Rozdział 4

- Naprawdę nie wiem co mu jest.- powiedział medyk, który teraz pochylał się nad leżącym i nadal nieprzytomnym Willem.

- Jak to nie wiesz ?- spytał się poddenerwowany Halt.

- No nie wiem, jeszcze czegoś takiego nigdy nie widziałem. To pierwszy taki przypadek.- powiedział medyk.- Mogę mu przepisać jakieś zioła na krzepliwość krwi oraz na wzmocnienie organizmu, ale nic  więcej nie mogę zrobić.

Halt był załamany. Will umrze? Nie nie może umrzeć, nie może. Ale przecież wszystko na to wskazywało. Zanim Malcolm tutaj dotrze minie miesiąc, może nawet dłużej, a Will do tego czasu może już nie żyć. Medyk nawet nie wiedział co mu jest. Halt siedział teraz i patrzył na nieprzytomnego Willa. Jego oddech nadal był niestabilny i urywany. 

- Cóż, on będzie, jeśli się w ogóle wybudzi, będzie cały czas wymiotować krwią. Z tego wszystkiego może jej bardzo dużo stracić, więc żeby jej przybyło, trzeba będzie cały czas podawać mu wodę. Ale tylko i wyłącznie wodę, ponieważ inne napoje mogą mu uszkodzić organizm. W rękę wczepię mu jedną z moich igieł i podłączę do niej rurkę, do której będę wlewać wodę i tym sposobem woda dostanie się do jego organizmu i uzupełni jego braki krwi. - ciągnął dalej medyk.

- Ale co to znaczy " jeśli się w ogóle wybudzi" ?

- No jakby to powiedzieć... chłopiec zapadł w śpiączkę.- powiedział smutnym głosem medyk.

- O Boże...- jęknął Halt i schował twarz w dłoniach. W następnej chwili jednak zabrał ręce i patrzył tylko smutnym wzrokiem na swojego ucznia. Nie mógł pokazać medykowi, że jest załamany. Nie mógł tego po sobie dać znać. 

- Proponuję go oddać do rodziny na ten czas. Nie wiadomo, kiedy się w ogóle wybudzi. Może za kilka dni, miesięcy,lat , a może nawet nigdy. Wiem, że ty zwiadowco jesteś strasznie zajętą osobą i nie będziesz mieć pewnie czasu się nim zajmować, dlatego niech rodzina się nim zajmie.- powiedział medyk. - A z resztą to ich sprawa, czyż nie? Ty go tylko przyjąłeś na ucznia i miałeś go nauczyć fachu, a rodzina powinna się nim zajmować w sprawach wychowawczych i no w sprawach takich jak na przykład ta.

- Nie mogę go oddać do rodziny, bo on jej nie ma. Jest sierotą. 

- A nie ma żadnych krewnych czy jakiejś rodziny zastępczej?  Przecież musiałeś go skądś wziąć, z jakiejś rodziny chłopskiej czy coś takiego.- pytał dalej medyk.

- Nie, nie ma żadnych krewnych. Wziąłem go z sierocińca z zamku Redmont. - powiedział  Halt już trochę lekko zdenerwowany pytaniami medyka.

- No to go oddaj jakiejś rodzinie rolników i powiedz, żeby się nim zajęli.

- Nie, nigdzie go nie oddam, zostaje tu ze mną i będę się nim zajmował.- powiedział stanowczo Halt i spojrzał medykowi prosto w oczy.

Medyk widząc wściekłość w jego oczach i wielki upór, trochę się wystraszył i powiedział :

- Ekhem, no cóż dobrze. Jak sobie życzysz. Będę przychodził do niego codziennie by podać mu leki i wodę. Gdyby coś się działo, to proszę mnie wezwać i wtedy przyjadę. A na ten czas do widzenia. - po tych słowach medyk wstał, zabrał swoją lekarską torbę i wyszedł z pokoju, a zaraz potem z chatki.

Halt tymczasem siedział z twarzą ukrytą w dłoniach i myślał. Dlaczego wszystko tak się dzieje? Rok temu został porwany do Skandii i udało mu się do mnie wrócić jakiś miesiąc temu. 8 lat temu został zraniony i ledwo przeżył operację, a później Crowley z królem Duncanem zabrali mi go mówiąc, że nie żyje. Odzyskałem go po tych 7 latach i właśnie wtedy zabrali mi go skandianie. A teraz jeszcze to. Chociaż w sumie teraz, jeśli Malcolm nie przybędzie na czas to Will naprawdę umrze. Sam już nie wiem co mam robić. Wszystko się toczy tak, jak nie powinno.

Z takimi właśnie myślami Halt usnął na krześle obok łóżka Willa.

    

C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top