XIV
Nastał wrześniowy chłód. Noce nie były już tak ciepłe jak wcześniej. Chłodny wiatr przemierzał świat niosąc za sobą jesienną aurę. Drzewa jeszcze nie zmieniały swych kolorów, ale była to już tylko kwestia czasu gdy lasy zaczerwienieją się i zażółcą.
Aishinsui skazana na bezsenną noc siedziała na skale bardzo blisko jaskini, w której spał jeszcze Usagi.
Chociaż od ich feralnego pocałunku minął prawie miesiąc to ona właściwie nieustannie o tym myślała. Nie bardzo wiedziała czy rozpamietuje to tak, ponieważ boi się, że gdy nadejdzie dzień jej ponownego spotkania z Kenji'm, nie będzie czuła do niego już tego samego uczucia i wszystko się wyda czy dlatego, bo małe zbliżenie z Usagim tak strasznie jej się podobało.
Dotknęła palcami swych warg. Przebiegł ją dreszcz. Do diabła, ona chciała by to powtórzył! Chciała, by był z nią w bliskiej relacji. Bliższej niż przyjaźń. A Kenji'ego widziała już tylko jak przez mgłę.
Westchnęła ciężko zamykając oczy.
-Co się ze mną dzieje?- nie rozumiała.-To szalone.
-Aishi, dlaczego nie śpisz?- rozległ się głos Usagiego.
Wojowniczka drgnęła gwałtownie. Królik siadł obok niej kładąc jej rękę na ramieniu.
-Coś się stało?- dociekał.
-Nie, wszystko w porządku- odparła energicznie.
-Na pewno?
-No jasne. Już wrzesień. Bezsenność mnie dopadła.
-To... Ty co roku o tej porze nie możesz spać?
-Hmm... Tak z dokładną datą nie, ale ogólnie w tym miesiącu zdarza się kilka nocy.
Samuraja popatrzył na nią nieprzekonanym wzrokiem.
-Co?- zdziwiła się.
-Dlaczego kłamiesz?- rzekł.
-Ja kłamię? No wypraszam sobie! Nie mam powodu by kłamać. Czuję się świetnie, nie moja wina, że mój organizm jest już tak skonstruowany.
Usagi westchnął siadając tak jak ona, twarzą do lasu i księżyca. Pamiętał, że w jego trudnej godzinie dziewczyna siedziała i milczała razem z nim aż w końcu się otworzył. Postanowił spróbować tego samego. Wpatrywał się w srebrny talerz na niebie. Podparł się ręką. Aishi zrobiła to samo. Niespodziewanie jej dłoń zetknęła się z dłonią przyjaciela. Oboje gwałtownie popatrzyli na nie a potem na siebie.
-Chyba już wiem, co nie daje ci spać- zrozumiał Usagi kiwając głową.
Aida spuściła głowę. Przed nim niczego nie mogła już ukryć bo jej ciało już wbrew woli chciało się przyznać. Tylko umysł nie dopuszczał jednak takiej wersji jej życia.
-Przepraszam- rzuciła zabierając rękę.
-Wiec porozmawiasz ze mną o tym?- dopytywał.
Aishinsui wzięła oddech. Miała zacząć mówić jednak, gdy podniosła wzrok, zauważyła jakiś duży cień tuż za królikiem. Potem postać uniosła coś do góry. Nie trzeba było się zastanawiać, gdy przedmiot zalśnił w świetle księżyca.
-Usi, za tobą!- zawołała.
Odepchnęła go. Miecz chlastnął ją po boku. Aishinsui oczywiście niczego nie poczuła. Upadła na plecy po czym przyłożyła oprawcy nogą przekoziołkowując na "cztery łapy".
Usagi wyciągnął ostrze odwracając się za siebie. W porę zdążył obronić się przed przepołowieniem. Zablokował metal przytrzymując katanę drugą ręką. Użył więcej siły odpychając przeciwnika. Spadł ze skały. Przy tej wysokości nie miał zbyt wielu szans na przeżycie.
Aishi złapała kolejnego wroga włosami za szyję posyłając go na skalną ścianę. Ogłuszyła go. Wtedy poczuła, że ktoś złapał ją za nadgarstek z potężną siłą. Spojrzała na tą osobę zamierając. Ślepia tej postaci jażyły się tak interaktywną czerwienią, której nigdy nie widziała. Oczy zaczęły potwornie ją piec. Zakryła je ręką czując, jakby gałki oczne wypływały jej z oczodołów.
-Aaaa!- krzyknęła.-Boże, to boli!
Usagi spojrzał w jej kierunku odpychając od siebie następnego oprawcę.
Podbiegł do tego, który ją trzymał dźgając go kataną w brzuch. Trysnęła krew. Postać upadła na ziemię.
-Aishi- rzucił zdyszany.
Podszedł do niej kładąc rękę z kataną na jej ramieniu. Zabrał jej dłonie z oczu. Jej policzki paskudzily stróżki krwi.
-Au, au, ała- syczała unosząc delikatnie powieki.
Drgnęła gwałtownie gdy tylko spróbowała bardziej je rozszerzyć.
-Płaczesz krwią?- przeraził się Miyamoto.
-Płacze czym?!- spanikowała.
Próbowała dotknąć krawędzi oczodołu, tuż przy dolnych rzęsach. W jej głowie jak strzała uderzył tak potworny ból, że aż krzyknęła.
To wyglądało tak, jakby wyłupała sobie oczy.
