XX

Choć od wioski dzieliła ich może jeszcze godzina, wnioskując po minie Usagiego, Aishi nie była pewna, czy dobrze robią idąc na tą uroczystość.

Co prawda dla jego brata był to najważniejszy dzień w życiu i po prostu nieludzka byłaby odmowa! (nawet jeśli rodzina Miyamoto ludźmi nie była) Wiadomo, rodzeństwo, z którym się jest zżytym było świętym obowiązkiem stawienia się na ceremonii.

Ale Mosashi nie zachował się w porządku. Beszczelnie odebrał Usagiemu kobietę, z szerokim uśmiechem dał mu to zaproszenie. Chyba zupełnie nie myślał, gdy przekazywał zwój.
Zmusza w ten sposób brata do tortury! To miała być jakaś forma nauczki czy co?

Jednakowoż Usagi także święty nie był. Zachowywał się jak taki pies ogrodnika. Sam nie zjadł i drugiemu też nie daje.
Tomoe była dla niego bardzo, ale to bardzo ważną osobą. I co z tego, że Usi wyznał uczucie Aishi? Wiedziała, że było szczere, jednak zdawała sobie sprawę, że nie tak łatwo jest zapomnieć o poprzedniej, do której nadal to uczucie żywił.

A Aishinsui była tą trzecią dobrą! Pozwalała im tak iść bez żadnego sprzeciwu, mimo że wewnątrz wszystko się jej przewracało.

-Usagi- powiedziała w końcu stając przed nim, zagradzając mu tym samym drogę.-Możemy przez chwilę porozmawiać.

Miyamoto pokiwał milcząca głową.
Aida westchnęła ciężko kładąc ręce na jego ramionach.

-Posłuchaj- zaczęła.-Nie musimy.

-Mosashi to mój brat-odrzekł beznamiętnie.

-A Tomoe to...?- ciągnęła go za język.

Usagi rozszerzył oczy. Gwałtownie drgnął starając się ukryć speszone spojrzenie.

-Rozumiem- pomogła mu.-Jak możesz mi odpowiedzieć, skoro sam tego nie wiesz? Ale nie mogę patrzeć, jak idziesz tam z kroku na krok coraz bardziej przybity.

-Nic mi nie jest- zapewniał królik.

Wojowniczka westchnęła ciężko przymykając powieki.

-Powinniśmy iść- popędzał ją zamierzając ruszyć na przód.

Nagle Aishi doznała gwałtownego impulsu, który kazał jej zatrzymać samuraja jak najszybciej.
Rzuciła się mu na szyję zamykając w mocnym uścisku.

Usagi stanął w miejscu zdezorientowany. Nie potrafił się poruszyć.

Ale Aishinsui nie przeszkadzało to, że nie odwzajemnił gestu. Ważniejsze było dla jej tylko to, co chciała mu przekazać.

-Podziwiam cię- wyznała.-Mimo że wiesz co cię tam czeka, idziesz. Idziesz, by wszystko tam przetrzymać dla rodziny. Jesteś niesamowity.

Usagi wsłuchiwał się w jej słowa w skupieniu. Wiedział, że mówi szczerze i z serca.

-Pomogę ci- ciągnęła.-Pamiętaj jedno, Usi. Choćbyś nie wiem jak rozdarty się czuł, zawsze możesz na mnie liczyć. Będę przy tobie. Masz we mnie oparcie.

Miyamoto odzyskał świadomość. Położył ręce na jej plecach przyciągajac dziewczynę do własnego ciała. Pochylił głowę wtulając twarz w jej włosach.

-I ty we mnie też- dodał.

Rōninka otworzyła oczy. Jego słowa uderzyły w nią ze zdwojoną siłą i zakorzeniły się w jej głowie.

Był ciepły, co poprawiło jej samopoczucie w ten listopadowy dzień. No i to futro, które doprowadzało ją do szału swoją miękkością.

Odsunęła się powoli, jednak pozostawała w jego ramionach.

-Wiec... Teraz uśmiechniesz się choć trochę?- zapytała.

Dotknęła palcem końca jego warg po lewej stronie ciągnąć ją do góry. Prawa zaraz także się poruszyła, jednak już z inicjatywy. Miyamoto.

-Co ty byś beze mnie zrobił?- zaśmiała się.

-Często się nad tym zastanawiam- odrzekł.

Aishi spojrzała na niego krzywo, lecz nadal się uśmiechała. Czy energia jego rodzinnej wioski tak go zmieniała? A może czuł się już bardziej swojsko w jej towarzystwie?

