W każdej swojej nie perfekcyjności jesteś dla mnie perfekcyjny.
Następnego dnia szedł tak jak wcześniej do piekarni. Tym razem kupując dla siebie szarlotkę a dla niej cynamonkę. Uśmiechnął się do siebie, że ta codzienność może stać się jego rytuałem. Wyszedł z piekarni nie wiedząc, że ktoś obserwował go gdy płacił i zaczął iść w kierunku lasu. Gdy nagle usłyszał krzyk.
- Śmierciożerca! Nie masz prawa tu być! Powinieneś zgnić z innymi - chłopak o brązowych włosach wrzeszczał za nim i rzucił się na Malfoya okładając go pięściami.
Draco oddawał cios za ciosem gdy czuł jak jego złość wzrasta.
Dwoje mężczyzn po chwili ich rozdzieliło. Draco spojrzał na chłopaka, który się na niego rzucił i pomyślał, że pewnie wygląda teraz równie żałośnie jak on.
- Panowie nie na ulicy! - powiedział jeden z mężczyzn, którzy przerwali walkę
- Jeśli jeszcze raz cię zobaczę... zabije - powiedział śmiertelnie poważnie Draco do chłopaka przez zaciśnięte zęby.
Kipiał ze złości i nie myślał trzeźwo. Wziął tylko swój płaszcz, odwrócił się i odszedł.
Nie myśląc wiele poszedł odrazu do niej. Gdy otworzyła drzwi był wściekły na siebie, że tu przyszedł, że widzi go takim. "Słaby i wściekły, zupełnie jak stary Ja. Chciałem tego uniknąć, chciałem zacząć od zera, ale to nie możliwe...nie z taką przeszłością. Ona zasługuje na więcej".
-Co? Co się stało? - podbiegła do niego i przyłożyła dłoń do jego czerwonego policzka.
Nie słysząc żadnej odpowiedzi wzięła go za dłoń do domu zasadzając go na fotelu.
- Zaczekaj, przyniosę coś na to - i wskazała na krwawiącą ranę głowy
- zostaw - warknął ale gdy to mówił ona już poszła
Gdy wróciła przyłożyła wacik do rany.
- To zaboli ale muszę ją odkazić
Nic nie powiedział, starał się tylko myśleć o niej przed nim, o niczym innym bo się rozsypie.
Gdy dalej przemywała rany i nakładała zaklęcia gojące powiedział.
- Nie przyniosłem na dzisiaj jedzenia - odparł twierdząco, jakby była to najważniejsza rzecz obecnie.
Uśmiechnęła się do niego i złapała go za dłonie.
- To teraz nie jest ważne - powiedziała patrząc mu w oczy.
"Dlaczego nie dopytywała ? Przecież to nie w jej stylu, żeby po prostu zostawiała temat"
- Dlaczego nie dociekasz co się stało ?
- Powiesz mi jak będziesz gotowy, moja wścibskość już dawno dostała nauczkę - odparła bandażując jego dłonie.
"Boże jak palce były takie ciepłe i przyjemne." - myślał
- Moja nie dostała nauczki. - powiedział
- powiedz mi - dodał
Spojrzała na niego niepewnie przechylając delikatnie głowę i rozchylając usta. Po czym szybko je zamknęła.
- Dlaczego nic mi nie chcesz powiedzieć ? - powiedział szorstko
- A dlaczego ty mi nie chcesz nic powiedzieć? - powiedziała podniesionym głosem
- Bo nie chce byś widziała mnie takiego jak kiedyś - poderwał się z fotela zrzucając miskę z wodą na ziemię.
- Nie chce byś przede mną grał, kogoś kim nie jesteś. - powiedziała patrząc z szokiem na podłogę ale po kilku wdechach szepnęła:
- Znam cię, znam cię od dawna nie musisz udawać nikogo. Tu jesteś bezpieczny.
Spojrzeli na siebie szybko łapiąc oddech. "Tu jesteś bezpieczny" - wirowało w jego głowie
-świat nie ogranicza się tylko do tych ścian - powiedział cicho
- Nie znasz mnie, znasz tylko fragmenty mnie, po za tym nie chce byś widziała mnie takim jak kiedyś. Nie mogę do tego wrócić.
- to że jesteś tu oznacza że nie jesteś taki jak kiedyś. To że ze mną rozmawiasz, pozwalasz mi się dotknąć bez obrzydzenia sprawia, że jestem pewna, że nie wrócisz do tamtego czasu. Każdy z nas ma swoje demony.
- Ty nie masz żadnych, jesteś jebaną perfekcją w każdym calu, jak mam dotrzymać ci kroku. Ja! Śmierciożerca!
Podeszła do niego łapiąc go delikatnie za podbródek opuszkami palców.
- Dla mnie jesteś perfekcyjny - powiedziała cicho
Spojrzał na nią ze złością.
- W każdej swojej nie perfekcyjności jesteś dla mnie perfekcyjny. Tak bardzo, że mnie to przeraża. Jak bardzo do siebie pasujemy mimo tego, że jesteśmy tak różni.
Byli tak blisko, że ich nosy prawie się stykały. Im dłużej patrzył na jej cynamonowe oczy cała złość topiła się w smutek. Tym razem to on rozchylił usta czując, że ona dalej jedną ręką gładzi go opuszkami palców po brodzie i policzku. Pochylił się delikatnie i położył swoje czoło na jej. Stali tak nie wiedział ile. Minuty? Godziny ? Lata? I mógłby tak przez wieczność wdychać jej oddech i patrzeć w jej cynamonowe oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top