21 - Prezent, Spotkanie, I Niecny Plan
Lotta
Oh jaki wspaniały dzień! Śnieg za oknem, ptaszki śpiewają i jadę do domu! Lepiej być nie mogło! O nie! Oberwę dwa razy Cruciatusem i do końca świąt będę mogła robić co chcę! Hura!
A teraz na poważnie. Od rana jestem zaspana, wkurzona i lepiej, żeby nikt się do mnie nie zbliżał, bo mogę zdrowo przywalić. Mój wspaniały opiekun jej bardzo wyrozumiały więc może zamiast 10 Cruciatusów będzie tylko 9? To chyba byłby cud. Ubrałam się jak zawsze w ciemne ubrania, a na nogi naciągnęłam granatowe kozaki. Wyszłam z dormitorium i skierowałam się na miejsce zbiórki. Zgadnijcie kogo spotkałam po drodze! Huncwotów! Warknęłam ciche cześć, ale temu pajacowi Black'owi chyba to nie wystarczyło i postanowił mnie męczyć.
- Lot? Co jest?
- To, że nie bardzo mam ochotę jechać do domu.
Powiedziałam. Ta, jakbym mogła to miejsce chociaż domem nazwać. Niestety tak nie jest.
- Ale czemu?
- Bo moi rodzice są beznadziejni, ok?
- To tak jak moi.
Stwierdził. Tylko, że już bez tej charakterystycznej dla niego wesołości. Nagle zrobił się bardzo poważny. Fajnie Syriusz. Twoi rodzice są powalonymi śmierciożercami, Voldzio zamordował ci dziewczynę, ale to nie jest powód, żeby wszystkim truć jaki ty jesteś biedny i porzucony! Na szczęście nie powiedziałam tego na głos. Czasami biadolenie innych ludzi strasznie mnie denerwuje. Kiedy wy w końcu zrozumiecie, że inni mają gorzej! Do pociągu odprowadzał nas Hagrid. Szłam obok Black'a. Czasami nie rozumiem sama siebie. Raz zachowujemy się jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi, a potem jesteśmy wrogami i się nienawidzimy. Czemu to wszytko jest tak skomplikowane? Czy ja juz na zawsze będę skazana na samotność i szpiegostwo? Czy jedyne relacje jakie będę zawierała będą tylko na potrzeby misji?
W przedziale siedziałam i czytałam podręcznik, który po chwili został mi odebrany.
- Black! Oddaj!
- Najpierw powiedz mi czemu trzymałaś go do góry nogami.
- Co?
Nie wiedziałam o czym on mówi. Przecież trzymałam książkę normalnie. Syriusz położył mi ją na kolanach, a potem do dłoni mi coś wcisnął. Jakąś paczuszkę. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on dał mi tylko znak, żebym otworzyła. Delikatnie rozerwałam cienki papier, a to co tam ujrzałam przewyższyło moje najśmielsze oczekiwania. Wewnątrz znajdował się złoty łańcuszek, na którym była najładniejsza zawieszka jaką w życiu widziałam. Była w kształcie serca oraz pięknie lśniła pod słońce złotym blaskiem. [macie w mediach]
- Wow. Dziękuję.
Wydusiłam w końcu i założyłam naszyjnik. On uśmiechnął się radośnie i zaczął gadać z przyjaciółmi, którzy zasiłki, kiedy odebrał mi podręcznik. Ponownie zabrałam się za lekturę.
Na peronie czekałam aż cały opustoszeje. Siedziałam na ławce oparta o ścianie. Żaden z moich znajomych nie podszedł do mnie się pożegnać ani życzyć Wesołych Świąt. W sumie czego ja się spodziewałam? Ja też tego nie zrobiłam. Podniosłam głowę w górę, kiedy poczułam, że ktoś obok mnie stoi. Wstałam, zabrałam rzeczy. Stał tam Regulus. Nie powiem. Zaskoczyło mnie to.
- Co tu robisz Black?
- Czarny Pan mnie wyznaczył do tego zadania. Ja mam cię zabrać do posiadłości Riddle'ów.
- Do Riddle'ów? Zawsze spotkania były u was.
- Owszem, ale zawsze mój zasrany brat wyjeżdżał do jego głupiego koleżki. Dlatego w tym roku musimy przełożyć miejsce spotkania.
- Nie mogliśmy u Malfoy'ów? Voldemo...
- Nie wymawiaj imienia Czarnego Pana. Nam to nie przystoi.
Spojrzałam na niego z wyższością.
- Ja jestem wyżej w hierarchii. Ja mogę.
- No dobra. Możemy już się teleportować?
Spytał zniecierpliwiony. Przkrzywiłam głowę jak drapieżny ptak.
- Oczywiście.
Wyprostował rękę przed siebie, a ja ją złapałam. Poczułam silne szarpnięcie, kiedy teleportowaliśmy się do rodzinnego domu Voldzia.
Pojawiliśmy się tuż przed drzwiami. W ogrodzie stali Black'owie i Malfoy'owie. Skinęłam im głową, ale zaczepiła mnie matka Syriusza.
- Poczekaj Famous.
Odwróciłam się w jej kierunku z uniesioną brwią.
- No?
- Regulus mówił mi, że zaczęłaś okręcać wokół palca mojego starszego syna.
- Regulus mówi wiele rzeczy.
Powiedziałam wymijająco.
- Chcę wiedzieć czy to prawda.
- Nie. Czemu się o niego nagle tak, zaczęłaś martwić?
- Czarny Pan zabił jego dziewczynę gdyż na to zasłużyła. Wtedy dowiedział się, że mu służymy. Dlatego uciekł do Potter'a. Mimo, że jest zdrajcą krwi nie pozwolę, żeby jakiś zwykły szpieg zranił mojego syna!