Jedno wiedziała na pewno: bardzo się do niego przywiązała.

-Zaraz, stój!- zawołała zatrzymując przyjaciela ręką, zanim jeszcze weszli w progi jego domu.

Pchnela go miedzy nagie jabłonie. Wyjrzała, czy aby nikt ich nie zauważył.

-Co się stało?- spytał.

Popatrzyła na niego krzywym spojrzeniem.

-Chyba nie zamierzasz pokazać się na ślubie o tak, jak w tej chwili- uświadomiła go.

Wyciągnęła pergamin zza kimona. Chciała położyć go na ubraniu Usagiego, ale on szybko ujął jej dłoń w swoje.

-Jeśli jeszcze się nie zorientowałaś, jesteśmy w moim rodzinnym domu i na pewno znajdą się tu jakieś ubrania dla mnie- odrzekł.-Zostaw ten pergamin dla siebie.

Aishi spojrzała na niego, potem na papier po czym z powrotem schowała go za ubranie.

Dwójka wyszła zza drzewa zmierzając w kierunku budynku.

Ani trochę się nie zmienił. Zresztą... Czy trzy miesiące mogły by cokolwiek zmienić? W budynku może i nie... Chyba, że zaatakowałby go Nogitsune, co raczej nie było możliwe, albo odbywał się remont.

Co innego trzy miesiące w osobach. Mosashi- drań i patafian w myślach Aidy a niesprawiedliwy złodziej, któremu zdoła wybaczyć w umyśle Usagiego- żenił się z Tomoe. Rōnini, którzy w tym domu pierwszy raz się pocałowali teraz... chyba byli parą. Ten dom był czymś więcej niż tylko drewnianym budynkiem. Ten dom ich połączył.

Jedyne, co trzy miesiące zmieniły w okolicy to drzewa ogołocone z liści i jabłek. A przecież dopiero co Hana i Usagi zbierali owoce do szarlotki dla Aishinsui.

Miyamoto westchnął głęboko. Dziewczyna spojrzała na niego z ukosa. Usagi teraz naprawdę się uśmiechnął.

-Co cię tak cieszy?- zdziwiła się.

-Nic- odparł.-Nic takiego.

-Usi- naciskała.

-Aia- odpowiedział.

-Usi.

-Aia.

Wojowniczka rozszerzyła oczy.

-Czy ty się ze mną... przedrzeźniasz?- spytała.

-Możliwe- powiedział tajemniczo.

Zaskakiwał ją coraz bardziej.

-Uwielbiam śluby, zawsze się na nich wzruszam- zarechotał Nogitsune ocierając niewidzialną łzę z policzka.-Muszę się na niego napatrzeć.

-A potem wyślesz yōkai?- dopytywał Tengu starając się by w jego głosie nie było ani nutki ironii, która przepełniała całe jego psie ciało.

-Nie- zaprzeczył splatając palce rąk ze sobą.-Tym razem posunę się do czegoś mocniejszego.

-Wyślesz mnie?- dopytywał.

-Nie!- zagrzmiał.-Zrobię coś, co powinienem zrobić już dawno.

-No na wszystkich bogów, nareszcie jesteście!- wykrzyknęła Sakura stając w progu.

Podeszła bliżej nich biorąc Usagiego w ramiona. Aishinsui stała z boku przyglądając się im. Matka Usiego była ubrana w piękne purpurowe kimono, które aż mieniło się od przeróżnych wzorów kwiatów o rozmaitych kolorach. Niektóre były puste w środku a jedynie linie przybierały kształt roślin.

-Witaj, matko- rzekł Miyamoto.

-Witaj, witaj- powiedziała szybko.-A teraz do domu i przygotowuj się do ceremonii. Tak na jednej nodze!

Królik błyskawicznie wbiegł do domu.

Sakura zwróciła wzrok ku Aidzie. Dziewczyna dostrzegając to, w ułamku sekundy skłoniła się przed nią mówiąc:

-Miło mi znów cię widzieć, Sakura-san- rzekła spokojnie.

Kobieta posłała jej uśmiech.

-Mnie również- odpowiedziała.-Podejrzewałam, że także się zjawisz.

Aishinsui rozszerzyła oczy unosząc głowę i patrząc na nią ze znakiem zapytania.

Z twarzy Sakury uśmiech nie znikał co wprawiało Aidę w jeszcze większe zdezorientowanie.

-Matki takie rzeczy wyczuwają- dodała.

