Rozdział 13. Turniej.

Minęła pierwsza noc. Lucy wstając rano nie dostrzegła w pokoju Diako, gdy zeszła na dół ujrzała go śpiącego na jednym z krzeseł opierającego się o stół. Gdy go obudziła chłopak ledwo wstał, cały obolały starał się zorientować w sytuacji. Po przetarciu oczu zobaczył nad sobą Lucy.

-Czemu tu śpisz? - zapytała nadal nieprzytomnego chłopaka.

-No od razu po kąpieli opatuliłaś się kołdrą, położyłaś się na wskroś łóżka i zasnęłaś... Nie chciało mi się z tobą przepychać...

-Wy-wybacz... - powiedziała łapią się za lewy nadgarstek.

-Nic się nie stało. - chłopak przekręcił kark, który wydał dźwięk łamanych kości.

-Nie rób tak. - Lucy zatkała uszy i zamknęła oczy.

-Wybacz, - odpowiedział przkręcając kark w drugą stronę. - ale jeśli się nie wyśpię - teraz zaczął prostować "łamiący się" kręgosłup. - to potwornie strzelają mi - skończył trzaskiem nadgarstków - kości.

Gdy Diako skończył Lucy była już na skraju wytrzymałości, ten dźwięk łamanych kości doprowadzał ją do szału. Po chwili otrząsnęła się i podeszła do lodówki, która ku jej zaskoczeniu była pełna. Mimo zdziwienia zaczęła przygotowywać śniadanie, lecz zanim to zrobiła postawiła przed przyjacielem kubek gorącego napoju.

-Co to? - spytał zaspany chłopak.

-Kawa. Postawi cię na nogi.

Diako wypił podany mu napój natychmiastowo i poprosił o kolejny, po dziewięciu porcjach kawy nadal był śpiący. Lucy patrzyła na niego z podziwem podając mu talerz pełen kanapek. Dziewczyna zjadła tylko dwie z nich i była syta, zaś chłopak wsunął siedem pozostałych i nadal był głodny. Po śniadaniu do ich domku weszła Elizabeth z zaproszeniem na etap turnieju który odbędzie się przed obiadem, Lucy z podekscytowaniem się zgodziła, zaś Diako nie był szczególnie przekonany do tego. W południe Elizabeth przyszła po nich i kazała podążać za sobą. Diako i Lucy trzymali z tyłu.

-Diako.

-Hm?

-Martwie się o Leile. Od wczorajszego incydentu nigdzie jej nie widziałam.

-Nic jej nie jest.

-Może uciekła. - stwierdziła smutna.

-Obserwuje nas. Nie ma zamiaru wchodzić do tej osady.

-Czemu?

-Wyczuwa coś, ale jeszcze nie wiem co. Mam zamiar się dowiedzieć. - odpowiedział z powagą na twarzy. - Bo mi pobyt tu też nieodpowiada.

Po dłuższej chwili doszli do wielkiej kamiennej areny, najprawdopodobniej przyszła tu cała osada. Elizabeth zaprowadziła nas na miejsca przy niej, było to nie duży balkonik z jednym średniej wielkości i lekko zdobionym rycinami tronem oraz z czterema mniejszymi. Po dwa na stronę tronu. Zanim zaczął się turniej Elizabeth podeszła do Diako i zapytała czy nie chciałaby wziąść udziału, chłopak nie odpowiedział, kobieta stanęła na końcu balkonu wykrzykując coś do tłumu ostatecznie oświadczając.

-...Niechaj zacznie się nasz turnieeej! A pierwszą walkę stoczą, ostatni zwyciężca turnieju Ryuk, oraz nowy członek naszej osady Diakooo!

Jednak obracając się nie ujrzała chłopaka, wszyscy z zainteresowaniem zaczęli się rozglądać ale Diako poprostu zniknął.

-Ha! - krzyknąl triumfalnie Ryuk - tchórz, uciekł gdy tylko dowiedział się o walce! Wygrałem walkowerem. - po czym zaczął się śmiać na całą arenę.

-Nie chwal dnia przed zachodem słońca.

-Co!? - obróciwszy się zobaczył Diako, a gdy zdziwienie z jego twarzy zniknęło dodał pewny siebie. - A więc zaczynajmy.

