XVIII

-No, miasto pierwsza klasa- skomentowała Aishi odchylając się od pnia drzewa.

Stała na gałęzi oceniając widok i odległość od najbliższej miejscowości. Przyłożyła dłoń nad oczy by światło, choć słabe, nie oślepiało jej.

-Daleko?- spytał Usagi.

Z zadartą głową patrzył na dziewczynę z dołu, chowając ręcę w całości pod ubranie.

-Hmm...-pomyślała nie odrywając wzroku od miasta.-Jakiś kwadrans drogi stąd.

Spojrzała na samuraja. Ten pokiwał głową. Wojowniczka wydłużyła włosy okręcajac je na gałęzi po czym zeskoczyła bezpiecznie na ziemię. A raczej prosto w ręce przyjaciela.

-Nieźle, możesz powiedzieć, że na ciebie poleciałam- zaśmiała się.

Królik postawił ją na wypłowiałej trawie. Dziewczyna zadarła głowę szarpiąc pukiel. Pasmo opadło powracając do pierwotnej długości.

-Miasto Nagoja- westchnął Miyamoto.-Okryte niezbyt dobrą sławą. Musimy uważać.

-Oj, zaraz niezbyt dobrą sławą- przerwała mu Aida machając ręką.-Przecież... niezbyt często zdarza się, że... namiestnika publicznie kamienuje całe społeczeństwo... To jednak są jedne z wrót Yomi.

-Dokładnie- pokiwał głową Usagi.-A dla ciebie w szczególności niebezpieczne.

-Nadal nie tolerują ludzkiego gatunku?- zdziwiła się.

-Niestety. Dlatego trzeba znaleźć ci jakieś przebranie.

-Pomyślimy na miejscu. Chodź.

Puściła się przodem. Usagi bardzo szybko dotrzymał jej kroku.

Miyamoto wszedł przez bramy miasta pierwszy tak, by Aishi mogła się za nim schować. Musieli tak dotrwać do najbliższej kryjówki, ślepej uliczki czy czegokolwiek.

Królik rozejrzał się po ulicy. Grzechem było mówić tu o jakimś wielkim ruchu, albo tłumie. Przejścia świeciły pustkami. Zupełnie, jakby Nagoja została wyludniona.

-Ludzie, nie no, bez tłumów- rzuciła sarkastycznie Aishi.

-Ćśśśś, cicho- syknął Usagi.-To, że nikogo nie widać, nie znaczy, że nikt tu nie mieszka.

Dziewczyna spojrzał w obie strony.

-Chodź- rzuciła ciągnąc go za sobą w lewo.

Dwójka ukryła się w ciemnym zaułku. Oparli się o ścianę oddychając z ulgą.

-Okay, przypomnij mi czego szukamy- poprosiła wojowniczka.

Usagi wyciągnął zza szaty papier prostując go i czytając:

-W najcichszym z miast szukajcie najbardziej niedostępnego miejsca.

-No...Nagoja, najcichsze z miast aż fuczy- westchnęła.

-Teraz tylko musisz jakoś wtopić się w otoczenie- przypominał jej.

-Spokojnie, jest takie jedno przebranie, które zawsze się sprawdza- odrzekła Aida.

Sięgnęła za kimono. Nagle drgnęła gwałtowne szukając palcami jakiegoś pergaminu. Wyciągnęła dłoń wymacując się ponad pasem.

-Kurczę- syknęła.-Skończyły się.

Rozejrzała się po uliczce. Dostrzegła na jej końcu kilka pustych worków.

-Cudnie- rzuciła podbiegając do nich.

Usagi zmarszczył czoło zdziwiony jej zachowaniem. Dorwała te zniszczone wory jak najcenniejszy skarb. Wyciągnęła z nich nici na dnie przeszywając je tak, by tworzyły jakiś strój.

Założyła swoje dzieło na siebie. Ściągnęła na twarz kaptur. Wyglądała jak żebrak.

