VIII

- Od ordalii minął tydzień, a z tobą jest coraz gorzej- zauważył Usagi po raz kolejny smarując jej rękę maścią.

-Przesadzasz Usagi, to tylko delikatna niedyspozycja- upierała się dziewczyna.

Samuraj spojrzał na nią krzywo, a następnie ponownie wrócił wzrokiem do jej obrażenia. Aishinsui poprawiła się na trawie lepiej opierając o drzewo.

-Lekarstwo już się kończy- przypomniał jej przyjaciel.-Będziemy mieć problem jeżeli szybko nie znajdziemy nowego.

Wiatr delikatnie powiał. To była dosyć ciepła noc. W końcu już zaczęło się lato. Twarz dziewczyny smagnął delikatny wiatr.

-Dobrze, dobrze- odrzekła.-Pomyślimy jutro. Dzisiaj jedyną rzeczą jakiej chcę to sen. Możesz spełnić moją prośbę i się po prostu położyć, a potem zasnąć?

Miyamoto przełknął ślinę. Westchnął ciężko zamykając pudełko. Wytarł resztki lekarstwa z palców o trawę.

-Ale gdyby cokolwiek się działo, budź mnie- rzekł.

-Oczywiście- przyrzekła z uśmiechem.

Usagi, mimo woli odwzajemnił go. Odszedł kawałek dalej siadając przy kamieniu.

Z tym, Usagi, mi nie pomożesz, pomyślała patrząc w gwiazdy. Choć mówiła mu, że wszystko jest dobrze to wiedziała, że jej stan jest niezwykle poważny. Musiała udać się do kogoś, kto jej pomoże.

Przekręciła głowę w lewo. Tamta góra. Tam znajdzie lekarstwo. I spotka ponownie innych, takich jak ona. Musiała jedynie poczekać, aż Usagi zaśnie.

Noc była naprawdę piękna. Gwiazdy migotały na granatowym niebie jak świetliki. Księżyc był w fazie półksiężyca. Zielone liście powiewały na falach wiatru. Niby noc jak co noc, ale nadal piękna.

Aishi od dawna potrafiła cieszyć się przyrodą. Miała wrażliwe serce dla natury. Żyła w niej od kilku lat wiec wszystko, co było naturalną zielenią, było jej domem.

Prawie że już zdąrzyła zasnąć gdy nagle wstrząsł nią potężny dreszcz przemieszany z kującym bólem. Po jej ciele przemknęły smugi jasnego światła.

-Muszę się spieszyć- szepnęła sama do siebie.

Podniosła się z ziemi kierując wzrok na Usagiego. Spał jak kamień, na jej szczęście. Powoli i jak najciszej oddaliła się od niego. Wiedziała, że jeżeli nie otrzyma pomocy do wschodu słońca to nawet wolałaby nie myśleć co się z nią stanie.

Po pięciu minutach biegu była już u podnóża szczytu. Podeszła do jego ściany dotykając jej. Przesuwając dłonią, w pewnym momencie poczuła coś chropowatego pod skórą. Starła kurz i sadzę. Jej oczom ukazał się napis. Oczywiście w języku japońskim.

Aishi nie musiała go czytać. Nie pierwszy raz tu przyszła. Wyciągnęła zza kimona pusty pergamin przykładając go do zimnej góry. Następnie napisała na nim kilka znaków. Przytrzymała papier na wyrytych znakach kanji wymawiajac słowo. Skierowała wzrok na prawo. W miejscu, gdzie jeszcze do niedawna była gładka ściana, teraz widziała schody. I tylko dzięki swej technice mogła je dostrzec.

Jednak teraz nie było czasu na zastanawianie się nas swoją umiejętnością. Nie, gdy w grę wchodziła cena, której nie śmiała płacić. Pędem rzuciła się schodami ku górze.

Po pokonaniu około czterech tysięcy stopni, dziewczyna ledwo ledwo dotknęła stopą podłoża szczytu. Oparła ręce o kolana, schyliła się i starała się uporać z dudniącym sercem.