Teraz wojowniczka już zupełnie się pogubiła.

Usagi zmienił ubiór ze swego codziennego na odświętne- ciemnozielona szata z morskimi elementami i czarne spodnie.

Odsunął drzwi swego pokoju gdy nagle zobaczył przed sobą Tomoe. Samuraj zastygł w miejscu widząc ją w ślubnym stroju. Dziewczyna nic nie mówiąc wepchnęła go do pokoju i zamknęła drzwi. Oparła się o nie.

-Tomoe, co ty robisz?- zdziwił się Miyamoto.

-Muszę z tobą porozmawiać- odrzekła.-Nim wyjdę za Mosashiego.

-Nie rozumiem- rzekł speszony.

-Nie miej do mnie żalu, Usagi- zaczęła.- Nie mogłabym czekać na ciebie całe życie.

Podeszła do niego. Białe końce kimona ciągnęły się za nią.

-Potrafię być cierpliwa, ale nie będę tracić czasu podczas gdy ty sam nie wiesz, co musisz zrobić- ciągnęła.-Mosashi jest dobry i naprawdę chcę go poślubić. Zależy mi na nim.

-Poprzednio nic nie wspominałaś, że pomiędzy tobą a moim bratem coś się zrodziło- przerwał jej.

-Bo wówczas nie było. Dopiero kilka tygodni później zaczeliśmy traktować siebie jako kogoś więcej, niż przyjaciele. Parę spotkań wystarczyło, by podjąć decyzję. Usagi, ja go naprawdę kocham.

-Dlaczego mi to mówisz? Cieszę się, że odnaleźliście wspólną drogę życia, ale nie musisz obnosić się tak ze swymi uczuciami.

-Tak, ty na pewno tak robisz. A przekazuję ci to wszystko, ponieważ obawiam się, choć sama nie wiem dlaczego, że mógłbyś przerwać ceremonię.

-Nie mam powodu, by psuć tę uroczystość.

-I bez powodu byś tego nie zrobił, ale już tak za wczasu.

Usagiemu naprawdę poskoczyło ciśnienie. Tomoe doprowadzała go powoli do szału. Nie mogła się powstrzymać, musiała w te ostatnie chwile wygarnąć mu wszystko, co jej ciążyło.

Królik i kocica zmarszczyła brwi.

-Sądzę, że powinnaś już iść- powiedział Miyamoto najspokojniej jak tylko mógł.

-Też mam takie odczucie- odrzekła.

Odwróciła się od niego ciągnąc za sobą to białe kimono, które niedługo chyba będzie już brudne.

Zasunęła drzwi z trzaskiem. Miyamoto ledwo powstrzymał się od wybuchy. Ale Tomoe zawsze taka była. Mówiła co myślała. Była takim kubłem zimnej wody na głowę.

Królik rozluźnił pięści, wychodząc z pokoju. Chciał znaleźć Aishi.

Wojowniczka zmieniła się nie do poznania. Grzywkę ułożyła po dwóch stronach twarzy, włosy spięła w kok a resztę, spuszczoną luzem zmieniła w loki. Nie mogła jednak wyglądać lepiej niż panna młoda, dlatego też zdecydowała się na prostszą, jasnolawendową suknię w japońskim stylu. Sprawiała wrażenie kimona, jednak była węższa i nie tak sztywna.

-No, no, no- rozległ się znajomy męski głos.

Dziewczyna gwałtownie się odwróciła, a suknia powiała w obrocie.

W drzwiach stanął Mosashi.

-Ale mnie wystraszyłeś- odetchnęła kładąc rękę na klatce piersiowej.-A ty jeszcze nie na ceremonii?

-Przecież mamy jeszcze kilka minut, czyż nie?- rzekł podchodzą do niej.

-Mosashi- kun, mam pytanie- wyjawiła.

-Słucham.

-Czy gdyby nagle ktoś przyłożył ci w twarz, ale tak porządnie, to zostałby ci wtedy jakiś ślad?

-Jedynie musiałbym wygładzić futro, a co?

Aishi odwróciła na chwilę głowę po czym energicznie strzeliła Mosashiego w policzek. Trzask rozniósł się po całym pokoju.

Królik cofnął się kilka kroków, przykładając dłoń do obolałego miejsca. Spojrzał na nią zaskoczona i zdezorientowany.

-Za co to było?- spytał.

-Za Usagiego- syknęła.-Ale też, żebyś się nie stresował.