- Ten zwykły szpieg jak to powiedziałaś zrobił większą karierę i został prawą ręką Voldemorta w krótszym czasie niż ty. Lepiej nie podważaj mojego autorytetu i drogi do wykonania zadania, bo osobiście dopilnuję, żeby Nagini się tobą zajęła.
Widziałam w jej oczach strach. Ta groźba zawsze działa. Aż dziw, że nikt się jeszcze nie spostrzegł iż raczej ja go zabiję niż Nagini, no ale dobra. Weszłam do środka ignorując dalsze zaczepki. Byłam tu już kilka razy. To właśnie w tej posiadłości ćwiczyłam moje umiejętności więc doskonale widziałam gdzie odbywały się spotkania. Doszłam do otwartych, drewnianych drzwi i weszłam przez nie. Usiadłam na moim stałym miejscu i patrzyłam jak siedzenia stopniowo się zapełniają. Po kilku minutach czekaliśmy juz na jedną osobę, gospodarza domu.
Po chwili przyszedł, ubrany w tę swoje zgniłozielone sukienki. Zasiadł po mojej lewej stronie.
Rozejrzał się po nas wszystkim aż w końcu zatrzymał wzrok na mnie. Niezauważalnie skinął głową. To był znak bym zaczęła mówić.
- Mam już kilka rzeczy, ale to nadal za mało by dowiedzieć się czegoś konkretnego. Obawiam się, że będę musiała zostać na drugi rok w Hogwarcie.
Voldemort spojrzał na mnie gniewnie i niezwykle cicho się odezwał. To oznaczało, że mam przechlapane.
- Ustaliliśmy, że ta misja zajmie co rok, bez żadnych obsunięć.
- Żadna misja polegająca na wykryciu sekretów tak zdolnego czarodzieja jakim jest Dumbledore nie zajmuje tylko roku. Na to potrzeba czasu.
Odpowiedziałam opanowanym tonem, który ćwiczyłam od lat. Patrzył na mnie zły, a po chwili nagle wycelował we mnie różdżkę.
- Crucio!
Przywykłam do bólu. Już dawno przestałam krzyczeć i się rzucać. Teraz tylko czułam jak kolejne fale cierpienia przecinają moje ciało. Gorączkowo szukałam informacji, które mogłyby ułagodzić tą zdziczałą świnię.
- Znam jego słabości.
Wymusiłam przez zasłonę bólu. Okrutny człowiek patrzył na mnie groźnie.
- No?
- Huncwoci.
Wyszeptałam otumaniona, mrugając co chwila powiekami.
- Huncwoci, czyli kto?!
- Peter Pettigrew, Remus Lupin, James Potter oraz Syriusz Black.
Powiedziałam na jednym w dechu, a gdzieś z głębi sali ktoś jęknęł.
- Noi? Co z tego, że ta czwórka jest jego słabością!
- Jeżeli się ich jakoś dotkliwie zrani na podłożu psychicznym, Dumbledore będzie musiał interweniować, żeby nic więcej im się nie stało.
Odpowiedziałam szybko. Voldemort patrzył na mnie przenikliwe.
- No dobrze. Ale jak zamierzasz to zrobić? Żeby ich tak zranić trzeba zabrać im to, co dla nie najcenniejsze. Czy to też wiesz!?
- Tak. Dla całej czwórki najważniejsi są przyjaciele czyli oni nawzajem, ale Potter jest też szaleńczo zakochany w Lily Evans.
- W tej szlamie?
- Tak.
- Dobrze. Jak widzisz potrafisz jednak przynieść coś pożytecznego. Teraz musimy przejść do sprawy jak ich załatwić. Może...
- Myślałam o tym, żeby...
- Nie przerywaj mi! Crucio!
Znowu fala bólu zalała mnie, ale tym razem silniej niż poprzednio. Patrzyłam na niego z wyraźnym cierpieniem, a on tylko dokładał kolejnych porcji. W końcu odpuścił, a ja upadłam wyczerpana na ziemię. Płytko oddychałam.
- No dobrze. Skoro już odebrałaś swoją karę to możesz i powiedzieć jaki masz plan.
- Zaraz po powrocie do szkoły będzie pełnia. Lupin jest wilkołakiem więc idą do Wrzeszczącej chaty, żeby tam mógł się swobodnie przemienić. Mogłabym obudzić Evans i powiedzieć, że się wymknęli, a ona jako wzorowy prefekt pójdzie za nimi. W ten sposób będą wszyscy w jednym miejscu. Potem kilku z nas mogłoby już tam na nich czekać i zacząć działać.
- Taak. To dobry pomysł. Widzisz Lotta, nie jesteś jednak taka bezużyteczna. Musisz poprostu ruszyć głową. Dobrze, na wyprawę do chatki idą Black'owie, Malfoy'owie i ja. Ty Lottunia masz już czas wolny do końca przerwy. Możesz łazić gdzie chcesz,, robić co chcesz, tylko zawsze masz siedzieć w pokoju od godziny 23:00 do 8:45. Czyli wszystko tak jak zawsze, nic się nie zmieniło. Zrozumiałaś?
- Tak, jak zawsze.
Odpowiedziałam. Dźwignęłam się z podłogi i wyszłam z pomieszczenia. Ograniczył się do dwóch Cruciatusów. Nieźle, robi postępy. Już za tydzień wracam do Hogwartu. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko i nic się nie stanie. Oby tylko tak było.
Z tą myślą walnęłam się na łóżko i zapadłam w długą drzemkę...
Hej! I kolejny rozdział. Co o nim myślicie? Teraz wiemy, że Lotta jest śmierciożercą i prawą ręką Voldzia. Nieźle co?
Pozdrawiam
Lighteagle15
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top