-No i?- spytała.

-Hmm... Myślę, że nikt by cię nie rozpoznał nawet jakby przyglądał ci się bardzo długo- skomentowała.

-I o to chodzi- zaśmiała się unosząc nieco kaptur z oczu.

-Ale żeby poszukiwania przyniosły jakikolwiek skutek, trzeba by nam się rozdzielić- uświadomił jej Miyamoto.

Wojowniczka spuściła wzrok wzdychając ciężko. Podeszła do Usagiego ściągając kaptur. Podniosła głowę.

-Ja na zachód, ty na wschód- powiedział.

-Tylko ostrożnie- przestrzegła go.-Nagoja to nienormalne miasto, pełne wariatów.

-Wiem. Dlatego uważaj.

-I ty też. W południe na placu głównym.

Królik kiwnął głową. Aida uśmiechnęła się do niego i ponownie naciągnęła na głowę kaptur. Wyściubiła nos zza ściany po czym wyszła.

Samuraj odprowadził ją wzrokiem. Po paru sekundach on też ruszył.

Nagle ktoś zakrył mu usta ręką. Była naprawdę duża. Samuraj zdezorientowany próbował się wyszarpać z uścisku oprawcy, jednak ten pociągnął go jeszcze bardziej w ciemności.

Nogitsune po raz kolejny zasiadł na tronie oglądając poczynania rōninów. Oparł głowę o rękę popadając w zadumę.

Nie mógł przeboleć, że mimo starań, jego wrogowie z każdą minutą coraz bardziej mają się ku sobie. Nie tak miało to wyjść. Co prawda działało to na jego korzyść, lecz nie miał pewności, czy nawet po utracie siebie nawzajem nie będą nadal próbować zabić Mroczego Kitsune.

-Trzeba dowiedzieć się, czy ich naprawdę łączy to, co myślę, że ich łączy- mówił do siebie.-Jak dorwą te trzy części zgadywanki, dopiero zacznie się dziać.

-Eee...chyba zagadki, mój panie- poprawił go Tengu.

Tengu przejął obowiązki Oni, gdy Nogitsune wyrzucił go ze stanowiska. Nowa "prawa ręką" Kitsune była niewysokim psem, bardzo puchatym z kilkoma piórami po obu bokach tworzących imitację skrzydeł.

Nogitsune spojrzał na Tengu marszcząc brwi, choć łatwiej było dostrzec jak kurczą mu się jego czerwone ślepia.

Uderzył psa w pysk kamieniem. Usłyszał skołwyt.

-Dostałeś tę robotę, żeby mi pomagać, nie poprawiać- warknął.

-Tak jest, panie- odparło yōkai.

Nagle demon gwałtownie się poruszył przybliżając do magicznego widoku.

-O, no w końcu się ruszył i go złapał- powiedział zakładając nogę na nogę i ułożył się wygodniej na tronie.-Rozsiądź się Tengu i oglądaj dalej.

Yōkai westchnął wywracając oczami.

-Chcesz ich obedrzec ze skóry, a nawet stąd zadu nie ruszysz- szepnął cicho do siebie.

Aishi, nim zajęła się poszukiwaniami, najpierw zaopatrzyła się w zapas perganinów od starszej kobiety, handlującej samotnie na placu. Następnie ponownie gdzieś się ukryła w ciemnym miejscu, gdzie zmieniła przebranie ze starych worów na brązowy habit.

-Standard- rzuciła.-Mnicha to wszędzie wpuszczą. Tylko muszę się żarliwie modlić.

Wyjrzała zza ściany naciągając kaptur na głowę. Rozejrzała się po okolicy. Szukała jakiegoś punktu zaczepienia dla trudnodostępnego miejsca.

-A może to jest pałac namiestnika?- rozmyślała.-Chociaż nie. Po tym kanienowaniu drzwi stoją otworem dla każdego. To...