-Mam rozumieć, że nie do końca podoba się wam moje małżeństwo z Tomoe. Ale cóż, serce nie sługa. Należało mi się.

-Cieszę się, że masz tego świadomość.

-To... Ja już pójdę, a ty przygotowywuj się dalej. Nie będę przeszkadzał.

Brat Usiego wyleciał z pokoju jak torpeda. Aishi wzięła głęboki oddech uspakajając się.

-Co ty zrobiłaś?- zapytał kolejny głos.

-Przecież mówiłeś, że...- Aishinsui zawiesiła się, gdy ponownie odwróciła wzrok.

Sądziła, że Mosashi jeszcze czegoś zapomniał powiedzieć i się wrócił. Ale to nie był on.

W wejściu stanął Usagi. Jego wzrok utkwił w niej jak strzała w celu. Ale nie wyglądał na zdziwionego albo ciekawego jej odpowiedzi. Samuraj dosłownie wyglądał jak otumaniony.

Wojowniczka podeszła do niego machając mu przed oczami ręką.

-Usagi, wszystko dobrze?- zawołała.

Jego wzrok spoczął na jej twarzy.

-Jesteś niesamowita- skomentował.

Teraz Aida wbiła wzrok także i w niego.

-W jakim kontekście?- dociekała.

-W kontekście twego wyglądu- sprecyzował.-Choć zazwyczaj nie przywiązuje do niego zbyt wielkiej wagi to... Jestem pod wielkim wrażeniem.

-Arigatou- zaśmiała się ukrywając rumieniącą się twarz.

Usagi wziął niepewną ręką jeden z jej lokowanych kosmyków. Spojrzał na niego marszcząc czoło. Chyba musiał skupić się na wyłącznie jeden rzeczy.

-Rozmawiałem z Tomoe- wyjawił. -A raczej ona ze mną.

Aishi spuściła wzrok, kierując go na drewnianą podłogę.

-No i co ci powiedziała?- dopytywała, starając się by głos brzmiał beznamiętnie.

Usagi puścił włosy dziewczyny patrząc na jej twarz. Tylko, że zamiast niej przywitało go czoło. Zdziwiony uniósł jej głowę.

-Nic, co mogłoby świadczyć o jej wahaniu- zapewnił ją.

-To znaczy?- brnęła rōninka.

-Cieszy się, że zostanie żoną mojego brata. Mnie tylko ostrzegła, abym nie przerwał ceremonii.

-Nie przerwał ceremonii? W sensie, że takie "Jeśli ktoś jest przeciwny niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki" i ty wtedy "Nie zgadzam się!", tak?

-Wydaje mi się, że tak.

-Ale ty chyba nie zamierzasz tego robić?

-Oczywiście, że nie.

Aishinsui cicho odetchnęła kiwając głową. Pobłądziła na chwilę oczami po pokoju.

-Jednakowoż czuję, że coś tu jest nie tak- wyznał, z ciężkim westchnieniem podchodząc do okna.

Spojrzał na świątynie niedaleko domu w której miała odbyć się uroczystość.

-Co masz na myśli?- zaciekawiła się dziewczyna.

-Wydaje mi się, że to ja powiniem stać dziś na miejscu Mosashiego- odrzekł.

Mimo, że obiecał Tomoe, nadal chciał być tam, obok niej i składać razem z nią przysięgę.
Aishi bała się każdego następnego słowa. Dobijały ją coraz bardziej. Zanim do ślubu dojdzie, chyba wcześniej jej ktoś wyprawi pogrzeb.

-Ale nie chciałbym tam być z Tomoe- ciągnął.-Chciałbym, by inna kobieta zajęła jej miejsce.

-Kto?- dociekała, już zupełnie zbita z tropu.

-Znasz ją- droczył się z nią z uśmiechem.

-Akemi?- strzeliła.

-Słucham? Nie, na pewno nie!

-A czego jej brakuje?

-Przede wszystkim ja jej nie... Nie darze jej tego typu uczuciem.

-Ale ty wszystko obwijasz w bawełnę. Jakoś gdy mi wyznawałeś miło...

Chyba coś połączyło się właśnie w jej mózgu. Nie do końca jeszcze pojmowała, że rozmowa cały czas dotyczyła jednej osoby. Jej samej.

Skierowała wzrok na Usagiego bardzo powoli. Chyba pierwszy raz od dłuższego czasu jej wada gadulstwa zmieniła się miejscem z zaletą milczenia, której rzadko używała.

