11 - Niebezpieczna Próba
Lotta
Lekcje minęły bardzo szybko, bo nauczyciele puszczali nas wcześniej, a najzabawniej było na transmutacji. Profesorka całą godzinę wdychała i mamrotała coś o ślubie, a cała klasa się z niej śmiała. Jednak następnego dnia nie było tak wesoło. Na śniadaniu Sevi był wkurzony na maksa, ale nawet jego złość nie dorównywała gniewowi McGonagall. Kiedy wszyscy jedli nagle wstała i podeszła do mówinicy.
- Black, Potter, Lupin i Pettigrew, macie dzisiaj szlaban. O 22:00 widzimy się przed moim gabinetem.
Wtedy Syriusz zaczął krzyczeć:
- Ale pani profesor, to nie my!
- A kto?
- Lotta.
- Panienka Famous? Nie wierzę.
- To ja, ale oni mi kazali!
Powiedziałam słodko wskazując na chłopaków. Cała czwórka posłała mi mordercze spojrzenie.
- Tego to ja się nie spodziewałam! Już tyle lat jak tu uczę, nie trafiłam na tak nie grzecznych uczniów!
Wtedy parsknęłam niekontrolowanym śmiechem. Zresztą nie tylko ja, huncwoci też pokładali się z rozbawienia, a wiedźma wydawało się, że zaraz pęknie ze złości.
- DOSYĆ! CAŁA WASZA PIĄTKA MA U MNIE SZLABAN! RÓWNO O 22:00 WIDZIMY SIĘ PRZED MOIM GABINETEM!
Wrzasnęła wkurzona jak chyba nigdy wcześniej. Jednak my dalej się chichraliśmy jak niedorozwinięci umysłowo co może nie było znowuż aż tak dalekie od prawdy, a potem poszliśmy na lekcje.
Co jakiś czas, któreś z nas wybuchało krótkim śmiechem, a nauczyciele patrzyli na nas złowrogo gdyż przeszkadzaliśmy im w prowadzeniu zajęć. Huncwoci myśleli nad jakimś kawałem, kiedy James szturchnął Peter'a.
- Notes.
- Jasne.
Odpowiedział, a ja uśmiechnęłam się głupawo. Glizdek sięgnął do swojego plecaka i zaczął w nim grzebać.
- Czego pan szuka, panie Pettigrew?
- Notesu z ka...
Chłopak przerwał gwałtownie, kiedy uświadomił sobie dwie rzeczy: prawie powiedział, że szukał zeszytu z zapisanymi żartami Huncwotów i nagle dotarło do niego, że nie ma go w jego torbie.
- James! - wrzasnął - Nie ma go!!!
Pozostała trójka spojrzała na niego zszokowanym wzrokiem.
- Co!??
Nie mógł uwierzyć Black.
- To co słyszałeś! Nie ma go! Ale mógłbym przysiądz, że cały czas był w plecaku, wiecie gdzie.
Chłopaki patrzyli po sobie zrozpaczeni. Czyżbym właśnie sprawiła, że huncwoci przestaną psocić? Cała szkoła powinna mi się kłaniać i składać dary. Slughorn uniósł brwi w wyrazie zdziwienia, jasno przekazując, że chce wyjaśnień.
- Czego nie ma panie Pettigrew?
- Mojego pióra.
Powiedział szybko.
- Przecież leży przed tobą.
Niski chłopak spojrzał na ławkę i ujrzał tam swoje szare pióro. Czyste i nietknięte.
- A no tak, rzeczywiście.
Cała klasa wybuchnęła śmiechem, a ja zmarszczyłam brwi. Po szlabanie przekażę McGonagall ten głupi notes. Huncwoci przez resztę lekcji nie mogli się skupić i zachodzili w głowę gdzie może być ich ten zeszyt. Kiedy dochodziła 22:00 schowałam różdżkę do buta, tak żeby ta wiedźma mi jej nie zabrała. Punktualnie stawiłam się na wyznaczonym miejscu, a huncwoci jak to huncwoci spóźnili się 10 minut. McSztywna mordowała ich spojrzeniem, ale zaprowadziła nas do chatki Hagrida. Nawet nie sprawdziła czy mamy różdżki. Dziwne, to chyba nie będzie zwyczajny szlaban. I rzeczywiście, nie był.
