39 - Zaklęcie zapomnienia

Lotta szła szybko korytarzem aż dotarła do Wielkiej Sali. Akurat trwał obiad, więc szybko usiadła przy swoim stole i zjadła na szybko chłodnik pomidorowy, a następnie rzuciła się do wyjścia. Nigdzie nie widziała Huncwotów. Gdzie mogą teraz być? Pomyślała o spojrzeniu na mapę, ale zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie mają ją przy sobie. Może zajrzy do ich dormitorium?

Szybko idąc, prawie wpadła na Regulusa. Rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, ale ponieważ nie przesunął się ani o cal westchnęła i uniosła brew.

- Czego?

- Miła jak zawsze - mruknął arogancko.

- Do rzeczy, Black. Nie mam czasu.

- Oh, masz jeszcze całe dwa dni, żeby związać się z moim ukochanym braciszkiem - rzucił pogardliwie.

- To jakiś nowy kod czy to ty się rozchorowałeś i bredzisz, bo nie rozumiem ani słowa - syknęła.

- Ian już wysłał Czarnemu Panu wiadomość, że nie wykonujesz swojego zadania.

- Uwierz, Regulusie. Też mu wysłałam sowę. Z informacją, że mam w nosie zadanie i nie zamierzam mu więcej służyć.

- Składałaś przysięgę.

- Ta przysięga od początku była nic nie warta i wiedzieli o tym wszyscy tylko nie ja!

- Byłaś naiwna od samego początku. Myślisz, że Syriusz tego nie zauważył? On nie jest taki tępy za jakiego go uważasz. Widzi więcej niż ci się wydaje - warknął.

- Wspaniale. Skoro już to uzgodniliśmy możesz się przesunąć? Muszę kogoś znaleźć. I nie, tą osobą nie jest twój brat - odpowiedziała szybko. James, gdzie on jest?

- Nie wiem, co chcesz zrobić Famous, ale jedno jest pewne; źle się to dla ciebie skończy.

- I tak by się właśnie w ten sposób skończyło. Bratanie się z Voldemortem ma takie skutki, Reg. Nie wiedziałeś?

Wyminęła go pozostawiając w szoku. Nie dowierzał, że powiedziała imię Czarnego Pana. I to tak lekceważącym tonem.

Brunetka pędziła korytarzami, szukając Jamesa. Musi zapomnieć. Musi wymazać mu z pamięci te osiem lat. Nie może sobie przypomnieć. Dlaczego wcześniej nie powiązała jego nazwiska z faktami? Przecież prędzej czy później dopatrzy się znaczących podobieństw w jej historii z tym, co sam przeżył. Z nienacka została wciągnięta przez kogoś do pustej, nieużywanej klasy, a drzwi zostały przymknięte. Kiedy zdała sobie sprawę z kim znajduję się w pomieszczeniu jęknęła.

- Poważnie? Nie możecie sobie odpuścić? Okey, może nie zachowałam się zupełnie w porządku chociaż ciężko mówić o jakiejkolwiek zdradzie jeśli chodzi o kogoś takiego jak Voldemort...

- Jak śmiesz wymawiać imię Czarnego Pana - wysyczał wściekle Ian Hommeltton. - I to w taki sposób!

- Posłuchaj mnie uważnie, Ian. Twój Pan już wie, że mam gdzieś to jego zadanie. Nie będę szpiegowała Dubledore'a. Nie jestem Śmierciożercą...

- Ale masz Mroczny Znak na przedramieniu czy nie?

- Ale jestem tylko i wyłącznie szpiegiem. A raczej byłam. Ten nędzny tatuaż nie świadczy o tym kim jestem, szczególnie, że został mi wypalony w takich okolicznościach, że nie można mnie posądzać o konszachty z Voldemortem...

- Tak, Lotto, ale kto ci uwierzy? Przyjaciele? Ci, których wydałaś we Wrzeszczącej Chacie? Głupio zrobiłem puszczając cię tam. Tak, Rotgrow, doskonale wiedziałem, że chcesz tam iść, ale po tym jak wymyśliłaś ten cudowny plan... Nie spodziewałem się podwójnej zdrady. Kiedy tylko zobaczą Mroczny Znak odwrócą się od ciebie, a ty trafisz do Azkabanu. Kolejny Śmierciożerca do kolekcji. Szkoda, że jest nim młoda, naiwna dziewucha, o której wszyscy myślą, że nie żyje!

