4. Czy to „Pięćdziesiąt twarzy Greya"?

DIONNE'S POV

Czy ja dobrze usłyszałam i Ruth powiedziała to, co wydaje mi się, że powiedziała?

Ona widzi duchy.

Spojrzałam na kuzynkę z szeroko otwartymi oczami. Przez całe życie starałam się nie pokazywać emocji, ale teraz nie potrafiłam ukryć zaskoczenia i najchętniej zamordowałabym Ruth na miejscu.

Nikt oprócz niej nie wiedział o mojej... przypadłości. A teraz cztery pary oczu wpatrywały się we mnie, jakbym była jakimś pierdolonym obiektem w muzeum.

Nastała pełna napięcia cisza.

Pierwszy odezwał się chłopak, który dwa razy próbował mi zamknąć drzwi przed nosem. Był wysoki, szczupły, ale nadal dobrze zbudowany. Muskularne ramiona wyraźnie odznaczały się pod białą koszulą. Jego nieco dłuższe blond włosy kręciły się w fale, ale fryzura przypominała bardziej artystyczny nieład, niż skrzętnie ułożone loki. Rysy twarzy chłopaka tworzyły mocne linie, a brązowe oczy były przerażająco ciemne. Gdy na mnie patrzył, wydawało mi się, że potrafił przeczytać każdą myśl w mojej głowie.

Poczucie niepokoju wzmagały dziwne i przerażające tatuaże, pokrywające odsłoniętą skórę jego przedramion, dłoni i szyi.

— Ludzie są w stanie powiedzieć wiele wyssanych z palca głupot, tylko po to, by zakręcić się koło Demonologów. — Jego głos był jak stal.

Poruszyłam się nerwowo. Nie chciałam, żeby Ruth wyjawiała im mój sekret, między innymi dlatego. Nie mieli żadnych powodów, żeby mi wierzyć. Jeśli rozmawiałam z kuzynką w pełni poważnie na ten temat, nigdy nie negowała moich wyznań o duchach, ponieważ mi ufała. Jakaś jej część nie chciała wierzyć w istnienie świata pozagrobowego, ale mimo wszystko znała mnie jak nikt inny i widziała w wyrazie mojej twarzy prawdę.

I jak, do jasnej cholery, miałam im to teraz udowodnić?

— Dionne nie kłamie — upierała się Ruth. — Jeśli zamkniecie nam teraz drzwi przed mordą, nigdy się o tym nie przekonacie się, a możecie stracić osobę, która jest w stanie pomóc w sposób, do jakiego nie będziecie mieli dostępu. Przez całą swoją karierę — podkreśliła.

Złość na przyjaciółkę przysłoniło zdumienie i lekki podziw. Byłam pod wrażeniem, że aż tak była w stanie mnie bronić. Co prawda, głosik z tyłu głowy podpowiadał, że odpaliła się tak, ponieważ ktoś podważał jej rację, a nie dlatego, że tak bardzo pragnęła spełnić mój cel. W gruncie rzeczy, że nie chodziło jej o to, by przyjęli nas do Demonologów. Liczył się fakt, żeby przyznali się do błędu. Znałam tę dziewczynę na wylot.

— Posłuchaj... — zaczął ponownie blondyn, wyraźnie wrogo nastawiony, ale przerwał mu Myśliwski:

— Julian. — Jego wyraźny szorstki akcent z nieznanego mi powodu wywołał na moich ramionach gęsią skórkę. Julian spojrzał na niego spode łba, ale nie odważył się sprzeciwić mu w żaden sposób. Gdy cała uwaga Aureliusza skupiła się na mnie, poczułam mrowienie w dole kręgosłupa. — Dionne, czy to prawda?

Ruth fuknęła pod nosem.

— No przecież mówiłam, że...

— Zapytałem Dionne, nie ciebie.

Moja kuzynka zasznurowała usta niezadowolona, że ktoś śmiał ją uciszyć.