Wtem usłyszała jakieś rozruchy. W tak cichym mieście jakakolwiek kłótnia roznosiła się echem.

Aishi odwróciła wzrok zauważając strażników. Szybko przywarła do równoległej ściany by jej nie zauważono.

-Ale ja nic nie zrobiłem!- upierał się znajomy głos.

Dziewczyna rozszerzyła oczy przykładając dłoń do ust by stłumić głośne westchnienie zaskoczenia. Z całych sił opierała się o mur by tylko nie wyjrzeć.

Chwilę po tym zobaczyła już swego przyjaciela, szarpiącego się z całych sił, jednak strażnicy- wilki, pozostawali niewzruszeni na jego wysiłki.

-Milcz, morderco- warknął na niego jeden z żołnierzy.

-Morderco?- nie rozumiał Usagi.

-Morderco?- powtórzyła cicho Aida.

Chciała wyjść z ukrycia i mu pomóc, jednak obawiała się, że może nie zapanować nad samą sobą. Wówczas wydałoby się kim jest a potem ręka, noga, mózg na ścianie.

Zacisnęła ręce w pięści powstrzymując emocje. Odetchnęła głęboko. Teraz, zamiast szukać swego celu, musiała pomóc Usagiemu.

-Jak ty się w to wkopałeś?- zastanawiała się.

-Takich jak ty skraca się o głowę- syknął drugi strażnik do Miyamoto.

W Aishinsui uderzył kolejny cios przerażenia i rozszedł się po całym ciele. Zaczęła niespokojnie oddychać.

Wojowniczka śledziła ich aż do podziemi pałacu. Usłyszała wyrok wydany na Usagiego przez głównego dowódcę za zbrodnię, której -jak sądziła- nie mógłby popełnić.

Gdy straż wyprowadziła samuraja, wbrew jego protestom, Aishi mogła wreszcie wybadać o co dokładnie chodzi.

Przygarbiła się trochę, złożyła ręce do modlitwy i weszła do pomieszczenia. Zauważyła wilka w zbroi siedzącego przy stole i zapisujący coś w zwojach.

-Witaj, mój synu- przywitała się zniżając głos.

Dowódca uniósł gwałtownie wzrok zaskoczony dziwnym przybyszem.

-Ktoś ty?- spytał.

-Jestem jedynie prostym mnichem- odrzekła.- Sługą Bożym. Słyszałem o straceńcu, który ma jeszcze dziś stracić życie. Chciałbym do niego iść i pomodlić się za niego.

-Chrześcijański mnich?

-Przed Bogiem czy też bogami, wszyscy jesteśmy tacy sami.

-To prawda. A wiec...

Nagle dowódca uniósł wzrok i kiwnął głową. W ułamku sekundy ściągnięto jej kaptur z głowy. Aishi zrobiła krok w przód, konpletnie zdezorientowana.

-O nie- szepnęła.

-To człowiek!- krzyknął strażnik.

-Brać ją!- wydał rozkaz dowódca zrywając się z krzesła.

Żołnierze już mieli się za nią zabrać. Aishinsui szybko podniosła habit wyciągając katanę.

-STAĆ!- wyrwała.-Pierwszego, który mnie dotknie, skórcę o głowę! Chcę tylko pogadać!

Przez krótką chwilę nikt się nie ruszył. Dziewczyna w wielkim skupieniu omiatała wzrokiem zgromadzonych. W każdym momencie mogli ją zaatakować.

Przywódca westchnął głęboko siadając na miejscu.

-Dobrze, zostawcie ją- rzekł.

Strażnicy pochowali broń cofając się pod ściany. Aishi także zostawiła swój miecz w spokoju.

-Wiec?- spytał wilk.

-Chcę wiedzieć, o co oskarżacie mojego przyjaciela- odpowiedziała.

-Przyjaciela? A wiec kogo?