- Krzycz ciszej Hommeltton, bo ktoś usłyszy i wydasz sam siebie. A Voldemort chyba nie chce, by jego wierny sługa trafił do więzienia, bo pokłócił się z dzieciakiem. Zresztą nie oszukujmy się. Niezależnie od tego kim jestem i jak bardzo mu usługuję, prędzej czy później i tak, by mnie zabił. Wiem o nim za dużo. Kto wie czy nie wyjawiłabym zupełnym przypadkiem jakiegoś jego mrocznego sekretu? Wolę zginąć prędzej ze świadomością, że zrozumiłam na czym mój błąd polega i przeciwstawiłam się Voldemortowi niż później kompletnie ogłupiała, nie wiedząc, co zrobiłam nie tak.

- Jak możesz tak się zachowywać. A on darował ci życie! Wychowywał jak własne dziecko i uczył! Byłaś jego nadzieją na lepsze jutro!

- Cóż, obawiam się, że instynktu macierzyńskiego to on nie ma za knut. Ale skoro ty twierdzisz inaczej, to proszę bardzo, żyj w błędnym przekonaniu, że Voldemort kocha swoich zwolenników i jest im wdzięczny, za każdego zamordowanego mugola.

Przez dłuższą chwilę Lotta i Ian przeszywali się spojrzeniami. Oh, jakby tak mogła transmutować się w bazyliszka! Ale klasa za mała. Szkoda.

- Pożałujesz tego, Rotgrow.

Drgnęła. Nazwał ją tak już drugi raz w ciągu kilku minut. Jej prawdziwe rodowe nazwisko wciąż dźwięczało jej w uszach. Tak dawno nie słyszała, by ktoś się do niej zwracał w ten sposób. Wszyscy rozprawiali o Rotgrowach, ale nikt nie wiedział, że żywy okaz jest pośród nich. Lotta Rotgrow, przeżyła cudem. I tylko ona ze wszystkich wiedziała dlaczego. Zaimponowała Voldemortwi. Zabiła własnego brata. Udało jej się uśmiercić go za pomocą najgorszego Zaklęcia Niewybaczalnego. W wieku ośmiu lat. Coś niebywałego. I to tylko ze słuchu.

- Szczerze wątpię, Hommeltton. Prędzej Voldemort pożałuje, że mnie zabił. Bo kto będzie dla niego szpiegować? Raczej nie ty - dodała drwiąco ostatnie zdanie.

- Powiedz, Rotgrow. Czy to prawda, że jesteś singanimagiem? - zapytał z żądzą mordu wypisaną na twarzy.

- Nie - odparła spokojnie.

Voldemort chciał wiedzieć. Gdyby nim była, mogłaby przemienić się, w każde dowolne zwierzę. To bardzo ułatwiło by pracę szpiega. Ale ona zawsze uparcie twierdziła, że nie posiada singanimagicznych mocy. Może i jej ojciec był metamorfomagiem, a matka animagiem, ale to połączenie nikoniecznie dawało dany skutek. Zresztą miała siostrę bliźniaczkę, co sprawiało, że możliwość iż posiadała tę umiejętność była bliska zeru. Jeśli już ktoś z Rotgrowów mógł nim być, to tylko Bill. Ale on nie żył. Nie żył od ośmiu potwornych lat, które zniszczyły jej życie.

- Jeszcze pogadamy, Rotgrow.

- Uważaj, bo ktoś usłyszy, Hommeltton.

Mężczyzna wyszedł z sali, w której zalegał kurz. Dziewczyna miała wzrok wbity w ziemię, kiedy nagle ujrzała na posadzce ślady. Ślady, które pozostawiały niewidzialne buty. A takie obuwie mogło należeć tylko do czterech osób. Lecz tu znajdowała się tylko jedna. Miała nadzieję, że ta odpowiednia. I miała szczęście, bo z spod peleryny niewidki wyłonił się James Potter.

- Rotgrow? - zapytał. - Co gościowi odbiło?

- Nic - odparła.

Rogacz zmarszczył brwi.

- Czekaj, chcesz mi wmówić, że jesteś nie żyjącą od ośmiu lat Lottą Rotgrow?

- Nie chcę ci nic wmówić, Potter. Sam to doskonale wiesz. Znaliśmy się w dzieciństwie. Zawsze skakałeś po moim fotelu.

Kiedy z jej ust padły te słowa, brunet nie miał już wątpliwości. Przed nim stała, jak najbardziej żywa, Lotta Rotgrow, która teoretycznie już dawno powinna być martwa.

