Rozdział 14. Wiadomość, prowadząca do...
Kilka godzin później gdy Diako wstał Lucy podała mu wcześniej przeczytany list. Chłopak z nadmiernym skupieniem przemierzał każde słowo tekstku, a najbardziej dziwiło go słowo "Przyjaciel", po za Lucy i Leilą nie uznawał za przyjaciół nikogo, z nikim innym nie rozmawiał. Więc na to słowo zwracał strasznie dużo uwagi, oraz na sztylet którym list został przybity do drzwi. Był nietypowy i trochę mroczny, ale na swój sposób piękny. Bardzo interesująca była energia która krążyła wokół sztyletu, Diako mógł ją zobaczyć tylko za pomocą "oczu ducha" bez tego nawet nie wyczuwał tej energii. Jeszcze gorsze było to, że podejrzewał iż w tej energii jest cząsta "Cienia" który niegdyś spotkał. Nie miał co do tego pewności, więc narazie nie skupiał na tym szczególnie dużej uwagi lecz nie ignorował tego. Przez chwilę patrząc na kartkę wzięła go chwila namysłu. "Ktoś najwyraźniej chcę abym opuścił wioskę, ale kto? I dlaczego?" pomyślał wpatrując się w kartkę i ponownie używając wzroku duchów starając się znaleźć jakąś podpowiedź. I ją znalazł, na niewielkim kawałku papieru był inny rodzaj enegii, bardziej typowy ale u ludzi rzadko spotykany, typ lodu. "Czyli osoba która przyniosła nam ten list jest z typu lodowego mogła się śpieszyć, trzeba to sprawdzić." powiedział sobie w myślach chłopak.
-Lucy, czy gdy zabrałaś list i sztylet było coś co przykuło twoją uwagę?
-Tylko fakt, że sztylet na rękojeści był lekko wilgotny, no i powietrze było dość chłodne. A czemu o to pytasz?
-Potem ci wytłumaczę, - odpowiedział kierując się do drzwi i otwierając drzwi dodał. - niedługo wrócę, jeśli coś się stanie pomyśl o mnie a przybędę jak szybko się da.
Lucy przytaknęła, chociaż nie rozumiała jak tylko myślą miałaby go "przyzwać" czy coś w tym stylu, przecież nie siedzi jej w głowie. Ale ufała mu bardziej niż komukolwiek innemu aktualnie, do niedawna dodałaby do niego jeszcze Garrego ale już go nie ma wśród nich. No cóż, zrobiła sobie filiżankę kawy, usiadła przy blacie i popijając gorący napój postanowiła czekać.
Mijały sekundy, minuty, potem godziny a Diako nadal nie wracał był już kawałek po północy podczas gdy go nadal brak. Lucy zaczynała się martwić jednak była tak zmęczona że poszła się położyć, zaśnięcie przyszło jej z trudem. Martwiła się o Diako, mimo że widziała jak walczy i co potrafi to bała się, że coś się mu stanie. Teraz jednak zasnęła i miejmy nadzieję że jej obawy nie wpłyną na jej spokojny sen.
Następnego dni gdy Dziewczyna otworzyła zaspane powieki jej oczy były lekko przeszkole, co Diako od razu zauważył.
-Coś się stało pod moją nie obecność? - zapytał zaniepokojony stojąc nad nią i kładąc srebną tacę ze śniadaniem na stoliku nocnym.
-Diako? - otarła delikatnie zaspane oczy dziewczyna. - Diako... Diako!
Rzuciła krzyk radości i rzuciła się mu na szyję jakby nie wiadomo co miało się chłopakowi stać podczas jego nieobecności. Wtulała się w niego, podczas gdy on był totalnie zdezorientowany, po czym spojrzał na nią i rzekł.
-To trochę niestosowne rzucać się na "kelnera" w bieliźnie. - zaśmiał się chłopak.
-Nie było ciebie tak długo, śniło mi się że coś ci się stało...
-Spokojnie, nic mi nie jest. - powiedział chłopak odwzajemniając przytulenie.
-To dobrze, - stwierdziła Lucy powoli puszczając chłopaka. - gdzie byłeś całą noc?
-Otóż... - zatrzymał od razu swą wypowiedź.
-No no no, gruchające ptaszynki. Przykro mi Julio ale twój Romeo musi się zaraz stawić na arenę, więc skończcie ćwierkać i ruszcie się. - zarzuciła siedząca na oknie Carmilla.