-Tego, to go dopiero wyprowadzili.

-Przyjaciel, tak?

Dowódca pokiwał głową łącząc palce dłoni ze sobą.

Dwójka strażników złapała ją za ramiona ciągnąc w tył i sadzając na krześle. Nie wypuścili jej jednak z łap.

-Co się dzieje?- nie rozumiała.-Ała! To boli!

-Skoro to twój przyjaciel, twoje zeznania mogą mu niebywale pomóc- stwierdził przywódca stając przed stołem i opierając się o niego.-Albo zaszkodzić.

-Chcę tylko wiedzieć, co zrobił- odrzekła.

-Został oskarżonym o morderstwo mieszkańca Nagoji.

-Ale... To niemożliwe. Usagi to by nawet muchy nie skrzywdził.

-Tak jest zawsze. Niewinni. Imię i nazwisko.

-Ja... Aishinsui Aida.

-Skąd znasz skazańca?

-Ten skazaniec ma imię. Usagi.

-Więc ponawiam pytanie. Skąd go znasz?

-Spotkaliśmy się przypadkowo. W deszczu.

-Bardzo romantycznie. Co cię z nim łączy?

-Przepraszam, ale to chyba nie jest istotne.

-Nie chcesz czy nie wiesz jak odpowiedzieć?

-Jesteśmy przyjaciółmi.

-Tylko?

-To nasza sprawa.

-Tu nic nie jest wasze! Co was łączy?

-Przyjaźń!

-Po co tu jesteście?

-No właśnie nie wiem! Ktoś wrobił Usiego! Ręczę za niego! Jest niewinny!

-A czemu go tak bronisz?

-Chyba każdy przyjaciel broniłby przyjaciela!

-Przyznaj się, bo oskarżę cię o współpracę z nim!

-Ale co wam da moje zeznanie w sprawie naszej więzi? Co to za różnica czy przyjaciele, czy wrogowie?!

-Ogromna. Stopień waszego przywiązania do siebie może świadczyć o waszym działaniu. Jeśli jesteście wrogami, ty mogłaś go wrobić, jeśli przyjaciele, istnieje prawdopodobieństwo, że działaliście razem, a jeżeli coś więcej jest miedzy wami... on mógł zrobić to dla ciebie.

-Usagi nikogo by nie zabił! Wypuśćcie go!

-Dopiero gdy dowiem się co was łączy.

-Przyjaźń! Powtarzam po raz trzeci!

-A może tobie się tak wydaje, co?
Może on cię kocha?

Aishi zamilkła. Przypomniała sobie słowa Kanashibari: "Nie chce powiedzieć ci prawdy, bo cię kocha". Musiała mimo to iść w zaparte.

-Nic mi o tym nie wiadomo- syknęła.

-Kłamiesz!- krzyknął.

-Nie kłamię!- zawołała skulając się.

Nie mogła uwierzyć, że wpakowała się w takie bagno.

-Jak długo się znacie?!

-Nie wiem! Jakieś dziewięć miesięcy... może dłużej!

-Od razu kojarzy mi się to z jednym. Jesteś brzemienna?

-Że co?! O nie... Panie, teraz to pan przegiął!

-Jesteś czy nie?!

-A widać, żebym była?!

-Może to początek? Gadaj, kim dla siebie jesteście?!

-PRZYJACIÓŁMI!!! TYLKO I WYŁĄCZNIE PRZYJACIÓŁMI!

Dowódca stracił cierpliwości i ją spoliczkował. Dziewczyna upadła na podłogę.

W ciemności zamkniętych oczu nagle rozbłysło na ułamek sekundy jasne światło a potem po kolei- osoba mierząca do niej, romb przed nią i coś mniejszego skaczące na to większe. Później wszystko zanikało.

-Wszyscy ludzie to słabe stworzenia- warknął przywódca.

-Szowiniści- syknęła Aida podnosząc się.

