9 - Quidditch

James

Dzisiaj miał się odbyć pierwszy w tym roku mecz mojego ukochanego quidditcha, a ten durny jeden ze ścigających raczył mnie poinformować o swoim odejściu z drużyny raptem wczoraj. Rozwiesiłem ogłoszenia, ale wszyscy Gryfoni, którzy się zgłosili (było ich aż 4) byli beznadziejni. Niby mógłbym zagrać ja na tej pozycji, ale wtedy potrzebny byłby szukający, a tego jeszcze trudniej znaleźć. Siedziałem i zamartwiałem się w pokoju, kiedy ktoś zapukał.
- Proszę!
Do pokoju weszła Lily i stanęła przede mną z groźną miną.
- Za dziesięć minut zaczyna się mecz.
- Fajnie. A może zamiast tej informacji przyszłabyś tu z nowym ścigającym?
- Może nie mam ścigającego, ale mam szukającą.
- Co???
- Tak. Jeśli łaskawie ruszysz dupę to przekonasz się kto to.
- No dobra. Zaufanie ci.
- Dzięki łaskawco. To wiele dla mnie znaczy.
Parsknęła irytująco i poszliśmy do szatni. Zanim jednak weszliśmy wpadł na mnie Syriusz. Był mocno zdenerwowany.
- Black, co ci jest?
- A wiesz może kto wymyślił, żeby Lotta została szukającą!? Przylazł z nią Remus i uznał, że ona jest idealna na to stanowisko!
- Co!?
Wpadłem pędem do szatni, a Lotta siedziała sobie spokojnie, kiedy Lupin kłócił się z chłopakami z drużyny.
- STOP!
Wszyscy zamilkli, a ja spojrzałem na brunetkę.
- Przebierz się w strój i idziemy.
Powiedziałem do niej spokojnie i ruszyłem po miotłę. Wiedziałem, że wszyscy wwiercali mi wzrok w plecy. Westchnął witaj odwróciłem się do nich.
- Słuchajcie. Może mnie też nie bardzo się to podoba, ale widziałem na lekcjach i wiem, że Lotta naprawdę dużo potrafi. Dajmy jej szansę chociaż w tym meczu. Jeśli zawali dalej będziemy szukać ścigającego, jeżeli nam się powiedzie to zostanie w drużynie.
Po szatni rozległ się pomruk zgody, ale wiedziałem, że dziewczyna musiała by się wykazać naprawę wielkim czynem, żeby ją zaakceptowali.

Od wielu lat w drużynach, w Hogwarcie nie było dziewczyn, ponieważ uważali, że są zbyt ociężałe, ale Lotta miała talent. Dam jej czas. Potem się okaże co dalej. Wyszliśmy na boisko i wznieśliśmy się na miotłach w powietrze. Rozległ się głos komentatora meczu.
- Na boisko właśnie wkroczyła drużyna Gryfonów. Z tego co właśnie się dowiedziałem nowym szukającym Gryffindoru jest: LOTTA FAMOUS! To doprawdy niewiarygodne zważając na fakt, że już od wielu dawna, żadna dziewczyna nie była przyjmowana do drużyn. James Potter, kapitan drużyny musiał być bardzo zdesperowany, kiedy ją przyjmował, a właśnie przed chwilą na boisku pojawiła się drużyna Slitherynu! Zobaczmy kto wygra, bo piłki zostały już puszczone! Kto wygra? Kto złapie złoty znicz!? Przyjmuję zakła... Nic takiego profesor McGonagall!
Latałem po boisku odbierając kafla od Black'a. Mamy już 20 punktów, ale Slitheryn zebrał ich 40. Jeżeli Lottą zaraz nie złapie znicza to przegramy.
- Wydaje mi się czy szukający Ślizgonów namierzył złoty znicz? Chwila! Famous leci w jego kierunku z prędkością błyskawicy! Już się zbliża! Jest na tyle blisko, że może go sięgnąć. Całe boisko zamarło! Ona już go ma! Nie jeszcze nie! Już blisko i... Co to było! Oberwała tłuczkiem i spada! Jest dość wysoko. Czy to znaczy, że wypada z gry? Upadła! Leży bez ruchu na ziemi. Coś mi się wydaje, że Gryfoni właśnie stracili szansę na wygraną!
Patrzyłem na njeprzytomną dziewczynę. Zaczęliśmy znowu grać mimo, że nie miała ta gra zbytnio sensu. Gra jednak toczy się dopóki szukający nie złapie znicza. Gryfoni już się nie starali, nawet ja przesadnie nie przykładałem zbyt wielkiej wagi już do tego meczu. Minęło pół godziny gry, a my mieliśmy przegraną w kieszeni. Zauważyłem, że brunetka się poruszyła co zauważył również nasz drogi komentator.
- Lotta Famous podniosła się z ziemi, ale chyba możemy już ją poprosić o zejście z boi... Chwila moment! Ona ma złoty znicz! Lottą Famous złapała złoty znicz! To oznacza wygraną Gryffindoru!
Patrzyłem na to wszystko z niedowierzaniem. Gryfoni podnieśli wielki wrzask i wiwatowali, a ja z Łapą przybiłem piątkę. Dziewczyna oddała małą piłeczkę sędzi i ruszyła w kierunku szatni. Kiedy też tam dotarłem podeszłam wdowa niej cały wesoły.
- Witamy w drużynie!
Pozostali krzyknęli wesoło, a ona chyba po raz pierwszy się uśmiechnęła tak naprawdę.

