XXII

-Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś- warknął na brata Mosashi.

Poprawił katanę w pochwie podążając razem z Usagim po ciemnych śladach, pozostawionych przez "Syna Nogitsune". Jedyny trop jaki im pozostał po dziwnym stworzeniu to właśnie te kształty stóp powoli rozsypywany już przez wiatr. Musieli się pospieszyć.

-Życie wielu ludzi jest ważniejsze niż wasze dopełnianie tradycji- rzekł Usagi, przyspieszają kroku.

-Ciekawe czy też byś tak postępował gdyby był to twój dzień ślubu- rzucił.

-Nie porównuj mnie do...

-Ciekawe czy Aishi pasowałby taki układ.

Królik zdenerwował się, wyciągając katanę i mierząc w stronę brata.

-Co ty...- zdziwił się Mosashi.

-Jeżeli jeszcze raz usłyszę oD ciebie o ślubie z Aishinsui, będziesz mieć kłopoty- zagroził.

-Dobrze, bracie, spokojnie- odparł, unosząc ręce.- Nie denerwuj się tak.

Odsunął palcem ostrze. Miyamoto klepnął go stalą w ramię a następnie schował broń w pochwę. Szybko ruszył przed siebie.

-Co mu się stało?- zapytał Mosashi.

Fuwa, siedzący na jego ramieniu, przeskoczył na drugi bark królika.

-Martwi się o Aishi- wyjaśnił kitsune.

-A co to za historia z tym Synem Nogitsune?- dociekał.

-Nogitsune znalazł się na waszym weselu i zapłodnił Aishinsui- westchnął zwierzaczek.

-Co zrobił?! Jak on się w ogóle...

-Na pewno nie w taki sposób, w jaki myślisz. Zwyczajnie jej dotknął i no jak to demon, magicznie zaszczepił w niej swego następcę.

-Po co? To nielogiczne.

-No właśnie. Też mnie to zastanawia.

Tak rozmawiając, dwójka nie zauważyła, że Usagi już się zatrzymał. Mosashi wpadł na brata ledwo utrzymując się na nogach.

Samuraj odwrócił się w jego stronę. Mosashi wzruszył tylko ramionami. Brat zmarszczył czoło po czym pokręcił głową z ciężkim westchnieniem.

-Ślady się tu urywają- rzekł pokazując Mosashiemu na podłogę.

Właśnie, na podłogę! Nie na ziemię. Ciemne kształty stóp rozciagały się po drewnianych deskach.

Bracia spojrzeli w górę. Stali przed domem. Niby nie różnił się niczym od ich domu, jednakże był o wiele mniejszy i może nie aż tak wytworny. Szczególnie, jeżeli chodzi o dach. Nie był aż tak wielki i bardziej spłaszczony, w dół. Do tego jego kolor już nieco wyblakł.

-No pukaj- rzekł młodszy.

-Zauważyłeś, czyj to dom?- odpowiedział starszy, kątem oka zerkając na brata.

-Nie, jednak najważniejszą rzeczą jest teraz pojmanie tegoż Syna Nogitsune.

Odsunął Usagiego uderzając w drzwi kilka razy.
Miyamoto chciał go powstrzymać, jednak głos uwiązł mu w gardle. Nie zdążył.

Od wewnątrz budynku, rodzeństwo zauważyło żółte światło, zbliżające się do drzwi.

Chwilę potem już tylko drgnęły i zostały odsunięte. W progu stanął jeszcze jeden królik. Jego wzrok był bardzo zmęczony, zapewne dopiero wstał z łóżka. Ubrany był w lekką, białą szatę.

-Witaj, Kenichi- przywitał się Mosashi, zaczynając rozumieć wahanie swego brata.- Przepraszam, że zjawiam się tu tak bez zapowiedzi i tak późno.

-Tu przyznam ci rację...- Kenichi zawiesił się, gdy zauważył w ciemności naprzeciw Mosashiego swego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa.- Usagi?

Królik westchnął ciężko błądząc gdzieś wzrokiem, ale zaraz wrócił do gospodarza domu z większą pewnością.

Wszak nie przyszedł tu powspominać, a schwytać Syna Nogitsune.

-Witaj, Kenichi- rzekł beznamiętnie, składając lekki ukłon.

Mimo wszystko przyjaciel zrobił to samo. Omiótł braci wzrokiem.

-Możemy na chwilę wejść?- zapytał Mosashi.

-Nie do końca- odparł Kenichi trochę zmieszany.-Nasz syn, Jotaro trochę niedomaga i...

