Rozdział 10
Will znów próbował wstać. I znów mu się to nie udało. Po chwili namysłu obrał inną taktykę.
Teraz próbował poruszyć palcami. Dalej nic. Po kilku nie udanych próbach, udało mu się poruszyć jednym palcem.
W Willu zapłonął płomyczek nowej nadziei. Uczepił się tego płomyczka, jak tonący ratowniczego koła i postanowił za nim podążyć.
Znów spróbował tym samym palcem poruszyć i znowu mu się to udało. Jednak dalej nie mógł poruszać rękami i nogami, nie mówiąc już o wstawaniu.
Tymi próbami tak się zmęczył, że aż zasnął.
Obudził się na dźwięk otwieranych drzwi. Otworzył oczy i spojrzał w ich kierunku.
Do jego pokoju wszedł Halt.
Gdy zobaczył, że Will nie śpi, zamknął za sobą drzwi i usiadł na krześle koło łóżka Willa.
- Chcesz spać, czy wysłuchać następnej historii?- spytał się go Halt.
- Nie! No jasne, że chcę następną historię!- powiedział Will i tym samym na dobre się rozbudził.
- No dobra. To dzisiaj ci opowiem o " Crowleyu bezzębnym padalcu".- powiedział Halt.
- O "Crowleyu bezzębnym padalcu"? Kiedy Crowley dostał takie przezwisko?- spytał się go Will, który wręcz dusił się ze śmiechu.
- Jakbyś przestał się mnie ciągle pytać, to byś się dowiedział. To co mam ci opowiadać?Czy masz zamiar mnie ciągle mnie o coś pytać?
- Oj no dobra, to opowiadaj.
- A więc zaczęło się to tak...
---------------------------------------------->
Crowley z Haltem wracali właśnie z pierwszego zlotu Zwiadowców.
Postanowili , że wstąpią do gospody i zjedzą nareszcie coś ciepłego.
Gdy dojechali pod drzwi gospody, Crowley zsiadł z konia i powiedział do Halta:
- Zajmij się końmi, a ja pójdę i zamówię coś nam do jedzenia.
Halt skinął głową, także zsiadł z konia i zaprowadził koniki do stajni.
Crowley tymczasem wszedł do gospody i podszedł do lady, by zamówić sobie i Haltowi obiad.
- Poproszę dwa udźce jagnięce i do tego dwa kubki kawy. Do tego jeszcze trochę miodu.- powiedział zwiadowca.
Już miał podać oberżyście dwa srebrne rojale, wtem coś go popchało tak, że Crowley poleciał na podłogę. Szybko się po tym pozbierał i spojrzał na to co go rzuciło na podłogę.
Przed nim stał pokaźnych rozmiarów mężczyzna i opierał się o ladę.
- Przepraszam, jakiś problem? Proszę poczekać na swoją kolej.- powiedział Crowley.
Mężczyzna popatrzył na niego niechętnym wzrokiem i powiedział kpiącym głosem :
- Nie będę czekać na swoją kolej. Ja jestem bardzo głodny i to ja pierwszy dostanę swoje jedzenie, nie ty. A z resztą, co ty mi zrobisz? Jesteś taki chudy, że gdybym cię dotknął palcem, to byś od razu padł na ziemię.
- Uważaj na słowa.- wycedził przez zęby Crowley.
Oberżysta spoglądał na to wszystko ciekawskim wzrokiem. Był bardzo ciekawy tego, co się zaraz wydarzy. Czy kiedy się pobiją, to czy wygra zwiadowca, czy może raczej ten olbrzym, który jest od niego wyższy i dwa razy od niego szerszy w barkach.
- Nie , to ty uważaj.- powiedział olbrzym i szybkim, nawet jak na niego ruchem, znalazł się bliżej zwiadowcy i trzasnął go pięścią w szczękę.
Crowley nie przygotowany na taki obrót sprawy, nie zdołał się obronić i poleciał jakiś metr do tyłu, po czym upadł plackiem na podłogę.
