80
– Dobra, dzieciaki. – Draco wszedł do pokoju z uśmiechem na ustach. – Butelka!
Wszyscy zgromadzeni – wcale nie takie dzieci – podnieśli zadowolony okrzyk, gdy chłopak niemalże triumfalnie zaprezentował to, co przyniósł. Większość uczestników tej małej imprezy usiadła w sporym kole na podłodze, a na samym jego środku wylądowała zielona butelka po winie.
– Ja pierwszy! – zapowiedział od razu arystokrata, już prawie rozkręcając szklane naczynie.
Nastała cisza, którą rozpraszał jedynie szum sunącego po drewnianym parkiecie szkła. Wyczekiwali z radosnym podekscytowaniem, na kogo wypadnie.
– Cholera jasna – Harry westchnął głęboko, gdy szyjka butelki zwróciła się w jego stronę.
– Idealnie – mruknął Malfoy, zacierając ręce. Zamyślił się na chwilę, po czym skupił swój wzrok na oczekującej twarzy Wybrańca. Pozostali zaś wpatrywali się w blade oblicze Ślizgona. – Prawda czy wyzwanie?
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę Pottera. Miał wrażenie, że wszyscy obecni mogli usłyszeć jak głośno przełknął ślinę.
– Wyzwanie.
Oczy znów na Malfoyu.
– Odważnie – skwitował, a pozostali skupili na nim swoją uwagę. – W takim razie... pocałuj najładniejszą dziewczynę w tym pomieszczeniu. – Między uczniami przeszedł cichy szmer. – Ach, i zauważ, jak wyraźnie zaznaczyłem dziewczynę, a nie osobę, bo, nie oszukujmy się – rozłożył ręce w jakby przepraszającym geście – przyćmiewam was wszystkich.
***
może zabiorę się w końcu za coś świątecznego?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top