Miyamoto także spojrzał na nią uśmiechając się szczerze.

-Będę mieć drugą siostrę?- spytał słodki dziecięcy głosik.

Dwójka skierowała zdezorientowane spojrzenia na wejście. Pomiędzy rozsuniętymi drzwiami stała dostrzegli małą postać Hany ubrabej we wrzosowe kimono. W jej oczach widzieli dwa znaki zapytania.

-Hana- powitał ją Usagi klękając przy niej.- Dlaczego o to pytasz?

-Bo Tomoe będzie teraz moją nową siostrą, a wy rozmawialiście o ślubie. Aishi-san, będziesz moją drugą nową siostrą?

Dziewczyna rozszerzyła oczy kierując je na Miyamoto. On zrobił to samo. Nie mieli pojęcia jakiej podpowiedzi mają udzielić tak małemu dziecku, które nie znało świata jeszcze zbyt dobrze.

Ba, oni sami nie wiedzieli, o co miedzy nimi chodzi!

-Eee... Hana...no wiesz...-jąkała rōninka.-To... nie jest takie proste, jakby ci się wydawało.

-Ale lubisz mojego brata, nie?- upewniała się dziewczynka.

Wojowniczka i samuraj po raz kolejny wymienili spojrzenia. Siostra Usagiego zdawała coraz niewygodne pytania.

-Tak, lubię- odrzekła.

-No to co stoi na przeszkodzie?- drążyła.

-Hana, chyba mama cię woła.-Usagi ukrucił tortury przyjaciółki.

Hana obróciła się na pięcie wychodząc z pokoju.
Królik wrócił do dziewczyny wzdychając ciężko.

-Gdyby tylko życie było tak proste, jak widzą je dzieci- rzekła Aida.

-Chodźmy już lepiej na tą ceremonię- powiedział Miyamoto.

Ślub odbył się w tradycji shintō, a jakże. Świątynia nie była zbyt duża, ani otoczona przepychem. Właściwie była licha, drewniana o tak mała, że mogłaby zostać pomylona z jakimś pomnikiem. Ale cóż, domowe świątynie właśnie takie były.

Ale za to jak przystrojone. Biały materiał, zielony, czerwony. Oczywiście kwiaty także robiono z papieru, najczęściej origami ponieważ w okresie przedzimy o naturalnych roślinach można było tylko pomarzyć.

Tylko goście, a była to cała wioska musieli ciepło się ubrać by przetrzymać ten czas.

Usagi obserwował całą sytuację z pierwszego rzędu. Miał mieszane uczucia. Z jednej strony naprawdę cieszył się ze szczęścia brata, bo wiedział, że Tomoe go uszczęśliwi.

Z drugiej jednak nie mógł od tak zapomnieć tych kilku lat znajomości z Ame.

Aishinsui, siedząc obok niego, co chwilę zerkała na Miyamoto i jego przybity wyraz twarzy. Ostrożnie wsunęła dłoń w jego dłoń zaciskając ją w uścisku. Samuraj spojrzał na nią kątem oka.

-Obiecałam przecież- szepnęła.

Po uroczystości reszta przyjęcia odbywała się już w domu. Wewnątrz panował taki ścisk, że cudem było przecisnąć się przez niego. Aishinsui nalała w dwie porcelanowe czarki trochę sake. Odwróciła się, zderzając mocno z kimś. Straciła równowagę, upadłaby pewnie na podłogę, ale ilość osób skutecznie jej to uniemożliwiła. Na jej szczęście. Oparła się tylko o jednego z gości, szybko wracając do pionu.

-Przepraszam, niezdara ze mnie- rzuciła zakłopotana.

Uniosła wzrok zamierając. Ze wszystkich gości na tym przyjęciu ona musiała uderzyć w Toshio- ojca Usagiego, Mosashiego i Hany.

-Oh, Toshio-san, wybacz mi- powiedziała pośpiesznie.-Oblałam cię sake. Tak mi głupio.

-Uspokój się, Aishinsui-san- odrzekł.-Nic wielkiego się nie stało.

Schylił się podnosząc czarki i dając jej do rąk.

-Proszę- powiedział.-Upuściłaś.

-Arigatou gozaimasu- westchnęła.

-Wiesz, gdzie jest mój najstarszy syn?- zapytał.

-Chyba na zewnątrz- wyjaśniła.-Od strony głównych drzwi. A czy coś się stało?

-Muszę z nim porozmawiać- powiedział.-Ostrożnie z tym sake. Nie za dużo go.