Z jego ust ciekła krew. Po chwili odwrócił głowę i wypluł na podłogę dwa zęby.
Wielkolud zbliżył się do niego z zamiarem zadania kolejnego ciosu, ale zatrzymał się, gdy poczuł, coś ostrego przy swoim gardle.
- A ty dokąd? Nie wiesz, że nie bije się leżącego?- usłyszał mężczyzna cichy, ale niski i niebezpieczny głos, tuż przy swoim uchu.
Chciał się obrócić, ale nie uniemożliwiało mu to ostrze przy jego szyi.
- A teraz pójdziesz sobie grzecznie z tej gospody, a jeśli nie, to poderżnę ci gardło jednym ruchem ręki.- powiedział Halt.- To co pójdziesz czy mam kazać kopać dół w ziemi?
Mężczyzna milczał sparaliżowany strachem o swoje życie.
Halt przycisnął mocniej saksę do gardła mężczyzny, tak,że pociekła mała stróżka krwi.
- Zadałem ci pytanie, więc odpowiedz.- wycedził Halt jeszcze bardziej niebezpiecznym tonem.
- T-t-tak p-pójdę.- powiedział mężczyzna.
Halt natychmiast zabrał nóż z gardła wielkoluda i schował do swojej pochwy na noże. Odepchnął mężczyznę i podszedł do Crowleya , który nadal leżał plackiem na ziemi.
Odprowadził wielkiego mężczyznę swoim spojrzeniem do drzwi, a potem pomógł przyjacielowi wstać.
- No to chyba dziś zrezygnuję z jedzenia. No, ale gdzież ty się podziewał? Co, Morgarath wrócił by się na tobie zemścić i wepchnął cię w końskie odchody?- zaśmiał się Crowley.
Halt popatrzył na niego spod łba i powiedział :
- Bezzębny padalec. Nie dość, że uratowany, to jeszcze narzeka.
Crowley się krótko zaśmiał i otarł rękawem koszuli krew cieknącą z miejsc po wybitych zębach.
Później poszli zjeść ( a w wykonaniu Crowleya, to raczej wypić tylko kawę) , a Halt udawał przez ten cały czas, że jest obrażony na przyjaciela. Dopiero po skończonym posiłku oznajmił, że wybacza Crowleyowi za "obraźliwe" słowa i dwaj zwiadowcy ruszyli w dalszą drogę powrotną.
------------------------------------------------->
- Naprawdę ma wybite dwa zęby? Nigdy tego nie widziałem.- powiedział Will.
- Pewnie dlatego, że wybił sobie te boczne. A jak myślisz, dlaczego nigdy się tak szeroko nie uśmiecha? - powiedział rozbawiony Halt, który oczywiście tego po sobie nie pokazywał.
- A no w sumie rzeczywiście.- potwierdził Will.- Ale to śmiesznie brzmi " Crowley bezzębny padalec".
- No może. Ale musisz obiecać, że nigdy mu tego nie powiesz, że ja ci o tym opowiedziałem.- powiedział Halt.
- No dobrze, obiecuję.
Halt wstał z łóżka i podszedł do drzwi. Gdy miał już przekroczyć próg pokoju usłyszał jeszcze głos Willa :
- Halt?
Zwiadowca obrócił się na pięcie i spojrzał pytająco na swojego ucznia.
- Dziękuję. Dziękuję ci za wszystko. Za to, że próbujesz urozmaicić mi jakoś dzień. Bez ciebie, bym się tu pewnie zanudził na śmierć. No i za to, że się mną zajmujesz.- powiedział Will.
- Nie dziękuj mi. To właściwie mój obowiązek. Dobranoc Willu.
- Dobranoc Halt.
Po tych słowach Halt wyszedł z pokoju i zamknął drzwi.
Udał się do swojego pokoju na spoczynek.
A Will zanim zasnął, jeszcze przez jakiś czas, parskał cichym śmiechem wyobrażając sobie Crowleya bez dwóch zębów.
C.D.N.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top