-Aishi?- rozległ się męski głos.

O che! Usagi ją dogonił? No to wpadłam, pomyślała. Co prawda przez krew dudniącą w uszach nie potrafiła do końca określić czy to głos przyjaciela, ale i tak wpadła w panikę Wyprostowała się rozgląda dokoła nerwowo.

Dostrzegła w ciemności nocy postać oświetloną słabym blaskiem księżyca. Ale to nie był Usagi. To nie jego sylwetka się do niej zbliżała.

-Aishi, moja kochana, to naprawdę ty?- dopytywał mężczyzna.

Moja kochana, powtórzyła w myślach dziewczyna. Te dwa słowa powiedziały wszystko.

-Kenji- rzekła z pojawiającymi się powoli na jej ustach uśmiechem.

Chłopak przyspieszył kroku, który z czasem zmienił się w bieg. Aishi zrobiła to samo. W końcu rzucili się sobie w objęcia. Były naprawdę mocne. W końcu nie widzieli się już tyle czasu.

-Kenji, tak tęskniłam- wyznała.

Chłopak położył rękę na jej głowie, gładząc włosy.

Uniosła wzrok. Ukazała jej się młodzieńcza twarz japońskiej urody. Jego oczy były ciemne jak dwa węgle. Włosy czarne, jak zwykle rozwichrzone, za które tak lubiła targać.

Odsunęła się od niego nieco. Ubiór Kenji'ego stanowiła brązowa szata przewiązana białym pasem, ciemne spodnie oraz japońskie sandały.

-Nic się nie zmieniłeś- stwierdziła.

-Za to ty jeszcze bardziej wypiękniałaś- odparł.

-Czaruś- zaśmiała się po czym szybko cmoknęła go w usta.

-Przyszłaś w najwspanialszym momencie- wyjawił.

-To znaczy?

-Yurika doczekała się dziecka.

-Yurika? Nasza Yurika?

-Tak.

-To... To naprawdę wspaniale!

-Dziś pokaże nam je.

-Ja to mam idealne wyczucie czasu. Jak zawsze.

Kenji uśmiechnął się do niej schylając głowę. Dotknął delikatnie jej warg, a ona odwzajemniła gest.

-Wkrótce przyjdzie czas i na naszego potomka- zwrócił uwagę.

-Tak, wiem- odrzekła.-Po ślubie się tym zajmiemy.

-Koniecznie.

Aishi najchętniej zostałaby z nim do końca nocy, ale musiała znaleźć swego lekarza- lekarza wszystkich stworzeń takich jak ona. W przeciwnym razie ta noc będzie jej ostatnią.

Nagle ponownie zadrżała, przez ciało przeszedł kujący ból a złote smugi ponownie zatańczyły na jej skórze. Osłabienie zmusiło ją, by paść na kolana.

-Aishi!- zawołał z przerażeniem Kenji klękając przy niej.

-Kończy mi się czas- wyznała łapiąc powietrze w płuca.

-Dlaczego znikasz?- nie rozumiał.-Co ci jest?

-Za dużo ognia- wyjawiła.-Za częste ordalia...

-Musimy iść do Uzdrowiciela.

Pomógł jej wstać. Schylił się by wziąść ją na ręce, jednak ona zaprotestowała.

-Nie trzeba, mogę iść sama.

Dała się jednak oprzeć na jego ramieniu.

Usagiego obudziły huki wystrzałów fajerwerek. Zerwał się z ziemi stając na równych nogach. Rozejrzał się gwałtownie po czym spojrzał na sztuczne ognie na niebie.

-Aishi, obudź się!- zawołał.

Chciał by ona też to zobaczyła. Nie słyszał jednak odpowiedzi z jej strony. Znów w niebo uderzył fajerwerek. Był już o wiele głośniejszy. Królik zakrył uszy.

-Aishi- powtórzył.

Skierował wzrok na miejsce, gdzie powinna spać. Nikogo tam jednak nie zastał.

