3. Moja mała dziewczynka sama do mnie przyszła.

AURELIUSZ'S POV

M o j a mała nieustraszona.

Jej uroczy krzyk przerażenia nadal rozbrzmiewał echem w mojej głowie.

Muzyka dla mych uszu.

Kiedy Dionne zaczęła uciekać, złapałem ją za nogę i pociągnąłem w swoją stronę, chcąc mieć ją jeszcze bliżej. Spojrzałem w najpiękniejszą twarz, jaką kiedykolwiek widziałem.

Obsesyjny zachwyt – to dobre określenie stanu, w który wpadłem. Intensywność tego doznania sprawiła, że niemal padłem przed moją małą nieustraszoną na kolana.

Nieopisane ciepło rozlało po mojej klatce piersiowej. Poczułem jakąś dziwną miękkość w sercu. Zaraz, ja i miękkie serce? To nie szło w parze, ale teraz, gdy znalazłem się tak blisko obiektu mojej fascynacji, pierwszy raz w życiu miałem wrażenie, że się rozpadam.

Żadna pojebana sytuacja, którą przeżyłem w ciągu mojej egzystencji, nie mogła równać się z tą chwilą. Spojrzałem w te jej czekoladowe tęczówki i poczułem słodki zapach świeżo palonej kawy, wymieszanej z nutą wanilii. Ubrana była jak zawsze w jeden z tych swoich idealne skrojonych garniturów. I musiałem przyznać – niesamowicie mnie to kręciło. Mimo że w teorii nosiła garderobę, przeznaczoną stereotypowo dla mężczyzn, była najbardziej kobiecą istotą stąpającą po tym świecie.

Kiedy uderzyła mnie w krocze, tlące się dotychczas podniecenie, przybrało na sile. Nieustraszona była tak waleczna. Szkoda, że jak zwykle przy tego rodzaju misjach, miałem na sobie mundur i ochraniacze, więc nic nie poczułem.

Słyszałem w tle krzyki jej przyjaciół. Nie powiem, z początku wkurwiło mnie to, że nie przyszła sama. Chciałem się z nią zabawić na osobności, ale z drugiej strony cieszyło mnie, że Dionne miała przyjaciół, którzy byli w stanie zrobić wiele dla jej bezpieczeństwa. Na szczęście teraz już nie będą musieli się angażować, to JA miałem zamiar jej chronić.

Pragnąłem mieć ją tylko dla siebie, jednak, mimo że byłem egoistycznym chujem, nie mogłem odebrać ludziom tak cudownej osoby. Dionne ze swoją inteligencją i potencjałem, była w stanie podbić świat. Zarówno ten ludzki, jak i istot z krainy zmarłych. I zrobimy to razem.

Przez okno widziałem, jak moja dziewczyna wraz z Ruth Quicy i Danielem McCoyem wsiadła do samochodu. Chwilę później odjechali spod Ellington Manor.

Normalnie zdenerwowałbym się, że zajmowała siedzenie pasażera w samochodzie innym, niż mój, ale przez te osiem lat zdążyłem dowiedzieć się wszystkiego o jej kuzynce i ich wspólnym koledze. Na początku nie mogłem znieść myśli, że Dionne przyjaźni się z innym mężczyzną. Jednak przez ten czas naszej rozłąki, od momentu, gdy widziałem ją po raz ostatni, siedząc na widowni, aż do naszego spotkania na imprezie, zdążyłem popracować nad sobą. Miałem na tyle dobrze zbudowane poczucie własnej wartości, że nie czułem się urażony faktem, że moja dziewczyna była w nie-romantycznej relacji z jakimś typem.

Poza tym McCoy od ośmiu lat wydawał się być w szczęśliwym związku ze swoją narzeczoną Vivian Lennox. Gdyby jednak chociażby przyszło mu na myśl, by zabiegać o względy Dionne, zabiłbym go na miejscu, a prochy wysłał jego rodzinie w uroczym wazonie w kwiatki.

Gdy różowy MINI Cooper McCoya zniknął mi z oczu, wyciągnąłem telefon z kieszeni. Kliknąłem w kontakt Moja mała nieustraszona i wysłałem wiadomości:

Ja: Nieładnie.

Ja: Będziesz musiała pocałować, żeby przestało boleć.

Ja: Twój strach jednak rekompensuje wszystko. Tak uroczo krzyczysz, gdy się boisz.

Ja: Moja mała nieustraszona.

Uśmiechnąłem się do telefonu, jak pierdolony nastolatek. Ta dziewczyna, mimo że jeszcze o tym nie wiedziała, miała nade mną większą władzę niż ktokolwiek inny, kiedykolwiek.