Uniosłam głowę, mimo że wśród członków Demonologów czułam się mała jak palec, co było kompletnie do mnie nie podobne.

Harford, ogarnij dupę.

— Tak, choć oczywiście nie będę was winić za te powątpiewające spojrzenia. Na słowo ciężko uwierzyć — mówiąc to miałam na myśli Juliana. Chadwick i Myśliwski wydawali się bardziej zaintrygowani, więc trudno było odczytać ich nastawienie. — Nie mogę wyciągnąć z galerii mózgu zrzutu ekranu moich oczu.

Raiden parsknął na moje słowa. Po wyrazie twarzy Aureliusza dostrzegłam, że on również powstrzymywał uśmiech. Julian stał niewzruszony.

— Masz rację, mogłyby być trudności z pokazaniem screena twojego mózgu, co nie ukrywam, chętnie bym zobaczył, ale zanim stowarzyszenie da ci możliwość wykazać się podczas przeprowadzanych badań, musisz odpowiedzieć na jedno, bardzo ważne pytanie — zaczął Myśliwski, a z każdą kolejną wypowiedzianą sylabą, jego głos stawał się coraz mroczniejszy. — Czy uważasz, że twoja psychika uniesie brzemię, związane z czynnym uczestnictwem w interwencjach? Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale nim ktokolwiek dostanie możliwość dołączenia do Demonologów, musi podpisać zgodę i regulamin.

Nie miałam pojęcia. W zasadzie to niewiele o nich wiedziałam, jeśli chodziło o sferę „od kuchni". Miałam wgląd do tego co Aureliusz zawierał w swoich postach. Reszta była dla mnie nowością.

— Zaraz, jaka, kurwa, zgoda? — odezwała się Ruth, krzyżując ramiona na piersi. — Czy to „Pięćdziesiąt twarzy Greya", że mamy jakiś podejrzany kontrakt podpisywać?

— O tym wolałbym pomówić na osobności bezpośrednio z zainteresowaną. — Myśliwski skinął głową w moim kierunku.

Moje zdradzieckie policzki zapłonęły. Zacisnęłam mocno palce na pasku torby.

— Hola, hola! Jeśli myślisz, że puszczę moją przyjaciółkę samą do jakiejś sekty, to się grubo mylisz. — Ruth nie dawała za wygraną.

— Chciałybyśmy dołączyć do Demonologów obie — poprawiłam ją szybko.

— Samo to, że nazwałaś nas sektą powinno cię zdyskwalifikować, Quicy. Niezły masz tupet — powiedział kpiąco Raiden.

Ruth spojrzała na niego naburmuszona i czy mi się wydawało, czy na jej policzki wpełzł rumieniec?

— Okey. — Myśliwski uniósł ręce w górę i wszyscy zamilkli, a on kontynuował z lekko wyczuwalnym sarkazmem: — Skoro dziewczyny są zdeterminowane i to, co mówią jest prawdą, nie widzę powodu, dla którego nie miałyby spróbować i wypróbować swoich sił.

Chłopacy wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami, a ja poczułam nasilający się niepokój.

Zaczynałam wątpić, czy dobrze robiłyśmy. Racjonalna część mojej osobowości mówiła, żebyśmy uciekały... Że to przyniesie nam zgubę. Stara Dionne może by jej posłuchała, widząc oczami wyobraźni naganę od rodziców. Nowa Dionne zdusiła te myśli w zarodku.

Po twarzy Juliana widziałam, że spodziewał się naszej rychłej ucieczki. Najlepiej z głośnym krzykiem.

Pierdol się.

Nie czekałam na ten moment od lat, by wycofać się ze stowarzyszenia ze strachu.

A przynajmniej taką miałam, kurwa, nadzieję. Nie przyjmowałam do wiadomości, że koło naukowe Myśliwskiego mogło mnie złamać w jakiś sposób.

