Rozdział 5. Czy chcesz wiedzieć coś więcej?

Minęły cztery dni podróży, kolejny dzień bez jedzenia i wody... Tego dnia stan Diako się polepszył, ale co mu po tym gdy głód i pragnienie wysysało z niego resztki życia, z Lucy nie było lepiej. Lucy nie miała już siły iść, usiedli wśród drzew aby odpocząć, ale ona była już tak zmęczona tym wszystkim że zasnęła. Gdy się obudziła zapadała już noc, przed jej oczyma okazał się płomień ogniska przy którym siedział Diako, kompletnie wyczerpany. Jego twarz wyglądała prawie tak samo marnie gdy wraz z Garym go uwolnili. Cały się trząsł. Po chwili poczuła cudny zapach owoców leśnych oraz pieczonej w ogniu ryby.
-Nareszcie się obudziłaś. - powiedział patrząc na nia ze zmęczoną, ale uśmiechniętą twarzą.
-Co ci się stało?
-To nic takiego, - odpowiedział podając jej duży liść z trzema nabitymi na gałązki rybkami. Niebyły one duże, ale taka ich ilość powinna wystaczyć abyna jakiś czas zapomnieć o głodzie. Przy liściu Diako położył coś co przypominało coś w rodzaju kubka, nie była to profesjonalna robota ale dałoby się z niego pić. Był on zapełniony wywarem z owoców leśnych jak sądziła ponieważ to z niego wyczuwała ten cudny zapach. Od dołu kubek był trochę przypalony i było tam delikatne ciepło. - jedz póki ciepłe.
-Wygląda przepysznie, dziękuje.
Po chwili usiadł opierając się o drzewo za jego plecami i wpatrywał się zamyślony w ogień.
-Ty nie jesz?
-Nie miałem dość siły by upolować więcej, a za to co dla mnie robisz należy ci się to o wiele bardziej niż mnie.
-To nie prawda.
-Gary zginął prze ze mnie... Bo chciał mi pomóc... I co mu z tego przyszło? Zginął za kogoś kogo nawet nie znał...
Po tych słowach zapadła chwilowa cisza, którą przerwała Lucy.
-To nie twoja wina. Gary może i cię nie znał ale wiedział że nie jesteś złą osobą.
-Skąd to niby wiedział? Spotkaliśmy się tylko raz.
-Ten raz mu wystarczył. Gary od zawsze miał przeczucia do osób wokół niego. Wiedział kto jest dobry a kto zły. Po za tym, zanim cię odratowaliśmy opowiedziałam mu o tobie.
-O mnie?
-Diako, może i nie znam twojej przeszłości, ale wątpie że przeznał kilka dni które u mnie spędziłeś ukrywałeś swój charakter.
-Skąd ta pewność?
-Poprostu to wiem.

Diako nadal spoglądając w płomień przed nim, po chwili poczuł pod nosem zapach ryb które dał Lucy.
-Też musisz coś jeść.
-Diękuje. - uśmiechnął się biorąc rybkę.
Ostatnią rybką podzielili się po połowie. Dręczący ich głód chwilowo ucichł. Siedzieli teraz obok siebie patrząc jak skaczą ogniste języczki.
-Lucy.
-Tak?
-Powiedziałaś że nie znasz mojej przeszłości... Chciałabyś ją poznać?
Lucy na chwilę ucichła patrząc na chłopaka, który wciąż obserwował ogień. W końcu odpowiedziała:
-Jeśli nie chcesz, to nie musisz o tym mówić.
-Chce ci powiedzieć, nie mam zamiaru cię dłużej okłamywać.
-Skoro tak... To chętnie wysłucham.
-A więc... - chłopaka spojrzał głębiej w ogień, aż w smoczych oczach pojawił się obraż płonącej wioski.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top