Dotknęła dłonią obolałego policzka. Jeden z żołnierzy dźwignął ją do pionu.

-Do celi z nią- rzekł wilk.

-Za co?!- nie rozumiała.- Nic nie zrobiłam!

Już jej nie odpowiedział.

Strażnik prowadził Aidę w coraz ciemniejsze miejsce. Lochy znajdowały się jeszcze dwa piętra niżej niż gabinet tego buraka-dowódcy.

Choć wiedziała, że raczej niczego nie zwojuje to i tak postanowiła spróbować. Zacisnęła pięści z całej siły dowalając żołnierzowi łokciem z bok.

-Au!- jęknął.

-Puszczaj mnie, gadzie!- krzyknęła Aishinsui wyrywając się.

-Aishi, uspokój się- szepnął do niej.

Zaciągnął w jakąś ciemną alejkę i przycisnął do ściany odwracając w jego stronę.

-Uważaj- rzucił.

Ściągnął z głowy hełm i przytwierdzoną do niego maskę. Aishinsui rozszerzyła oczy z zaskoczeniem dostrzegając znajomą twarz. W pierwszej chwili nawet pomyliła ją z twarzą Usagiego.

-Mosashi-kun?- rzuciła zdziwiona.

-Konnichiwa, Aishi-chan- odparł.

-Ale jak... Co... Skąd ty tu?

-Sprawy polityczne. Jestem w zastępstwie za mojego ojca. Ale się wpędziłaś w straszne tarapaty.

-Zaczęło się od Usagiego.

-Co ten mój brat znów zmalował?

-Właśnie tego muszę się dowiedzieć. Tylko przydałoby się znaleźć jego cele.

-Zostaw to mnie.

Założył jej kaptur na głowę. Pchnął ją przed siebie prowadząc do najbliższego strażnika. Wcześniej także skrył twarz pod maską.

-Gdzie jest ten, co go mają dzisiaj ścinać?- spytał Mosashi żołnierza.-Ten królik. Prowadzę do niego mnicha, żeby zdążył się jeszcze wypowiadać.

-Dwie aleje dalej- odparł.

Brat Usagiego poprowadził Aishinsui dalej.

Będąc na miejscu, nie mógł pozbyć się strażnika. Zbytnio dbał o swe stanowisko, dlatego też dziewczyna musiała przez chwilę wczuć się w rolę. Złożyła ręce do modlitwy idąc przed siebie. Aż wreszcie dotarła do miejsca przetrzymywania Usagiego.

Królik, zupełnie przybity, podszedł do krat.

-Co kapłana tu sprowadza?- spytał głosem pełnym goryczy.

-Wyznaj mi swoje grzechy, synu- odrzekła obniżając ponownie głos.

-Ahhh, nie wiem czy powinienem- westchnął.

-Przed Bogiem wszyscy jesteśmy równi- wyjaśniła.-Bez względu na religię.

-No cóż... Nie wiem co mógłbym ci powiedzieć. Zostałem skazany niesłusznie za zbrodnię, której nie popełniłem.

-A zatem jak się tu znalazłeś?

-Byłem w mieście. Nagle ktoś zakrył mi twarz i straciłem przytomność. Obudziem się przy tym martwym ciele. Znaleźli mnie strażnicy i tak oto teraz tkwię tutaj, odliczając ostatnie chwile swego życia.

-Nie obawiaj się śmierci. Jest jedynie wrotami do lepszego świata.

-Nie obawiam się. Obawiam się tylko tego, że tu, w tym świecie pełnym zła Nogitsune, pozostawie bliskie mi osoby.

-Swoją rodzinę.

-I nie tylko. Chciałbym jeszcze porozmawiać z moją przyjaciółką.

-Powiedz mi o twych przemyśleniach. Postaram się odnaleźć ją.

-Byłbym bardzo wdzięczny. Możliwe, że mówiąc o tym obcej osobie, będzie mi łatwiej.