-A co? Zazrościsz? - Diako przybliżył Lucy do siebie i zaczął ciepło tulić do siebie. - Że my przynajmniej możemy sobie poćwierkać?
-Nie drażnij mnie gołąbeczku...
-Uważaj żeby ten gołąbeczek cię przez te okno latać nie nauczył.
Chłopak najwyraźniej trafił w jeden z czułych punktów kobiety, bo po tym parsknęła i zeskoczyła z okna wraz ze swoim oburzeniem. Diako powoli zaprzestawał takiego tulenia Lucy jak przed chwilą, i spojrzał na nią z uśmieszkiem.
-Wybacz, musiałem się jej jakoś odgryść.
-No okej... - odpowiedziała zdezorientowana, i po chwili sama się wtuliła w chłopaka. - To było nawet fajne.
Diako był lekko zaskoczony, ale czule to odwzajemnił. Potem wyszedł z pokoju i oczekiwał Lucy na dole przy śniadaniu, gdy ta już wyszła zjedli przygotowany przez chłopaka posiłek i opuścili swoje lokum kierując się na arenę. Podczas drogi trochę sobie wesoło podyskutowali, dla nich był to ewidentnie dobry dzień co Diako również pokazał na podczas walki. Prawie nie używając swoich zdolności pokonał przeciwnika bez problemu, no i nie miał chęci pokazania wszystkiego co potrafi. Po walce stwierdził, że nie wraca od razu do domu, chciał się przejść i stwierdził by Lucy poszła z nim, ona jednak nie miała ochoty nigdzie iść ale dała się namówić na mały spacerek. Ich spacerek mile ją zaskoczył, chłopak zaprowadził ją po za osadę gdzie spotkali Leile, która natychmiast podbiegła się przywitać. Lucy klekając wtuliła się w jej miękką sierść, a po chwili zaczęła drapać ją za uchem i obserwować radosne reakcje wilczycy, która po chwili odskoczyła przybierając pozycję do zabawy.
-Lucy, - uśmiechnął się Diako. - co ty na to?
-Jasne. - odpowiedziała radośnie Lucy, a następnie nabrała powagi. - Ale tym razem to ja wygram.
-To się jeszcze okaże.
Odpowiedział przyjmując wyzwanie, ktore składające się z dwóch etapów. Pierwszym było złapanie Leili, a drugi małe "polowanko" na siebie nawzajem, ten etap zawsze miał dwie rundy. Jedna osoba była osobą uciekającą której zadaniem było schowanie się lub złapanie przeciwnika we własne sidła, druga myśliwym którego zadaniem było złapać uciekającego przed upływem czasu, potem zamiana ról. A ponieważ Diako był jaki był, czyli naprawdę dobry to zawsze miał mniej czasu i grał sam podczas gdy Lucy i Leila grały w drużynie. Ogólnie to przed przybyciem do tej pokręconej osady tak właśnie mijały im dnie, miało to służyć za ćwiczenia w terenie, ale każdy traktował to jak zabawę więc się poprostu bawili przez większość dni.
Zabawa jak zawsze była przednia, nie zrobili sobie jednej gry tylko parę rund tego. Po wszystkich każdy położył się wygodnie na delikatnej trawie w leśnym gąszczu. Mimo przyjemnej i udanej zabawy Lucy cały czas wytykała draigonowi że czego by z Leilą nie próbowała to zawsze on wygrywa, na co wilczyca zaskamlała potwierdzająco. Chłopak zawsze śmiał się z jej buntów na ten temat przez co ona jeszcze bardziej się buntowała, a jego tylko bardziej bawiło. Lucy stwierdzając, że się obraża wstała i jak to powiedziała "Idzie do domu."
-Lucy, - dziewczyna przystanęła. - a wiesz którędy wrócić? - spytał podstępnie Diako.
Dziewczyna rozejrzała się i uśmiadomiła sobie że z tego biegania kompletnie zgubiła orientację w terenie, musiała więc poprosić Diako by ją odprowadził lecz on powiedział że skoro się na niego obraziła to to nie jego sprawa jak wróci.
-Ty chyba sobie ze mnie kpisz...
On jednak tylko wybuch śmiechem słysząc jej załamany ton głosu podczas gdy ona tylko kierowała spojrzenie tu i ówdzie czekając na koniec serenady śmiechu. Diako po chwili wstał i poszli razem, przez jakiś kawałek drogi dziewczyna próbowała udawać obrażoną ale nie udało jej się to zbyt długo. Za bardzo lubiła towarzystwo młodego draigona żeby być złą na niego czy też taką udawać dłuższą chwilę. Na jakimś odcinku musieli również pożegnać się z Leilą, gdyż nie zbliżała się ona zbytnio do osady. Po drodze ucieli sobie pogawędke na temat dzisiejszego dnia.