-Co mu się stało?- wyrwał gwałtownie Usagi.

Choć go nie wychowywał, Jotaro cały czas był jego synem. Kenichi wziął na siebie głupi błąd z młodości Mariko i Miyamoto, jednak nie można było zapomnieć o zatajeniu prawdy przed dzieckiem. Usagiego obchodził stan chłopca.

-Tak właściwie to jedynie boli go głowa...- zaczął ojciec.

-Głowa?- wyrwał Mosashi.-Hanę także.

-To może być przypadek- odparł Kenichi.

-Mogę go zobaczyć?- poprosił Usagi.

Króliki spojrzały na niego ze znakiem zapytania w oczach.

Kenichi odsunął się zapraszając gestem ręki. Bracia przeszli przez próg.

Cała trojka jak najszybciej przeszła do chorego chłopca. Dziesięcioletni królik leżał pod kocem z wymalowanym grymasem bólu. Na czole spoczywał mu złożony biały materiał zmoczony wcześniej w wodzie.

Przy synu klęczała Mariko. Usłyszawszy kroki szybko się odwróciła. Z zaskoczonymi, niebieskimi oczami przywitała braci Miyamoto. Jej wzrok zwłaszcza nie opuszczał Usagiego. Zarzuciła czarne włosy na plecy.

-Konnichiwa, Mariko- przywitał ją Mosashi porywając ją w uścisk.

Kobieta odwzajemniła go lekko, ponieważ wciąż patrzyła na swego przyjaciela. Usagi posłał jej delikatny uśmiech delikatnie się skłaniając.

-Witaj- rzekł.

Gdy młodszy brat puścił matkę Jotaro, ta także oddała ukłon.

-Usagi, nie widziałam cię szmat czasu- przyznała.

-Wybacz długą nieobecność- westchnął królik.- Wypełniałem obowiązek ochroniarza Mifune.

-Nie musisz się tłumacz- odparła z uśmiechem, unosząc rękę.-Rozumiem. To wielki zaszczyt. Cieszę się, znów jesteś z nami. Co cię sprowadza?

Usagi chciał już iż powiedzieć, ale gdy jego wzrok spoczął na Jotaro, musiał zmienić swą wypowiedź.

-Co mu dolega?- zapytał.

Mariko także popatrzyła na syna.

-Nie mamy pojęcia- westchnęła.-Jutro Kenichi ruszy po medyka. Ale nie wyglada to zbyt dobrze.

-Czy on może...

-Nie. Nie zakładajmy najgorszego. I nie martw się na zapas.

Usagi westchnął ciężko podchodząc do dziecka po czym przyklęknął przy nim. Chłopiec otworzył nieco oczy.

-Wuj Usagi- powiedział.

W odpowiedzi Miyamoto uśmiechnął się.

W uszach jeszcze raz zadźwięczało mu słowo "wuj". Dlaczego nie "ojciec"? O wiele łatwiej można by rozmawiać z Jotaro bez co następnej dawki rozczarowania. Usagi nadal miał sobie za złe, że nie mógł uczestniczyć w wychowaniu chłopca.

-Wszystko będzie dobrze- zapewnił go.

Wstał z kolana. Jotaro znów zamknął oczy zaczynając głęboko oddychać. Serce krajało się od tego widoku.

Przez chwile samuraj widział w nim nie tylko swego syna, ale też lustrzane, starsze i męskie odbicie swej siostry, która w tej chwili cierpiała w ten sam sposób.

-Kenichi, Mariko, nie usłyszeliście, aby ktoś wchodził do waszego domu?- zadał pytanie Mosashi.

Małżeństwo pokręciło głową.

-Nie, a dlaczego pytasz?- zdziwił się Kenichi.

-Ponieważ...- zawiesił się młodszy brat, spoglądając w dół.

Podłoga była czysta. Nie widać było nawet najmniejszego śladu czarnego pyłu.

Królik ruszył z powrotem do drzwi wejściowych doszukując się tropu.

-Usagi!- zawołał brata.

Samuraj doszedł do niego. Mosashi pokazał mu zadziwiający widok. Ślad stopy urywał się w połowie, dokładnie na progu.

-On stanął i w połowie kroku się zwrócił czy co?- rozmyślał młodszy.

Rōnin kucnął przy śladzie, przyglądając mu się z bliska. Próbował znaleźć jakieś rozwiązanie całej tej zagadkowe sytuacji.

Tymczasem Mosashi zauważył w rogu przedpokoju papier leżący na podłodze. Podniósł go przyglądając się mu z obu stron.