-Słucham cię, synu.

Usagi wziął głęboki oddech zaciskając ręce na prętach.

-Nazywa się Aishinsui Aida- zaczął.- Jest... człowiekiem. Ale w żadnym stopniu to nie przeszkadza. Początkowo była jedynie towarzyszką broni, ale szybko się zaprzyjaźniliśmi. Łączy nas cel pokonania Nogitsune.

-Czy to właśnie chciałbyś jej przekazać?- dociekała dziewczyna choć z niecierpliwości aż wszystko nią trzęsło.

-Nie- zaprzeczył.-Jednak nie wiem czy zdołam ubrać to w słowa.

-Wyobraź sobie, że ona stoi przed tobą, ale cię nie słyszy- poradziła mu.

-A więc...Ona zmieniła dla mnie całe swoje życie. Zrezygnowała ze ślubu. Ale... jest wspaniałym wojownikiem.

-Jezu, chyba zaraz wybuchnę- pomyślała Aida.

-Ta dziewczyna jest zupełnie inna niż którakolwiek z kobiet, jaką poznałem.

-Na czym polega jej niezwykłość?

-Jest odważna... Świetnie posługuje się bronią... Jest... bardzo zabawna. Też trochę szalona, jednak w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Rozumie mnie, choć ja jej nie zawsze. Ma niesamowite pomysły. Wiele jej zawdzięczam.

-Czy... odczuwasz wobec niej coś wyjątkowego?

-Nie jestem pewien... Ale gdy jest blisko mnie, wiem, że nie muszę nigdzie indziej szukać pomocy. I nie mówie tu tylko o walce.

-A zatem jak nazywałbyś to uczucie?

Usagi po raz kolejny wziął głęboki oddech. Najcięższa rzecz, jaką musiałby zrobić w życiu.

Ale Aishi tu nie ma! Może powiedzieć to mnichowi bez żadnych przeszkód.

-Kocham ją- wyznał.-Kocham najbardziej na świecie. I nawet teraz, w tej chwili mógłbym jej o tym powiedzieć, ale to niemożliwe.

-Ona już to wie- odrzekła wojowniczka.

Królik ze zdziwieniem uniósł głowę. Aishinsui ściągnęła kaptur patrząc na niego jasno rozjarzonymi oczami. Uśmiechnęła się.

-Aishi?- Usagi w szoku zdębiał.-Ty... czy ty... O nie. Jeżeli teraz spytam, czy słyszałaś to to będzie niemądrę?

-Obawiam się, że tak- odparła.

Miyamoto wydał cichy jęk. Potarł czoło. Był bardzo zawstydzony.

-Aishi...ja...- zaczął. Jej wzrok jednak powoli go uspokajał.-Aia... Cieszę się, że tu jesteś.

Przecisnął rękę przez kraty dotykając jej policzka. Dziewczyna poruszyła się gwałtownie przy jego dotyku.

-Co ci się stało?- zdziwił się.

Palcem delikatnie przekręcił jej głowę. Część twarzy była zaczerwieniona.

-Ktoś cię uderzył?- dociekał.

-Chciałam dowiedzieć się za co cię wsadzili, a oni zamiast tego przesłuchali mnie, zadawali niewygodne pytania i na końcu...- wyjaśniła.

-Jak mogli?- W Usagim aż się zagotowało.

-To najmniej ważne- wyrwała.-Przysięgam ci, że dorwę tego, co cię wrobił i osobiście zetnę mu ten zakłamany łeb!

-Aishi, spójrz na mnie- poprosił samuraj.

Dziewczyna mimowolnie uniosła spojrzenie, kierując je na niego.

-Masz niewiele czasu, wiec nie trać go na mnie- powiedział.-Ale jeśli nie zdążysz, nie obwinaj się za to.

-Na pewno zdążę- rzekła z pewnością w głosie.