Wyszedłem na taras i zdjąłem maskę z twarzy. Odetchnąłem świeżym powietrzem, schodząc po schodach na dół. Żwir i patyki trzeszczały pod naciskiem moich ciężkich butów. Ruszyłem w kierunku lasu. Musiałem zaparkować samochód milę dalej, by nie wzbudzać podejrzeń. Przez całą drogę śledziłem czerwoną kropkę na ekranie telefonu. Musiałem się upewnić, że Dionne dotrze bezpiecznie do domu. Mapa wskazywała, że samochód McCoya wyjechał już na główną drogę.

Lepiej dla ciebie, byś jechał ostrożnie.

Kiedy byłem już prawie przy swoim aucie, usłyszałem za sobą kroki i dźwięk łamanych gałęzi. W ułamku sekundy moje ciało przeszło w tryb gotowości. Obróciłem się, sięgając do pasa z bronią po nóż myśliwski.

Wytężyłem wzrok i po chwili pełnej napięcia, dostrzegłem przerażoną sarnę, wpatrującą się we mnie z paniką. Wyprostowałem się z powrotem i pokręciłam głową, chowając ostrze. Mój ruch natychmiast spłoszył zwierzę.
    Przeniosłem wzrok z powrotem na ekran urządzenia i wsiadłem do samochodu. Wsunąłem telefon do uchwytu na nawigację. Musiałem kontrolować, czy Dionne dotrze bezpiecznie do domu. Przekręciłem kluczyk w stacyjce a silnik mojej BMW E34 przywitał mnie swoim warkotem.

Ruszyłem polną drogą, a z głośników zaczęła lecieć jedna ze starych piosenek Bedoesa.

Muzyka była jedną z niewielu rzeczy, która przypominała mi o ojczyźnie.

⋆。‧˚ʚ♡ɞ˚‧。⋆

Kiedy zajechałem pod swoją kamienicę był już środek nocy. Na ekranie komórki dostrzegłem, że moja mała nieustraszona również jeszcze nie spała. Weszła na stronę Archiwaliów Uniwersytetu Edynburskiego i przeglądała ponownie mój ostatni artykuł.

Kącik moich ust drgnął nieznacznie.

Oczywiście, że myślała o mnie w tej chwili.

Dostęp do jej urządzeń zacząłem mieć kilka lat temu, kiedy po raz pierwszy weszła na stronę AUE. Od tamtej pory miałem całkowity wgląd do jej telefonu, włączając w to lokalizację. Widziałem dokładnie to samo, co ona na swoim wyświetlaczu. Miałem dostęp do wszystkiego co widziała i klikała. Nie byłem jednak aż takim skurwysynem, by czytać każdą jej wiadomość, czy podsłuchiwać rozmowy telefoniczne. Czasem coś rzuciło mi się w oczy, ale to wszystko.

Taki ze mnie łaskawiec.

Bardziej zależało mi na jej lokalizacji. Chciałem także wiedzieć, w którym dokładnie momencie wchodziła na stronę AUE. Lubiłem to uczucie, gdy wyobrażałem sobie jak o mnie myśli i czyta moje teksty. Szczególnie ten ostatni o opętaniu, który był zaadresowany konkretnie do niej.

Wyszedłem z samochodu na chłodne powietrze. Uwielbiałem moją dzielnicę. Dean Village był jednym z najbardziej klimatycznych, a przy okazji i odizolowanych od reszty miejsc w Edynburgu. Stara architektura i brukowane ulice sprawiały wrażenie małego miasteczka rodem z innej epoki.

Moja kamienica przy przy Hawthornbank Lane stała na lekkim wzniesieniu, skąd był idealny widok na rzekę Water of Leith. Szum wody, który zawsze towarzyszył mi, gdy szedłem w kierunku domu, był niemal kojący. Lubiłem przesiadywać na kamiennym moście, łączącym dwa brzegi i pozbywać się wszystkich zalegających z tyłu głowy myśli. Przynajmniej tak doradziła mi moja terapeutka.

Wszedłszy do kamienicy, natychmiast uderzył mnie zapach starego drewna i kurzu. W kilku susach pokonałem wąskie schody i wszedłem cicho do mieszkania, by nie obudzić mojej siostry. Łucja potrafiła bardzo głośno krzyczeć, gdy ktoś śmiał wyrwać ją z krainy Morfeusza.

Kiedy w końcu mogłem położyć się do łóżka, przetarłem zmęczoną twarz.

Po kilkudziesięciu minutach przekonałem się, że i tej nocy dopadła mnie bezsenność. Sięgnąłem po telefon i kliknąłem w aplikację, która pozwalała mi śledzić Dionne. Już po chwili zasypiałem, ukołysany dźwiękiem jej głębokiego oddechu.

Uwielbiałem śnić razem z nią.