-Stal walki dla ciemności przeznaczona- przeczytał.

Usagi gwałtownie się wyprostowała po czym jeszcze szybciej odebrał bratu kartkę.

-Pokaż mi to- rzekł stanowczo.

Na jeden stronie zostały zapisane słowa zagadki, na drugiej zaś narysowana góra.

-Haha Naru Yama?- spytał Mosashi.

-Możliwe- odparł samuraj.-To tłumaczy, dlaczego Syn Nogitsune nie przekroczył progu domu.

-Nie rozumiem.

-Osoba, która podaje nam wskazówki co do części broni mogącej zniszczyć Nogitsune, może być wysłannikiem niebios lub kimś, kogo one chronią. A ciemności nie wejdzie tam, gdzie jest światło.

-W tym jest zawarte dużo racji i sensu jednakże nie tłumaczy to, dlaczego Hana i Jotaro zapadli na tą samą chorobę.

Usagi pokręcił głową powoli zaczynając gubić się w tym wszystkim.

Nagle poczuł za sobą czyjąś obecność. Położył dłoń na rękojeści. Spojrzał na brata, który także poczynił przygotowania do ataku. Jeżeli obaj czuli to samo, a ani Kenichiego, ani Mariko nie było przy nich, to wszystko wskazywało na obecność Syna Nogitsune.

Bracia skupili się na ruchu wokół nich. Fuwa najeżył się obnażając kły.

Niespodziewanie skoczył w pustą przestrzeń, a mimo to wbił w coś zęby. Mosashi z Usagim energicznie dołączyli do niego. Zamachneli w powietrzu mieczami, ale wyczuli, że ostrze przecieło coś.

Chwilę później Syn Nogitsune realnie się ukazał jednak już jako rozsypująca się postać o humanoidalnej posturze.

-Dlaczego on tak po prostu...- zdziwił się Mosashi.

-Nawet jeżeli to był syn najpotężniejszego demona, jego wiek i odporność świadczyły o noworodku- wytłumaczył Fuwa.- Za słaby by przetrwać cios mieczy.

-Czyli jeden kłopot z głowy- odetchnął.

-Posługiwał się mocą niewidzialności- zauważył Usagi spoglądając jeszcze raz na urwany ślad w progu.

-A co z Jotaro i Haną?- dociekał Mosashi.

Fuwa pobiegł w stronę chłopca.

Lisek zbliżył się do twarzy dziesięciolatka. Zanim jednak cokolwiek zrobił, dokładnie go obwąchał. Wyczuł jakiś ostry zapach. Nie miał z nim do czynienia od bardzo dawna, ale wiedział, że go zna.

-Co to...-mówił do siebie.-Coś... jakby... Co to jest?

-Co wyczuwasz?- dopytywał Mosashi.

-Wiem, co to za zapach, ale nie pamiętam od czego pochodzi- rzucił dalej go obwąchując.

Młodszy Miyamoto nachylił się nad Jotaro, jednak wyczuł woń bez większego wysiłku.

Westchnął cieżko pocierając twarz dłonią.

-Jotaro, chciałbym się ciebie o coś spytać- powiedział.

Chłopiec otworzył oczy.

-Jadłeś na przyjęciu ciastka?

-Tak- potwierdził.

-Takie białe?

-Tak, białe.

-I Hana też je jadła?

-T...Tak, jadła.

-Ile ich pochłoneliście?

-Hana... dziesięć, a ja dwanaście...

-I wszystko jasne, łakomczuchu.

Wyprostował się wracając do Kenichiego, Mariko i Usagiego. Fuwa skoczył na ramię starszego brata czekając na odpowiedź.

-Co odkryłeś?- dociekała matka.

-Że dzieci za dużo jedzą słodyczy- odrzekł ze śmiechem.-Hana i Jotaro przesadzili z ciastkami. Zjedli znaczną ilość tych, które zostały nasączone sake.

Trójka wytrzeszczyła oczy zszokowana. Skierowali spojrzenia na dziesięciolatka.

-Upił się?- niedowierzał Kenichi.

-Nieświadomie, ale tak- potwierdził Mosashi.

-Niech on tylko wyzdrowieje- warknął ojciec.

-Kenichi, nie jego wina- wtrącił Usagi.-Nie wiedział.

-Ale tyle jeść także nie musiał- stawiał argumenty.- A mój syn...

-Twój syn?- wtrącił starszy Miyamoto.

Kenichi zamilkł na chwilę wzdychając ciężko.

-W zasadzie to tak- dodał.

