udowodnię ci, że Dionne mnie polubi za to kim jestem. Naprawdę.
— Ale? — zapytałem, dostrzegając w jej postawie jakieś wahanie.
Westchnęła.
— Po prostu nie do końca wydaje mi się prawdą, to co mówisz.
Serce zamarło mi w piersi. Czy ona wiedziała? Ale przecież było to kompletnie niemożliwe. Znała Aureliusza Myśliwskiego z artykułów i plotek, nie mnie.
— To znaczy? — dopytałem jakby mimochodem. Nie chciałem, by wyczuła w moim głosie panikę.
— Robisz z siebie niewinnego, ale nie chce mi się wierzyć, że dziewczyny nie lecą na twój szorstki akcent, intensywne spojrzenie i aurę niegrzecznego chłopca, a ty tego nie wykorzystujesz.
Okej, moja mała nieustraszona nie owijała w bawełnę. Uwielbiałem to, jak dosadna była i nie bała się mówić głośno swojego zdania. Była szczera i to w niej kochałem.
W sensie ceniłem. O to słowo mi chodziło.
Uniosłem kącik ust i zapytałem niskim głosem:
— A ty na mnie lecisz, Dionne?
Wbiła we mnie mordercze spojrzenie, ale widziałem rozbawienie błąkające się na jej twarzy, które za wszelką cenę próbowała ukryć.
— Chyba w twoich snach, Myśliwski.
— Podoba mi się sposób, w jaki wypowiadasz moje nazwisko. Będziesz musiała to robić częściej. — Nie spuściłem z niej wzroku nawet na sekundę, a ona robiła się coraz bardziej zakłopotana. Jakież to było urocze. Zapewne zabiłaby mnie, gdybym wypowiedział te słowa publicznie.
Dionne przewróciła oczami, po czym zgasiła papierosa.
— Do przyszłego tygodnia — pożegnała się i ruszyła z powrotem do akademika.
— Czyli nie zobaczymy się wcześniej?! — zawołałem za nią.
— Oby nie — zażartowała, znikając za drzwiami.
Idąc w kierunku samochodu, uśmiech nie schodził mi z twarzy.
⋆。‧˚ʚ♡ɞ˚‧。⋆
Wróciłem do domu i od wejścia uderzył mnie zapach jakichś pyszności.
— Łucja?! — zawołałem, ale nikt mi nie odpowiedział.
Zdjąłem buty i w tej samej chwili usłyszałem jakieś głosy. Więcej niż jednej osoby. Zmarszczyłem brwi i przeszedłem korytarzem do kuchni połączonej z jadalnią i salonem. Przy kuchence faktycznie stała moja siostra i towarzyszyły jej dwie inne dziewczyny, które widziałem pierwszy raz w życiu.
— Cześć, młoda — odezwałem się, krzyżując ramiona na klatce piersiowej i opierając się o framugę.
Blond włosy związane miała w koka na czubku głowy. Czerwony kolor bluzki podkreślał rumieńce na policzkach. Jeansy opadały jej nisko na biodrach, ukazując tatuaż w dole pleców.
— O, hej, Auri. Przyprowadziłem nowe koleżanki ze studiów — powiedziała entuzjastycznie i podbiegła do nich w podskokach. — Poznajcie mojego kochanego braciszka! — zawołała po drodze, po czym wskazała na rudowłosą dziewczynę, ubraną w skórzaną sukienkę, która patrzyła na mnie jak na swoją nową zdobycz. Kurwa, poczułem się jak zebra z bajki Madagaskar, gdy jego przyjaciel lew zaczął widzieć go w formie steka. — To Emile.
— Hej — rzekła, przeciągając samogłoskę.
Przywitałem się krótko, ale nie zdążyłem nic więcej powiedzieć, bo Łucja przypadła do swojej drugiej koleżanki. Ta z kolei miała ciemną karnację, krótkie falowanie włosy, okrągłe okulary na czubku nosa i różową koszulę, zapiętą pod samą szyję.
— A to Kenna, z którą przez przypadek wpadłyśmy na siebie na schodach — oznajmiła Łucja. Jej znajoma uśmiechnęła się lekko i pomachała do mnie nieśmiało. — Stwierdziłam, że to nie mógł być przypadek. Normalnie znak od wszechświata, żebyśmy się zaprzyjaźniły! Dlatego zaprosiłam nowe koleżanki na obiadokolację.
W duchu uśmiechnąłem się sam do siebie. Uwielbiałem widzieć Łucję radosną.
— Świetnie. A co pichcisz? — odezwałem się, bo kątem oka widziałem, że jej rudowłosa znajoma już zbierała się, by zagadnąć.