Odwzajemniłem to i ruszyłem podziękować Lily i Remusowi. W końcu gdyby nie oni to niebieskooka nie zagrałaby w tym meczu i z pewnością byśmy przegrali. Zobaczyłem ich już zaraz przy wejściu i uścisnąłem ich serdecznie, a oni się szczerzyli.
- Widzisz Potter. Czasem opłaca się słuchać mądrzejszych.
Stwierdziła że śmiechem Evans na co jej zawtórowałem. Ten dzień był lepszy niż zakładałem. Bardzo uśmiechała mi się myśl tej aroganckiej dziewczyny w naszym składzie.
- O właśnie. Muszę wam coś powiedzieć.
- Co?
Zapytał wyraźnie zainteresowany Peter, który właśnie przyszedł.
- Lotta się uśmiechnęła. Ale wiecie. Tak na serio. Zero arogancji, pogardy lub czegoś takiego. Normalnie taki zaskok!
Ruda patrzyła na mnie z rozbawieniem, a po chwili z szatni wyszła omawiana dziewczyna, a za nią roześmiany Black. Tak. To był stanowczo bardzo udany mecz.

Remus

Doszedłem z przyjaciółmi do pokoju wspólnego, a tam już czekała większość drużyny James'a i cała reszta naszego domu. Lotta od a u ulotniła się do pokoju, mimo że obrońca próbował ją zatrzymać. Uśmiechnąłem się szeroko i usiadłem z chłopakami na jednej z licznych kanap w PW. Chyba rzeczywiście nie należy oceniać ludzi po okładce. Kiedy zostaliśmy tylko my i Lily, Syriusz postanowił pójść po Famous, ale James chciał koniecznie mu coś opowiedzieć więc w końcu to ja wybrałem się na tą małą wycieczkę. Poinformowali mnie tylko, że będą u nas w sypialni. Zapukałem grzecznie by otrzymać zapraszającą odpowiedź, lecz kiedy tam wszedłem zastanowiłem się czy może jednak się nie wycofać, bo Marta stała krzywo patrząc na Ashley, która darła się na Lottę. Jednak ta ostatnia wcale nie wydawała się być w jakikolwiek sposób poruszona krzyżami piwnookiej. Stałem tak niepewnie, kiedy wreszcie zauważyła mnie Wonson.
- Cześć Remus! Potrzebujesz czegoś?
- Właściwie przyszedłem się spytać czy ty i Lotta nie chcecie może przyjść do nas zagrać w butelkę.
- Ja chętnie, a ty?
Brunetka skinęła głową i ruszyła z Margą w stronę drzwi.
- Chyba o kimś zapomniałeś.
Usłyszałem wściekły głos Whitney.
- Nie Ashley. To jedyne osoby jakie miałem zaprosić.
Warknąłem tonem, który nie zachęcał do dalszej kłótni. Famous parsknęła cicho za co blondynka zgromiła ją wzrokiem.