- O rany. - Tylko na tyle się zdobył, a zaraz potem znowu zmarszczył brwi. - Czekaj, bo nie zrozumiałem. Przeżyłaś tylko dzięki łaskawości Voldemorta?

- Przeżyłam, bo Voldemkrt zobaczył we mnie zadatki na Śmierciożercę - odpowiedziała, nie myśląc nad tym, co mówi. Dopiero po chwili, to do niej dotarło.

- Czyli na prawdę masz Mroczny Znak! - krzyknął.

- Nie kłap mordą, bo cię wszyscy usłyszą - syknęła.

- I bardzo dobrze. O Merlinie. Jak Syriusz się dowie, to się załamie. - I rzucił się do drzwi.

- W takim razie się nie dowie - odparła zamykając mu zaklęciem drzwi przed nosem.

Przerażony spojrzał na nią.

- Chcesz mnie zabić, tak? Przyznaj się, Lotto. Ilu ludzi masz na swoim sumieniu?

- Bezpośrednio jednego. Pośrednio wszystkich, którzy zniknęli. I nie, Potter, nie zamierzam cię zabić. Nie jestem Śmierciożercą tylko szpiegiem. Prawą ręką Voldemorta. Nie morduję.

- Ale przyczyniasz się do mordów - parsknął okularnik.

- Owszem, ale już nie będę. A ty nikomu nie piśniesz nawet słowa. Nawet Syriuszowi.

Chłopak przylgnał całą powierzchnią ciała do drzwi jakby chciał przez nie przeniknąć. Dziewczyna zbliżała się do niego z różdżką zakończoną ostrym szpikulcem, który na pewno wzbudził w nim strach.

- Jak się obudzisz nie będziesz pamiętał niczego, Potter. Ani tego, że służyłam Voldemortowi, ani tego, że jestem z rodu Rotgrow. Nie będziesz paniętał nikogo z nas: moich rodziców, brata, siostry, a w szzególności mnie. W twojej pamięci zostanie tylko Lotta Famous.

- Nie zrobisz tego! Tak nie można!

- Bronię swoich interesów i reputacji, Potter. Mógłbyś pomyśleć o tym samym.

- Lotto, nie rób tego.

- Obliviate...

Wąska strużka dymu zetknęła się ze skronią chłopaka, któremu natychmiast zrobiło się ciemno przed oczami. A kiedy już się obudził nie pamiętał, żadnych Rotgrowów, ani żadnej Lotty, która była sługą Voldemorta.

***

James jęknął i otworzył oczy. Był w szkrzydle szpitalnym, a przy sobie nagle wyczuł ruch.

- Pani Pomfrey, obudził się! - To z cała pewnością był głos należący do jego najlepszego przyjaciela - Syriusza Blacka.

Wtem w polu jego widzenia pojawiła się Poppy Pomfrey oraz Armando Dippet.

- Podtrzymuję moją tezę, dyrektorze. Chłopak oberwał zaklęciem zapomnienia.

James zmarszczył brwi. Jakie zaklęcie zapomnienia?

- Ale ja nic takiego nie pamiętam - wybełkotał przez zaciśnięte gardło.

Na twarzy Dippeta pogłębił się wyraz zatroskania.

- Ale kto mógł to zrobić? - zapytał dyrektor.

- Pewnie jakiś nieznany nam czarodziej albo bardzo zdolny uczeń, prawdopodobnie z siódmej klasy. Tylko nie wiem po co miałby to robić. Nie jesteśmy nawet stwierdzić, co dokładnie usunięto z jego pamięci. Choć być może tylko ją zmodyfikowano... - Jednak w głosie pani Pomfrey pobrzmiewało wahanie.

- Nie do wiary, żeby takie rzeczy działy się w Hogwarcie. To niedopuszczalne. Osoba, która dopuścił się tego karygodnego czynu zostanie ukarana, a jeśli to uczeń zostanie natychmiast wydalony ze szkoły.

Syriusz tym razem zgodził się z Dippetem. Nie wiedział kto, to zrobił, ale musiał być to ktoś paskudny skoro nie chciał, by James o tym wiedział. Może coś podsłuchał? Dowiedział się czegoś czego nie powinien? Jednego był pewien. Winny zostanie ukarany. Już on sam tego dopilnuje. Postanowił pójść do Lotty. Może ona będzie miała jakiś pomysł?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top