Prolog

Zagłada... Jedyny trafny opis tego co miało miejsce w tej chwili. Przed niebieskimi oczami rozcierał się obraz czystej zagłady świata. Krew, płomienie, nienawiść i ból. Wszystko spowite mrokiem zatracało się w sobie, kończąc swój żywot na oczach nastoletniego chłopaka. Młodzieńca, który jako jedyny przeżył.

-I na co to wam było... - wyszeptał zdyszany, rozglądając się z nadzieją na znalezienie chociaż jednej żywej osoby. Pusto. Wszędzie było widać ludzi, lecz martwych. Chłopak z bólem na twarzy przeszedł kilka kroków w przód, lecz zbyt duża utrata krwi utrudniała mu poruszanie się, aż w końcu padł na kolana. - Niby wygrałem... a jednak co mi po tym..? - spytał się sam siebie.

-Jestem pewien, że gdzieś zachowali się jacyś ludzie. Możliwe, że nawet ktoś z...

-Nie zaczynaj..! - krzyknął pełen rozpaczy. - Nie zaczynaj... Sam przecież wszystkich zabiłem...

-Naruto... - wyszeptał zmartwiony głos w jego głowie. Dziewięcioogoniasty lisi demon, który przed siedemnastoma laty został zapieczętowany w blondwłosym dzieciaku, niezwykle martwił się o niego. Jego sakryfikant został odrzucony przez całe społeczeństwo z jego powodu, a gdy przyszło do wojny to błagali go o pomoc. Mimo udzielenia jej i wygrania przeciw Uchiha Madarze, wykorzystali fakt, że był osłabiony i go zdradzili. Po raz kolejny. - Dobrze wiesz dzieciaku, że ja zawsze będę po twojej stronie. Niezależnie od tego, co nastąpi, twoje życie będzie dla mnie najważniejsze...

Wypowiadając te słowa Kyuubi starał się jakkolwiek utrzymać chłopaka przy zdrowych zmysłach. Wiedział on bowiem, że Uzumaki Naruto jest na wyczerpaniu psychicznym i w każdej chwili może dokonać czegoś absurdalnego.

-Moje życie..? - pomyślał nastolatek. Próbując się podnieś blondyn odczuł ogromny ból w całym ciele, jego płuca zaczęły płonąć żywym ogniem, zaś serce kołatać niemiłosiernie. Naruto padł do przodu kasłając sporą ilością krwi, a gdy ból minimalnie ustąpił, padł na bok, próbując złapać oddech. - Moje życie chyba się właśnie kończy, Kurama... - wyszeptał odwracając się na plecy. Jego wzrok się rozmywał, czuł wręcz jak resztki chakry ulatują z jego ciała. - Kurama...

Błękitne oczy młodzieńca mimowolnie się zamykały, tak jakby od wielu dni nie spał i właśnie położył się w niesamowicie wygodnym łóżku. Jego oddech stopniowo słabł, ciało przestawało drżeć, a umysł pochłaniał mrok. W głowie, daleko, daleko w tle, słyszał nawoływanie przyjaciela, który za wszelką cene chciał go utrzymać przy świadomości.

-Gdybym tylko... miał możliwość zmienić przeszłość... i zostać z tobą trochę dłużej - wyszeptał cichutko uchylając oczy. Na jego ustach pojawił się minimalny uśmieszek, taki ciepły i delikatny. - Dziękuje... Kurama...

~~*^*~~

-Hokage-sama - zaczął młody mężczyzna o blond włosach. Zwrócił on w ten sposób na siebie uwagę starszego człowieka za biurkiem, który był niezwykle pochłonięty papierkową robotą.

-Wybacz Minato, mam strasznie dużo pracy przez te zamieszki z Suną - powiedział Sarutobi zerkając kątem oka na stos kartek. - A więc... czego potrzebujesz?

-Proszę się tym nie martwić, Hokage-sama - odpowiedział z pobłażliwym spojrzeniem. - Przyszedłem odebrać misję dla drużyny.