-Oczywiście.

Toshio przeszedł dalej, zostawiając wojowniczkę samą. Nalała alkoholu jeszcze raz. Znów podniosła czarki pilnując, by znów nie rozlać a tym bardziej nie rozlać na kogoś.

Dopchała się jakoś do wyjścia. Chciała wyjść, ale zatrzymała ją rozmowa, którą usłyszała za drzwiami. Gwałtownie stanęła za ścianą, opierając się o nią plecami.

-Zbyt wiele zła wyrządziłem, nie zasługuje na nią- powiedział Usagi.

-Synu, masz prawie trzydzieści lat i chyba najwyższy czas już się ustatkować- westchnął Toshio.

-Ojcze, ja chcę, ale nie mogę. Nie z nią!

-Chcieć to móc. Sam cię tego nauczyłem.

-Niestety, nie zawsze się to sprawdza. Nie mogę jej poślubić.

Może jeszcze przed ceremonią niczego nie podejrzewała, ale teraz nawet nie musiała się skupiać by zrozumieć, że oni mówili o niej.

Tylko... Dlaczego Usagi nie chciał się z nią żenić? Przecież jeszcze dziś mówił, że wyobrażał ich sobie przed ołtarzem. Wiec dlaczego? Dlaczego teraz ją ranił?

W głowie myśli pokotliły się jak w młynie i wymieszały w jedną, kolorową paciaję. Nie miała pojęcia co teraz powinna sądzić.

-Nie zasługuje na nią...- W głowie dziewczyny słowa królika odbiły się jak od ściany.- Zbyt wiele zła wyrządziłem... Nie z nią...

Słysząc kroki Toshiego, Aishinsui jak najszybciej wcisnęła się w kąt by jej ze zauważył. Czuła, jak serce jej uderza w żebra. Zacisnęła palce na brzegach czarek.

Na szczęście się udało. Gdy tylko ojciec samuraja się oddalił, ona wyszła na zewnątrz.

Usagi stał oparty o rozsuwane drzwi, a ręce, spuszczone wzdłuż ciała, zaciskał w pięści. Od razu widać było, że rozmowa z Toshio ruszyła go. Trochę jakby podminowała.

-Usi...- zwróciła jego uwagę Aida.

Patrzyła na niego z przechyloną głową, jakby chciała spojrzeć mu w ten spuszczony wzrok.

-Aishi- westchnął.

-Nie zimno ci?- zapytała.

-Nie- zaprzeczył, rozluźniając dłonie.

-Przyniosłam ci coś- rzekła z uśmiechem, podając mu czarkę.

Królik wziął ją do ręki.

-Miej coś z tego wesela bo podejrzewam, że gdybyś zdecydował się upić, nie dałbyś już rady- zaśmiała się.-Nie przeciśniesz się.

-Dziękuję- odpowiedział.

Szybko wypił zawartość.

-Powoli, to jest mocne!- ostrzegła go.

Samuraj skrzywił się trochę i syknął przez zęby.
Aishinsui pokręciła głową, powoli upijając sake.

-Słyszałaś, prawda?- dociekał Usagi.

-Ale że co?- zdziwiła się popijając dalej.

-Moją rozmowę z ojcem- wyjaśnił.

-Jaką rozm...

-Aishi! Słyszałaś.

Dziewczyna rozszerzyła oczy. No tak, po co miała go okłamywać, skoro i tak wiedział.

-Usagi, ja nie chciałam podsłuchiwać. Po prostu szłam do ciebie i tak jakoś...

-To bez znaczenia. Słyszałaś.

-No... Ale dlaczego?

-Dlaczego co?

-Nie to, że ja wyobrażałam sobie to i faktycznie bardzo bym tego chciała, ale... Gdyby nawet, dlaczego nie chciałbyś się ze mną ożenić?

Miyamoto poblądził gdzieś wzrokiem po czym z ciężkim westchnieniem podszedł do niej. Położył ręce na jej ramionach, patrząc w jej oczy.

-Skoro mamy okazję... Powinnaś coś zobaczyć- powiedział.-Chodź ze mną.

Dziewczyna wzruszyła ramionami ze zdziwienia.

Zsunęli się ze stromego zborza, pozbawionego już zdrowej, młodej trawy. Mimo to ona śliskości nie straciła. Usagiemu udało się jeszcze jakoś ustać, ale Aishi już nie.

Na prostym gruncie zachwiała się odchylając w tył. Królik w ostatniej chwili złapał ją za rękę.