-Wogóle widziałeś jak Carmilla dzisiaj na nas patrzyła na nas? Zwłaszcza na mnie. Haha
-Ta, cała kipiała ze złości. - zaśmiał się chłopak. - I nie tylko ona, Elizabeth miała to samo.
-Uuu, ktoś tu ma branie.
-Weź mnie nie strasz... - powiedział chłopak robiąc przerażoną minę.
-Haha, i komu teraz jest do śmiechu?
Diako spojrzał się na Lucy ze skrzywioną miną, a ta zaczęła się jeszcze głośniej śmiać, a w między czasie zaczęła tłumaczyć że chyba już rozumie czemu on ją lubi tak delikatnie irytować, jak to ujęła "Dla takich reakcji warto." po czym ponownie wybuchła śmiechem. Gdy dotarli do domu od razu położyli się na miękką powierzchnię łóżka nadal śmiejąc się z tego dnia. Lucy szybko poszła wziąść prysznic, a gdy wróciła zastała już śpiącego pod puchową kołdrą Diako. Nie dziwiło ją to, nie spał całą noc oraz dzisiaj dość energicznie spędzili czas, lepiej żeby się pożądnie wyspał, dziewczyna położyła się po drugiej stronie łóżka i usnęła.
Tego ranka Lucy wstała szybciej niż Diako, postanowiła więc zrobić im śniadanie. Cichutko zeszła na dół i zaczeła przygotowywać posiłek, którym były po pięć kanapek i obowiązkowa poranna kawa, wszystko ułożyła na tacy i już miała ją zanieść na górę gdy usłyszała za sobą znajomy głos.
-Aż tak chcesz mu się przypodobać?
-Nie wiem o co ci chodzi Carmillo. - odpowiedziała podnosząc tacę i odwracając się do kobiety.
-Przestań sobie żartować mała, - podeszła do Lucy wrogim krokiem. - wiem że ci się podoba, ale nie licz na to on będzie mój.
-Naprawdę nie wiem o czym mówisz, a teraz wybacz ale muszę iść.
-Nigdzie nie pójdziesz. - stwierdziła przytrzymując ją.
-Ty jej zabronisz? - odezwał się za nią Diako. - Lepiej ją puść.
-Nie jestem jak reszta chłopcze... Nie jestem aż tak słaba. - odwróciła się delikatnie i spojrzała na chłopaka. - Ubrałbyś się. - stwierdziła widząc go w samej bieliźnie stojącego u wejścia do kuchni.
-Nie będę prosić dwa razy...
Diako zamknął oczy i na moment nastała kompletna cisza, gdy po chwili w pomieszczeniu zaczął się huragan. Szafki się otwarły i zaczeły miotać podczas gdy ich zawartość leżała na ziemi porozrzucana i co chwile przeskakiwała po kuchni a w powietrzu szalała aura Diako, który otwierając oczy stwierdził.
-Chyba nie muszę ci pokazywać gdzie są drzwi.
Karmilla niechętnie puściła Lucy i skierowała się do wyjścia, gdy już to się stało Diako podszedł do dziewczyny z zapytaniem czy nic jej nie jest, odpowiedziała mu że nic po za lekko bolącą ręką po chwycie Karmilii. Ten tylko się uśmiechnął i wziął jedną z kanapek oraz ugryzł twierdząc że są przepyszne, i zasugerował aby poszli na spokojnie zjeść. Lucy była stanowczo za tym pomysłem, tak więc poszli na górę do pokoju gdzie chłopak się położył.
-Nie powinieneś się przygotowywać? Niedługo kolejny etap turnieju.
-Chrzanie to, - odpowiedział obojętnym głosem. - ta sucz mnie obudziła i wkurzyła, więc nie mam ochoty widzieć jej mordy dzisiaj.
-Ha ha, jak tam chcesz.
Reszta poranka była bardzo spokojna, zjedli razem śniadanie i miło spędzili czas przy rozmowie i żartach, ale musiał on w końcu zostać zaburzony...
Kolejny rozdział ;D Mam nadzieję że się spodobał, Jeśli tak to zaświećcie gwiazdke i dajcie komentarz. Do kolejnego rozdziału :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top