- Zostawiam was teraz pod opieką Hagrida. Znalazł coś w lesie, a wy macie pomóc mu to przetransportować.
Kobieta popatrzyła na nas wilkiem, a ja nie zdając sobie sprawy jak to określenie było trafne pokiwałam głową i poczekałam aż pół olbrzym wyjdzie ze swojej chatki i zabierze nas tam gdzie ma. Po krótkim czasie pojawił się z kuszą i dość sporym, drewnianym wózkiem.
Uniosłam brew patrząc na to, ale ten tylko skinął nauczycielce głową i kazał za sobą iść. Cała nasza piątka jak grupa skazańców ruszyła w kierunku, w którym szedł gajowy, w kierunku Zakazanego Lasu. Mocniej otuliłam się peleryną, którą jeszcze pani Minerwa pozwoliła mi wziąć i wlokłam się za chłopakami. Byliśmy już dość głęboko w lesie, kiedy zastanowiłam się czy ta para tutaj jest.
- Hagridzie?
- Tak Remusie?
- Czego my właściwie szukamy?
- Hipogryfa.
- Hipogryfa?
- Tak. Widziałem ostatnio jak biedak tu spadał. Muszę go odnaleźć i pomogę mu wyzdrowieć.
- A jeśli go tu nie będzie?
Spytałam.
- Wtedy dam sobie spokój.
Powiedział lekko urażony. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Ten człowiek miał bzika na punkcie zwierząt. Nie zdziwiłabym się gdyby zaadoptował pająka. Szliśmy dalej, kiedy usłyszałam cichy odgłos. Coś w stylu rżenia. Spojrzałam w tamtą stronę i przed oczami przemknął mi jakiś jasny kształt.
- Hagrid.
- No?
- Tam coś jest.
- Gdzie?
- Po lewej.
Odwrócił się we wskazanym kierunku i uśmiechnął się.
- Brawo Lotta. To ten hipogryf.
Westchnęłam ciężko i miałam nadzieję, że to głupi sen, no bo kto normalny ugania się za jakimś głupim zwierzakiem po bardzo niebezpiecznym lesie i to w środku nocy. Totalna głupota.
Patrzyłam w czubki moich butów i szłam za Syriuszem, kiedy coś kazało mi się odwrócić. Powoli spojrzałam za siebie i aż się cofnęłam tak, że na kogoś wpadłam. Black odwrócił się wkurzony.
- Patrz jak chodzisz Famo...
Zatkał się wpół zdania gdyż na ścieżce, na której przed chwilą byliśmy stały dwa wilkołaki.
- Dzisiaj nie ma pełni.
Szepnął zdezorientowany, ale ja go nie słuchałam. Popatrzyłambza jego plecy sprawdzając czy Lupin jest z nami. Był, czyli to jakieś dwa obce.
- Hagrid.
- Co znowu?
- Czy program odnalezienia hipogryfa obejmował spotkanie z wilkołakami?
- O czym ty mówisz?
Spytał tępo, lecz kiedy się odwrócił wybałuszył oczy.
- O holibka!
- Nie krzycz.
Syknęłam, ale było już za późno. Dwa łyse, ohydne stworzenia skierowały swoje żółte ślepa na nas. Dodatkowo zaczęły węszyć. Rozległ się brzęk łańcuchów, a kiedy spojrzałam w tamtym kierunku ten pół główek założył na szyję zwierzęcia żelazną pętle. Spojrzałam na niego jak na osobę chorą psychicznie, którą prawdopodobnie był, ale usłyszałam ciche warczenie co sprawiło, że natychmiast stawiam się naprzeciwko zagrożenia.
- Dobra, wy idźcie.
- Przestań zgrywać bohaterkę, Famous.
- Ogarnij się Potter i rusz swoje szanowne cztery litery zanim nadam ci prędkość początkową.
Warknęłam zdenerwowana.
- Podejrzewam, że znam więcej zaklęć niż wy, mimo wszystko.
Usłyszałam prychnięcie Black'a, ale szczerze, miałam to w nosie. Podszedł do mnie, kiedy w końcu nie wytrzymałam.
- Ruszcie dupy zanim stracicie te swoje puste łby! Poradzę sobie więc łaskawie idźcie stąd!
- Razem dostaliśmy szlaban więc razem stawiany czoła tym dwóm.
- Jasne.
Parsknęłam.