— Moja psychika jest mocna, nie musicie się o nią martwić — oznajmiłam chłodno.

Aureliusz uniósł delikatnie brodę, świdrując moją twarz wzrokiem. Te niebywale zielone tęczówki powoli wprowadzały mnie w obłęd.

Wyglądał, jakby był ze mnie... dumny?

— Popełniacie błąd, który może was kosztować życie — powiedział cicho Julian.

— Iverson, nie strasz naszych nowych koleżanek — żachnął się Chadwick.

— No cóż, muszę przyznać, że prawdopodobnie wstrzeliłyście się w dobry moment — zaczął Myśliwski. — Oboje z Raidenem zaczynamy trzeci rok*, co oznacza, że powoli zbliżamy się do końca licencjatu. Nie wiadomo, prawdę powiedziawszy, czy którekolwiek z nas będzie kontynuowało studia. W wakacji ustaliliśmy, że podczas najbliższych semestrów będziemy musieli zwerbować ambitne i kompetentne osoby, które przejęłyby po nas stery w Demonologach. Nie chcielibyśmy, żeby koło upadło, tylko dlatego, że skończyliśmy UE. Ktoś musi pracować z Julianem, gdy nas zabraknie. — Wskazał na Chadwicka. Iverson za to wyglądał, jakby pierwsze słyszał o tym planie. — A skoro został mi przedostatni i ostatni rok, i mam jeszcze okazję, by przygotować potencjalnych nowych członków i ich przeszkolić, to dlaczego nie. Pytanie tylko, czy wy jesteście badaczkami, których szukamy?

Zamiast odpowiedzieć, rzekłam krótko:

— Co znajduje się w regulaminie?

Milczenie rozciągnęło się między nami jak napięta struna.

— Podoba mi się jej postawa — stwierdził Raiden. — Już ją lubię.

Wyraz twarzy Aureliusza zmienił się na ułamek sekundy. Skrzywił się gniewnie. Niemal natychmiast wrócił jednak zagadkowy uśmiech. Zamrugałam i zaczęłam się zastanawiać, czy mi się jednak nie przewidziało.

— W porządku — zawyrokował w końcu. — Nie mam teraz żadnego papierowego egzemplarza ze sobą, ale wieczorem postaram się wydrukować go dla was. Podam ci mój numer telefonu, wyślesz mi swój adres i jeszcze dziś postaram się podrzucić wam wszystkie formalności.

Poczułam ukłucie w okolicy mostka.

W jakim momencie życia się znalazłam, że Aureliusz Myśliwski pytał o mój adres i zaraz mieliśmy wymienić się kontaktami?

Cholera, Dionne, opanuj się. To zwykły człowiek.

Niby tak, ale przez tyle czasu miałam dostęp wyłącznie do napisanych przez niego literek, które wyświetlały się na moim ekranie, nie do jego samego, że urósł w mojej głowie do pewnej rangi, o czym w życiu nie powiedziałabym na głos.

— Zgoda — rzekłam, czując jak coś ciężkiego zaczyna zalegać mi w żołądku.

⋆。‧˚ʚ♡ɞ˚‧。⋆

— Halo, teraz nie będziesz się do mnie odzywać? — zawołała Ruth, doganiając mnie.

Gdy zamknęły się za nami drzwi sali N305, która od tego roku należała do stowarzyszenia, ruszyłyśmy ku wyjściu z budynku. Dobrze, że Demonolodzy byli zarejestrowanym kołem naukowym, dzięki czemu mogłam sprawdzić w harmonogramie wyznaczone przez ich opiekuna, Garretta Fergusona, godziny spotkań. Danny uprzedził mnie, że zazwyczaj ten plan był jedynie teorią, a członkowie kół sami ustalali kiedy i gdzie mają zbiórki. Tym razem jednak poszczęściło mi się i Demonolodzy faktycznie mieli spotkanie zgodnie z harmonogramem.