Przez chwilę stali twarzą w twarz, obserwując się bacznie. Twarz Diako była pusta, całkowicie pozbawiona uczuć, jedynie w błyszczących oczach było widąć nutkę ciekawości. Zaś twarz Ryuka była pełna optymizmu i pewności siebie, jakby wiedział że wygraną ma w kieszeni.
Przez ten moment nawet na trybunach zapanowała cisza, wszyscy skupili się na wojowników. Chwilę przerwał głos Diako, który wymawiał nie znane innym słowa.

-Nie czas na gadanie, zacznijmy w końcu zabawę.

Stwierdził Ryuk i ruszył w kierunku przeciwnika i gdy jego dłoń już miała dotknąć klatki piersiowej chłopaka gdy ten uniknął jego utaku wykonują jedno uderzenie łokciem w mostek pewnego siebie Draigona. Następnie dodał kilka ciosów i odskoczył od przeciwnika, Ryuk starał się chociaż drasnąć Diako jednak wydawało się to niemożliwe. Po chwili Diako ponownie wydał cios i odskoczył od przeciwnika mówiąc.

-Jesteś typowym Draigonem bazującym na sile uderzenia, dość wolny, ale uderzenia wykonujesz z dużą siłą, po za tym jesteś cholernie wytrzymały. Zakładam że twoim żywiołem jest ziemia, popraw mnie jeśli się mylę.

-Czy się mylisz? Ha ha... - zaśmiał się Ryuk patrząc na chłopaka. - Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz... Chcesz zobaczyć mojego draigona? Pokaże ci go...

"Czy ja dobrze widze? Czy on..." pomyślał Diako gdy Ryuk zjawił się przed nim uderzając go w brzuch tak szybko, że nie zdążył nawet zareagować, jednocześnie zaczął się kulić.

-I wgniote cię nim w ziemię!!! - krzyknął Ryuk dodając kolejny cios, tym razem uderzał z góry i po chwili na arenie rozbrzmiał ogromny huk i ukazał się delikatny, niebieski błysk.

-Diako! - krzyknęła spanikowana Lucy próbując dostrzec chłopaka w chmurze kurzu.

-Spokojnie młoda, on nie jest taki słaby. - stwierdziła Elizabeth patrząc na arenę, w jej wzroku było coś niepokojącego, jakby miała nadzieję że Diako pokaże coś więcej i była nim wyraźnie zainteresowana.

Lucy spojrzała na arenę i zobaczyła stojącego pod ścianą Diako, podczas gdy Ryuk miał rękę wbitą w ziemię. "Taliorze, dzięki ci że mnie tyle nauczyłeś." pomyślał Diako patrząc na pajęczynę pęknięć odchodzących od miejsca uderzenia.

-Co jest? Będziesz teraz uciekać? - spytał pogardliwie Ryuk. - Jestem przecież typowym Draigonem!

-Haha, rozgryzłem cię. - powiedział przekonany Diako podnosząc głowę i zamknąłwszy oczy kontynuował. -Potrafisz kontrolować swoją energię zmieniając swoje możliwości. Na początu pokazywałeś swoje normalne umiejętności, następnie aktywując draigona przekształciłeś jego energię na szybkość, ostatecznie używając nadludzkiej siły chcą wbić mnie w ziemię. Jednak nie potrafisz używać i szybkości i siły jednocześnie, a pomiędzy zmianą właściwości energii potrzebujesz ponad sekundowej przerwy. - Ryuk z niepokojem spojrzał na swego przeciwnika. - Teraz gdy wiem już na czym polega twój draigon mogę bezstresowo stwierdzić... - teraz otwierając oczy z przekonaniem krzyknął w stronę przeciwnika. - Że wygrana jest moja!

Cała arena wstrzymała dech, oczy chłopaka zmieniły wygląd. Jego oczy jakby zapłonęły, ich czerwień ukazywała szalejący wewnątrz chłopaka tajfun płomieni. Po chwili Ryuk otrząsnął się i rzekł.

-Zwykła zmiana tęczówek? Po cóż ci ta banalna i nieprzydatna technika w walce?

-Jesteś pewny, że to tylko zwykła zmiana koloru?