Wzięła jego rękę kładąc sobie na obolałym policzku. Nie odczuła żadnego cierpienia. Przybliżyła się do krat.

-Nie pozwolę by ktokolwiek pozbawił cię tego, uważnego w licznych kręgach za słodkiego, pyszczka.

Usagi zaśmiał się pod nosem. Aishi założyła ponownie kaptur zakrywając twarz. Puściła jego dłoń odchodząc.

W ciele na przemian latały jej motyle i skręcały się ze stresu wnętrzności. Teraz była pewna, co ona czuje wobec Usagiego, ale myśl, że mogłaby stracić wszystko co zyskała w te kilka minut, napawała ją rozpaczą.

Nie mogła się ugiąć. Nie, gdy szansa wciąż była.

Ułożyła ręce wychodząc z alejki. Mosashi zaczął prowadzić ją do wyjścia.

-Masz jakiś pomysł?- spytał.

-Musimy iść do tego truchła- wyjaśniła.-Potrzebne nam są jakieś ślady.

Dwójka odnalazła ciało młodego mężczyzny-pandy mniejszej - w obrębie tyłów miasta. Zapewne nie miał tu rodziny, także na żaden pogrzeb nie miał co liczyć.

Mosashi podszedł do niego przekręcajac na plecy. Do trupa zaczęły już dobierać się robale. Cała kolonia gnieździła się na jego brzuchu i w panice teraz ruszała się we wszystkie strony.

-O che!- krzyknął brat Usagiego, gwałtownie cofając się w tył.

-Obrzydlistwo- jęknęła dziewczyna.-Ale trzeba.

Zakrywając nos podeszła bliżej. Palcami jak najszybciej strząchnęła sporą część owadów. W oczy szybko rzucił się jej pewien element.

-Mosashi, chodź tu- rzekła.

-Na bogów, za co?- westchnął zniesmaczony.

Przybliżył się do niej. Wojowniczka wycięła kawałek szaty odzyskując na widok obnażonych mięśni.

-Będzie mi się to śniło po nocach- rzuciła przez zęby.

-I co tam znalazłaś?- dociekał królik.

Pokazała mu strzęp.

-Spójrz, jest zaplamiony charakterystyczną czernią a na całym ciele są kształty elipsy- wyjaśniła.-Jakby został scętkowany.

-A co to oznacza?- nie rozumiał.

-To znaczy, że działamy Nogitsune coraz bardziej na nerwy. I po tylu miesiącach ponownie wysłał na nas Oni.

-Oni? To potężne yōkai.

-Polenizowałabym. Już raz mu dokopałam.

-Tylko jak my udowodnimy, że to Oni zabił tego mężczyznę?

-Powinien jeszcze tu być. Oni zawsze doprowadza sprawę do końca. A przynajmniej próbuje. Będziemy szukać do skutku.

Minęły dwie godziny. Nie znaleźli go. Stracili już nadzieję. Patrzyli jak zaczyna gromadzić się tłum. Wreszcie przekonali się, że w tym mieście jednak ktoś mieszka. Szkoda tylko, że w takich smutnych okolicznościach. Na podwyższeniu wyszedł kat z naostrzonym toporem.

Aishi aż drgnęła na jego widok. W głowie wciąż miała wspomnieniem ordalii.

Za katem wprowadzono Usagiego. Mosashi wstrzymał oddech.

-Nie, nie, nie- wyrwała Aishinsui zmierzając w jego stronę.

-Aishi- zatrzymał ją królik.-Już nic nie możemy zrobić.

-Wszystko można zrobić- upierała się.

-Aishi, przestań!

Dziewczyna dalej próbowała się mu wyszarpać. Skierowała wzrok na kata. Dostrzegła w nim coś, co ją zainteresowało.

-Mosashi, puść mnie- poprosiła już łagodniej.

-Aishi, nie możesz już...- powtórzył.

-Nie o to chodzi- przerwała mu.-Jest nadzieja. Puść mnie!