Ich sala nie znajdowała się w tym samym budynku, co większość zajęć naszego wydziału.

Dowiedziawszy się, że N305 mieści się w Kaplicy Uniwersyteckiej, uznałam że brzmi to dość upiornie. Jednak na stronie UE zamieszczona była informacja, że niekiedy władze uczelni udostępniały tamtejsze sale różnym grupom organizacji studenckich na krótkie okresy czasu. Demonolodzy musieli być naprawdę uznanym kołem naukowym, skoro dostali swoje miejsce na wyłączność.

— Nie powinnaś była tego mówić — odparłem szorstko, gdy wyszłyśmy z Kaplicy.

Ruszyłyśmy w kierunku 50 George Square, gdzie mieściła się główna siedziba LLC**. Na szczęście dotarcie na miejsce zajmie nam mniej niż pięć minut. Z planu i mapy wynikało, że to właśnie tam odbywały się wykłady i seminaria z lektur.

Przez pierwszy tydzień semestru trwał Welcome Week, przeznaczony głównie na organizację, zebrania dla nowych studentów oraz inauguracje. Tego dnia odbywały się same spotkania wydziałowe. Od jutra miałyśmy pierwsze wykłady wprowadzające, a regularne zajęcia zazwyczaj zaczynały się w drugim tygodniu.

— Chciałam dobrze — broniła się Ruth. — Wiedziałam, że bardzo ci zależało na dostaniu się do tych chorych pojebów.

Zerknęłam na nią, unosząc brew.

— Przyznaj, że chciałaś im po prostu utrzeć nosa, bo twoje wybujałe ego ciężko znosi odmowę.

Dziewczyna wzruszyła ramionami. Byłyśmy już w połowie drogi, kiedy podjęła:

— Może i tak... Co nie zmienia faktu, że dopięłyśmy swego.

— Na przyszłość proszę, nie decyduj o moich tajemnicach, nieważne jakie są twoje intencje. To do mnie należy wybór, czy chcę się nimi podzielić, czy zachować z jakiegokolwiek powodu dla siebie. — Westchnęłam ciężko.

Nie chciałam się dłużej gniewać na nią. Poza tym, aktualnie w moim wnętrzu tlił się bardziej entuzjazm, aniżeli uraza. Co było do mnie kompletnie niepodobne.

Często, szczególnie podczas moich początków nastoletnich lat, taplałam się w negatywnych emocjach, pielęgnując w sobie ból i gorycz, co wyniszczało mnie psychicznie, ale nie potrafiłam przestać. Może teraz nadszedł moment na zmiany? Tym razem nie dla innych, ale dla siebie.

— Masz rację, nie powinnam była tego robić — powiedziała cicho. — Już wystarczająco w swoim życiu byłaś zmuszana podporządkowywać się decyzji innych. Teraz, kiedy w końcu jesteś dorosła, powinnaś móc w pełni kierować swoim losem.

Po jej wyrazie twarzy widziałam, że w tych sentencjach nie miała na myśli tylko mnie. Nasi rodzice byli do siebie podobni pod tym względem.

— Mimo wszystko, doceniam, że się za mną wstawiłaś.

⋆。‧˚ʚ♡ɞ˚‧。⋆

Przez resztę dnia tonęłam w uczelnianym uroku.

Kampus UE był jednym z najbardziej klimatycznych miejsc, po których miałam okazję spacerować. Duch akademicki udzielił się także Danny'emu, którego spotkałyśmy po południu. Trajkotał jak najęty, oprowadzając nas po terenie uczelni.

Wysokie, kamienne fasady starych budynków, pokryte gdzieniegdzie bluszczem, wznosiły się wokół nas, a każdy z nich miał osobną historię do opowiedzenia. Imponujące kolumny, dziedziniec otoczony surowymi murami i zdobione kopuły przywodziły mi na myśl Hogwart.