— Kotlety mielone, ziemniaczki i mizeria. Muszę ugościć moje przyjaciółki w polski sposób — oznajmiła, pocierając ręce, jakby szykowała jakiś iście nikczemny plan.
— Wspaniale, siostrzyczko, ale chyba coś ci się zaczyna palić — powiedziałem, spoglądając w kuchenki.
— Kurwa! — przeklęła w swoim ojczystym języku. Przypadła do patelni i przewróciła kotlety na drugą stronę. Przez chwilę patrzyłem na nią rozbawiony.
— Smacznego w takim razie. — Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę swojego pokoju.
— Może Auri chciałby z nami zjeść? — zapytała Emile Łucję.
— Odłóż mi porcję, młoda. Później spróbuję. Mam robotę na razie — powiedziałem głośno.
Zanim zamknąłem drzwi swojej sypialni, usłyszałem jeszcze przyciszoną rozmowę dziewczyn.
— Nie wspominałaś, że twój brat jest tak nieprzyzwoicie przystojny.
— Emile, to kutas. Nie możesz ślinić się na jego widok...
Parsknąłem pod nosem i podszedłem do biurka. Otworzyłem laptopa, czując wewnątrz to samo specyficzne uczucie podekscytowania, towarzyszące mi za każdym razem, kiedy siadałem do pisania.
Tej nocy miałem zamiar stworzyć artykuł o różnych wizjach nieba i piekła.
Dziękuję, Dionne, jesteś moją muzą.
⋆。‧˚ʚ♡ɞ˚‧。⋆
Nazajutrz, gdy zadzwonił mi budzik o szóstej rano, od razu pożałowałem zarwania części nocki. Czułem się zmęczony, ale musiałem wstać. Za godzinę zaczynał się pierwszy trening w nowym roku akademickim.
Kiedy zakładałem dresy, rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Okazało się, że to Raiden sprawdzał czy pamiętam, że mam się stawić na lodowisku.
Po dotarciu na Murrayfield Ice Rink, przebraliście się szybko, by nie tracić czasu i całą drużyną ruszyliśmy w stronę lodowiska. O dziwo, byliśmy w komplecie. Każdy rozumny wiedział, by nie igrać z trenerem, szczególnie gdy nie był w humorze po ostatnich przebojach chłopaków.
Raiden zrównał ze mną krok, poprawiając spodnie.
— Gotowy na teksańską masakrę? — zagadnąłem.
— Stary, nic mi nie mów nawet.
Poklepałem go po ramieniu i już miałem go pocieszyć, kiedy usłyszeliśmy za sobą wołanie Riggsa Fenwicka, naszego bramkarza pierwszego składu:
— Ej, kapitanie! Za dwa tygodnie masz urodzinki. Mam nadzieję, że już zaczynasz zbierać alkohol, bo w tym roku ci już nie odpuścimy.
No tak, ostatnim razem Raidenowi się upiekło. Był wtedy chory ponad miesiąc i przekładał swoje urodziny, aż w końcu w ogóle się nie odbyły, a chłopacy z drużyny nigdy nie przepuszczą żadnej okazji, by się za darmo napierdolić.
— Riggs, nawet nie zaczynaj — odparł Chadwick, wchodząc całkowicie w rolę kapitana. Jego ton był mocny i stanowczy. — Po tym co odpierdoliliście w barze ktoś powinien nałożyć na was dożywotni zakaz picia. Dostaniecie zaraz w dupę na lodzie, to odechce wam się imprezować.
Już mieliśmy skręcić w stronę lodowiska, gdy nagle drzwi z naprzeciwka otwarły się z hukiem. Fenwick coś odpowiedział, ale go nie usłyszałem, bo zerknąłem w kierunku źródła hałasu.
W moją stronę szła Dionne z furią wymalowaną na twarzy.
O kurwa.
⋆。‧˚ʚ♡ɞ˚‧。⋆
Jak tam Wasze odczucia po tych pierwszych kilku rozdziałach "Sztuki Opętania"?
Dziękuję Wam za wszystkie gwiazdki i komentarze. Jak już wielokrotnie powtarzałam, przy okazji innych moich książek - jesteście moją motywacją.
Do następnego,
R.
*Lemegeton lub Mniejszy Klucz Salomona (Clavicula Salomonis, Clavicula Salomonis Regis) – XVII-wieczny grymuar. Jedna z najbardziej popularnych demonologicznych ksiąg.
**Goecja – pierwsza część Lemegetonu. Zawiera opisy 72 demonów, które według systemu magicznego, mag (goeta) może przywołać i zmusić do posłuszeństwa za pomocą odpowiednich rytuałów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top