⋆。‧˚ʚ♡ɞ˚‧。⋆

Nowy rok akademicki nadszedł szybciej, niż się tego spodziewałem. Mimo przerwy wakacyjnej, stowarzyszenie Demonologów nadal prężnie działało. Razem z Raidenem i Julianem nie zaprzestaliśmy swoich badań.

Jedną z głównych spraw, które rozwiązaliśmy było dyskretne zlecenie, które otrzymaliśmy od jednego z najwyżej postawionych członków rady miasta. Jego żonę nękała pewna zjawa i poprosił, żebyśmy w ciszy się tym zajęli. Potrzebował fachowców, którzy zachowują dyskrecję. Zapewnił nam hojne wynagrodzenie, dlatego dostał dokładnie to, o co prosił.

Z racji, iż Demonolodzy byli legalnie założonym kołem naukowym UE, przysługiwało nam wiele korzyści. W dopełnianiu formalności pomagał nam nasz mentor – Garrett Ferguson. Był on niezwykle charyzmatycznym wykładowcą religioznawstwa i jako jeden z niewielu na początku, naprawdę we mnie uwierzył. Stanowił dla nas także sprawdzone źródło informacji. Mogliśmy się do niego zgłosić w każdej sprawie. Nie tylko tej związanej z okultyzmem.

Władze uczelni były niezwykle zadowolone z wyników naszego koła naukowego, dlatego w tym roku przydzielili nam nawet osobną salę, która była całkowicie do naszej dyspozycji. Rektor zasugerował, że w końcu będziemy mieli miejsce do spotkań. Nie musiał wiedzieć, że większość zbiórek mimowolnie odbywała się na chacie Raidena przy piwie.

Wszedłem do sali i rozejrzałem się po wnętrzu. Niczym nie odróżniała się od innych auli wykładowych.

Opadłem na krzesło, gdy drzwi się otworzyły i do środka wpadł zdyszany Raiden. Spojrzałem na niego zdziwiony.

— Byłem u trenera odebrać harmonogram — wyjaśnił, zbijając ze mną braterską pionę. — Nie chciałem się spóźnić, ale widzę, że ty też dopiero wszedłeś, a Iversona jeszcze nie ma.

Julian Iverson jak zwykle spóźniony. Czy ktokolwiek był zdziwiony?

— Kiedy mamy najbliższy trening? — zapytałem.

— Jutro. Brock jest nieźle wkurwiony. Doszły do niego słuchy o przebojach chłopaków na ostatniej imprezie w klubie. Podobno wszczęli niezłą bójkę z St Andrews. A mi oczywiście się za nich wszystkich, kurwa, oberwie.

Hokej.

Sport, w który wciągnął mnie Raiden. Na początku studiowania nie byłem do niego przekonany, ale szybko okazało się, że na lodowisku w łatwy i w miarę humanitarny sposób, mogłem rozładować buzującą we mnie agresję. Byłem w tym dobrym, jak we wszystkim, czego się chwytałem, ale to mój najlepszy przyjaciel darzył hokeja prawdziwą miłością. Miał wrodzony talent do gry i strategii, a ciężka praca, którą wkładał w mecze i treningi sprawiła, że był jednym z najlepszych zawodników BUIHA*. Miał potencjał i wykorzystywał go cholernie dobrze.

Prawdę mówiąc, zacząłem uprawiać ten sport głównie dla Raidena. Został moim najlepszym przyjacielem, wręcz bratem. I jeśli mogłem cieszyć się hokejem razem z nim i wspierać go na lodzie, a przy okazji wynieść coś dla siebie, to byłem jak najbardziej za.

On także postanowił wkroczyć w moją dziedzinę. Nie wyśmiał mnie także, kiedy wyjawiłem mu moje marzenie o zostaniu badaczem zjawisk paranormalnych. Wręcz przeciwnie — zainteresował się tematem, a teraz w stowarzyszeniu Demonologów zajmował się obsługą wszelkiego rodzaju sprzętu — od kamery termowizyjnej, przez detektor EMF**, po różne lampy UV.

To on wsparł mnie, gdy wszyscy inni się odwrócili. Nigdy mu tego nie zapomnę.

— Nie dziwię się. Te byki z Typhoons potrafią być nie do zniesienia — stwierdziłem, śmiejąc się gorzko.

St Andrews Typhoons było drużyną, z którą Edinburgh Eagles prowadziło zaciętą rywalizację. Zarówno w tabeli wyników, jak i niekiedy fizycznie. Czasem bójki wymykały się spod kontroli, tak jak ostatnim razem. Gdy nabuzowana grupa hokeistów wkraczała do pubu i spotykała tam swoich rywali z lodu, z góry wiadomo, że nie skończy się to dobrze. A Raiden, jako kapitan drużyny, był po części odpowiedzialny za całą tę zgraję.

— Dostaniemy jutro tak w dupę, że będzie nas trzeba zwlec z lodowiska — jęknął Chadwick i przeczesał nerwowo swoje ciemne włosy.