-W porządku?- spytał.

-Arigatou- odetchnęła.

Samuraj poprowadził ją w gęste, bezlistne gąszcze. Musieli uważać by nie podrapać sobie twarzy. Gałęzie biczowały im ciało naprawdę mocno.

Wydarli się im po krótkiej chwili.

-Ała-syknęła Aishinsui pocierając ramię.

-Już jesteśmy- westchnął Usagi.

Dziewczyna zrobiła krok do przodu. Jej stopa gwałtownie opadła niżej przy trzasku drewna. Spojrzała w dół. Uwolniła nogę jednak zauważyła, że pod tą rozpraszają deską coś leżało. Kucnęła wyciągając żółty, płaski przedmiot.

Strząchnęła z papieru ziemię. Otarła ją jeszcze z jej resztek dostrzegając czarne pociągnięcia pędzla. Chwilę potem przypadkowe linie ułożyły się w jej oczach w obraz. Obraz rodziny- matki, ojca i dziecka trzymanego w rękach kobiety.

Aishi uniosła wzrok dostrzegając jakieś drewniane ostatki- niedopalona podłoga, gdzie niegdzie trzymające się pionowe resztki ścian i połowa drzwi leżąca na ziemi.

-To... To jest...- zaczęła pytająco.

-To dom, w którym się urodziłaś- wyjawił Usagi także śledząc wzrokiem zgliszcza.

Aishinsui momentalnie straciła czucie w obu nogach. Upadła na kolana jak rażona piorunem. Przed oczami nagle zamglił jej się cały widok.

Miyamoto podszedł do niej kucając obok niej. Położył rękę na jej ramieniu.

Dziewczyna jeszcze raz popatrzyła na rysunek. Szybko rozpoznała uderzajace podobieństwo pomiędzy nią a kobietą na papierze.

-To moi rodzice?- jęknęła przejeżdżając palcami po przedmiocie.

-Hai- potwierdził samuraj.

Wziął ją za łokcie ciągnąc na proste nogi. Wzrok dziewczyny znów spoczął na pozostałościach po domu.

-Niczego nie pamiętam- westchnęła.

-Byłaś niemowlęciem- odparł.

-Skąd wiesz?

-Bawiłem się z tobą jako dziecko. Jeżeli zabawą można nazwać to, że ciągałaś mnie z całej siły za uszy.

-Naprawdę?

-Tak. Ale i tak nigdy nie widziałem bardziej szczęśliwego dziecka niż ty.

-Wiec czemu moi rodzice... A ja...

-Sam zadaje sobie to pytanie. Nie wiem... Nie, nie będę kłamać... Nie wiem, kto cię stamtąd zabrał. Możliwe, że Nina, ale nie mogę cię o tym zapewnić. Ale czułem, że przeżyłaś.

-Byłeś przy tym, jak Hikiji ich...

Przełknęła ślinę czując, jak wszystko jej się cofa.

-Tak, mówiłem ci już- potwierdził.

Pokiwała głową. Odetchnęła głęboko po czym gwałtownie przytuliła się do niego. Zaskoczony królik zamrugał szybko, nie rozumiejąc jej gestu.

-Co się...

-Dzięki ci. Że wreszcie mi pokazałeś początek tej historii.

Rōnin powoli się uśmiechnął po czym też ją przytulił. Przynajmniej teraz nie było już tak zimno.

Usagi wiedział, że nie może ukrywać przed nią prawdy przez całe życie. Ona musiała ją znać.

-Aishi...- Westchnął odciągając ją od siebie.-Pytałaś się, dlaczego nie chcę...

-Zaczekaj- rzekła.-Chcę wykorzystać moment, że mam cię tylko dla siebie.

Zbliżła się do niego.

-Nie, Aishi, to naprawdę ważne- przerwał Usagi odwracając głowę.

Wojowniczka zamrugała zdezorientowana.

-Nie mogę już tego ukrywać- powiedział.-Już czas. Aishi, to...

Nagle pomiędzy ich twarzami rozbłysła niewielka iskierka, która szybko zmieniła się w duży blask. Dwójka osiągnęła się od siebie oślepiona światłem. Zasłonili dłoniami oczy.

-Jeeeeeeeeeej!- rzuci jakiś męski głos i nie należał do Usagiego. To brzmiało jakby się przyciągał.