- Wiemy dobrze Famous, że chcesz wyjść na tą wspaniałą, a my mamy być tymi słabymi i bezsilnymi, ale też znamy trochę zaklęć!
- Jasne, drętwota!
Jeden z wilków zaskamlał i wystrzelił trochę do tyłu. Drugi zawarczał i ruszył prosto na mnie z głośnym rykiem skacząc.
- Petrificus totalus!
Kolejny wilkołak padł sztywno na ziemię.
- Świetnie panno Wiem Wszystko. Co zamierzasz teraz z nimi zrobić?
- Skoro tak chciałeś i pomóc z Potter'em to możecie je nieść.
Black wytrzeszył gały, ale podszedł do tego sparaliżowanego i zaczął ciągnąć go za nogę. James zrobił to samo z drugim i w ten oto sposób dotarliśmy do Hogwart gdzie czekała na nas McGonagall z tą od OPCM i obydwie aż się zachłysnęły,kiedy zobaczyły nas beztrosko maszerujących z dwoma wilkołakami, które ciągnęły się za nami bez przytomności. Coś czuję, że czeka nas sporo tłumaczenia się. Może że względu na nasze bohaterskie zachowanie kara za wprowadzenie dwóch śmiercionośnych istot do szkoły będzie łagodniejsza? Tia, marzenie ściętej głowy.
***
Lotta
Nasza piątka stała przed całym ciałem pedagogicznym łącznie z dyrektorem, który chodził po swoim gabinecie w tę i spowrotem. W końcu stanął centralnie przed nami i przenikliwe spojrzał, na każde z nas.
- Co wy tak właściwie robiliście w Zakazanym Lesie? Panie Black?
- Odrabialiśmy szlaban od profesor McGonagall.
Powiedział zgodnie z prawdą, a Dippet spojrzał z zainteresowaniem na wymienioną nauczycielkę.
- Ciekawy sposób dyscyplinowania uczniów.
Skomentował z nutką uszczypliwości, a ja powstrzymywałam wybuch śmiechu na widok jej miny.
- Zasłużyli sobie.
- Tak, nie wątpię. Co, w każdym razie tam robiliście? Panie Potter?
- Pomagaliśmy Hagridowi znaleźć rannego hipogryfa.
- Tak wspominał mi o tym. Podobno nazwał go Hardziodob, czy jakoś tak.
- Hardodziób.
Podpowiedziałam, a Dippet pokiwał głową.
- Być może. Przechodząc do sedna sprawy, jak natratrafiliście na wilkołaki? Panie Lupin, może mi pan to objaśnić?
- Ja tak właściwie nie do końca wiem.
- A kto wie?
Zapytał zniecierpliwiony dyrcio. Huncwoci spojrzeli na mnie w tym samym czasie, jakby byli połączeni przewodami, a ktoś wcisnął odpowiedni guzik.
- Panienka Famous? Proszę mi to objaśnić.
- Kiedy szliśmy główną ścieżką zauważyłam na poboczu ruch i zawołałam Hagrida, a on powiedział, że to ten hipogryf. Kiedy szliśmy w jego kierunku odwróciłam się i zobaczyłam te wilki.
- Aha. A kto je załatwił?
- Ja.
Powiedziałam to tak jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- No dobrze. Pójdzie już do swoich dormitori. Ponieważ jest późno jesteście zwolnieni z jutrzejszych lekcji.
Skinęłam głową, a w duchu się uśmiechnęłam. Będę miała mnóstwo czasu, żeby podłożyć jakiemuś Ślizgonowi notes Huncwotów. Razem wyszliśmy z gabinetu dyrektora i skierowaliśmy się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Kiedy tylko znalazłam się w mojej sypialni wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i wskoczyłam do łóżka, pod kołdrę. Szybko zasnęłam pod nagrzewającą się pościelą.
I jak rozdział? Ja osobiście jestem z niego nawet zadowolona. Jak myślicie, skąd w Zakazanym Lesie wzięły się wilkołaki? I znowu była wzmianka o tajemniczej parze. Macie jakieś pomysły kto to może być? Czekam na wasze pomysły, a następny rozdział pojawi się pewnie w okolicach weekendu, ale nic nie obiecuję.
Rozdział liczy sobie ponad 1400 słów. Dedykuję ten rozdział Blackwolf1118 :)
Pozdrawiam
Lighteagle15
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top