Jednak Edynburg stanowił zbiór kontrastów, dlatego oprócz XIX-wiecznej architektury, na kampusie znajdowały się także bardziej nowoczesne konstrukcje. Kiedy oglądałam je na zdjęciach wydawały się odbierać klimat temu miejscu, ale teraz, spacerując obok szklanego i geometrycznego Appleton Tower, stwierdziłam, że ta różnorodność miała w sobie jakiś urok.

Gdy mijaliśmy George Square Gardens, poczułam dziwne ciepło, rozciągające się w okolicach serca. Studenci siedzieli na trawie i gawędzili głośno, roześmiani. Wyglądali na tak beztroskich.

Mijając kawiarenki, dochodziły do mnie rozmowy, często w różnych językach. Dodatkowo unosił się w ich pobliżu mój ulubiony zapach kawy i cynamonowych bułeczek.

Moje usta drgały w uśmiechu, wyobrażając sobie, że to miejsce stanie się moim domem na najbliższe kilka lat. W porównaniu z szarym szeregowcem rodziców, kampus sprawiał wrażenie ciepłego i przyjaznego miejsca, choć uczelnia, szczególnie, kiedy zbliżał się zmrok, przyprawiała mnie o ciarki na plecach. Mimo wszystko, to ta mroczniejsza aura przemawiała do mnie w szczególny sposób.

Wróciłam do akademika zmęczona, ale szczęśliwa. Po raz pierwszy od... nie wiem kiedy.

Włożyłam klucz do zamka i już miałam go przekręcić, kiedy zorientowałam się, że drzwi były otwarte.

Moja głowa od razu wypełniła się plątaniną myśli.

Ktoś tam na mnie czekał? Włamał się?

A co jeśli to ta sama osoba, która wysyłała mi wiadomości? Mężczyzna w masce postanowił złożyć mi wizytę?

Po tym incydencie w Ellington Manor, zdecydowałam, że pójdę na policję. Dziś miałam zajęcia przez większą część dnia, ale jutro skończę wcześniej i ustaliłam sama ze sobą, że odwiedzę posterunek. Nikt nie będzie mnie zastraszał, a Nieznany, który nie był już tylko nazwą na ekranie telefonu, posunął się do przekroczenia granicy mojej przestrzeni osobistej i wszedł ze mną w kontakt fizyczny, co bezpośrednio zagrażało mojemu zdrowiu.

Ta chora część mojej osoby, która zaprzyjaźniła się ze strachem, czuła ekscytację na myśl o ciemnej postaci, stojącej na szczycie schodów w nawiedzonym dworku, ale nie mogłam dać jej prawa głosu. Wciskałem terapię Ruth, a prawdopodobnie sama jej potrzebowałam.

Dlatego teraz, uchylając powoli drzwi od mojego pokoju, sięgnęłam do torebki po paralizator. Spodziewałam się, że zamaskowany oprawca wyskoczy mi na spotkanie, ale zamiast tego do moich uszu dotarła jakaś rockowa muzyka.

Z dudniącym sercem i paralizatorem w ręce weszłam do środka. Zamiast wielkiego mężczyzny w mundurze i masce z czaszką, czekała na mnie... moja nowa współlokatorka?

— O, hej! — Uniosła dłonie na widok urządzenia, które trzymałam. — Niezłe przywitanie.

Westchnęłam z ulgą, a z moich ramion zeszło całe napięcie.

— Przepraszam, ja... — zaczęłam zmieszana, ale zaraz odzyskałam rezon. Schowałam paralizator do torby, po czym podałam jej dłoń i przedstawiłam się.

W odpowiedzi uśmiechnęła się i uścisnęłam mi rękę.

— Clementine Colloway.