Rōnini spojrzeli przed siebie. W powietrzu unosiło się małe, białe stworzono. Miało długie uszy, dość sporą głowę, mały tułów i bardzo puchaty ogon. Na czole wydniał fioletowy znak dwóch szesciokątów. Pod pyszczkiem ta intrygująca istotka posiadała krawacik w tym samym kolorze.

Zwierzątek patrzył się na Aishinsui i Usagiego z ciekawością. Zupełnie tak, jak oni na niego.

-A co to jest?- spytała dziewczyna wyciągając palec w jego stronę.

Podrapała go po fioletowym futerku.

-Jestem Kitsune- odparło zwierzątko.-A właściwie to Zenko. A jeszcze ścisłej byakko.*

-Ahaaaa- wyciągnęła dziewczyna.-A skąd ty tu?

-Jestem strażnikiem tego domu- wyjaśnił.-Zjawiłem się, bo poczułem obecność w jego obszarze. To chyba wy.

-Podejrzewam, że tak- odpowiedział Usagi.

-Znałeś moich rodziców?- dociekała wojowniczka.

-Owszem- potwierdził.-I znam też ciebie, Aido Aishinsui. Jesteś uderzająco podobna do matki.

-Zauważyłam- odparła patrząc na rysunek.

Kitsune wylądowało jej na głowie.

-A masz jakieś imię?- zapytał Miyamoto.

-Nie- zaprzeczył lis.

-Nie?- Aishi aż wmurowało.

-Strażnicy domostw nie posiadają imion- wyjaśnił.

-To nazwę cię Fuwa- wyrwała biorąc go do rąk.-To będzie skrót od Fuwafuwa. Czyli puszysty.

-Może być- zgodził się, szybko łasząc się do niej.

Usagi obserwował wszystko z boku z uśmiechem. Nie chciał przerywać jej chwili szczęścia.

-Usi, mówiłeś, że chcesz wyjaśnić mi to-przypomniała mu.-Wiec?

-Eee... To nieważne- rzucił szybko.

-A, no dobra.-Wzruszyła ramionami.-To wracajmy do domu. Fuwa oczywiście pójdzie z nami. Nie sądzę, byś chciał pilnować tej ruiny.

Lis pokręcił głową.

-Na wszystkie niebiosa, gdzie wy byliście?- Sakura wzniosła ręce do góry.

-Chciałem tylko pokazać Aishinsui jedno miejsce- wyjaśnił Usagi.

-Dobrze, wszystko jedno- przerwał im Mosashi.-Usagi, zechciałbyś zrobić coś dla brata, który wziął dziś ślub? Dla niego i dla jego żony?

Miyamoto spojrzał na Aishi, a ona na niego.

-Nie mam wyboru- odparł.-Niegodnie jest odmawiać.

-Świetnie- uśmiechnął się.

Wyciągnął zza siebie metalowy flet poprzeczny. Wręczył go bratu.

-Błagam, tylko nie to- jęknął Usi.

-Już się zgodziłeś wiec...- zaśmiał się Mosashi.

Królik westchnął ciężko kierując się w stronę domu. Zaskoczona Aishi podążyła za nim. Po drodze przez przypadek zderzyła się w wejściu z jednym z gości czując jednocześnie ukucie w boku.

-Przepraszam- rzekła.

-Nie, to moja wina- odparł lis.

Dziewczyna pomasowała sobie dziabnięte miejsce. Odwróciła się. Pomyślała, że to pazury przez przypadek wbiły się w jej ciało. Fuwa, siedzący na jej ramionach nadstawił uszu.

Zgromadzeni zebrali się w jednym miejscu. Usagi czekał już tylko na ciszę. Wojowniczka nadal nie dawała wiary, że on umiałby zagrać na tym flecie. Myślała, że jedyny instrument jaki znał, to jej nerwy.

Jednak gdy muzyka rozbrzmiała, a Usagi "wchodził" ze swą grą tylko w niektórych momentach, jak w śpiewie, Aishi dosłownie wmurowało. Przez całą melodię wgapiała się w Usagiego z niedowierzaniem. Fuwa zamknął łapą jej usta.

Ten mężczyzna po raz kolejny ją zaskoczył. Usagi potrafił grać na flecie!

..................
Okay, po tygodniu jest next! Teraz zostawiam to opowiadanie i zabieram się za inne. Powód prosty: skończyły mi się pomysły 😄😄😄😄 Cierpliwie poczekam na napływ weny. Do zobaczenia 👋

*zenko to dobre Kitsune, a byakko (białe lisy) są jego odmianą służącą z bóstwem Inari (odpowiadającego m.in. za powodzenie)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top