-A..! Tak, tak. Odłożyłem gdzieś tu dokumenty - powiedział do siebie i zaczął przeszukiwać papiery na biurku. Po krótkiej chwili znalazł poszukiwany plik kartek i podał je młodemu mężczyźnie. - Wszystko jest tam opisane, wyruszajcie najszybciej jak się tylko da. Jeśli sprawa się za bardzo skomplikuje, wracajcie.

-Tak jest.

Po szybkim omówieniu sprawy Minato opuścił biuro głowy wioski i udał się na miejsce zbiórki, gdzie pewnie od dawna czekali jego uczniowie. By nie spóźnić się ani chwili dłużej, Namikaze użył swojej specjalnej techniki i przeniósł się prosto na pole treningowe.

-Minato-sensei - powiedział zaskoczony jego nagłym pojawieniem się Obito. - Spóźniłeś się! To do ciebie nie podobne.

-Racja, nawet Obito był na czas - dorzucił swoje trzy grosze młody Hatake, na co dostał naburmuszone spojrzenie rówieśnika. Blondwłosy jedynie cicho się zaśmiał na to, drapiąc w zakłopotaniu tył głowy. - Co było powodem naszego spotkania tutaj?

-Ah racja - powiedział niebieskooki pokazując młodzieży papiery. - Dostaliśmy ważną misję rangi B. Nie zapoznałem się jeszcze dokładnie z papierami, lecz z tego co wiem, mamy udać się na obrzeża Kraju Ognia i Kraju Wiatru. Jako, że jest dość wcześnie, a musimy się śpieszyć, to o 17 zbiórka pod główną bramą! Przygotujcie się - powiedział z ciepłym uśmiechem i zniknął zostawiając nastolatków samych sobie.

-Misja rangi B? - spytała zaskoczona Rin. - Damy sobie radę?

-Na spokojnie damy!

-Obije macie już rangi chuninów, zaś ja i sensei jesteśmy jouninami. Minato jest w dodatku bardzo silnym jouninem. Ranga B nie będzie problemem - odpowiedział chłodno Kakashi, po czym odwrócił się od nich i zaczął kierować się w stronę domu.

-Kakashi-kun ostatnio jest bardziej odizolowany...

-Zawsze taki był - fuknął Obito robiąc zmieszaną minę. A mimo to wiedział doskonale, że Rin ma racje. Zbliżała się powoli rocznica śmierci jego ojca, więc natłok przykrych wspomnień musiał na niego tak wpływać. - Nie przejmuj się nim, minie mu - powiedział patrząc na dziewczyne z wielkim uśmiechem.

-Może masz rację - mruknęła pod nosem. - W każdym razie powinniśmy się zbierać. Trzeba się przygotować skoro niedługo ruszamy.

~~*^*~~

Punkt 17 pod bramą wioski znalazła się cała drużyna Minato. Nikt się nie spóźnił nawet o minutę, gdyż każdy miał w głowie fakt, że misja jest bardzo ważna. Gdy tylko wszyscy byli gotowi, by wyruszyć w drogę, ustawili się w formacji i ruszyli biegiem przed siebie, by do zmierzchu przebiec jak najwięcej.

-Minato-sensei - zaczęła jedyna dziewczyna. - Mógłby mistrz wyjaśnić na czym ma polegać nasza misja?

-Cóż... Od pewnego czasu shinobi z Suny naruszają tereny naszego kraju, jak i Kraju Ziemi. Zostaliśmy wysłani by przeczesywać teren i utrzymać tam porządek. W razie gdybyśmy nie dawali rady możemy doprosić się wsparcia lub zawrócić - powiedział biegnąc przed siebie. - Jeśli by się udało to mamy też nawiązać z nimi kontakt i dojść do porozumienia.

-Dlaczego Sunagakure wysyła shinobi na tereny innych krajów?

-Sam chciałbym wiedzieć, Kakashi, jednak jest to nam nieznane. Dlatego zostaliśmy wysłani.