-Ach...Aishi, czemu ty mnie nigdy nie słuchasz?- warknął.

Ponownie spojrzał na kolorowe niebo. Wtedy to właśnie jakby w głowie zapaliła mu się lampka.

-Gdzie zabawa, tam i Aishi- rzucił.

Szybko zorientował się skąd fajerwerki są wystrzeliwane. Ruszył biegiem na szczyt.

Aishi wraz z Kenji dotarli do drzwi wrytych w ścianę góry. Chłopak pchnął je puszczając dziewczynę przodem.

We wnętrzu unosił się paskudny zapach spalonych ziół. Uzdrowiciel nie dbał zbytnio o wystrój czy atmosferę, dlatego jego dom wyglądał jak zwykła pieczara.

Dwójka poszła za światłem ognia. Uzdrowiciel siedział przy ognisku, a nas promieniami wisiał kocioł. Był to człowiek sędziwego wieku, szczupły, z białymi włosami i brodą. Ubrany w czarno- białe szaty przypominające nieco chabit mnicha.

-Uzdrowicielu- zaczął Kenji.

Starzec odwrócił się w ich stronę. Jego twarz była zaorana zmarszczkami.

-Podejdźcie bliżej- poprosił łagodnie.

Posłusznie zrobili to klękając przed nim.

-Co się stało?- spytał.

-Uzdrowicielu, mam problem- wyznała Aishinsui.-Niedawno przeszłam ordalia. Z moim głupim szczęściem to były już trzynaste. Ogień zniszczył mi dłonie, lecz ostatnim razem... Posunął się dalej. Zaczynam lśnić, przenika mnie straszny ból, tracę siłe... Czy ja... umieram?

Starzec spuścił na chwilę głowę wypuszczajac powietrze nosem. Już nie musiał tłumaczyć. Zakochani dowiedzieli się prawdy. Choć liczyli się z tą prawdą wcześniej to mieli nadzieję, że Uzdrowiciel uwolni ich od tego strachu. Mylili się.

-Ile mam czasu?- spytała wojowniczka.

-Do wschodu słońca pozostało półtorej godziny- oświadczył.

-I już nic się nie da zrobić?- dociekał Kenji kładąc ręce na ramionach Aidy.

-Hmm... Jest jeden sposób- rzekł starzec.-Aishisui, ty używasz w walce pergaminu, tak?

-Tak- potwierdziła.

-Daj mi jeden czysty-poprosił.

Dziewczyna sięgnęła za kimono wyciągając papier. Uzdrowiciel obejrzał go.

-Mógłbym wypisać na nim znaki kanji oznaczające "uzdrowienie". Jednak nie wiem czy zdążę.

-Dlaczego? To tylko dwa znaki?

-Istotnie, jednakże najpierw będę musiał utwardzić ten papier a potem bardzo, ale to bardzo powoli wypisać na nim kanji. Moja umiejętność jest tak potężna, że mogłaby spalić pergamin na wiór i wywołać jeszcze jakieś niepożądane skutki, których wolałbym nie tłumaczyć. Dlatego nie mogę się spieszyć.

-Masz półtorej godziny. Dasz radę.

-Mimo wszystko, korzystaj jeszcze z życia, Aishinsui.

Dziewczyna rozszerzyła oczy coraz bardziej przerażona wizją śmierci.

-Choć, Yurika pewnie już się niecierpliwi- rzucił Kenji.

-Kenji, a co jeżeli on naprawdę nie zdąży?- spytała Aishi.

-Nawet tak nie myśl. Wszystko będzie dobrze.

-Jeśli jednak umrę...

-To wtedy choćbym musiał szukać twego ducha w Yomi, odnajdę cię.

Aida uśmiechnęła się do niego. Odwzajemnił gest.

Przeszli przez szczyt. Choć z daleka może wydawało się, że góra ma szpiczasty wierzchołek, w rzeczywistości był on płaski jak najzwyklejsza podłoga. Tu zawsze spotykali się ludzie by odbyć coroczny rytuał przyjęcia nowonarodzonych. Był to ważny czas gdyż tak świętowano "przedłużanie rodzaju ludzkiego".