Królik spostrzegł dookoła siebie kolejnych napastników. Zrozumiał, iż tym razem się nie obronią. Sam nie dałby sobie rady choćby nie wiedział, jak chciał. Musiał się poddać.
Uniósł ręce do góry. Odebrano mu miecz z ręki a drugi wyciągnięty z pochwy. Aishi także wyszarpano ostrze z dłoni.
-Hej, co jest?!- krzyknęła.
-Spokojnie- rzucił.
Ręce założono im z tyłu i ściśle związano. Dziewczyna szarpnęła się.
Nie wiedzieli, gdzie są prowadzeni, ale ten, kto zaatakował, musiał ich znać. Istniało duże prawdopodobieństwo, że mieli do czynienia znów z wysłannikami Nogitsune.
㊗
Rōninów doprowadzono do jakiegoś obozu. Pierwsze co Usagi zobaczył, to tlący się ogień w samym środku niewielkiego obozowiska.
-Przywiązać ich do drzew- powiedział jakiś złowrogi głos.
Żołnierze w czarnych kostiumach poprowadzili ich do pni odwracając pojmanych plecami. Wzięli liny oplątując dwójkę.
-To się nazywa ironia losu- parsknął znów ten sam ton.-Ponownie twarzą w twarz.
-Co?- nie rozumiał samuraj.-Z-zaraz... znam ten głos...
-Pamięć cię nie zawodzi- rzekł.
Mężczyzna wstał wychodząc z namiotu. Zbliżył się do płomieni powoli odsłaniając twarz. Usagi aż zamarł. Stał w bezruchu wpatrując się w przywódcę napastników. Narastała w nim furia.
-Hikiji!- krzyknął próbując się wyszarpać.
-Gdzie?!- zawołała Aishi rozglądać się z zamkniętymi oczami i kolejnymi kroplami krwi splywającymi po jej policzku.
Usagi skierował wzrok ku niej. Hikiji też to zrobił po czym podszedł do niej. Wziął jej twarz w rękę przyglądając się jej.
-Otwórz oczy- rozkazał jej.
-Nie mogę- syknęła.
-Możesz-warknął.-Otwieraj.
Dziewczyna westchnęła ciężko próbując podnieść powieki.
Hikiji nie należał do cierpliwych osobników. Sam siłą otworzył jej oczy.
Dziewczyna tylko jęknęła. Zamrugała kilka razy odzyskując wzrok. Dostrzegając lorda westchnęła zaskoczona. Nic dziwnego- Hikiji był człowiekiem. Posiadał szerokie ramiona, jego twarz była podłużna, włosy długie i czarne, a oczy pełne wściekłości.
-Tak, jak myślałem- prychnął.-To ty.
-Zostaw ją!- warknął Usagi.
-Masz dobrą pamięć, Miyamoto- syknął na niego odwracając Aishinsui w jego stronę.-Poznajesz ją, prawda? Dziś pewnie ma dwadzieścia lat.
-Przestań mówić tak, jakby mnie tu nie było!- zawarczała uwalniając twarz z jego uścisku.
-Ta hardość to chyba i matce, i po ojcu- zaśmiał się.-Oboje byli uparci.
-Ty nie masz prawa znać moich rodziców!- krzyknęła.
-Nawet jako niemowlak miałaś niewypażoną gębe- rzekł.
-Odsuń się od niej!- wtrącił Usagi.
-Powiedziałbyś jej, gdyby ci na niej nie zależało- zauważył Hikiji.-Czyżby twarde serce zaczęło ci mięknąć?
-Mówię po raz ostatni- syknął.- Zostaw ją! Nie mam pojęcia, o czym mówisz, ale nie waż się jej dotykać!
-Ty naprawdę nie wiesz?- zdziwił się lord.
Podszedł do niego nachylając się przy jego uszach i coś powoli szepcząc. Na twarzy samuraja odmalowało się przerażenie. Nie, to nie było przerażenie. On aż pobladł a źrenice zmniejszyły się do rozmiaru ziarna pieprzu. Usagi odczuwał... grozę. Jakby cały świat mu się zawalił na głowę.
Spojrzał powoli na przyjaciółkę. Aishi sama poczuła dziwne skręcenie w brzuchu widząc jego wzrok.
-A teraz słuchaj- warknął lord.-Wiem, że byłeś u Fumio. I wiem, jak on ci ufa. Dlatego też weźmiesz sztylet, pójdziesz do jego pałacu i wymierzysz w niego cios.
-Nigdy- warknął.
-A zatem ona dowie się- zagroził.-Wszystkiego.
-Dowie czego?- nie rozumiała Aishi.
-Przemyśl to- prychnął.-Masz czas do jutra.
㊗
-Aishinsui, obudź się- szepnął Usagi poruszając jej ramieniem.
-C-co się dzieje?- spytała.
-Musimy uciekać- syknął rozwiązując ją.
-Jak się uwolniłeś?
-Przegryzłem liny. Mam nasze miecze. Nie zadawaj pytań.
Uwolnił ją podając jej broń. Oboje pobiegli jak najdalej od obozu.
-Usagi, to był ten, który zabił Mifune?- dociekała ledwie dorównując mu kroku.-Czego miałam się dowiedzieć?!
-Przed nami szmat drogi- odrzekł.
-Usagi, czy ty mnie słyszysz?
-Musimy dotrzeć do Himeji nim on to zrobi.
-Usagi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top