Brat Usagiego, choć zdziwiony, spełnił jej prośbę. Dziewczyna pobiegła przed siebie wyciągając katanę.

-STAĆ!- krzyknęła.

Przedarła się przez tłum wskakując na podwyższenie. Przecięła trzon toporu na pół po czym zaatakowała kata. Złapał ostrze w ręce. Wojowniczka zmarszczyła czoło wyciągając pergamin. Puściła rękojeść jedną ręką, przekręciła się wzdłuż miecza przyklejając papier do ciała przeciwnika.

-Haya!- zawołała.

Kat zawył z bólu padając na kolana.

-To nie jest człowiek!- krzyknęła.-To jest Oni!

Ściągnęła mu maskę z twarzy. Dostrzegła znajomy wygląd. W tłumie rozległo się głośne westchnienia zaskoczenia.

Usagi podszedł do dziewczyny patrząc na yōkai.

-Ja was jeszcze dopadnę- zagroził.

Zmienił się w pył znikający w przestrzeni.

Dowódca, który przesłuchiwał Aidę, zbliżył się do nich z nienaruszonym, grobowym spojrzeniem.

-Usagi jest niewinny- rzekła dziewczyna.-I mam na to dowód.

Wyciągnęła strzęp szaty, później wzięła trzon toporu. Pokazała te rzeczy żołnierzowi.

-Na obu tych przedmiotach znajdują się charakterystyczne plamy- tłumaczyła.-To yōkai zabiło tego mężczyznę. Miyamoto Usagi nie popełnił żadnej zbrodni.

Wilk obejrzał dowody ze wszystkich stron. Westchnął głęboko kiwając głową. Widać było, że robi to z wielką niechęcią. Jeden z żołnierzy wyciągnął sztylet rozcinając więzy na rękach samuraja.

-Zejdźcie mi z oczu- warknął.

-Z wielką radością- odrzekł z ironią.

Dwójka zeszła z podwyższenia przechodzą przez tłum. Aishi zaprowadziła Usagiego do jego brata.

-Mosashi, co ty tu robisz?- spytał.

-Ratuje ci uszy- odpowiedział ze śmiechem.-Musisz bardziej uważać. W takim wariatkowie jak to lepiej nie tracić głowy.

-Mosashi, wystarczy- opanowała go Aida.

-Dziękuję wam obojgu- rzekł rōnin.-Dzięki wam wciąż tu jestem.

-Dziekuj swojej kobiecie- wyrwał brat.-Uwzięła się na wyrwaniu cię ze szponów śmierci.

-Ale nadal nie mamy tego najtrudniej dostępnego miejsca w Nagoji- westchnęła wojowniczka biorąc się pod boki.

-Katakumby- powiedział szybko Mosashi.- Do pałacu i na samo dno.

Dwójka popatrzyła na niego zaskoczona. Dostali odpowiedź na tacy.

-Aaa, byłbym zapomniał- dodał sięgając za szatę.-To dla was.

Wyciągnął niewielki zwój. Usagi wziął go w dłoń z zamiarem rozwinięcia.

-Nie!- przerwał mu.-Przeczytajcie dopiero w wolnej chwili a zdaje się, że czas was goni.

-No w sumie- przyznała Aishinsui.

-Powodzenia wam życzę- powiedział.

Gdy Mosashi odszedł, rōnini mogli porozmawiać ze sobą przez chwilę.

-Idziemy?- spytała.

-Aishi...- zatrzymał ją.

Dziewczyna spojrzała na niego. Nieoczekiwanie samuraj przytulił ją.

-Dziękuję ci- rzekł.

Objęła go.

-I ja tobie też- odparła.-Że wreszcie się przełamałeś.

~~~~~~
Uff...jestem wykończona 😰 Cały dzień w tym świecie. Mam nadzieję, że się podobało. Do nexta 😀

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top