Wszystko było już przygotowane. Ognisko, wokół którego siedzieli ludzie. Liczba ich z pewnością przekroczyła siedem tysięcy.

Zakochani siedli w pierwszym rzędzie by dostrzec dziecko Yuriki. Była dla nich jak siostra. To oczywiste, że musiała ich widzieć.

-Moi kochani- przemówiła kobieta imieniem Navena w białej szacie.-Jestem rada, że tak licznie przybyliście na nasze coroczne Święto Narodzin.

Kobieta mówiła już z dobrą godzinę. Niektórzy zaczęli przysypiać. Aishi nie potrafiła nawet myśleć o śnie. Żałowała, że tak spędza ,możliwie ostatnie chwile swego życia.

Wtedy w głowę uderzył ją kamień. Aida odwróciła się dostrzegając w ciemności znajomą postać.

-O che- syknęła cicho.

Podniosła się by po cichu wyjść z tłumu. Potem podbiegła do przyjaciela szepcząc przez zęby do niego:

-Usi, do diabła, co ty tu robisz?

-Mógłbym o to samo spytać ciebie- odrzekł.

-Wyobraź sobie, że jestem o wiele bardziej pożądaną osobą niż ty- rzuciła.

Wtedy do ich uszu dotarły jeszcze czyjeś kroki. Kenji dołączył do nich.

-Co on tu robi?- spytał.-Pobyt jakiegokolwiek humanoidalnego zwierzęcia jest tu zakazane.

-Tak, no wiem, ale...- próbowała się wytłumaczyć.

-Dlaczego nie powiedziałaś mi, że chcesz się oddalić- przerwał jej Usagi.

-Chłopcy, słuchajcie, ja...- zaczęła.

Wtedy po raz kolejny przeszył ją ból i zalśniła. Padła na kolana.

-Aishi!- zawołali razem.

Kenji pomógł jej się podnieść. Królik też chciał pomóc, ale chłopak spiorunował go wzrokiem.

-Poznajcie się- wydyszała Aishinsui stając na dążących nogach.-Usagi, mój przyjaciel. Kenji, mój narzeczony.

-Narzeczony?- zdziwił się Miyamoto.

-A co, zazdrościsz?- warknął na niego Kenji.

-Ej, spokojnie- wtrąciła dziewczyna.

-Nie, po postu nie mówiła nic, że... ma partnera- wyjaśnił Usagi.

-To ty zostawiłeś ją na pastwę tych ordalii, tak?- syknął chłopak.-A teraz przez ciebie może umrzeć.

-Nie, Kenji- wyrwała.-Usagi był ze mną cały czas. Zrobił tyle, ile mógł. Trafiłam na ordalia przez własną głupotę.

Rozmowa mogłaby ciągnąć się dalej gdyby nie dźwięk przerażonych westchnięć. Cała trójka zwróciła uwagę na tłum za nimi.

-Zdrada!- krzyknęła Navena.

Przyjaciele myśleli, że chodziło o obecność Usagiego na szczycie, ale nikt nie patrzył się w ich stronę.

Aishi, choć nie była w pełni sił, pobiegła w stronę ogniska. Mężczyźni zaraz za nią.

Dziewczyna zauważyła swoją przyjaciółkę, Yurikę. Jej czarne włosy zakrywały twarz pełną rozpaczy i zawstydzenia.

-Yurika Sato dopuściła się zdrady!- powtórzyła Navena trzymając w rękach zawiniątko.-Urodziła dziecko będące w połowie krwią...lisa!

Wokół ponownie rozległo się westchnienie tłumu. Navena zaczęła cofać się wraz z niemowlęciem.

-Wiesz, co robi się z dziećmi będące w połowie zwierzętami- rzuciła w stronę Yuriki.

-Nie, błagam, nie rób tego!- prosiła dziewczyna.