W tej samej chwili do sali wkroczył Julian. Teraz byliśmy w komplecie, więc mogłem przejść do rzeczy. Nie zdążyłem nawet się z nim przywitać, kiedy zaraz za Iversonem wcisnęły się do sali dwie inne osoby.

Jedną z nich była Dionne Harford.

Drugą jej najlepsza przyjaciółka.

— Cześć. Czy to zebranie koła naukowego Demonologów? — zapytała moja mała nieustraszona, zanim Julian zdążył zatrzasnął jej drzwi przed nosem.

Patrzyłem na nią oniemiały. Zachowałem kamienną twarz, ale na jej widok we wnętrzu wybuchły mi fajerwerki.

W mojej głowie rozległ się krzyk strachu, który wydała z siebie ostatniej nocy.

Skąd ona się tu wzięła? Na moment spuściłem z oczu czerwoną kropkę z aplikacji śledzącej i moja dziewczynka sama do mnie przyszła.

Jej lśniące czarne włosy, sięgające pasa, opadały kaskadami po ramionach. Ciekawe jakie były w dotyku? Jakie to uczucie szarpać za nie? Jak pachniał jej szampon?

Ciemne, gęste rzęsy okalały brązowe tęczówki, które przywodziły na myśl czekoladkę.

Ubrana była w granatowy garnitur i idealnie białą koszulę. Kompletne przeciwieństwo Quicy, odzianej w jasne dresy i o dwa rozmiary za dużą bluzę.

Dionne prezentowała się jak jebana perfekcja. Kutas w moich spodniach natychmiast stwardniał. Musiałem zmienić pozycję, by tego nie zauważyła.

Nasze spojrzenia się spotkały, a moje serce zerwało się do szaleńczego galopu.

Ona jednak znała mnie jako Aureliusza Myśliwskiego, autora publikacji na AUE i założyciela koła naukowego. Nie jako chłopaka z widowni i nowego stalkera.

Dlatego teraz, kiedy patrzyła na mnie, widziałem w jej oczach cień uznania. Podziwiała mnie. Szkoda, że, gdy dowie się prawdy, znienawidzi mnie do końca życia.

— Tak — odpowiedziałem, starając się panować nad głosem i podeszłam do niej powolnym krokiem. Wyciągnąłem rękę i powiedziałem: — Aureliusz Myśliwski, założyciel Demonologów.

Kiedy podała mi dłoń, poczułem jakby prąd przeszedł mi po ciele.

Wyobrażałem sobie ten moment przez lata.

W końcu mogłem jej dotknąć.

— Dionne Harford — przedstawiła się. Trzymałem jej dłoń o sekundę za długo. Dziewczyna odchrząknęła i wskazała na swoją kuzynkę. — To moja przyjaciółka, Ruth Quincy.

Uścisnąłem także jej rękę, by nie wzbudzać podejrzeń. Już otwierałem usta, by coś powiedzieć, gdy ubiegła mnie Dionne, wprawiając w prawdziwe osłupienie.

— Chcemy dołączyć do stowarzyszenia Demonologów.

    Przeczuwałem, że postara się dostać się do koła, ale nie sądziłem, że będzie to pierwszym co zrobi po rozpoczęciu roku akademickiego.

    Dionne interesowała się okultyzmem i kochała się bać. To oczywiste, że jej miejsce było u mego boku.

    — Nie przyjmujemy nowych członków. — Usłyszałem za sobą zimny głos Juliana.

    Miał rację. Na pierwszym roku raz popełniliśmy ten błąd i pozwoliliśmy kilku zainteresowanym studentom dołączyć do Demonologów. W większości przypadków skończyło się to ucieczką z krzykiem, bo kandydaci kompletnie nie radzili sobie z przerażeniem. Siadała im psychika, w wyniku czego rujnowali nam badania i byli tylko wrzodem na dupie. W końcu zostaliśmy tylko ja i Raiden. Przyjęliśmy tylko Juliana. I to też nie był przypadek. Każdy w stowarzyszeniu miał jakąś funkcję. Umiejętności Iversona były dla mnie bardzo cenne.

    — Ale... — zaczęła Dionne, ale przerwał jej Julian.

    — Nie. Przyjmujemy. Nowych. Członków — wycedził oschle.

    Złapał za klamkę i już miał zamknąć drzwi, gdy niespodziewanie Ruth wystąpiła naprzód, mówiąc:

— Zaczekajcie. Dionne może być dla was przydatna. — Spojrzała każdemu z nas prosto w oczy. — Ona widzi duchy.








*British Universities Ice Hockey Association.

**Detektor EMF (Electromagnetic Field Meter) – mierzy zmiany w polu elektromagnetycznym, co pomaga w ustaleniu obecności bytów nadprzyrodzonych.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top