-Rozumiem... Mam nadzieję, że nic poważnego się nie szykuje - wyszeptała do siebie Rin.

-O nic się nie martwcie. Próba rozstrzygnięcia tego pokojowo jest priorytetem. Jeśli się nie uda...

-Zostaje nam walka - dopowiedział zamaskowany nastolatek.

Po tej wymianie zdań cała drużyna skupiła się na podróży, która trwała ponad dwa dni. Na miejscu jednak nie natrafili jeszcze na żadnych wrogów, więc postanowili zrobić krótki postój, by zebrać siły. Nie trwało to długo. Już po piętnastu minutach odpoczynku Namikaze wyczuł zbliżającą się chakrę, co skutkowało natychmiastową mobilizacją. Jak się okazało po chwili, był to drugi oddział z Konohy.

Zmieniając się wartami i przeczesując wszelkie możliwe miejsca nie natrafili jeszcze na ani jednego shinobi z Kraju Wiatru, co niemiłosiernie dziwiło wszystkich. Minęły im tak kolejne dwa dni, lecz nikogo nie dostrzegli, nie wyczuli. Żadnych śladów.

-Może wrócili do swojej wioski? - spytał Obito patrząc nieco zmęczony na senseia. - W końcu ani my, ani tamten oddział, który mijaliśmy ostatnio, nie widzieliśmy żadnych wrogów.

-Nie wykluczam tego, jednak z drugiej strony... Po co nachodzili nasze tereny, a potem zwyczajnie zniknęli..? - mówił sam do siebie jounin. - Przeszukamy pozostały obszar i wrócimy do wioski.

-Tak jest! - odkrzyknęli chórkiem po czym ruszyli za blondynem.

Biegnąc w ciszy i dokładnym skupieniu cała czwórka badała okolicę w poszukiwaniu chociażby najmniejszych śladów na obecność wroga. Jednak takowych nie znaleźli. Całkowita pustka. W momencie gdy mieli się już poddać i zawrócić do wioski w Minato uderzyła nagła fala energii. Niezwykle słabej i chłodnej energii. Natychmiast skierował się w jej kierunku szykując się do ewentualnej walki. Na miejscu jednak nie dostrzegł wrogich jednostek. Jedyne co rzuciło mu się w oczy to olbrzymia kałuża krwi, a jej źródłem był młody mężczyzna.

-Co tu się stało..? - spytała cicho nieco przerażona dziewczyna.

Blondyn zeskoczył z drzewa i powoli z bronią w dłoni podszedł bliżej. Po dokładnym przeanalizowaniu okolicy zauważył, że to raczej nie jest pułapka, wiec zbliżył się do chłopaka i go dokładnie obejrzał. Widząc, że nie ma przy sobie ochraniacza nieco pewniej zaczął go badać.

-Rin! Chodź tu szybko! - zawołał dziewczynę, która od razu znalazła się przy mistrzu. - Jeszcze żyje, ulecz go tyle ile zdołasz.

Nastolatka szybko zabrała się za pomoc poszkodowanemu. W międzyczasie Minato nakazał pozostałej dwójce pilnować okolicy, by nikt ich nie zaatakował. On sam zaś dokładnie przeszukał nastolatka, który znajdował się na łożu śmierci, lecz poza podstawowym wyposażeniem i masą ran niczego nie znalazł.

-Jego stan się nieco poprawił, ale najlepiej będzie zabrać go do szpitala - poinformowała dziewczyna.

-Też tak myślę... - odpowiedział, szybko przeanalizował sytuacje i doszedł do wniosku co robić. - Wezmę go i natychmiast wracamy. Nie wyglada to na pułapkę, a nawet jak jest z Suny to zdążymy go sprawdzić, nim coś zrobi.

Tak jak zarządził złotowłosy tak też zrobili. Wracając do wioski niezwykle się śpieszyli, by uratować młodzieńcowi życie, które wisiało na włosku...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top