Usagi stanął jak wryty.

Królik przysiadł obok Aishi. Dziewczyna spała, odzyskując także siły. Usagi starał się być cicho, aby jej nie obudzić.

Spojrzał jeszcze raz na kartkę, którą znalazł w domu. Był pewien, że ostatnia część tej całej zagadki znajduje się właśnie na górze Haha Naru Yamy.

-Co to jest?- rozległ się głos dziewczyny.

Wyciągnęła rękę w stronę papieru. Usagi odwrócił się w jej stronę. Podał jej przedmiot.

-Obudziłem cię?- zapytał.

-Nie- zaprzeczyła,kręcąc głową.-Nie spałam.

Obejrzała kartkę. Najbardziej zwróciła uwagę na napis po drugiej stronie.

-Część zagadki?- spytała.

-Tak. Czeka nas wyprawa w góry.

-Świetnie. Dawno nie byłam w górach.

Nagle dwójka usłyszała cichutkie szuranie w papier drzwi wychodzące na zewnątrz. Pojawiały się także niewielkie cienie.

-Otworzysz?- poprosiła wojowniczka.-Jest tu tak ciemno.

-Oczywiście.- Samuraj podniósł się, kierując do drzwi.

Odsunął je. Jego oczom ukazał się biały puch opadający płatkami z nieba na ziemię.

-Pierwszy śnieg- ucieszyła się Aishinsui.-Pierwszy w tym roku.

Wsparła się na łokieć próbując podnieść jednak ból w brzuchu dał jeszcze o sobie znać. Aida skuliła się jeszcze cicho jęcząc.

-Nie powinnaś wstawać- przestrzegł ją, ponownie klękając przy niej i kładąc znów na poduszkę.

-No chyba racja- westchnęła.-Nie zamierzam prędko tego powtarzać. Ani z demonem, ani z cielesną istotą.

-Patrz na śnieg, ale staraj się nie poruszać.

Puścił jej ramiona, ale ona wyciągnęła ręce do niego, zaplatając palce na tyle jego głowy. Przyciągnęła go do siebie powoli.

-Wszystko w porządku?- zapytała.

-Dlaczego pytasz?- zdziwił się.

-Bo widzę.

Usagi zabrał jej dłonie z siebie, ciężko wzdychając.

-Byłem dzisiaj w domu Mariko i Kenichiego- wyjawił.-Widziałem Jotaro.

-No i?

-Ja... Dla mnie nie ma tam już miejsca. Mariko i Kenichi stworzyli dla Jotaro dom i nie mogę im tego niszczyć.

-Wiec pozostań dla niego takim... nie-ojcem. A ty możesz zacząć od nowa. Może nie jako rōnin, może trochę weselszy i... może z kimś innym.

Miyamoto posłał jej uśmiech.

-A co z Haną?- dociekała wojowniczka.

-Przejadła się ciastkami z sake- odrzekł.

-Co?

-Tak.

-Łakomczuch.

-Dokładnie.

Dziewczyna chciała choć troszkę się podnieść, jednak znów ból zmusił ją do leżenia.

-Aishi, prosiłem cię- powtórzył królik.

-Wybacz- westchnęła.

-Daj sobie czas na odpoczynek. A co do nowego życia...

-Tak?

-Mógłbym się nad tym zastanowić.

Zbliżył się do niej jeszcze bardziej.

-Po pokonaniu Nogitsune?- dopytywała.

-Niewykluczone- rzekł tajemniczo samuraj.

-Ze mną?

-Możliwe.

Uśmiechnęli się do siebie jeszcze bardziej zbliżając do pocałunku.

-O matko, przepraszam- wyrwał głos trzeci.

Dwójka spojrzała na odchylone drzwi, w których stał Fuwa.

-Przysięgam, to nie było zamierzone- tłumaczył się.- Tylko przechodziłem i...

-Fuwa- przerwała mu Aishi.

-Tak?- zapytał.

-Po prostu wyjdź- poradziła mu.

Lisek czmyhnął w bok pozostawiając zakochanych samym sobie.

-Czy on musi z nami iść?- westchnął Usagi.

-Strzegł domu moich rodziców, wiec teoretycznie także mnie- odrzekła dziewczyna.- Chcę, by był blisko mnie.

Miyamoto spuścił wzrok na chwilę.

-Ale chcę byś ty też był obok- dodała pocierając jego futro kciukiem.

Przyciągnęła go do siebie delikatnie całując. Usagi przyciągnął ją do siebie pamiętając jednak by nie sprawić jej bólu.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top