Navena dotarła na skraj szczytu. Dziecko Yuriki było bardzo cicho.

-Czekaj, nie!- przerwała to Aishinsui.

Po jej obu stronach stanęli Kenji i Usagi. Kobieta stanęła jak wryta.

-Przeprowadziłaś tu jednego z nich?!- obruszyła się patrząc na samuraja.-Ty także dopuściłaś się zdrady!

-Nie, ja...- zaczęła.

Upadła na ziemie ponownie lśniąc. Dała radę już tylko podnieść głowę.

-Navena, błagam, przecież to tylko dziecko!- powiedziała z przerażeniem.

-To dziecko zdrajcy!- odrzekła.-I ty też nim jesteś!

-Dobrze, wyżyj się na mnie, ale zostaw je. Ono nic ci nie zrobiło.

-Samymi narodzinami wbiło naszemu gatunkowi nóż w plecy!- wyrwała.-I dlatego...

Wystawiła ręce przed siebie puszczając dziecko.

-Nie!!!- krzyknęły równo Yurika i Aishi.

Usagi zareagował bardzo szybko. Gdy tylko Navena wypuściła dziecko, skoczył za nim. Złapał je, a Aishinsui rzuciła mu swe włosy. Zmusiła się by wstać i trzymać kosmyki resztkami sił. Krolikowi udało się wspiąć.

Yurika podbiegła do niego, gdy wszedł na szczyt zabierając dziecko. Przytuliła je do siebie.

-Arigatougozaimasu- szepnęła patrząc na niego.

Samuraj tylko skinął głową z uśmiechem.

Nagle oboje usłyszeli urwany jęk Aidy. Zadrżała, zalśniła i ponownie upadła na kolana.

-Aishi!- Usagi kleknął przy niej.

Kenji nie mógł zbliżyć się do niej, gdyż pilnował Naveny trzymając jej miecz przy szyi.

-Aishi, jest coś, co mógłbym zrobić?- spytał Usagi.

-Po prostu...- zaczęła.

Przeszył ją następny atak i tym razem upadła na ziemię.

-Aishi, nie!- syknął królik.

-Gdzie ten Uzdrowiciel?- niecierpliwił się Kenji.

-Aishi- powtórzył Miyamoto.

Dziewczyna popatrzyła na niego ledwo otwierając powieki. Położyła rękę na jego ramieniu.

-Obawiam się, że sam będziesz musiał pokonać Nogitsune.

-Co?- zdziwił się.-Aishi, nie waż się nawet tak myśleć.

-Nie mam już czasu... Słońce zaraz wejdzie.

-Aishinsui, musisz jeszcze trochę wytrzymać. Słyszysz? Aishi, musisz. Bez ciebie ujarzmienie Nogitsune nie będzie już tak proste. Została ta zagadka. Jesteś potrzebna.

Dziewczyna patrzyła na niego z wielkim smutkiem.

-Fajnie, że tak uważasz- uśmiechnęła się.

Ponownie zalśniła. Syknęła tracąc siłę w rękach. Dłoń z ramienia Usagiego opadła na ziemię.

-Aishi, nie rób mi tego- prosił Kenji.

Dziewczyna jęknęła kolejny raz doznając ataku.

-Usi, ostatnia prośba- szepnęła.

-Co tylko zechcesz- odrzekł.

-Nie śmiem cię o to prosić, ale... odwiedź jeszcze kiedyś Akio.

Samuraj uśmiechnął się.

-Oczywiście- rzekł.

Aishinsui odetchnęła głęboko. Promienie słońca przedarły się przez wzgórza. Głowa dziewczyny bezwładnie opadła na bok.

-Aishi?- rzucił Kenji.

-To koniec- odrzekł Miyamoto spuszczając głowę.-Już po wszystkim.

THE END













Dobra, wkręcam was! Nie mogłabym jeszcze skończyć! Zbyt wiele zagadek zostało jeszcze do rozwiązania. Tak wiec nie THE END ale CDN...








Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top