Dziewczyna wyglądała jak Amy Lee z okładki albumu Fallen zespołu Evanescence. Blada skóra silnie kontrastowała z czarnymi włosami z granatowymi pontonami. Króciutka grzywka przysłaniała tylko fragment jej czoła. Duże, jasnoniebieskie oczy wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem. Miała kolczyka w brwi, nosie i wardze. Nie byłam fanką takich przekłuć, ale musiałam przyznać, że akurat jej bardzo to pasowało.

Crop top opadał dziewczynie na jedno ramię, a postrzępione szorty zakrywały jedynie górną część ud. Skarpetki miały wzór panterki, a jedna była wyżej od drugiej.

Dopiero teraz, gdy niepokój opadł i upewniłam się, że w pokoju nie czekał na mnie zamaskowany psychopata, dostrzegłam jak aktualnie wyglądała strona pomieszczenia, należąca do Clementine.

O ja pierdolę.

Łóżko pokrywała pościel w Hello Kitty, a na materacu siedziało z sześć pluszaków różnej wielkości. Ścianę przyozdobiła plakatem ze Zmierzchu i Koraliny, a także sporą tkaniną z nadrukowaną jakąś kartą tarota.

Nic mi do tego jaki styl lubiła i co odpowiadało jej gustowi, ale te jaskrawe kolory i wzory przyprawiały mnie o ból głowy.

Jakby tego było mało, wszędzie gdzie się dało poupychała mnóstwo duszących kadzidełek. W powietrzu nadal unosiły się resztki gęstych oparów. Zauważyłam także, że oprócz książek na półce, stało tam również mnóstwo kamieni i minerałów.

Musiała dostrzec mój wzrok i wymowną ciszę, bo odezwała się uprzejmie:

— Przepraszam za ten dym, musiałam oczyścić pomieszczenie szałwią.

Jeśli wyjebią nas z pokoju przez jakieś zielsko, to się naprawdę zdenerwuję.

Cud, że czujnik dymu się jeszcze nie włączył.

W dodatku moja nowa współlokatorka była wiedźmą.

Odchrząknęłam i zdjęłam płaszcz.

— Dość późno zakwaterowałaś się w akademiku — zauważyłam wymijająco neutralnym tonem. Biorąc pod uwagę pierwsze wrażenie, Clementine wydawała się sympatyczna, dlatego wolałam nie uprzedzać się do jej wizerunku i różnic, jakie nas dzieliły.

— Tak, dopiero co wróciłam z Włoch. Mam rodzinę na Sycylii i byliśmy w odwiedzinach przez tydzień.

— O, ciekawie. — Kurwa, nie chciałam, żeby mój głos zabrzmiał tak obojętnie. Zrzuciłam buty i usiadłam na swoim łóżku. — Ja również przeprowadziłam się niedawno, także rozumiem. Ważne, że zdążyłyśmy przed takim faktycznym rozpoczęciem roku akademickiego.

— To prawda. A co studiujesz?

— Zaczynam literaturę i folklor, a ty?

— Historię sztuki. Także pierwszy rok — odpowiedziała z podekscytowaniem. Jakoś nie dziwił mnie jej wybór. — Znasz już kogoś z kierunku? Albo jakichś starszych studentów?

— Tak się złożyło, że zaczynam semestr razem z moją kuzynką, Ruth. Poza nią trzymam się jeszcze z jej przyjacielem, z którym zadaje się od dziecka. Danny jest teraz na trzecim roku psychologii. Oprócz nich... — Oczywiście od razu przyszedł mi do głowy Myśliwski i jego dwóch kolegów, ale czy mogłam właściwie powiedzieć, że ich znam? — Dziś spotkałam kilka osób z roku i członków jednego koła naukowego. — Zdecydowałam się na nieprecyzyjną odpowiedź.

Na moje słowa Clementine wyraźnie się ożywiła.

— O, a co to za kółko? Też myślałam, by dołączyć do jednego.

Przygryzłam wnętrze policzka, zastanawiając się, czy powiedzieć prawdę. W końcu przecież to nic takiego, ale czułam, że wspominanie o tym stowarzyszeniu wśród innych studentów było nie na miejscu. Z jednej strony normalna organizacja studencka, z drugiej jednak nie taka normalna.

