szpitalna
Nie słyszał nic, a przynajmniej bardzo chciał w to wierzyć.
Udawał, że wierzy.
Żadnych pisków aparatury, płaczu matki, westchnień lekarzy.
I tych myśli w głowie, że nie powinien się budzić.
Spróbowałby wstać, ale brakło mu sił, więc jedynie wyobraził sobie, że wstaje, wraca do domu i jest jak dawniej. Po prostu, od tak. Bez żadnych problemów, kłopotów, przekrętów, oszustw.
Rzeczywistość była chyba jednak troszeczkę inna.
Wiedział, że kiedy otworzy już oczy, komplikacje nie znikną. Wręcz przeciwnie, narosną i to pewnie do niebotycznych rozmiarów. Kłamstwa, które sam sobie wpajał, zamiast nabrać kolorów i stać się prawdą, zwiędną i okażą się papierowe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top