Doszliśmy do pokoju, a kiedy już znaleźliśmy się wewnątrz ujrzeliśmy Lily, która bezskutecznie próbowała ogarnąć chłopaków, którzy biegali po całym pomieszczeniu wrzeszcząc dziko.
- Przestańcie!
Jednak krzyki Evans nic nie dawały.
- DOSYĆ!
Wtedy nagle wszyscy się zatrzymali i spojrzeli zaskoczeni na Lottę.
- Ogłuchnąć można.
Warknęła, ale gdzieś w kącikach jej ust błądził ledwie widoczny uśmieszek. Uniosłem brew gdyż zauważyłem, że dziewczyna się zmieniała. I to dość znacząco przynajmniej jak na jej pierwszy dzień. Intrygowała mnie i z niewiadomych przyczyn wzbudzała sympatię. Miała bardzo ciekawą osobowość. Ciekawiło mnie tylko to jak ona tak szybko weszła w towarzystwo huncwotów nie robiąc żartów. Może przez quidditch? Ale gdyby tak było to już od pierwszej lekcji latania Potter i Black by ją uwielbiali, a tak nie było, więc jak to się stało? Tą dziewczynę otaczają same tajemnice i bardzo chciałbym je poznać, ale wątpię, żeby tak łatwo się podzieliła swoimi przeżyciami.
- To co, gramy w butelkę!
Zaczął temat Glizdogon. James i Syriusz chętnie pokiwali głowami i szybko usiedli. Obok Łapy usiadła lekko zrezygnowana Lotta, a ja natychmiast tuż koło niej. Potem usadowił się Peter, Marga, a na końcu Lily. James już trzymał skwapliwie butelkę i zakręcił nią. Wypadło na Margę.
- Prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
- Daj Peter'owi buziaka.
Blondynka zgromiła Rogacza wzrokiem, ale cmoknęła chłopaka w policzek i wprawiła butelkę w ruch. Tym razem padło na mnie.
- Pytanie czy wyzwanie?
Spytała radośnie.
- Pytanie.
- Czy w kimś się podkochujesz?
Zaczerwiniłem się, bo rzeczywiście miałem kogoś na oku. Oczywiście spostrzegawcza dziewczyna natychmiast to zauważyła.
- Oooo. Remi się zakochał!
- No dobra. Tak.
Zielonooka szczerzyła się i podała mi butelkę po ognistej.
Zakręciłem i wykierowała swoją szyjkę na Syriusza. Nie zdążyłem nic powiedzieć, kiedy powiedział szybko.
- Wyzwanie.
Westchnąłem. Mogłem się tego spodziewać.
- Musisz polizać ścianę.
Wymyśliłem byle co, żeby nie musieć słuchać jego wywodów miłosnych. Ten się tylko wyszczerzył i podszedł do ściany, którą naturalnie polizał i wrócił. Kiedy zakręcił zatrzymała się wskazując na Lottę.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
James spojrzał zaskoczony tak samo jak Lily, Peter, Marga i ja, ale Łapa wydawał się być zadowolony z takiego obrotu spraw.
- W takim razie jutro na śniadaniu musisz zrobić genialny żart na poziomie huncwotów, McGonagall i Wycierusowi.
Lot spojrzała na niego rozbawiona.
- To będzie nawet wyższy poziom.
Stwierdziła figlarnie na co oczywiście cała trójka zaśmiała się lekceważąco. Patrzyła na nich pewnie, a oni dopiero po chwili się uspokoili i zaczęli rozmyślać czy aby na pewno mądrze zrobili...

I jak? W następnym rozdziale będzie kawał Lotty.
Pozdrawiam
Lighteagle15

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top