-Słyszeliście? Rozgryzł mnie, idealnie połączył wszystko co widział tylko przez chwilę. I jedyne co zrobił to zmienił kolor oczu. Elizabeth, z całym szacunkiem, ale kogo ty tu przyprowadziłaś? - kobieta nie odpowiedziała, tylko obserwowała co się dalej wydarzy. Ryuk prawie do łokci pokrył swoje ręce łuskami wyglądającymi jak skałki i zaczął kierować swe słowa do Diako. - W penym stopniu miałeś racje z tym że posiadam typ ziemny, a właściwie jego podtyp polegający na skałach i minerałach. Moje łuski są twardsze niż standardowego Draigona z typem ziemi, więc jeśli chcesz zderzyć się z moimi dłońmi zaciśniętymi czy też nie, to radzę ci uważać.

-Warto zapamiętać, skończy już tę walke.

-Najwyższa pora.

Ryuk ruszył w stronę Diako z ogromną dozą pewności siebie, Diako bezproblemowo uniknął pierwszego ataku, walka nabrała zupełnie innego tempa. Diako podczas zatrzymywania ataków napastnika szybko się przekonął, że jego łuski są tak twarde jak mówił. W końcu zdecydował się pokazać również swojego asa, doszło do zderzenia ich zaciśniętych pięści. Ryuk pewny że kości w ręce Diako są teraz pogruchotane chciał przystąpić do kolejnego, ale zatrzymała go fala bólu wywodząca się z prawej ręki. Dopiero teraz to zauważył, ręka Diako również się zmieniła. Była teraz w takim samym stopniu w łuskach co jego własna, ale jego ręka miała wygląd złocisto ognistej magmy, a z pomiędzy łusek uciekało gorące jak z piekła powietrze, które bardzo szybko zmieniło temperaturę nie do wytrzymania. Ryuk czuł że jest coraz goręcej, oddychało mu się coraz ciężej oraz zaczął tracić przytomność. Następnie poczuł uderzenie w brzuch i że odlatuje w przeciwnym do Diako kierunku, po chwili wbity w ścianę próbował zobaczyć przeciwnika w chmurze opasów które cały czas Diako tworzył. W końcu dostrzegł go idącego powoli w jego stronę i ledwo dysząc ruszył w stronę przeciwnika ten jednak tylko lekko drgnął i zaczął atakować brzuch oprawcy. Ryuk mimo wytworzenia na brzuchu swych łusek dostaławał ogromne obrażenia, a jego łuski poprostu pękały. Widownia tak naprawdę nawet nie wiedziała co się dzieje, gdyż w chmurze oparów nie było widać kompletnie nic, po za czerwono złote poświaty co jakiś czas. Po chwili chmura się uniosła ku niebu, a na arenie ukazał się Diako już ze swoimi cyjanowymi oczami, a tuż obok niego leżał nieprzytomny Ryuk i po chwili na trybunach rozbrzmiały zwycięzkie krzyki. Diako nie zwracał na nich uwagi i nagle znalazł się obok Lucy.

-Diako, to było niesamowite.

W odpowiedzi usłyszała tylko bezduszne "Dzięki", po czym uznał że wraca do domu odpocząć. Lucy wybrała się z nim, do swego lokum doszli bez jakiejkolwiek wymiany słów. Chłopak od razu poszedł się położyć, zasnął od razu.

Późnym wieczorem ktoś zapukał do drzwi, gdy Lucy otworzyła drzwi zobaczyła tylko liścik przybity nie typowym sztyletem do drzwi. Rękojeść była srebrna ze zdobieniami gałęzi martwego drzewa które na końcu obrastają lekko srebną czaszkę z której wychodziło czarne ostrze. List był któtki i trochę nie zrozumiały i ewidentnie nie był napisany do niej. Jego treść brzmiała następująco

"Młody Draigonie, nie bierz dalej udziału w turnieju. Wtedy okrzykną cię tchórzem i stracą tobą zainteresowanie. Będziesz mógł odejść. Jeśli jednak mnie nie posłuchasz skończy się to dla ciebie tak jak i dla mnie się skończyło. W mroku się stawisz i tam zostaniesz, bezpowrotnie.

Podpisano: Przyjaciel"

Smoczy duch wraca do gry, mam nadzieję że spodoba wam się rozdział. Jeśli tak to gwiazdkujcie i komentujcie. Do kolejnego rozdziału ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top