Od razu pomyślałam o Fight Clubie.

— Demonolodzy — odparłam w końcu.

Clementine zrobiła wielkie oczy i aż musiała usiąść na łóżku z wrażenia.

— Naprawdę? Co ty gadasz? Znasz Auriego Myśliwskiego? — Dziewczyna nie dała mi odpowiedzieć, bo odpaliła się konkretnie i wystrzeliwała z siebie kolejne zdania jak karabin maszynowy. — Od lat interesuję się astrologią, ezoteryką i czarostwem. Z rok temu trafiłam na jego teksty, a gdy byłam na dniach otwartych UE, ktoś wspomniał właśnie o Demonologach. Podobno to dość zamknięta organizacja. Jakim cudem udało ci się do nich dostać?

Co miałam jej powiedzieć? Że po pierwsze znalazłam ich nową salę w harmonogramie, a po drugie widzę duchy?

Chociaż coś mi podpowiadało, że ta dziewczyna była ostatnią osobą, która oceniałaby mnie za coś takiego.

Spojrzałam na zegarek i odchrząknęłam.

— Właściwie, to Myśliwski powinien tu być za pięć minut. Mam mi coś podrzucić, więc sama będziesz mogła zamienić z nim słowo.

— O kurczaczki pieczone. Nieźle się ustawiłaś już pierwszego dnia studiów — zaśmiała się. — Jaki Auri jest na żywo?

— No... — zamyśliłem się na moment, ale na szczęście nie musiałam kończyć, bo rozległo się pukanie.

— Masz okazję sama się przekonać — mówiąc to, wstałam i otworzyłam drzwi.

Zadarłam głowę i napotkałam intensywne spojrzenie jadeitowym tęczówek. Poczułam nagłą suchość w gardle.

Miał na sobie ciemnozielone spodnie i czarną bluzę z naciągniętym na głowę kapturem. W rękach trzymał teczkę.

— Cześć, Dionne — powiedział, a moje imię w jego ustach brzmiało tak szorstko, jakby pocierał ze sobą dwa kamienie.

— Hej. Wejdź — udało mi się wydusić.

Chłopak minął mnie, a ja natychmiast poczułam zapach jego wody kolońskiej.

Myśliwski przywitał się z Clementine, które zaczerwieniła się na jego widok. Dlaczego poczułam jakieś dziwne kłucie w mostku?

Aureliusz spojrzał na kadzidełka i nadpaloną szałwię.

— Zajmujesz się oczyszczaniem? — zapytał. — Śmierdzi tu jak w kościele.

Moja nowa współlokatorka parsknęła pod nosem.

— No, powiedzmy, że lepiej zachowane środki ostrożności w nowym miejscu. Nie chciałam w swoim azylu gościć jakiegoś złego bytu.

— To chyba średnio ci wyszło, skoro tu wszedłem — odparł z nutką rozbawienia.

— No cóż — zaczęła, uśmiechając się szeroko, ale nim zdążyła rozkręcić się na dobre, zabrzęczał jej telefon. Zerknęła na wyświetlacz i jęknęła. — Kurde, muszę was zostawić. Umówiłam się ze starą znajomą i teraz mi napisała, że już na mnie czeka.

— Co za szkoda — mruknął, a ja przewróciłam oczami na ironię, której najwyraźniej Clementine nie zauważyła.

Dziewczyna założyła kozaki, które sięgały jej aż za kolana. Na ramiona narzuciła żółty płaszczyk, a włosy wsadziła pod czerwony beret.

Pożegnała się krótko i wyszła, zostawiając mnie z Myśliwskim.

Sam na sam.




* Licencjat na psychologii Uniwersytetu Edynburskiego trwa 4 lata.

** School of Literatures, Langueages and Cultures.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top