Rozdział 31

- Will i Niko do mnie!

Do pokoju wpadło dwoje chłopaków.

- Co się stało Malcolmie?- spytał się Niko.

Malcolm odwrócił się do nich i grobowym głosem powiedział :

- Zostaliśmy najechani.

Niko i Will otworzyli oczy szeroko ze zdziwienia.

Gdy pierwszy szok minął , odezwał się Will :

- Co ?! Jak to ?! Przez kogo i kiedy?!

- Przez genoweńczyków. Dzisiaj na zamku w Whitby odbywał się pewien bankiet i przybyli tam wszyscy baronowie i wysoko urodzeni, w tym król i księżniczka. Podczas tego przyjęcia, do sali wtargnęło 20 genoweńczyków. Wszystkich baronów, króla i księżniczkę i dwóch zwiadowców i jakiegoś sługę wtrącono do lochów jutro wieczorem, ma się odbyć ich egzekucja. 

- A ty skąd o tym wszystkim wiesz?

- Moi szpiedzy byli w Macindaw i mi powiedzieli, to co usłyszeli.- wyjaśnił Malcolm.

- To wszystko moja wina.- powiedział Will i spuścił wzrok.

- Co ? Niby dlaczego?- spytał się zdziwiony Niko.

- 3 dni temu za nim zaatakowały mnie wilki, podsłuchałem rozmowę dwóch genoweńczyków. Miałem wtedy jeszcze amnezję i nie pamiętałem kim są ci ludzie. Rozmawiali wtedy o inwazji na Araluen i o egzekucji. Jednak po tym wszystkim co się później wydarzyło, zapomniałem o tym was powiadomić. Przepraszam.- powiedział Will.

W pokoju nastała cisza, którą przerwał w końcu Malcolm :

- Nie obwiniaj się Willu. To nie twoja wina, że miałeś wtedy amnezję. Ale co my teraz zrobimy? Przecież już jutro wszyscy zostaną ścięci!

Wszyscy popatrzyli na Willa, który stał teraz ze wzrokiem wbitym w ziemię i lekko się kołysał na piętach, najwyraźniej o czymś intensywnie myślał.

Nagle Will podniósł głowę do góry i powiedział :

- Wiem co trzeba zrobić! Pamiętacie, że jutro też jest odnowienie traktatu pokojowego ze Skandią? Dziś w nocy przybędą skandianie do Araluenu . Przepłyną przez rzekę Tarbus i dopłyną , aż na jej koniec. Jej koniec jest oddalony trochę od Redmont, tak, że  droga do Whitby, zajmuje raptem kilka godzin. Ja z Nikiem możemy pójść przywitać skandian i poprościć ich o pomoc w szturmowaniu zamku. Łącznie z Erakiem , będzie ich trzydziestu trzech. To wystarczy, by wyrwać zamek z rąk genoweńczyków. Ja pobiegnę przodem, wy wybić iluś tam z tych purpurowych płaszczy, a ty Niko przyprowadzisz potajemnie skandian do tego lenna. W razie czego jesteśmy w kontakcie.

Znów nastała chwila ciszy.

Lecz teraz przerwał ją Niko :

- Willu jesteś genialny! No, ale teraz musimy już wyruszać, jeśli chcemy dotrzeć już za 4 godziny do rzeki Tarbus.

- To poczekaj, muszę coś jeszcze zrobić.- powiedział Will i poszedł do pokoju.

Wyszedł z niego po kilku minutach z kopertą w ręce.

Podał ją Malcolmowi i powiedział :

- To na wszelki wypadek. Dasz to Haltowi, jeśli tu później przyjdzie. 

Malcolm patrzył na niego przez chwilę, po czym skinął głową i powiedział :

- Dobrze. Niko już czeka na ciebie na dworze. Ale jeszcze jedno Willu. Ja wiem, że jesteście szybcy, ale czy wy dacie radę dotrzeć w cztery godziny do Redmont?

Will się cicho zaśmiał i powiedział :

- Pewnie, że damy. Malcolmie sam nam dałeś drugi raz wilczą miksturę. Ona nam zwiększyła prędkość. Jesteśmy już szybcy jak sam dźwięk, który się roznosi. Dobiegniemy tam na pewno w 4 godziny.

- W takim razie. Z Bogiem. I uważajcie tam na siebie.- powiedział Malcolm.

Will tylko uśmiechnął się do niego, po czym zamienił się w wilczka i wyszedł z chaty.

C.D.N.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top